Rozdział jedenasty
Obudziłem się cały spocony, za oknami nadal jest ciemno więc obstawiam że jest jakaś 2-5 w nocy, świetnie... Ruszyłem do łazienki która powinna być trochę dalej. Znalazłem ją i w środku zakluczyłem drzwi, oczywiście żeby nikt nie wszedł. Puściłem zimną wodę z kranu, opłukałem sobie nią twarz i spojrzałem na siebie w lustrze. Wyglądam teraz trochę jak siedem nieszczęść. Wziąłem czyiś dezodorant i się nim popsikałem, żeby nie waliło ode mnie rano potem. Od kluczyłem drzwi i je otworzyłem, chciałem wyjść, ale przeszkodziła mi jakaś osoba, popatrzyłem wyżej i ujrzałem twarz Finna, wkurzonego Finna.
-Um..Dobry wieczór?-Bardziej zapytałem niż powiedziałem, myślałem że śpi w najlepsze.
-Dlaczego nie śpisz co? Jest trzecia w nocy, a ty nie śpisz i na dodatek mnie obudziłeś.-Mówił cicho i zarazem wkurzonym tonem.
-Poszedłem się załatwić, jezu tylko o to jesteś już taki wkurzony czy co?-Ułożyłem dłonie na biodrach, wyglądałem teraz trochę jak te wszystkie laski co uważają się za księżniczki.
-Gadałeś przez sen, a nawet trochę krzyczałeś, wiesz o tym?-Złapał mnie mocno za nadgarstek i pociągnął w stronę sypialni.
Nie odezwałem się więcej, tylko szedłem grzecznie za nim, jak piesek. Próbowałem uwolnić dłoń, dość mocno mnie trzymał i bolało trochę. Wepchnął mnie do jego pokoju i wszedł za mną, zamykając drzwi za sobą.
-Co z tobą jest?!-Wykrzyczał patrząc mi prosto w oczach.
-Nic...Boże tylko koszmar miałem, a ty takie wielkie halo o to robisz!-Również zacząłem patrzeć mu prosto w oczy, wydawało się że paliły się w nich małe płomyki ognia.
-Jak nic?!-Nagle złapał za moją koszulkę i ściągnął ją ze mnie.-O sen już mi nie chodzi, a bardziej o twój stan...Przepraszam, ale byłem ciekawy i jak spałeś to zobaczyłem twoje ciało i...dlaczego jesteś tak mocno wychudzony co...?-Ogień z jego oczy znikł, teraz pojawiło się zmartwienie na całej twarzy, a ja nawet już nie chciałem więcej na niego patrzeć.
-Wrócę do siebie...-Nie zapomniałem że jest trzecia w nocy, czy któraś tam. Ubrałem się na szybko w swoje ciuchy, w których byłem wcześniej.
-Dawid, przepraszam że byłem tak agresywny, po prostu się martwię...-Podszedł do mnie bliżej i przytulił, od razu go odepchnąłem.
Ubrałem na szybko swoje buty i wybiegłem z jego domu z łzami w oczach, nie miał widzieć tego...co jeżeli na blizny też zwrócił uwagę, przecież mój stan zrujnuje znajomość z nim. Zatrzymałem się po kilku minutach biegu, bo jednak nie mam dobrej kondycji...Spojrzałem do góry, na świecący księżyc, na gwiazdy rozrzucone po niebie. Po moich polikach zaczęły spływać słone łzy. Nawet nie mam ochoty wracać do domu, brat by się wydarł na mnie, słusznie trochę za to co zrobiłem teraz...Wytarłem łzy i ruszyłem przed siebie, szedłem po prostu chodnikiem. Co jakiś czas przejeżdżały pojedyncze auta, zawsze mnie zastanawiało po jaki chuj ludzie jeżdżą w nocy.
Przypomniał mi się sen, a bardziej jego koniec, jak Finn się śmiał ze mnie. Co jeśli teraz też się śmieje...? Rano napisze do każdego kogo zna, o moim stanie i będzie się wraz z nimi śmiać...? Może teraz w jego oczach jestem tylko palantem który sobie nie radzi, nie je, tnie się, przeżywa najmniejszy rzecz...Jezusie mogłem od razu do domu pojechać. Nie chcąc już o tym myśleć, wyjąłem słuchawki z kieszeni, podłączyłem do telefonu, założyłem je i poszukałem czegoś do puszczenia. Kliknąłem w moją playliste, szukałem czegoś co nie jest punkiem ani trash metalem, niestety czegoś innego nie miałem więc puściłem "Zgubieni czy odnalezieni" - GA-GA, zielone żabki.
