Rozdział 3
- Czy można prosić o rozmowę po angielsku? Ja naprawdę nie rozumiem ani słowa z tego co mówicie. - odezwałam się spokojnie. Dziewczyna spojrzała na mnie niespokojnie, jakby radziła mi milczeć. Uśmiechnęłam się do niej uspokajająco, choć coś mi zaczynało nie pasować w tym jej lekko przestraszonym spojrzeniu.
~Och, czyżbyśmy mieli gościa z zagranicy? Przyjemny zapach ~usłyszałam nad głową. Na schodach opierając się o balustradę stał kolejny chłopak. Miał rude włosy i kocie zielone oczy. To chyba bliźniak czerwonowłosego. Sweter w paski, a pod spodem biała, lekko rozpięta koszula. Do tego luźno zawiązany czerwony krawat i niebieska kurtka. Na głowie miał kapelusz, a na ustach flirciarski uśmieszek. Mrugnął do mnie oblizując usta. Jak ja nie cierpię takich ludzi. ~ Mam nadzieję, że zostaniesz na dłużej, Babe-chan.
Czy on właśnie nazwał mnie dzieckiem?! Zmrużyłam oczy ze złością. To, że mam wzrost dwunastolatki nie znaczy, że tyle mam! I o co mu chodziło z tym zapachem?
- Czy mieszka tu więcej osób? Nie chciałabym marnować czasu poprzez kilkakrotne przedstawianie się – zignorowałam rudego, zwracając się do Reijiego.
-Tak, mieszka tu jeszcze dwóch naszych braci, jestem pewien, że zaraz dołączą – odpowiedział spokojnie patrząc z niesmakiem na rudowłosego chłopaka.
~Ne, Babe-chan mnie ignoruje? Nieładnie, przecież powinnaś się ze mną zaprzyjaźnić. Moglibyśmy robić razem dużo fajnych rzeczy ~podkreślił sugestywnie „robić razem" i „rzeczy" rudowłosy szepcząc mi do ucha. Aż podskoczyłam z wrażenia. Kiedy on się znalazł obok mnie?!
- Jak... ty..? - nie zdążyłam skończyć, gdyż zirytowany Reiji powiedział: Ile razy mam wam powtarzać, żebyście tego typu rzeczami zajmowali się w swoich pokojach, Laito.
Przynajmniej poznałam imię najnowszej zmory swojego życia, pomyślałam odsuwając się.
- Daj spokój, Laito, ta ...... chyba nie odpowiada twoim standardom, co braciszku? – usłyszałam prześmiewczy głos. Czerwonowłosy. - Pachnie nieźle, ale to nie to co Chichinashi.
- Co znaczy to słowo? Dango?- powtórzyłam słowo, które powiedział. To było to samo słowo co wcześniej, kiedy miałam wrażenie, że mnie obraża.
- Kluska – odpowiedział ze złośliwym uśmieszkiem pokazując rękami kulkę. Dziewczyna na jego kolanach pokręciła głową.
- Czy ty właśnie nazwałeś mnie „kluską"?! Że niby jestem gruba?! - wytrzeszczyłam oczy zaskoczona. Na litość boską, ja ważę 48 kilo! Może wyglądałam nieco grubo, ale tylko dlatego, że miałam na sobie swoją ulubioną, wygodną, jasnoszarą i dużo za dużą bluzę z wielkimi kieszeniami, którą włożyłam na czas podróży.
(To bohaterka)
- Tak! - potwierdził radośnie. Chciałam zetrzeć mu ten uśmieszek z twarzy.
Zanim zdążyłam coś zrobić na środku pokoju pojawił się fioletowowłosy chłopiec. Znikąd. Wyglądał na zmęczonego, a pod pachą ściskał dużego misia z przepaską na oku. Do tego krótkie spodnie i czarny bezrękawnik, biała koszula i skarpetki pod kolana. Trochę taka męska lolitka. Był niewysoki i jakby taki...uroczy? Czy to właściwe słowo? Chyba nie, bo dojrzałam w jego fioletowych oczach błysk szaleństwa. Jego spojrzenie przypominało mi spojrzenie wrednych dzieciaków, które dla zabawy wyrywają motylom skrzydła i przypalają mrówki.
Zaczął krzyczeć coś tonem rozzłoszczonego dziecka. Gdybym znała japoński to już bym go uspokoiła, pomyślałam. Jego ton przypominał mi ton mojego 4 letniego brata, gdy słyszy, że nie może jeść więcej ciastek. No, ale nie znam japońskiego, więc zaczekałam aż skończy krzyczeć albo ktoś go uspokoi. Jego tyradę przerwał głośny huk i gniewny głos.
W rogu pokoju stał wysoki, białowłosy chłopak. Rany, kolejne ciacho, i znowu znikąd, pomyślałam lustrując go wzrokiem. Miał dość długie włosy, których grzywka przesłaniała mu część twarzy. Piękne, krwistoczerwone oczy patrzyły na wszystkich gniewnie. Ale krył się też w tym spojrzeniu jakiś smutek i samotność, pomimo chłodnej aury, która go otaczała. Nosił ciemnoczerwoną porwaną koszulkę, czarne spodnie i kurtkę oraz białe buty. Na rzemyku miał zawieszony mosiężny klucz. Jego dłoń znajdowała się na wysokości sporej dziury w ścianie. Czy to on ją zrobił?!
Warknął coś a fioletowy nakrzyczał na niego. Zanim wybuchła wielka awantura, Reiji przemówił: Mamy gościa z zagranicy, a wasze zachowanie jest całkowicie nie na miejscu. Uspokójcie się, jeśli nie chcecie zostać ukarani. - zwrócił się teraz do mnie – Skoro wszyscy już są, to możesz się przedstawić i przedstawić reszcie cel twojego przybycia.
Gdy mówił, chłopiec z misiem usiadł na fotelu naprzeciwko mnie. Posadził ostrożnie misia na kolanach i zaczął mi się zza niego uważnie przyglądać. Jego niespokojny wzrok, gdy szeptał i chichotał do misia, posyłał mi dreszcze wzdłuż kręgosłupa. Białowłosy został przy ścianie, jakby się separował od wszystkiego co się działo, choć jego wzrok także mnie prześwietlał.
Cała szóstka, choć zupełnie różna, była w jakimś stopniu do siebie podobna. Blada skóra, idealne rysy i jakieś takie dziwne wrażenie inności. Coś z nimi wszystkimi jest mocno nie tak.
________________________________________________________________
Kolejny rozdział. Mam nadzieję, że się podoba. Komentarze mile widziane :) Do następnego!
Edycja: Dziękuję za gwiazdki i mam nadzieję na więcej. Zbieram na Drogę Mleczną :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top