VIII
I tak minął dzien. Była juz godznia 18.00 czas na moją kare w formie sprzatnia. Nie jadłam dzisaj nic tak jak postanowiłam, myslałam ze dam sobie rade bez jedzenia jak kiedys ale teraz było mi niedobrze. Mogła bym wymiotowac samą krwią bo nie miałam dzisaj zadnego jedzenia w ustach. Przyjaciołą tlumzczyłam ze nie jestem głodna i nie poszłam na kolacje. Ruszyłam do łazienki pierwszej. Wszystkie srodki czystosci były przygotowane. Zaczeło sie. Łazieka była w okropnym stanie. Ale gdy ją skonczyłam i poszlam do kolejnej, ta była owiele gorsza jak i kazda kolejna inna. Na 2 pietrze były 4 łaziki. Przy czwartej juz nie miałam tyle siły co wcześniej. I strasznie bolała mnie głowa. Zawsze tak miałam, gdy byłam głodna niebdosc ze burczało mibw brzychu, to starsznie bolała mnie głowa i było mi nie dobrze.
Ale nie zjem nic do konca dnia. NIE ZJEM.... Nawet jak by miało mnie to wykończyć.
Kiedy myłam lustra, ledwo stałam na nogach. Nagle usłyszałam glos.
-Nieźle ci poszło, widziałem poprzednie łazieki, jak skonczysz tą będziesz mogła iść - mowił Kapitan ale ja tak do konca go nie słuchałam, bo prawie sie przewróciłam, ale szybko złapałam się umywali by nie upaść. Wiedziałam ze Kapitan ciagle stał w wejściu.
Skonczyłam myc lustra.... Została tylko podłoga. Wziełam miotłe i zczełam zamiatać.
-Dobra idz juz, ledwo stoisz na nogach-powedział chłodno.
-nie potrzebuje pana litości.... - powedziałam słabo , i znou było mi nie dobrze. Ale dałam radę utrzymac sie na nogach... Ja Aya Foster nigdy sie nie poddaje. I udowodnie Kapotanowi ze.... Ze.... Własnie co ja che udowodnic? Pokazać mu ze co....? Wkurzałam go.... I dostałam kare, ja naorawde jestem głupia. Spojzałam na zegar... 21.00 przez 3 godziny sprztałam łazieki. Całkowicie zapomniałam o Kapitanie ktory mnie nadzrował,odłozyłam miotłe i wziełam mopa i zczełam myc podłogi. Przynajmiej łazieki teraz lepiej wyglondają, ale znając zycie jak i żołnierzy to za tydzień beda znowu takie brudne.
Kiedy juz skonczyłam ostatnią łazieke, minełam Kapitana Levi'a w drzwiach ale ten mnie złapała z nadgarstek i obrucił w swoją strone.
-Jadłas ty wogóle cos dzisiaj? - zapytał
-najwyżej zdechne z głodu -powiedziałam to co on dzisiaj powoedził mi rano.
-idziemy-powedział i pociągnoł mnie w jakas strone, ale nie za bardzo skupiłam sie na tym.
Doszlismy do mniejeca bo kapitan sie zatrzymał po czym posadził mnie na ałwce przy stole a sam gdzies poszedł,teraz zoboczyłam ze bykismy na stówce. Oczywiście nikogo nie było bo było juz dawno po kolacji. Powoli wstałam... Chciałam z tad wyjść ale nie mogłam.... Nagle znowu pojawił sie Kapitan i położył przedemną talerzyk z 3 kanapkami, i herbate, a sam usiadł po drugiej stronie stołu ze swoją herbatą.
Patrzyłam na kanapki.... Wyglondały pysznie... Chciała bym ja pochłonac jak czarna dziura ale..... Moja duma na to nie pozwoliła.
-hee na co czekasz? jedz.. - powedział
-nie... Nie dziękuję - powedziałam i z wielkim trudem odsunełam talerzyk z jedzeniem...
-nie denerwuj mnie dzieciaku-powedział zły i popchnoł talerz w moją strone.
-ale ja nie chce.... - powiedziałam wstając od stołu.... Jetsem totalnie głupia.... I to bardzo, bardzo, bardzo głupia... Cholerna duma. Gdy kierowałam sie do wyjścia, musiałam przejsc obok Kapitana ktory niespodziewnie mnie złapał za nadgarstek i pociągnoł przez co usadłam, przyciagnoł mnie blizej bym usiadła jak człowiek.
