Rozdział trzeci

Zanim zacznę, chciałabym przeprosić za długą nieobecność, ale ten rok jest dla mnie okrutny i troszkę mało miałam czasu. Moja siostra zaczyna mnie prześladować więc, proszę oto kolejny rozdziałek ;)

Adam westchnął głośno po raz kolejny. Wiązka przekleństw wydobyła się z jego ust równie naturalnie co pacierz w ojczystym języku. To była kolejna godzina spędzona na obserwacji tego przeklętego  budynku.

-Czemu muszę siedzieć w ciasnym samochodzie, w gorącu, w dodatku akurat z tobą?!

- Nie narzekaj. Dla mnie też nie jest to przyjemne.- powiedział przewracając stronę książki.- Ale to i tak lepsze niż narzekanie innych. Mogę nawet rzec, że w pewien osobliwy sposób się przyjaźnimy. 

Mickiewicz nie mógł mimo wszystko temu zaprzeczyć. Mieli podobny gust w kwestii kobiet, jak i literatury, rywalizowali ze sobą, kłócili się, ale zawsze wracali do punktu wyjścia. Spojrzał na Juliusza. Ten zastygł wzrokiem na pewnym punkcie w środku strony, odpłynął myślami i, co nie często się zdarzało, uśmiechał się. Adam ponownie głośno wypuścił powietrze. Po chwili z mrocznych ostępów jakiejś ciemnej, bocznej uliczki wyszły dwie postacie.

-Ej, Julek, idą!- krzyknął Adam, a jego towarzysz od razu odłożył książkę i sięgnął po teczkę leżącą na tylnym siedzeniu pojazdu. Przyjrzał się postaciom, jednocześnie przerzucając papiery. 

-Emm...Yosano Akiko, zdolność: nie zemrzyj.- odczytał.

- A to obok to...?

- Kyouka Isumi... zdolność: śnieżnobiały demon. To może być ciekawe...- szepnął Juliusz.

Adam ocenił kobiety okiem znawcy, gdy te, oglądając wystawy sklepowe, szły w tylko sobie znanym kierunku.

-Więc... Jakie są dalsze rozkazy?- powiedział Mickiewicz przeciągle. Słowacki przerzucił kilka kartek, będących zawartością zielonej teczki, po czym rzekł

-Śledzić je, a w jakimś dogodnym miejscu zapoznać się bliżej z ich umiejętnościami.

-Łatwizna.- odrzekł Mickiewicz.

Samochód ruszył dyskretnie i powoli, nie tracąc z pola widzenia członkiń agencji. Dogodnym miejscem okazał się pewien opuszczony parking  na obrzeżach miasta. Słońce tego dnia nie oszczędzało zarówno ludzi, jak i zwierząt, grzejąc najmocniej jak się tylko dało, nie wiadomo z jakiego powodu, jednak na prawie pustych obrzeżach Yokohamy nie robiło to aż takiego wrażenia, jak na zatłoczonych ulicach centrum. 

- Wiesz, czuję się jakby obserwowana.- szepnęła doktor Yosano, przerywając Kyouce beztroski, cichy śmiech. Rozejrzała się nerwowo

- I bardzo słusznie. - szepnął dziecięcy głosik do jej ucha, po czym rozpłynął się w powietrzu, jakby nigdy nie istniał, napawając echo słodkim śmiechem. Obie kobiety rozejrzały się. Dookoła wciąż czyhała gorąca pustka i przejmująca, duszna cisza.

- " Cicho wszędzie..."- Yosano rozglądała się jeszcze bardziej nerwowo. Kyouka, która początkowo myślała, że to zjawisko to efekt upału, ścisnęła mocno wiszący na jej szyi telefon.

-"Głucho wszędzie..."- starsza z nich myślała, że chyba postradała zmysły.

-"Co to będzie? Co to będzie?" - Doktor poczuła, że dziecięcy szept robi się coraz głośniejszy i coraz bardziej piskliwy. Czuła, że ból powodowany tym dźwiękiem przeszywa jej czaszkę jak laser. Złapała się za głowę czując,  że ów pisk odcina logiczne myślenie zastępując je kompletną paniką. 

Nagle wszystko ustało. Yosano odsunęła pobladłe dłonie od twarzy, zamrugała kilkakrotnie, lecz wciąż nie widziała wyraźnie. Jej oczy zaczęły świdrować przestrzeń, w poszukiwaniu czegoś, co wywołało u niej ten stan. I wtedy ujrzało to.

