XIII.

Tam tygodnia minęło trochę dzisiaj jest moja pierwsza wyprawa. Strasznie się tym jaram. Dam radę jestem dobrym żołnierzem. Wyruszamy o 10:00 więc mam jeszcze troszkę czasu. Tak jak mówiłam wzięłam naszyjnik mamy. Będzie mi o niej wspominał w razie czego.

-ej Aya-zaczął Armin-stresujesz się no wiesz to twoja pierwsza wyprawa tak jak moja ale nieważne,jesteś oddziale kapitana stresujesz się tym??

-w sumie to nie.... Nie ma czym

-jesteś jakaś spokojniejsza ostatnio względem kapitana

-dzięki niemu nie wpadłam w kłopoty ,postanowiłam już mu tak nie pyskować chociaż czasem to jest strasznie trudne ale staram się

-już myślałam że coś między wami zaszło

-co!? Nie oczywiście że nie,to mój przełożony gborowaty niemiły niesprawiedliwe podwyższonym ego idiot

-Foster!-usłyszałam krzyk za sobą był to kapitan......

-tak???

-za 5 min w moim gabinecie-powedziałbi odszedł...

-jak myslisz słyszał? - zapytałam

-wydaje mi sie.... Ze chba tak...

-Armin, zabij mnie-powedziałam

-idz, może nie bedzie tak zle...

Ruszyłam do jego miejsca pracy. Zapukałam i usłyszałam wejść....

-miało byc za 5 min nie za 3....

-jestem za późno zle-zaczełam-jestem za wczesnie zle... To jak ja mam przychodzic!?

-punktułanie... Chodz tu-powiedział a ja podeszłam do biurka... Spodziewałam się darcia na mnie ryja a tu nic. - musisz mi podpisac pare dokumentów

Podał mi pare dokumentów

-i tylko mam je podpisać??

-ty serio jestes głucha Foster!? - zapytał zirytowany - tak na końcu masz napisane "podpis"

Faktycznie był, Levi trzasnoł długopisem o stoł czego sie nie spodziewałam i podskoczyłam lekko ze strachu.

-czego ty sie boisz? Przecież nic ci nie zrobie, podpisuj i wynocha z tą za 30 min wyprawa i che to skonczyc-pokazał na resztke jakis papierow-przed nią...

Nic już nie mówiąc zaczełam podpisywac jakies świstki.

-tak własciwie co to jest? - zapytałam ale zaraz spotkałam się ze złym wzrokiem kapitana-okej nic nie mowie...

Odałam podpisame dokumety

-juz.... Moge isc??? - zapytałam

-marze o tym bys z tad wyszłani nie truła mi juz dupy

Spojzałam na niego marszcząc brwi, chciałambmu od pyskować ale powstrzymyałam sie... Ale tylko do jakiegos czasu... Wyszłam z gabinetu trzaskając drzwiami.

Najpierw sam chce bym do niego przyylazła a potem na mnie wraczy i uwaza ze mu truje dupsko... Pfff. Na dziedzińcu spotkałam moich przyjaciół.

-Aya-zaczoł Armin-i jak krzyczał?

-a gdzie tam, nie słyszał nawet... Musiałam mu podpisac jakies papiery..

-jakie-zapytała mikasa?

-a bo ja wiem, ja sie zapytała to tylko na mnie spojrzał.

I tak mineło to 30 min, a potem dosiadlismy koni... I ruszylismy. Na poczatku było  spokojnie, a potem pojwaił sie tytan i wszystko zjebał.

-czeba sie jakoś pozbyc, tej kobiety-Tytan! - krzyczał Eren-znienie sie i....

-masz sie nie zmieniać bez potrzeby-mowił Kapitan

-ale.....

-Eren, kapitan wie co robi - mowiła Petra

-ja i Eren znajdziemy Erwina, a reszta niech spróbuje ja zatrzymać

Mowił ale mnie sie ten pomysł nie podobał, cos czuje ze dziś zginę.... Tak jak powedział tak zrobiliśmy.

