Rozdział pierwszy

Pani Eliza siedziała w cieniu wielkiej jabłoni na miękkim kocu, pisząc coś eleganckim piórem na śnieżnobiałej kartce. Mimo upału, siedziała w staromodnej, wytwornej sukni, ukrywając brązowe włosy kapeluszem i parasolką. W głębi sadu, od strony posiadłości w jej kierunku zmierzał lokaj Pani Orzeszkowej, również ciekawie ubrany jak na taką pogodę.

-Ma Pani gościa.-oznajmił.- Pan Mickiewicz z wizytą.

- W porządku, wpuść go.

Pani Orzeszkowa po raz kolejny odwróciła wzrok, odpływając myślami  daleko, w kierunku jej przyszłego życia. Jak to możliwe, że taka kobieta jak ona nie miała męża?! Była osobą obeznaną w wielu dziedzinach, znała się na wielu rzeczach i potrafiła rozmawiać na każdy temat. Więc co było z nią nie tak?!

Dzięki Bogu do Zakonu wstąpił młody Mickiewicz. Słysząc o problemach sercowych szefowej, został jej osobistą swatką, wynajdując Polce coraz to nowych potencjalnych partnerów.

- Witaj, Szefowo! Jak tam twoje zbolałe serduszko?- spytał na wejściu Adam.

-Tak jak zwykle.- westchnęła.- Chociaż, podczas mojej ostatniej podróży do Japonii, widziałam pewnego mężczyznę, który chyba sprawił, że moje serce zabiło szybciej. Próbuję przypomnieć sobie jego wygląd, ale staram się go opisać najlepiej jak mogę, a i tak nie potrafię przelać swoich uczuć na papier.- zakończyła opowieść głośnym westchnięciem i spojrzała ukradkiem na podwładnego.

Mickiewicz stał zdziwiony, po chwili uśmiechnął się.

-Fajnie. Ech... Trzeba by było zwołać ekipę, bo wypowiedzieliśmy w końcu wojnę japońskiej Zbrojnej Agencji Detektywistycznej.

- Ach, rzeczywiście. Kompletnie pochłonął mnie ten opis.- odparła, po czym otrzepała błękitną suknię, i zwróciła się do lokaja.-Ryszardzie, przygotuj salę konferencyjną. Adamie, zwołaj wszystkich. Pilne spotkanie w sprawie naszego kolejnego kroku.

***

Po dłuższej chwili w sali konferencyjnej mieli pojawić się kolejni członkowie Zakonu Białych  Kruków. W oszklonej windo-sali (pokój ten poruszał się jak winda w górę i w dół) czekała na nich Eliza  Orzeszkowa [zdolność: Biało-czerwone wstęgi nad Niemnem] z Adamem Mickiewiczem [zdolność: Dziady] u boku. Po chwili z pomocą Ryszarda pojawił się wysoki, czarnowłosy młodzieniec. 

-O, hej Słowacki! Jak tam Balladynka?- zapytał Adam z ironicznym uśmiechem.

- Lepsza jedna krwawa Balladyna, niż zgraja jakichś dziadów.- odpowiedział.

- Uspokójcie się, proszę, nie jesteście tu sami.

- O, Kochanowski! Jak zwykle nie zauważalny!- odparł Mickiewicz na widok długowłosego mężczyzny, siedzącego na drugim końcu pokoju.

- W rzeczy samej. Powinniśmy  skupić się na pracy zamiast na jakiejś głupiej kłótni.

- Co racja, to racja. - uśmiechnął się Juliusz. W tym momencie do mobilnego pokoju dotarł rudowłosy okularnik. Rozejrzawszy się po sali, zajął miejsce obok Kochanowskiego. 

- Czeeeeeść, Prus. Jak tam droga?- powitał go uśmiechnięty Adam.

-Ekstremalnie Zwyczajna. Elizo, dobrze wiesz, jak ciężko jest tu dojechać. Dlaczego nic z tym  nie zrobisz?- powiedział Bolesław, poprawiając okulary.

- To miejsce skradło moje serce. - wzruszyła ramionami z westchnięciem Orzeszkowa.

- Ale czemu akurat Radom?! Obok Sosnowca będzie jeszcze fajniej mówię Ci, Szefowo!-parsknął Adam.

- Ale drogi w tym kraju są doprawdy okropne.- westchnął Prus.

Nagle w drzwiach pokoju pojawił się nie tylko Ryszard, ale i mężczyzna o siwej brodzie, który trzymał za rękę małego, nadpobudliwego chłopca.