-Sorry że nie pasuję do waszych schematów Sorry że robię inaczej jak chcecie Sorry że myślicie że lepiej wiecie jak mam działać w tym świecie Sorry że jestem awangardowy, że pzyprawiam o zawrót głowy.-Zacząłem sobie z nudów cicho podśpiewywać do kawałka.-Wszystkich tych co mieli elegancko poukładane, żeby było miło, a tu nagle wszystko się rozmyło, Inaczej się zrobilo, wielu się w tym pogubiło, Ale trzeba ruszyć się i pójść do przodu, Bo inaczej zginiemy tu skostniali, jak pomniki będziemy stali i bali się zrobić coś nowego. Czy tego chcecie Żeby ten facet w berecire zabrał nam wszystko Podać nazwisko, totalitarski Zbigniew nazywa się Oddajmy mu grę chowając się w dziurach Na murach coraz więcej jego podpisów, Popisów słownych słyszałem wiele Kolejnych podziałów odgłos rozległ się w przestrzeni. Jesteśmy zgubieni czy właśnie się odnaleźliśmy?-Skończyłem przy refrenie bo akurat wtedy zaczął wibrować mi telefon w dłoni.
Spojrzałem o co chodzi. Finn do mnie dzwonił, jakoś nie zbytnio chciałem rozmawiać, zapewne zacznie mnie wyzywać od debili, że wyszedłem z jego domu w środku nocy, albo zacznie się śmiać że miał mnie za kogoś lepszego, a tak na prawdę jestem miękką pizdą...Po chwili niechętnie odebrałem.
-Dawid proszę ciebie wróć do mnie do domu! Wiem że na pewno nie chcesz, wiem że szlajasz się gdzieś, ale nie chce żeby coś się tobie stało, wiesz dobrze że o tej godzinie dużo dziwnych ludzi się szlaja..-Było słuchać jak głos mu się powoli załamuje.-Martwię się...
Lekko się wzdrygnąłem jak wypowiedział dwa ostatnie słowa, tak mówił już wcześniej że się martwi o mnie, ale teraz to trochę brzmiało jakby było na serio, jakby zaraz miał sobie włosy wyrywać z zmartwienia o mnie, uroczo nawet...
-Pusto na ulicy więc gdzie niby są ci twoi dziwni ludzie?-Zaśmiałem się cicho.
-Dawid to nie jest zabawne...Jeszcze ktoś tam ciebie porwie...Chociaż powiedz gdzie jesteś to podejdę.
-Ale ja nie rozumiem po co się tak martwisz, jestem zwykłym chłopakiem którego jakoś poznałeś, takich jak ja jest wiele, więc jaką różnice by zrobiło gdyby mnie ktoś porwał? Żadną.-Znalazłem sobie kamyczka po drodze i zacząłem go kopać, idąc dalej przed siebie.-Weź już idź spać bo na pewno zmęczony jesteś.
-Nie zasnę dopóki nie będę wiedział, czy jesteś w domu bezpieczny, albo przy mnie...Zrozum że nawet jeżeli dobrze się nie znamy, nie ma niczego takiego pomiędzy nami, to i tak będę się o ciebie martwił, a szczególnie jak wybiegłeś z domu o czwartej w nocy.
-Ehh...-Rozejrzałem się wokół gdzie dokładnie się znajduje.-Jestem przy tyn starym sklepiku przy podstawówce.-Powiedziałem trochę niechętnie.
-Dzięki Dawid, zaraz tam będę!-Rozłączył się szybko.
Znalazłem ławkę obok, usiadłem na niej i włączyłem sobie z powrotem kawałek z wcześniej. Teraz trochę głupio się poczułem, że wcześniej cicho śpiewałem do niego, mógł ktoś dalej mnie widzieć i uznać za jakiegoś dziwaka.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top