-nie da się! Nie zatrzyma sie!! - krzyczałam

-kapitan w nas wierzy damy rad.... - w tym momecie Oluo został rozdepniety przez kobiete tytan a potem leciało po piakach... Eld.... Gunther i Petra...

Starałam sie cos zrobic ale co?? Sama sotsałam rzucona o drzewo. Nie zginełam, wciaz zyłam ale... Uderzyłam głową co poskutkowało strasznym bolem i krwią na głowie. Lezałam tak starajac sie nie stracic przytmonosci... Nie mogłam sie ruszyć. Przez chwile wodziałam Levi'a patrzył na nas z drzewa, chciałam cos zrobic, by zauwazył ze zyje ale zanim to zobiłam on "odleciał"....... Zostawił mnie... Nie wiem ile tak lezałam ale obok przychodził tytan i stanoł przy mnie.... Podniusł... Co mnie zdziwiło, zrobił to bardzo delikatnie.

Połozył na dłoni i zaczoł iść.... Teraz poznałam tego tytana.... Był to ten ktory zjadł mi mame i pomogł mi.......

Pov Levi*

Gdy odzysalismy Erena i niby pokonaliśmy tą tytan... Został tylko zbieranie trupów.

-Kapitanie!!! - krzyczał Eren i  podbiegł do mnie z przyjaciołmi-gdzie jest Aya... Nigdzie jej nie ma.

-sory młody-powiedziałem miełem nadzieje ze zrozumie co miałem na myśli... Szkoda gowniary.

-nie... To nie możliwe, Aya by sie nie dała tak łatwo-krzyczała dziewczyna w szaliku

-zaraz chwilka Ayka nie zyje-zaoytała Hange

-zaraz jak sie nazywa ta wasza przyjaciołka??? - zapytał Friz, ktory trzymał karte denatów

-Aya.... Aya Foster - powedział blondynek

-hmmm.... Nie mam takiej tutaj osoby... - dziwne lazała razem z resztą oddziału, musieli ją widzieć

-moze nie jestem wpisana bo jeszcze zyje-powedział głos za 15 latkami....

-Aya!!! - krzykneła czarno włosa i przytuliła dziewcsyna... Foster miała dosyc duzą rane na głowie wraz z krwią. Dwojka chłopakow rowniez pobiegła do niej, czyli jednak żyje.

*pov Ayii*

Tytan odstawił mnie na drzewie, zdazyłam przez ta przchadzke odzyskac trochw siły.

-dziękuję-powedziałam do stwora-juz 3 raz mnie oszczedziłes

Powedziałam a on tylko patrzył.

-nie pakuj sie w kłopty i nie zbilzaj do wojska bo inaczej cie zabiją.... Rozumiesz - powedziałam a on jak by rozumiał co mowie pokiwał głową i zaczoł odchodzić. Byłam blisko obozu ktory rozbili zwiadowcy. Po chwili i ja sie w nim znalazłam.... Stanełam za Erenem Mikasą i Arminem ktorzy rozuawiali z Kapitanem i jakism żołnierze.

-hmmm nie mam tutaj takiej osoby - powedział

-moze nie jestem wposana bo jeszcze żyje? - zapytałam a oni odrazu sie odwrócili

-Aya-krzykneła Mikasa i po chwili byłam w jej obieciach jak i chłopców.

-cud! - krzykneła Hange-tak sie ciesze ze zyjesz maluszku-uscisła mnie

-zaraz ją udisisz Hange-powedział ten beznamintyn głos.... Spojzałam na niego...... A on na mnie, poczym spuściłam wzrok.....

-Aya czeba o potrzeć ci rane chodzmy-Eren pociagnoł mnie, a reke a Mikasa i Armin szybko ruszyli za nami.