-Kapitanie........... - kobaltowooki przysunoł znowu talerzyk blizej mnie jak i herbate.
- nie radze ci mnie jeszcze bardziej wkurzac gówniarzu, mam ciekawsze zeczy do robienia niz siedzenie tu z tobą... Każdy żołnierz musi sie dobrze odrzywiac, bo inaczej jest do niczego.-powedział.... A ja tylko spuściłam głowe i spojzałam na kanapki,..... Juz miałą jedną w dłoni i miałam ją własnie ugrysc ale.. Nie zrobiłam tego.... Kurwa Aya schowaj tą jebaną dume i zjedz bo padniesz z głodu!! Ale ja nie słuchałam podświadomosci.... Dalczego?! Nie wiem... Odłozyłam kanapke spowrotem na mniejsce...
-Głupia nie bede cie kramic.... Jak bys to zjadła bym miał święty spokoj i zajaoł sie powaznymi sprawami a nie jakims gownierzem.-powedział zły, naprwade go to denerwuje...
-to po co pan tu siedzi? - zapytałam, widziałam lekkie zdziwienie na jago twarzy- skoro ma pan warzniejsze sprawy, to niech pan idzie je załatwiac....
Poweidziałam i znowu wstałam z mniejsca.....
-Siadaj Głupia... - powedział i znou zostałam zmuszona do tego bym usiadła
-juz mowiłam ze nie bede jadła-powedziałam zła patrzac w jego oczy a on w moje.... Mimo ze był takim idiotą to jago kolor oczu był śliczny.
-nie obchodzi mnie to Szczeniaku.... Masz to zjasc bo jeszcze dzisiaj padniesz....
-a co to pana obchodzi.... Padne, nie padne... Umre, nie umrę, co za różnica? - zapytałam i chba go zagiełam tym...zmarszczył brwi po czym chwycił mnie za szczękę.... O powtórka z rozrywki?
-jeszcze raz cos takiego powiesz Smarku a przyjaciele bedą cie odwidzac w przychodni - wysyczał wsciekły - nie chcesz jesc? Nie jedz.... Nie obchodzi mnie czy umrzesz z głodu czy z paszczy tytana.... ... Ale zachowukesz sie jak dzieciak ktory nie wie co to wojsko..... Tu cie mamusia za reke nie bedzie trzymać... - powedział a we mnie cos pękło, mowiłam mu przeciez ze moja mama nie zyje a on to wykorzystał.... Tym chce mnie zmusic do jedzenia.??zabawne.-to jak zjesz czy nie?!
Nie odpowiedziałam, wziełam talerz z kanapkami, przechyliłam talerzyk a kanapki spadły na ziemie, gdy to robiłam cały czas parzyłam na Kapitana. Gdy zobzczył co zrobiłam wstał i.... Spoliczkował mnie..... Ja.... Zasłużyłam na to.....
-jestes nie wdziczną gówniarą, posprztasz to a jutro o 19.00 odbedziesz kare za nie posłuszeństwo w moim gabinecie.. - wysyczał i odszedł....
Naprawde na to zasłuzyłam.. Faktycznie zachowuje sie ja małe dziecko. Uklekłam orzy juz rozwalonych kanapkach i pozbierałam je, i tak nie nadawały sie do jedzenia, były brudne od podłogi. Wziełam rowniesz kubki po herbacie Kapitana i moj pełny... Ale moją herbate wypiłam całą paroma łykami. Poszłam w strone kuchni i pozmywałam. W kuchni było lustro, spojrzałam na swoją twarz... Na lewym policzku widniał czerwony ślad. Czułam sie jak bym była wypruta z uczuc. Pogasiłam swiatła w stołówce i ruszyłam do mojego pokoju. Gdy wszłam do niego zobzczyłam nie tylko Mikase i sashe ale i Yimir i Christe
-Heja maluszku-przywitała mnie Yimir.. Mimo ze Christa był niższa odemnie to nazywano mnie maluszkiem nie ją.... Nie rozumiałam tego.
-Hejka?
