Subaru Rozdział 4

 Oto kolejny Subaru, co oznacza, że poprawki i przenosiny skończone. Mam nadzieję, że jego punkt widzenia się wam spodoba.

______________________________________________________________

- W zasadzie to napisał, że ona jest pożywieniem dla tego, którego sama sobie wybierze – Shu oznajmił nam wolę Tego Drania.

 - Co też Ta Osoba sobie myśli?! Niby dlaczego mielibyśmy się ograniczać?! - Kanato zaczął niewyraźnie wrzeszczeć po angielsku. To o czym właśnie wszyscy myśleli.

  - Nie wiem, nie obchodzi mnie to. Po prostu zróbmy, co każe. To będzie mniej kłopotliwe. - Shu podsumował znudzony.

  - Jak rozumiem będziecie stosować się do kontraktu, jeśli i ja się będę z niego wywiązywać? - wtrąciła dziewczyna. O co chodzi z tym cholernym kontraktem?! I czemu nie próbowała nawiać z wrzaskiem, gdy tylko zorientowała się, że może naprawdę zginąć?!

  - Jakie warunki wymienia kontrakt? - Reiji najwyraźniej miał dość gadania po próżnicy.

  - Jak już mówiłam, mieszkam zwami, chodzę do szkoły, dostaję stypendium, - zaczęła wyjaśniać - nikomu nie mówię co się dzieje w tym domu, co jak rozumiem znaczy, że nie mówię kim jesteście oraz wyznaczam sobie „opiekuna", czyli najwyraźniej wybieram osobę dla której jestem bankiem krwi. - mówiła praktycznie beznamiętnie - Po pół roku mogę wrócić do domu. W kontrakcie jest także podpunkt mówiący o tym, że nikt w żaden sposób nie może mi utrudniać bądź zakazywać kontaktów z rodziną i przyjaciółmi – Że co?! Nasza ofiara ma gadać z kim chce, kiedy chce i o czym chce?! - Dostałam także numer telefonu waszego ojca w razie kłopotów. - Ta Osoba dała jej numer, by mogła mu powiedzieć, że źle ją traktujemy?! To jakaś farsa! Co On u diabła knuje?!

Pierwszy z szoku ogarnął się Laito: ~Niby czemu Babe-chan miałaby chcieć się kontaktować z innymi, skoro ma nas? ~Zaczął bawić się jej włosami przysuwając się. Ona się odsunęła. Jakoś się dziewczynie nie dziwię.

  - Muszę się kontaktować z rodziną. I nie chodzi o to, że poinformowałabym ich o tym czym jesteście, bo i tak by mi nie uwierzyli. - mówiła Paulina - Jeśli nie będę się kontaktować to zaczną mnie szukać, a w umowie, której kopia została w Polsce jest wasz adres, ponadto konkurs, który wygrałam - zrobiła dziwny gest przy słowie "wygrałam"– był ogłaszany w gazetach i podano moje dane. A wiadome jest, że to wasz ojciec go zorganizował. Jest jeszcze polska ambasada. Nie mogę tak po prostu zerwać wszystkich kontaktów ze światem zewnętrznym. Zaczną mnie szukać.

KURWA! Jak gówniara wyparuje to mamy przejebane. Mała uświadomiła to nam całkiem wyraźnie. Ten Drań zadbał by to nas szukano gdyby coś jej się stało. Ocipiał do reszty! Te z lekka dwa tysiące lat mu na łeb padły! Zawsze wiedziałem, że jest rąbnięty ale to...! Przecież ona nie przeżyje! Chce żebyśmy wrócili do Świata Demonów na najbliższe stulecie czy co?

  - Wygląda na to, że pozbawienie cię możliwości kontaktu ze światem zewnętrznym istotnie przyniesie więcej szkody niż pożytku. - Reiji szybko rozważył sytuację – ale wystarczy jedno podejrzenie, że chcesz nas zdradzić, byś została ukarana. - spojrzał na nią groźnie.

  - Rozumiem, jednak sądzę, że czasami będę musiała coś o was pisać, gdyż moi bliscy wiedzą, że mam mieszkać z innymi nastolatkami. Gdybym nic na ten temat nie mówiła, to zaczęliby podejrzewać, że dzieje się tu coś dziwnego. - tu mała ma rację, ale jak u diabła mamy tego pilnować? Żaden z nas nie zna tego jej języka.

  ~A o czym chciałabyś pisać z koleżankami, Babe-chan? Może o tym jaką potrafię dać przyjemność?  ~dziewczyna odsunęła się gdy zboczeniec się do niej zbliży. Zwinąłem dłonie w pięści. Czy on nie rozumie, że ona nie chce by się do niej zbliżał?

  - Raczej o tym, że nie wiesz co to przestrzeń osobista. I przestań nazywać mnie Babe-chan! Nie jestem dzieckiem. - wątpię.

  ~Ne, nie denerwuj się, Babe-chan. Chociaż twoja rozzłoszczona twarz jest przeurocza, Babe-chan. Tak więc nie mam najmniejszego zamiaru przestać, Babe-chan. Aż robi mi się gorąco na myśl jakie inne miny mogłabyś dzięki mnie zrobić, Babe-chaaan. ~ Paulina miała obrzydzoną minę gdy po raz kolejny uchyliła się przed jego dotykiem. Zbok celowo się z nią drażnił.

  - A mi się robi niedobrze na samą myśl, i jak już mówiłam nie jestem dzieckiem. I nie mam najmniejszego zamiaru dać ci się dotknąć. - praktycznie warknęła. Nie znaczy nie do cholery! Przysunąłem się bliżej, gotów by odrzucić kapelusznika, jeśli posunie się za daleko. Sam nie byłem pewny czemu.

  ~Och, nie bądź taka Babe-chan ~powiedział Laito głosem od którego dziewczyny ze szkoły by padły ~nawet nie wiesz co tracisz.

- I nie chcę wiedzieć! I nie nazywaj mnie tak! - krzyknęła, a potem powiedziała spokojnie - hm, a co powiesz na mały zakład? Jeśli wygrasz nie będę oponować przeciwko nazywaniu mnie Babe-chan, ale jeśli ja wygram to już nigdy mnie tak nie nazwiesz. - zakład? O co ona może się chcieć z nim założyć?

_________________________________________________________

I jakie odczucia po lekturze?


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top