XIX.
Nasz piknik miał sie odbyc po 15.30 czyli nie za wczesnie i nie za późno. Wrecz super.... Sasha przyszła po mnie gdyż nadchodziła ta godzina. Juz nie mielismy treningow dzisaj więc przebrałam sie w co innego.
W sumie to do tego czasu jedyne co zrobiłam to byłam na koncowce treningu i na obiedzie a potem czytałam jakaś książkę. Tak czy siak czas na jedzonko.... Gdy byłysmy na miejscu zobzczylismy naszych przyjacioł + dwojke chłopakow ktorych troche kojarzyłam .
-hejaaa!! - krzykneła Sasha
-o widze ze dotarłyscie-powedział głupio Jean
Podeszłysmy blizej nich
-a my sie chba nie znamy.... - powedziałam do dwojki chłoakow, jeden był blondynem o duzej posturze, a drugi wysokim brunetem z milszym wyrazem twarzy. - chba bylismy w jednym korpusie treningowym?
-widziałem cie pare razy wiec chba tak-powedział brunet
-hm.... Aya Foster miło mi was poznać - powedziałam i usmiechłam sie uroczo.
-jestem Reiner Braun-powedział blondyn szczezac sie
-a ja Bertholdt Hoover-odpowedział
-dobra konec tych czułosci-przerwała nam Ymir
Zasmiałam sie i poszlismy na miejsce w ktorym miał odbyc się piknik, było to sliczne miejsce ktore miało obok jeziorko... Nie było to daleko bazy.
Zaczelismy wesoło rozmawiec, i jeść a najczesciej jadła nasza ziemnaczana dziewczyna. Było super...
-Jejku czeba robic cos takiego częściej-powedział Eren
-zgadzam sie-powedzieł Armin
-ejjjj co ty wyprawiasz!!! - krzykneła Sasha na Conniego ktory wzioł ja na rece i wrzucił do jeziora
-o kurcze..... - powedziałam a wszyscy zaczeli sie śmiać
-ej głeboko tu-powedziała płynac na brzeg
-no dobrze ze umiesz pływac-powedział zachwalajac ja Connie
-jeszcze słowo a sama cie tam wrzucę-powiedziała przemoczona Sasha
-oj nie przejmuj się zaraz wyschniesz-powiedziałam uroczo
-tak?? A ty umiesz pływać-zapytam teraz Jean w którym nie podniósł i ruszył w stronę jeziorka
-co???! Nie nie nie nie nie zostaw....!! Nie umiem Pływać!!
Krzyknęłam ale było za późno... Zostałam wyrzucona, jakby było płytkie to jeszcze ale nigdy nie nauczyłam się pływać.... Więc zaczęłam się topić... Słyszałam jak tylko ktoś coś krzyczy... Poszłam na dno.
Pov Erena****
Gdy konio mordy wziął na ręce Aye , już mi się to nie podobało. Ale gdy to zaczęła piszczeć że nie umie pływać, trochę się wkurzyłem na chłopaka. Doskonale wiedziałem że blondynka nie umie pływać, poza tym opowiadała kiedyś że ma taką małą traumę. Że już kiedyś prawie się utopiła. Wydrukuj ją wyrzucił zaczęłam krzyczeć na Jeana. Wtedy przypomniałem sobie o przyjaciółce już zdejmowałem buty żeby iść ją wyrobić ale ktoś mnie uprzedził.
Był to są kapitan.... Pewnie przechodził tędy i usłyszał nasze wrzaski.
-matko żeby jej tylko nic nie było-mówiła bardzo zmartwiona christa , a za ramię trzymała ją Ymir.
Strasznie się bałem, ta dziewczyna praktycznie cały czas laduje w przychodni , jak nie przez tytana to przez tego imbecyla.
Po chwili kapitan Levi wypłynął z nią na powierzchnię. Była nieprzytomna, więc gdy tylko wyszedł z nią w jeziora od razu zaczął udzielanie pierwszej pomocy. Nie było że bez sztucznego oddychania. Trochę byłam zły ale wiedziałam że robi to tylko byly pomoc. Naprawdę się martwiłam widziałam też po twarzach przyjaciół, że oni też są niespokojni. Po jakimś czasie Aya wypiłam wodę i zaczęła strasznie kaszleć. Uratował ja
Do dziewczyny od razu podbiegła Mikasa , Ja też nie czekając podbiegłem do niej. Dziewczyna bardzo ciężko oddychała .
-kogo był ten pomysł by ją wrzucić tego jeziora?-powiedział chłodno ale ich zdenerwowany kapitana.
-ja....-przyznał się ten idiota-nie wiedziałem że tak się stanie....
-nie wiedziałeś???-zaczęłam -przecież jak ją wziąłeś na ręce krzyczała że nie umie pływać ale ty swoje!
Byłam strasznie na niego zdenerwowany....
-już spokój Eren...-powiedział znowu zimno-a ty Kirschtein dzisiaj o 17:00 zaczniesz swoją karę...łazienki na drugim piętrze mają być wsprzątane.
