Rozdział II
Pov. Pol.
Stałem na krawędzi urwiska. Wiatr delikatnie rozdmuchiwał moje włosy, a promienie wschodzącego słońca padały na moją bladą twarz. Kocham takie poranki... Gdzie nikt nigdy mi nie przeszkadza i jestem zupełnie sam... Siadłem na trawie i popatrzyłem się w niebo. Było piękne... Jak zazwyczaj...
Szkoda że nie mogę z nikim dzielić takich chwil... Nawet w domu jestem sam jak palec... No prawie. Jeszcze mam przy swoim boku mojego kota Alexa, ale zazwyczaj znika z domu na cały dzień.
Gdy miałem już wstać i pójść do siebie, to poczułem kogoś dotyk na moim ramieniu...
Pov. Rus.
Znowu tam jest... Jak co ranka Pol siedzi w tym samym miejscu. Zawsze tutaj przychodzi z samego ranka, a ja zazwyczaj go obserwuję... Nie mogę się na niego na patrzeć... On jest taki słodki, niewinny i nieśmiały. A najlepsze jest to że pochodzi z tego samego królestwa co ja. Dobra Rosja, dasz radę.
Po cichu podszedłem do niego i delikatnie złapałem za ramię. Trochę się zatrząsł i powoli odwrócił się w moją stronę. Ciepło uśmiechną się do mnie. Jejku jaki on słodziutki.
- Witaj Rosja.
- Cześć Polska... Co ty tutaj robisz?
- A oglądam wschód słońca... No oglądałem, a ty?
- Ja wybrałem się na spacer z myślą że kogoś spotkam... I jak widzę to los mi sprzyja~
Puściłem mu oczko, a on się lekko zarumienił. Cicho się zaśmiałem i pomogłem mu wstać... Nie chciałem puszczać jego rączki, była taka cieplutka i drobna... Chyba nie zauważył że go trzymam za nią.
- Rosja! Ty debilu!
- No ej! Ja tylko żartowałem...
- Eh... No dobra, wierzę ci.
- Mhm... Może chcesz do mnie wpaść?
- Chętnie... A kiedy mogę?
- Może teraz?
- Dobrze.
Pociągną mnie za rękę i zaczą iść do mojego domu. Uśmiechną się do mnie, a ja odwzajemniłem to i szedłem obok niego... Nadal się trzymaliśmy za ręcę... To będzie cudowny dzień
Pov. ZSRR
Schowany w cieniu drzew, przyglądałem się im... To nie tak że jestem zazdrosny o Pola, ale... Boję się o niego, że może mu się coś stać lub ktoś mu zrobi krzywdę... No ale cóż... Nie mogę go przecież śledzić przez cały czas... Więc oddaliłem się i zacząłem się kierować do mojego domku...
Cdn.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top