Rozdział 2
Zaczęłam się bać, co takiego jest w tym domu, że aż tyle mi płacą. No bo, po kiego grzyba ściągać osobę z drugiego końca świata, która na dodatek nie zna ich języka?
No cóż, teraz nie mam jak zrezygnować, pomyślałam ponuro obserwując okolicę przez okna limuzyny. Wyjechaliśmy z miasta parę minut temu i otaczał nas las. Minęliśmy jezioro. Zaczęłam się zastanawiać jak długo jeszcze mamy jechać. Kiedy miałam się o to spytać, samochód zjechał w boczną drogę. Zobaczyłam jak otwiera i zamyka się wielka metalowa brama.
Auto przejechało pomiędzy alejkami róż, minęło fontannę z gargulcem i zatrzymało się przed olbrzymią gotycką posiadłością. Bardziej pasowała do dziewiętnastowiecznej Anglii niż Japonii. Aż sapnęłam z wrażenia wysiadając. W zachodzącym świetle piękny, choć lekko obrośnięty bluszczem stary i ogromny budynek, otoczony nieco zapuszczonym ogrodem prezentował się odrobinę upiornie. Nie zdziwiłabym się, gdyby tu straszyło, a w ogrodzie biegał szaleniec z siekierą, pomyślałam z przekąsem. Mam nadzieję, że ci goście są mili.
Zatopiona w myślach nawet nie zauważyłam, że szofer postawił walizki obok mnie i odjechał. Podeszłam do drzwi. Nie widząc dzwonka użyłam kołatki, która przypominała lwią paszczę. Przez zamknięte drzwi było słychać echo. Po chwili drzwi otworzyła drobna blondynka o różowych oczach. Śliczna. Z uśmiechem który mówił "kocham cały świat". Nie była wysoka, ale i tak przewyższała mnie prawie o pół głowy. Miała na sobie różowy sweterek i krótkie spodenki, a w platynowych włosach spinkę z kwiatkami. Odezwała się po japońsku.
- Przepraszam, ale nie znam japońskiego – odpowiedziałam po angielsku – jestem Paulina Kowalik, a to jak rozumiem jest dom Sakamakich. Przyjechałam na stypendium ufundowane przez Tougo Sakamakiego – wyjaśniłam. Na słowa Tougo Sakamaki po jej twarzy przemknął jakiś cień, ale zanim zdążyła mi odpowiedzieć za jej plecami pojawił się rudowłosy i niezwykle przystojny chłopak. W zasadzie to bardziej czerwonowłosy, miał także jasnozielone oczy z pionową źrenicą i bardzo bladą cerę. Jego biała koszula była częściowo rozpięta, na nią miał zarzuconą bluzę, a włosy w nieładzie.
Powiedział coś do dziewczyny, która szybko mu odpowiedziała. Z jego wypowiedzi wyłapałam tylko słówko Chichinashi, na które zareagowała dziewczyna. Czyżby to było jej imię? Zaprosili mnie do środka. Na wprost były olbrzymie marmurowe schody przykryte czerwonym dywanem. Z holu rozchodziły się korytarze prowadzące w różne strony. Dziewczyna pomogła mi wnieść bagaże. Byłam zaskoczona, że chłopak nie ruszył się by nam pomóc. Gdzie się podziali dżentelmeni? Spojrzałam na niego krzywo mocując się z walizką, ale obdarzył mnie tylko znudzonym spojrzeniem.
- Czy ty jesteś Shu Sakamaki? Mam mu przekazać list. - zwróciłam się do chłopaka.
- Czy ja wyglądam jak ten leniwiec? - spytał oburzony. W jego głosie było słychać wyraźny akcent, ale mówił całkiem dobrze po angielsku. - Pośpiesz się z walizkami, ......
Kompletnie nie zrozumiałam co powiedział na końcu, ale odniosłam wrażenie, że mnie obraził. Spojrzałam na dziewczynę. Wyglądała na zażenowaną przez jego zachowanie, ale jakby i przyzwyczajoną do podobnego traktowania. Miała spojrzenie mówiące może to i dupek, ale mój dupek.
- ..........................? - usłyszałam męski głos. Odwróciłam się i zobaczyłam czarnowłosego chłopaka w okularach. Wydawał się starszy od dwójki, która otworzyła mi drzwi. Miał na sobie białą koszulę, czarne spodnie i czarnoszarą kamizelkę. Wyglądał elegancko i swobodnie w tym stroju. Trochę przypominał mi lokaja.
- Dobry wieczór, przepraszam, ale nie znam japońskiego. Przyjechałam na stypendium. Czy pan jest Shu Sakamaki? - ciemnoczerwone oczy chłopaka błysnęły złością - Mam dla niego list.
Nie wiedziałam czemu zwróciłam się do niego „pan" ale emanował jakąś dostojnością, która nakazała mi uprzejmość. A także zagrożeniem.
- Nazywam się Reiji Sakamaki – powiedział idealną angielszczyzną poprawiając okulary – i jestem wprowadzony w tą sprawę. Służba weźmie bagaże do pokoju, panno Kowalik. Zapraszam do salonu, gdzie będziemy mogli porozmawiać. Zdaje się, że widziałem tam tego lenia.
Poszłam za nim. Starszy mężczyzna wziął moje walizki. Za mną szła blondynka i zielonooki trzymając się za ręce. Znaleźliśmy się w dużym i wysokim pokoju w wiktoriańskim stylu. Było to coś pomiędzy holem a salonem. Z jednej strony były schody prowadzące na piętro, z których można było swobodnie obserwować całe pomieszczenie. Stały w nim dwie kanapy, kilka foteli, niski stolik, kominek i leżanka. Na ścianach staroświeckie obrazy. Czerwonowłosy usiadł w fotelu jednocześnie wciągając różowooką na kolana, a Reiji zasiadł na kolejnym. Zajęłam miejsce na kanapie. Zauważyłam, że patrzą na leżankę. Znajdowała się pod dużym oknem i spał na niej przystojny blondyn. Czy był tam gdy weszliśmy do pokoju? Miał na sobie turkusowy sweter i jasne dżinsy, a wokół szyi owinięty kabel od słuchawek z mp3.
Pierwszy odezwał się Reiji. Zwracał się do blondyna, a z jego wypowiedzi zrozumiałam tylko swoje imię. Zgadłam, że to właśnie jest Shu. Chłopak otworzył jedno oko zerkając na mnie. Uderzył mnie głęboki błękit jego tęczówki. Można się w nim utopić, pomyślałam oczarowana.
- Ależ to uciążliwe – głębokie westchnięcie – daj ten list.
Może i jest leniwy, ale przynajmniej odezwał się po angielsku. I to równie dobrze co Reiji. Podałam mu list i usiadłam z powrotem. Chłopak otworzył kopertę i przebiegł wzrokiem po tekście, prychnął.
- ..........................!!!!? - Czerwonowłosy brzmiał jakby chciał się dowiedzieć o co chodzi. Ja też.
- Czy można prosić o rozmowę po angielsku? Ja naprawdę nie rozumiem ani słowa z tego co mówicie. - odezwałam się spokojnie. Dziewczyna spojrzała na mnie niespokojnie, jakby radziła mi milczeć. Uśmiechnęłam się do niej uspokajająco, choć coś mi zaczynało nie pasować w tym jej lekko przestraszonym spojrzeniu.
________________________________________________
Oto i drugi rozdział! Mam nadzieję na jakiś komentarz.
See you again!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top