Po całej tej nie idanej misji. Wracalismy przez misto i tylko słyszelam jak to znowu nam sie nie udało. Trocje podsłuchałam rozmowe z Kapitanem a człowiekiem ktory mówił o tym ze był ojcem Petry.... Mowił cos o slubie... Zaraz. Kapitan i Petra byli zareczeni??? W sumie to wiele wyjesnia czemu petra tak za mnim stał murem. Odrazu przyjaciele mnie wygonili do pokoju. Miałam odpoczywać... Pff wielkie mi halooo, przeciez nie jestem niepełno sprawna, tylko mały wszczaz mózgu.... Nagle ktos wparował mi z buta do pokoju.... Był to sam kapitan ktory odrazu trzasnoł za sobą drzwiami....

-co pan wuprawia! Prosze z tad wyjść - zaczełam

-gadaj! - krzykął-jakim cudem ty żyjesz!

-a co zawiodłam pana! - sama na niego krzyczałam

-czemu ty przezyłas a nie ktos inny, czemu akurat ty! - krzyczał, był zły... Ale czemu.... Bo przeżyłam. - dleczego od losu dostałam tak upartą gówniarę zamiast jakiegos normalnego człowieka

Mowił dalej zły, nie był nigdy tak wkurzony, nawet wtwdy gdy wywaliłam te kanapiki. Rozumiem go jedneho dnia starcił cały oddział, ale dlacsego ja obrywam za to.....

-moze za miast mnie pownna przezyc Petra-wypaliłam, mowiac to na głos mimo ze tego nie chciałam

-cos ty powedziała? - zapytał zirytowany... Chba tylko ja znam go od tej strony, wszyscy widza go zawsze, jako rosadnego żołnierza pozbawionego emocji za to ja potrafie go wkurwic samym oddychaniem.

-czemu pan sie na mnie tak wydziera! To nie moja wina ze oni zgineli a ja przeżyłam!!! - wykszyczałam mo w twarz-wiec czemu ja za to obrywam!!!!!

I w tym momęcie znowu mnie spoliczkował, tak jak wtedy na stołówce.....

-pamietaj ze to ja cie wtedy ocaliłem i nie powedziałem ze wydałas pieniądze, pownnas mi za to dziękować a nie....! - nie do konczył.... Do moich oczu napłynały łzy..... I po chwili znalazły sie na moich policzkach.... Nie chciała dalej słuchać jak to mogłam wogóle przezyc wiec wybiegłam z mojego własnego pokoju. Z zszytą raną na głowie i czerwonym policzkiem wybiegłam na dwor by ochłonąć. Postanowiłam wejsc na dach... Tam nie nikt nie bedzie szukać. Moje policzki dalej były mokre ale juz nie płakałam. Siedziałam skulona i czekałam. Wieczur był sliczny, duzo gwiazd i piekny księżyc. Złapałam odruchowo za wisiorek. Trzymałam go mocno....

-hej-powedziała głos

-Eren......

-czemu tu siedzisz??

-tak jakoś.... A ty??

-nie mogłem spać.... Co ci sie stało w policzek???

-nic.... Miałam małą spine z Kapitanem.....

-czemu??

-bo jego cały oddział poległ i tylko dwojka gowniarzy w nim zostało....

-uderzył cie??? - dopytywał ale nie odpowedziałam-zabije go!

-eren siad! - powedziałam i pociągła go by usiadł

-ale on.....

-i co mu zrobisz? Obydowje wiemy ze on cie bardziej skopie niz ty jego-powedziałam a on spuscił głowe bedac nadal wkurzony.

Przytuliłam sie do przyjaciela, siedzieliamy tak jakis czas po czym rozeszlismy sie do sowich pokoji...kapitana w moim juz nie było wiec zdiełam  kurtkę, pasy, buty, spodnie, stanik rospusciłam włosy.... Moja pizama wyglondała tak ze spałam w mojtkach i samej koszuki w ktorej chodz na codzien, zdarza sie ze gdy spie, guziki koszuli odepną sie ale to akurat zadkie zjawisko... Ułozyłam sie na łóżku i po chwili spałam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top