- Wiiiiiiiitajcie!- krzyknął chłopczyk a mężczyzna opadł na krzesło. Chłopiec podchodził do każdego po kolei, podawał rękę w geście powitania.

-Dzień dobry, Ad-chan! Dzień dobry, Jul-chan! Dzień dobry, Jan-chan! Dzień dobry, Bol-chan (co xd)!

Po czym podbiegł do Pani Elizy z okrzykiem i rzucił się w jej objęcia, a ta pogłaskała go po gęstych brązowych włosach.

- Ohayou, Eli-okaasan!

- Dobrze, moi mili, pozwólcie, że przeprowadzę małą listę obecności.- rozpoczęła Eliza.- Jan Kochanowski [ zdolność: Urszulka wśród bladych kwiatów]?

- Obecny.- powiedział poprawiając długie włosy.

- Bolesław Prus [zdolność: Lalka salonowa]

- Obecny.- odpowiedział z westchnieniem poprawiając okulary.

- Mikołaj Rej [zdolność: Hymn ku czci Aniołów]?

-Obecny.- starszy mężczyzna o siwej brodzie podniósł się na krześle.

-Henryk Sienkiewicz [zdolność: Krzyżacy]

Nastała cisza. Wszyscy członkowie organizacji zaczęli rozglądać się za Sienkiewiczem.

-Gdzie, ku*wa jest Sienkiewicz?- krzyknął Adam.

-Proszę, uspokój się. Ryszardzie, zdzwoń po niego. Może po prostu nie dojechał- rzekła Pani domu. Ryszard ukłonił się i odszedł.

-Dobra w takim razie, Juliusz Słowacki? [zdolność: Królowa Balladyna na malinowym polu]

-Obecny- ciemnowłosy młodzieniec poprawił się na krześle.

       Po chwili do mobilnej sali wpadł zarówno Ryszard, jak i Henryk Sienkiewicz we własnej osobie.

-Przepraszam za spóźnienie!- wykrzyknął- Byłem w muzeum, ale jakaś grupa dzieciaków również zwiedzała i mój pobyt tam trochę się przez to wydłużył.-Wytłumaczył się Henryk, siadając obok Prusa.

-A co ty, u diabła, robiłeś w muzeum?- spytał Bolesław.

-Zbierałem materiały do książki.- uśmiechnął się i popił wodę ze szklaneczki przniesionej przez Ryszarda.

-W porządku. Widzę, że wszyscy jesteśmy już na miejscach. Pora rozpocząć spotkanie.

Wszyscy patrzyli na Liderkę z wyczekiwaniem.

-Siedziba Zbrojnej Agencji Detektywistycznej mieści się w Yokohamie. Niestety jest tam również teren należący do Portowej Mafii. Z ich powodu będziemy na razie unikać otwartej wojny. Podzieliłam was na dwuosobowe zespoły. Będziemy musieli powoli poznać ich zdolności i zdobyć informacje. W tym celu będziemy stosować sabotaż. Pamiętajcie, aby pisać raporty z waszych spostrzeżeń i uważnie obserwujcie. Przeczytam teraz zespoły .- Pani Eliza pstryknęła palcami, na co Ryszard przyniósł kartkę papieru na eleganckiej, srebrnej tacy.

-Mickiewicz i Słowacki...

-I w tym miejscu ci przerwę, szefowo- powiedział Mickiewicz- Czemu muszę iść z tym idiotą?!

-Bo tworzycie duet bojowy. Dalej Sienkiewicz i Prus, ponieważ, Sienkiewicz zmusiłby wroga do walki, a Prus to doskonały obserwator. W dodatku jego zdolność może być pomocna. 

-Rej i Kochanowski, ponieważ, mogą w prosty sposób wymusić użycie zdolności.

-Ryszard pójdzie z Sapkowskim. Ktoś musi panować nad tym maleństwem. Następnym krokiem, aby uwiarygodnić zebrane informacje, jest uprowadzenie trzech członków Agencji, niestety, może to poróżnić nas z Mafią Portową lub odnieść odwrotny skutek. Skutkuje to również ujawnieniem ,ale to nie będzie raczej problem. Przynajmniej na razie. 

-Możemy torturować, jeśli nie będą chcieli gadać. Osobiście, uważam, że to nawet wskazane. Nawet wyznaczyłam już do tego odpowiednie osoby.- uśmiechnęła się, poprawiając papiery przed sobą.

Wszyscy zamilkli, analizując słowa Liderki.

-A jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, wtedy co zrobisz, szefowo?

-Cóż, ja zamierzam spotkać się z dyrektorem Agencji.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top