W jej kierunku zmierzało kilka postaci, w tamtym momencie wyglądających jak jakoby stworzone z blasku okrutnego słońca. Najpierw pomyślała, iż to omamy wywołane tą niemiłosierną temperaturą i bólem głowy, lecz z każdą chwilą, z każdym krokiem, przekonywała się, że są to bynajmniej widma, i w dodatku nieziemsko ją przerażają. Dlaczego? W ciągu swojej krótkiej obserwacji zauważyła, że każdy z kształtów  ma coś na rodzaj macek na plecach, ale gdy wzrok zaczął jej się wyostrzać, spostrzegła, iż są to ręce, co więcej każda miała ich po siedem. Ramię zakotwiczone w plecach, bez łokcia, za to zakończone smukłymi dłońmi. 

Wśród bladych widm ujrzała dwójkę dzieci, które podskakiwały i szczypały się nawzajem radośnie, śmiejąc się przy tym. Obok dziewczynki i chłopca szła kobieta, wyjątkowo piękna, w smukłej sukni i z wiankiem na głowie zdobionej długimi włosami. w delikatnych dłoniach trzymała patyk, nie cieńszy niż jej palec. Yosano zajęło chwilę nim zauważyła baranka spacerującego przed kobietą oraz motyla, balansującego wdzięcznie nad jej głową. Nieco dalej szedł, czy może raczej kuśtykał, obdarty mężczyzna. Jego ubrania były okropnie zniszczone, choć  podejrzewała, że były drogie i modne w odległych czasach swojej świetności. Jednak nie to było w nim najbardziej przerażające. Na bladej, wychudłej twarzy malował się grymas bólu. Mężczyzna rozglądał się szukając pomocy. Szybszy krok powstrzymywało grono ptaków otaczające człowieka. Gdy mężczyzna robił niepotrzebny ruch, dziobały go lub usiłowały wyżerać wnętrzności. Starał się ukrywać ból, ale jego oczy były wypełnione łzami. Co jakiś czas kaszlał, plując przy tym krwią, jednak inni nie zwracali na to uwagi. Wyglądało na to, że taki już był jego los i nic nie może tego zmienić. Gdzieś w tyle szedł młodzieniec obdarzony smutnym, pustym wzrokiem. Był cichy, smutny jakoby pogrążony w żałobie. Zmierzał ku niej ze spuszczoną głową, jakby stracił coś ważnego. Albo kogoś.

Kyouka leżała obok nieprzytomna, gdyż taki zabieg musiał źle zadziałać na małą, dziecięcą główkę.  Yosano upadła na kolana cofnąwszy się do towarzyszki, kładąc jej głowę na swoich udach i wyciągnąwszy butelkę wody usiłowała ją ocucić, lecz zanim zdążyła się obejrzeć widma znalazły się tuż obok niej. Poczuła, że owe dłonie zrywają z niej rozpaloną skórę, wywołując niemiłosierny ból. Krzyk kobiety wypełnił rozgrzaną pustkę. W pewnym momencie dłonie przestały dokonywać swego dzieła.

-No dalej!- szepnął jeden z głosów.

- Użyj tego!- szepnął drugi.

- Potrafisz się ocalić kochana.- zachichotał słodko trzeci. Kobieta zaśmiała się smutno. 

- Chyba nie mam wyboru.- pojawił się charakterystyczny błysk a po upływie kilku sekund ciało Yosano zregenerowało się całkowicie. Jak żywa kopia. 

- Mhmm... Zapisuję obserwacje...i gotowe!- powiedział młody mężczyzna stojący w oddali o nieco przydługich włosach.

Pani doktor spojrzała na niego i jego towarzysza.  Ten pierwszy był nieco niższy, miał włosy dłuższe i ciemniejsze, bladą, wampirzą wręcz cerę, i smukłe palce, w których trzymał eleganckie pióro, którym szybko notował  w czarnym notesie, co chwila unosząc nań błękitne oczy.

Jego towarzysz zaś, miał bujne, jasne włosy, zaczesane do tyłu, które co chwila przeczesywał palcami. Ręce trzymał w kieszeniach marynarki. Przenosił wzrok trawiastych oczu to na notes kolegi to na nią i z powrotem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top