Rozdział 11

 – Może Yui zacznie wycieczkę od kuchni? Jeśli pomogę jej zrobić te „takajoki" będzie szybciej. - nie musiałam go informować, że kompletnie nie umiem gotować.

 - To t-a-k-o-y-a-k-i, baka! - poprawił mnie wyraźnie wymawiając nazwę potrawy – I zróbcie dużą porcję! - zażądał – Lepiej żeby były dobre, bo pożałujesz Dango! - zagroził czerwonowłosy nastolatek wypuszczając Yui z objęć i znikając. Normalnie wszyscy się tu teleportują. No, poza Shu, który wciąż leży pod oknem.

Dziewczyna wyprowadziła mnie na korytarz. Westchnęłam z ulgą, że wyszłyśmy z tamtego dusznego pomieszczenia. A może to nie pomieszczenie było duszne tylko atmosfera?

 - Na parterze jest salon, kuchnia, jadalnia, pokój gier... - zaczęła wyliczać.

 - Chwileczkę! - Złapałam ją za rękę przystając, bo trochę kręciło mi się w głowie. Przytrzymałam się ściany. Zorientowała się w sytuacji, choć w chwili w której złapałam ją za rękę drgnęła jakby się spodziewała ciosu czy czegoś podobnego. Rozumiem, że w tym domu nagłe złapanie za rękę oznacza kłopoty. Dla człowieka.

 - Hej, wszystko będzie dobrze –powiedziała Yui klepiąc mnie po ramieniu wolną ręką. Uśmiechnęła się uspokajająco.

 - Naprawdę? - nie wierzyłam w to ani sekundę, ale nadzieja matką głupich.

 - No... raczej nie – przyznała. Jej uśmiech zniknął równie szybko co się pojawił. - ale wkrótce wrócisz do domu, prawda? Musisz tylko przeżyć ten czas. - „tylko przeżyć"? Zabrzmiało to dość niewykonalnie po tym co się działo przez ostatnie półtorej godziny.

 - Ile tu jesteś? - Chciałam wiedzieć ile czasu już tu żyje. Próbowałam uspokoić karuzelę w mojej głowie.

 - Ponad pół roku. Dasz radę. Masz rodzinę, która za tobą tęskni, przyjaciół z którymi możesz pogadać. Masz gdzie wrócić. - dodała cicho.

 - Ty też dasz radę – spróbowałam ją pocieszyć – i wrócisz do domu.

 - Nie – odpowiedziała szeptem. Co to znaczy? Jaka jest jej historia, poza tym, że skomplikowana? Nie ma dokąd odejść? Nie może?

- Do kuchni w tę stronę – zawołała energicznie – musimy się pośpieszyć, bo Ayato-kun będzie niezadowolony. – Byłam zaskoczona nagłą zmianą tematu, ale postanowiłam jej nie wypytywać. W końcu dopiero się poznałyśmy. Ma prawo nie czuć się dość swobodnie by się zwierzać. Po za tym ściany mogą mieć uszy.

 - Masz rację. Lepiej żeby się nie zezłościł, bo jak zrobi się jeszcze bardziej czerwony to ktoś go pomyli z pomidorem – zażartowałam. Zrobiła okrągłe oczy. Nie wiem czy z zaskoczenia, że ośmielam się z niego żartować czy ze strachu że mógłby to usłyszeć. Po chwili uśmiechnęła się niepewnie a ja odpowiedziałam tym samym.

 - A co znaczy ten „-kun"który dodałaś do jego imienia? - zdaje mi się, że w Japonii dodaje się końcówki do nazw żeby być uprzejmym, ale nie miałam pewności. Lepiej się zacząć uczyć zwyczajów bo Reiji nie da mi żyć. Dosłownie.

 -„-kun", „-chan", „-san"oraz „-sama" dodaje się do imion lub nazwisk z grzeczności. - Zaczęła wyjaśniać - „-san" dodaje się zarówno odnośnie mężczyzn jak i kobiet. Używa się tej końcówki w stosunku do osób, które są obce, starsze lub mają wyższy status. -kun stosuje się zwykle wobec mężczyzn, do kogoś na tym samym poziomie społecznym, także do dzieci. -chan z kolei w stosunku do dziewczyn, ukochanych, przyjaciół i zwierzątek. Brak użycia tych zakończeń może kogoś obrazić, choć może też sugerować bardzo bliską relację. Z kolei zakończenie „-sama" to okazanie komuś największego szacunku. Głównie używany do nazywania osób o dużo wyższym statusie, ktoś kogo głęboko szanujemy albo Boga.

 - Aha, czyli powinnam się do ciebie zwracać Yui-chan. A do chłopaków „-kun"?

 - Tak, Pałjina-san.

 - Paulina – poprawiłam ją – i nie musisz dodawać „-san"

Yui spróbowała powtórzyć moje imię, ale kompletnie jej nie wyszło. Przy kolejnej próbie wybuchłam śmiechem, a ona szybko dołączyła.

 - Mogę skrócić jakoś twoje imię? Co powiesz na Lina-san?

 - W porządku, ale naprawdę nie musisz dodawać „-san". - Lina brzmiało całkiem nieźle.

 - Dzięki Lina-chan – nie o to konkretnie mi chodziło ale co tam – a wracając do oprowadzania. Na parterze jest jeszcze basen.

 - Super! - uwielbiam pływać.

 - Skoro tak uważasz. - skrzywiła się, pewnie nie umie pływać - Na piętrze są sypialnie, pokój muzyczny, biblioteka. No i pracownia Reijiego. Jeśli będzie chciał z tobą porozmawiać to tam musisz iść i lepiej się nie spóźnij. Na każdym piętrze jest całe mnóstwo nieużywanych pokojów. Pod żadnym pozorem nie wchodź do zamkniętego łańcuchami pokoju we wschodnim skrzydle na piętrze. - Podkreśliła wyraźnie. Starałam się zapamiętać wszystkie informacje. Nie mam zamiaru wchodzić gdzie mi nie wolno. Nie chcę żeby mnie spotkał los żony Sinobrodego. - W piwnicy są dwie sale z kolekcją figur Kanato, - Coś mi mówiło, że psychopata z misiem nie zbierał figurek smerfów... – lochy i sale tortur. No i przejście do zamku w świecie demonów, ale...

 - Wstrzymaj konie Yui-chan! Czy ty powiedziałaś „sala tortur"? - ja łapie, że to inny gatunek i że uważają ludzi za żarcie ale tortury?! Serio?! Przecież i oni i my jesteśmy żywymi i czującymi istotami!

 - Tak, byłam tam parę razy. Nasze przerażenie to dla nich świetna zabawa, więc mogą cię tam wziąć jeśli będzie im się nudziło albo gdy któregoś zdenerwujesz. - Najbardziej zszokowało mnie jak spokojnie Yui mi to wyjaśniła. - Tu jest kuchnia.

__________________________________________________________

Dzisiaj trochę Yui.

Ta melodia to Tsumetai Chi (Cold Blood) - piosenka Rukiego w wersji na pianino. Potem leci inna, też z Diabolik Lovers, ale nie pamiętam tytułu. Cały tydzień mam jazde na słuchanie piosenek z DL w takiej wersji. Poszukajcie na YT.

Co do dwóch kolekcji Kanato: w grze jest sala balowa wypełniona figurami osób, które zmarły w posiadłości, w serialu tylko kolekcja narzeczonych, postanowiłam więc zrobić dwie sale, obie należące do Kanato. Jedna dla narzeczonych, druga dla reszty.

Czasem się dziwię, że całe DL się tak nie skończyło ↓

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top