Powiedział na co się zmieni cieszyłem bo będzie miał karę, ale nie spodziewałam się że kapitan weźmie blondynkę na ręce i wpisz pójdzie.... W imieniu uczniów do przychodni.
*Pov Aya*
Slyszalam tylko jak ktoś coś mówił o karze , nie komunikował mam jeszcze wtedy,po chwili poczułam jak ktoś bierze mnie na ręce. Uchylilam powieki i zobaczyłam kapitana
-Levi?-zapytałam słabo
-zamknij się gówniaro-tak to na pewno.....
Siedziałam już cicho, nie chciałam go denerwować no widocznie był już zdenerwowany. Pamiętam jak Jean mnie wyrzuca do wody, potem ciemność, a następnie odzyskuje przytomność wypływając resztki wody. A teraz jestem niesiona przez kapitana.
Wiedziałam że tak się skończy tylko skąd tam się wziął Levi? Zostałam zniesiona i do przychodni. Po czym czarnowłosy wystawił mnie, pod opieką pielęgniarek. Wszystko sprawdziły.. pytały jak się czuje.
-odrazu skarbie zdjęłam te szwy-powiedziała pielęgniarka-miałam cię wołać 2 dni temu ale kompletnie wyleciało mi z głowy
-nic nie szkodzi i tak w ogóle ich nie czułam
-dobrze jest chyba z tobą wszystko w porządku-powiedziała uśmiechając się-jakby się coś działo to przyjdź.
-dobrze
-a i jeszcze jedno-zatrzymałam mnie -jeszcze zanim kapitan Levi wyszedł powiedział że jak będziesz w stanie dobrym, to żebyś do niego od razu przyszła.
-no dobrze-powiedziałam lekko spłaszczona-jeszcze raz dziękuję
Gdy wyszłam z przychodni musiałam udać się do gabinetu kapitana, trochę się wystraszyłam, nie wiedziałam od ciebie mogą chodzić? O tą sytuację teraz? Czy może tą sprzed rana? Cóż jeszcze nie pójdę nie dowiem się.
Gdy byłam pod jego drzwiami zapukałam. Usłyszałam "wyjść"weszłam i zamknęłam drzwi za sobą.
-pielęgniarki mówiły bym do ciebie przyszła...-powiedziałam głową, piszę tylko jak odsuwa krzesło i kroki podchodzący do mnie.
-wszystko dobrze?-zapytał i wziął moją twarz w swoje dłonie-nic cie nie boli? nie masz zawrotów głowy?
Był lekko zdziwiona kiedy patrzył mi w oczy, na jego twarzy nie było tej zimnej maski, widziałam zmartwienie w jego oczach.
-jest dobrze... Nic mnie nie boli, nie mam żadnych zawrotów.....-mówiłam lekko zawstydzona-to wtedy pan nie wyrobił prawda???
Ten nagle zmarszczył brwi..... I puścił moją twarz, przyzwyczaiłam się już ze jego dłonie na moich policzkach .
-mówiłam się nie mów mi na pan.....
-przepraszam to był odruch....
-tak uratowałem cię, bo wiedziałem że żadna z tych idiotów tego by nie zrobiło-powiedział krzyżując ręce na piersi
-w takim razie dziękuję.......
-nie wyobrażaj sobie za dużo gówniaro-powiedział znowu zimno jakby cały czas przysł w jedną sekundę. Spojrzałam na niego nie rozumiejąc nagłej zmiany.
-nierozumiem......
-chyba rozumiesz zbyt dobrze-mówił dalej zimno ale jednocześnie zły-ogarnij się dziewczyno nikt wiecznie nie będzie za tobą latał i cię ratował
Dlaczego on tak nagle zmienił nastawienię do mnie... Znowu chcę się kłócić proszę bardzo
-nikt nie kazał ci mnie ratować-powiedziałam równie zimno widziałam czar prysł
-i pozwolić ci zginąć.... Wolał bym żebyś zginęła z pasztety tytana , niż zostanie utopionym w jakimś bajorku -powiedział że znów podchodząc do mnie
-skoro tylko mnie postrzegasz za ofiarę losu, to najlepiej zostawić mnie w spokoju-powiedziałam chcąc wyjść, ale on przytrzymał drzwi tak bym nawet o tym nie marzyła- wypuść mnie...
-po moim trupie foster-powiedział znowu zimno i przyszpilil mnie do tych drzwi
-czego odemnnie chcesz???jakby nie mógł mnie wypuścić i miec ze mną święty spokój .-palnełam coraz bardziej zdenerwowana. A my tylko na mnie spojrzał i sam otworzył drzwi.... Po czym mnie przez nie wywalił. Normalnie mnie wypchnął..... nie... Co to za człowiek?? Mało myśląc tylko w kopnęłam w te drzwi i poszłam do siebie . Oczywiście w moim pokoju siedziała cała gromadka, dopytywali się czy wszystko dobrze. Po prostu było widać że się martwili. Do tego Jean przeprosił mnie, na co dostał ode mnie w twarz... Wielkiego przytulasa. No co przeprosił... Ale kara musiała być.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top