Rozdział 15-OST
Obudziłem się wczesnym rankiem nieco zmęczony. Zrobiłem to co zwykły człowiek robi z rana: usiadłem na łóżku, ziewnąłem i rozciągnąłem się. Wstałem. Poczułem ból w każdej okolicy mojego ciała, rany z wcześniejszej "misji" jeszcze do końca nie się wyleczyły, ale nie dam się zwalić bólowi. Wstąpiłem na dłużej do toalety i ubrałem się w pokoju. Myślałem nad tamtym wieczorem sporo godzin. Brama? Czemu świat nagle pogrążył się w ciemności i smutku? Zamknąłem na chwilę oczy i wciągnąłem powietrze w płuca, delikatnie się prostując. Po chwili poczułem jakbym znów stał na środku miasta. Ruch, ludzie, brak czasu, delikatny powiew powietrza na skórze, stres, nie wyspanie, różne emocje...te smutne, jak i te radosne i pełne obaw. Ktoś śpieszy się do pracy, uczniowie do szkoły, dzieci boją się kartkówek, dorośli pomyłki w pracy, bądź jej utraty. Z pozoru zwykły normalny dzień, ale coś jest nie tak. Jakby się przyjżeć się temu wszystkiemu z bliska. Niektóry ludzie siedzący w kawiarni, szepczący, nad wyraz spokojni...czemu nic nie czuje od nich, a ich wyraz twarzy nic mi nie mówi. Czemu teraz to widzę? Czemu kiedyś byłem na to bardziej obojętny? Zawsze wiedziałem, że jest ze mną coś nie tak, ale wolałem to zbagatelizować i świat wokół mnie też. Dlatego tera jestem z siebie nie zadowolony, mimo iż to jest za mało powiedziane. Gdybym wcześniej zaczął coś robić, może mógłbym żyć bardziej spokojnie...może byłbym bardziej szczęśliwy. Bardzo chciałbym się cofnąć w czasie, ale nadal jest głupim gówniarzem.
-Możesz nie ssać palca?- ktoś wszedł do mojego pokoju.
Otworzyłem oczy.
-Sorry odruch- usiadłem na łóżko.
-Coś się dzieje...?-usiadł obok mnie marszcząc brwi.
Szybki jest jeżeli chodzi o takie typu rzeczy.
-Chce tam wrócić...teraz...zabierz mnie tam...proszę...-przygryzłem lekko dolną wargę.
-Czemu?- lekko podniósł głos i posłał mi zdziwione spojrzenie.
-Ten ostatni raz...więcej nie będę ci kazał nic robić...obiecuje-wstałem i spojrzałem mu w oczy- Zess.
On tylko wzdychnął i złapał moją dłoń. Znów mam te odruchy wymiotne przy teleportacji. Po chwili otworzyłem oczy. Muszę przyznać, że las wygląda znacznie ładniej w czasie dnia niż nocy. Śnieg połyskujący w promieniach słońca, osadzony na gałęziach. Wszystko przykryte tą pokrywą lodową wygląda niesamowicie. Wciągnąłem zimne powietrze w płuca. Poczułem palącą gule w moim gardle, na samą myśl, że znów zobaczę tą bramę. Stąpamy delikatnie po śniegu, jak po kruchym lodzie. Słychać nie zbyt głośne chrupnięcia pod naszymi stopami. Serce przyśpiesza, a myśli się zatrzymują gdy nadchodzi strach. Człowiek czuje się sparaliżowany. Czym mamy większą świadomość, tym dźwięki głośniejsze nas unieruchamiają i zdezorientują. Człowiek czasem jest jak lalka, nie poradna, która nie umie pomyśleć. Jesteśmy bezbronni i głupi, dlatego tam szybko umieramy. Tak naprawdę powinniśmy się bać tego co nie wzbudza strachu, bo jest najbardziej nieoczekiwane i zaskakujące. Wypuściłem powietrze z płuc i popatrzałem na barmę. Wielka, srebrna...
-Zes...-ktoś klasnął mi przed oczami...nie mogę się ruszyć.
Zasłonił mi oczy i znów poczułem odruchy wymiotne i ściskający się żołądek. Co się dziej? Wyplułem krew z ust i upadłem na kolana przed cieniem. Kiedy cień chciał klęknąć, coś odsunęło mnie, a raczej ktoś przytulając.
-To było głupie posunięcie...Matt- Zess uśmiechnął się lekko.
-Witajcie w Zakonie Czwartego...-odpowiedział drugi.
Ciąg dalszy nastąpi...
Dziękuję, że dotrwaliście ze mną do końca. Może kiedyś napiszę drugą część. No i jak obiecałam ten rozdział jest dłuższy, ale żeby was nie zasmucać na dole jest prolog po tym info.
PROLOG
Nastał dzień. Otrzepałem lekko spodnie z liści i brudu. Podrapałem się po głowie.
-Eee...to byłby już dwa lata służenia w tej dziurze.
-No tak- podeszła do mnie Ann- chodź. Wrócimy wieczorem jak zawsze, ja muszę odpocząć. Myślisz, że przyłączenie do wampirów było lepsze, niż zostanie w zakonie?
-A co cie to obchodzi Ann...jesteś wampirem czystej krwi...
-Po prostu chciałam znać twoje zdanie...
-To nie tajemnica, kocham Zessa...dlatego poszedłem za nim i się do was przyłączyłem...kiedy on teraz jest królem to ja też...ale nie lubię siedzieć w miejscu i załatwiać rzeczy papierkowe...
-Hmm...
Resztę drogi przebyliśmy w milczeniu, i dobrze Ann zadaje czasem takie pytania, że każdy wolałby być głuchy na niektóre pytania. Seskou wziął sprawy w swoje ręce, dlatego Zess ostatnio nie poświęca mi tyle czasu ile by się przydało. Seskou to tajna organizacja ludzi i wampirów mająca na czele obalić wszystkie zakony i królestwa tym królestwa Wabrin, Tornolu i Bawerd. Wabrin to czarownice, Tornol trolle, Bawerd wilkołaki. Lunatykami nazywamy zmarłych ludzi najgorsi są ci co kiedyś znali sztuki walki...potrafią je odtwarzać.Lunatycy różnią się do Zroku. Zrok to ludzie zmarli, czyli po naszemu zombie, a Lunatykowie różnią się tym, że to zmarli po różnych katastrofach, czyli nie zmarli zwyczajnie...w zwykłym języku umarli niezwyczajnie. Bractwo zakonu Urnadori, czyli bratwo "egzorcystów" wysłało na nas swoje najcięższe bronie, chociaż w porównaniu ze mną to nadal słabo. Takie silne wampiry jak ja nazywane są Cutyrr, czyli wampiry żądzy.
Skoczyłem w górę i wylądowałem na parapecie od mojego, przepraszam naszego pokoju, mojego i Zessa, którego teraz najwidoczniej znów nie ma...czuje się zaniedbany.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top