-Aya!? Co ci soe stało w policzek? - zapytała zmartwiona blondyneczka
-a to nic.... Tylko odpuskowałam Kapitanowi Levi'owi, nic takiego...
-Uderzył cie? ...jak ja mu zaraz!
-Mikasa.... Jest dobrze... Ale co wy tu robicie - powedziałam patrzac na koleżanki ktore nie sa ze mna w pokoju.
-no wiesz dzisaj cie wogóle nie widzalysmy na stołówce.... - zaczeła Christa
-Wiec Christa myślała ze jests glodna i prznioslysmy ci troche jedzenia-powedziała Yimir i pokazała na moja szawke koło łóżka... Na talerzyku było 5 kanapek....
-trudno było powstrzymac Sashe by tego nie zjadał... - powedziała "siostra" Erena
-ej.... Ja tylko bylam głodna - powdziała Sasha
-tak jak zawsze-powiedziałam - dziekuje ale nie zjem.....
-a czyli bawimy sie w niejadka - powdziała Yimir wzieła kanepke i podeszła do mnie - powedz "Aaaaaam"
-Yimir... - zasmiałam sie
-Nie "Yimir" tylko "Aaaaam"nie chesz jesc sama cie nakarmię.
-dobrze juz dobrze zjem-powdziała z usmiechem i wzięłam gryza, jezuu czuję jak bym nie jadła wieki.... - zaraz chwilka jak udało sie wam przmycic jedznie do pokoju? Przeciez nie wolno żarcia wynosci z Stołówki...
-Sasha jest w tym mistrzem-powedziała Mikasa patrzac na mnie z lekkim usmiechem
-cieszko było tego nie zjesc... O na mysl o jedzeniu zrobiłam sie głodna-jeczała z glodu Sasha wiec podeszłam do szawki wziełam jedną z kanapek i podeszłam do Ziemnaczary dałam jej kanapke
-dziękuję ze to dla mnie zrobiłaś - powedziałam z usmichem..... Nawet nie wiem kiedy pochłobełam raszte kanapek... Ale mozna powiedzic ze do sniadania to wystarczy.
Po jakims czasie pieguska wraz z blondyneczką musiały isc a my przygotowałyśmy się do snu..... Wmiare szybko usnęłam......
Sen ********
-Mamo.... Mamo.... - krzyczała mała blondyneczka.
-prosze... Zrob to dla mnie-dziewczynka zatrzymała sie gdy zobzczyła mame z ojcem jej przyjaciela... Schwała sie za murek podsłpuchujac rozmowe.
-Anna.... Nie moge tego zrobic.... To jest Twoje, nie moge tego zabrać - mowił Ojciec Erena
-Gisha.... Dobrze wiemy co cie spotkało w przeszłości... Nie każę ci tego zatrzymać... Tylko prosze bys schował to w sojej piwnicy.. - mowiła błagalnie...
-Anna.....
-Prosze, ja chce tylko ją chronić, chce chronić moją małą córeczkę....... Po prostu ukryj to gdzie kolwiek..... Aya nie moze sie dowiedzieć.
-Anna..... Dobrze wiesz ze nie uchronisz jej przed tym.... Wkoncu sama sie domysli ze coś tu nie gra... Zawsze była bystra......
-ja.... Za duzo przed nia ukrywam.... Ale to dla jej dobra... Ja chce tylko jej dobra.....
-ale gdy dorośnie... Bedzie chciała pozanc prawde o wszystkim.....teraz dopytuje sie o swojego ojca ktory jest daleko z tąd.... Pozniej bedzie pytac o inne dziwne rzeczy ktore beda sie wokoł niej dziać. Nie pamietasz jak to było z tobą......
-pamiętam.... Ale i tak prosze ukryj go.... Ukryj to przeklenstwo.... - mowiał dalej matka blondynki.
-Jestes pewna... Ta rzecz zapewni jej bezpieczeństwo.....
-wiem..... I zwrócę sie do ciebie, i wezme to... I dam jej.... Kiedy bedzie gotowa.
-rozumiem Anno... Gdy tylko bedziesz chciała oddam ci go.... Nie martw sie Anno... Wkoncu to twoja córką, odzidziczyła wikszosc po tobie........
Tobie.......
Tobie......
Tobie.....
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top