XIV
Gdy rano się obudziłam, czarnowłosego już nie było.... chwilę leżałam w łóżku już niedługo bal i ta przeklęta wyprawa..... Ale pamiętam co wtedy nam Hange powiedziała....
****
-zaraz jak po przełożyć???-zapytałam
-to brzmi strasznie głupio ale chcę by moi żołnierze najpierw się zabawili a później szli na śmierć......-powiedział dowódca
-Aya może ta idiotka ma rację lepiej żeby się najpierw zabawili jestem za-powiedział czarnowłosy wstając
-dobrze jeżeli uważacie że tak jest słusznie-powiedziałam...
********
W sumie cieszę się na ten bal jest już jutro..... Będę musiała przygotować jakąś sukienkę...... Nie ma się czym przejmować Mam ich pełno...
W końcu wstałam z łóżka poczułam straszny ból.... Ledwo co mogłam chodzić.... Jakoś się ubrałam ale..... Ał....
Jakoś dotarłam na stołówkę ale gdy tylko usiadłam byłam pewna że już nie wstanę....
-siemka-powiedziała ospałe Emily która również dziwacznie chodziła-też miałam ciężką noc
Na te Słowa lekko się zaśmiałam.....
-wy przynajmniej macie z kim-Jasmine siadając naprzeciwko nas
-czasem po prostu no się nie da-powiedziałam
-to nie jest przyjemne uczucie kiedy tam wszystko cię boli-powiedziała
-uuuu widzę że nie Ja tylko miałem udaną noc-powiedział z figlarnym uśmiechem Leo
-zajebie cię nie mogę chodzić-powiedziała na niego warcząc emka
-do ciebie nie mówiłem-powiedział i uśmiechnął się do mnie
-nie komentuj dobrze wiem gdzie masz pokój przyjdę i uduszę cię poduszką-powiedziałam
-skarbie co tak agresywnie??
-widzę że naprawdę masz dobry humor po wczorajszym-śmiała się Jasmine
-teraz się tylko modlić żeby nie mieć dziecka-szepnela do mnie Emily
-Ja też się o to modlę-powiedziałam
-hejka możemy się dojść??-zapytała Sasha...
były wszystkie znane mi osoby...
-jasne siadajcie-uśmiecham się
-o czym gadacie???-zapytał Eren
-o bzdurach....
-o dzieciach....
Ja i emili po wiedziałyśmy to w tym samym momencie..... po czym spojrzałyśmy się na siebie
-hahhahahahhaa no niezłe zgranie-śmiał się z nas Connie
-nieważne co tam u was?-zapytałam
-nic ciekawego cieszycie się na bal?-zapytał Armin
-tak...
-Ja pierdolę dobrze że on jest jutro-powiedziała chwytając się za serce Emily
-przestać marudzić Ja też przez to przechodziłam-powiedziałm wpatrując się w nią A ona wystawiła mi język
-ile ma centymetrów?-zapytała nagle
-kurwa Emily nie przy jedzeniu-powiedziała dusząc się Jasmine
-no co pytam się o podstawę.....
-A może pilnuj się swojego co??-zapytałam z śmiechem
-ja to słyszę-powiedział leoś
-masz słyszeć....
-chyba nie jesteśmy w temacie.... Jak podoba ci się stanowisko???-zapytała omijając temat Mikasa
-he... Nie narzekam myślałam że będzie gorzej ale wiecie nie było jeszcze wyprawy bo hange ją przełożyła... Więc na razie jeszcze mi ciężko to określić czy jest fajnie czy też nie.... Ale na razie jest dobrze-odpowiedziałam
-spokojnie dasz radę...-powiedział Jean
I tak jakoś minęło śniadanko po jakimś czasie nauczyłam się już normalnie chodzić i jakoś to szło.... Nagle dostrzegła znajomą mi postać...
-pani kapral!-biegł do mnie uśmiechnięty...
-witaj noa...-powiedziałam trochę od niechcenia... A zanim zobaczyłam mie
-dzień dobry-uśmiechnęła się delikatnie
-miło was widzieć-powiedziałam
-nam też miło panią widzieć-powiedziała dziewczyna
-Nie musicie mówić mi przez pani....wystarczy Aya- powiedziałam
-dobrze więc czy aya pójdziesz ze mną na randkę??-zapytał się noa
-to urocze ale muszę odmówić....
-odmówić??? A co takiego??-usłyszałam głos ze sobą....
Levi
-nic takiego panie kapitanie, pytałem naszą uroczą kapral czy nie zechciałaby ze mną pójść w jedno miejsce-lekko się załamałam, gdyby ten chłopak tylko wiedział z kim teraz rozmawia..... Jestem Strasznie zażenowana
-ach tak???-spojrzał na mnie przez ramię-A gdzie byś chciał ją zabrać??
-znaczy pani kapral mi odmówiła ale mam nadzieję że w końcu się pani zgodzi -dalej próbował noa ,nawet mia chyba zauważyła że to nie wróży nic dobrego
-wątpię by się zgodziła...-nagle powiedział
-co??
-myślę że nie jesteś najlepszym kandydatem zwłaszcza dlatego że jesteś jeszcze bachorem-powiedział-lepiej stąd spadajcie czyścić kible
Powiedział odwrócił się w moją stronę chwycił za nadgarstek i odciągnął od nich...
-Levi-byliśmy na środku korytarza... Miałam wrażenie że zaraz zabije mnie wzrokiem
-Nie podoba mi się jak wszyscy do ciebie zarywaja-powiedział chwytając za drugi nadgarstek
-uspokój się..... Proszę...-powiedziałam spokojnie gdybym zaczęła na niego wrzeszczeć on mi się tym samym odwzajemnił i znowu byśmy byli pokłóceni...
Nic nie powiedział tylko głęboko westchnął I dał mi buziaka w czoło.
-jak się czujesz??-zapytał
-dobrze chociaż z rana miałam małe problemy-powiedziałam drapiąc się w głowę-nie musiałeś być jaki wczoraj ostry
On tylko delikatnie sie uśmiechnął i pocałował mnie, nie byłam mu dłużna i odwzajemniła pieszczote.... Wiedziałam że stoimy teraz na otwartej przestrzeni i było dla mnie bardzo dziwne że czarnowłosy okazuje mi czułość gdzie indziej niż w swoim lub moim pokoju.
-k...k..ka...kapitanie?-poszliśmy głos wróciliśmy się a tam stała Ruby......
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top