3


•Leon•

Z samego rana ruszyłem by wykonać zlecenie.
Założyłem czarny garnitur, białą koszulę i czarny krawat, nastroszyłem włosy za pomocą żelu. Stanąłem przed lustrem. Udało się, wyglądałem jak zwykły szofer, założyłem marynarkę, buty i wyszedłem z domu, idąc do czarnej BMW X1 ze skórzaną tapicerką i siadłam przed kierownicą po czym ruszyłem do celu. Zasunąłem przyciemniane szyby i założyłem przeciwsłoneczne okulary.
Znałem całe miasto na pamięć, wszystkie ulice, zaułki i zakamarki, dokładnie wiedziałem co robię, nie mogłem dać się złapać.
Po godzinie jazdy po zaułkach zatrzymałem się pod szkołą Alfreda dokładnie o 16:25 by być przed dzwonkiem i spławić prawdziwego kierowcę. Wyszedłem z auta i podszedłem do czarnej limuzyny, w której siedział szofer chłopaka, zapukałem w szybę, a ten ją opuścił, rzułem swoją ulubioną gumę miętową.
-Słucham- powiedział szofer.
-Pan Tarner kazał przekazać, że Alfreda mam zawiść ja gdyż ty masz jechać pod ten adres- dałem mu kartkę z adresem, który wymyśliłem, odpowiedziałem historyjkę, w którą ciężko było uwierzyć ale dzięki mojej poważnej minie szofer zabrał kartkę i odjechał.
Wróciłem do samochodu i wsiadłem do niego, czekając na nastolatka.
O 16:32 Alter wyszedł ze szkoły, odsunąłem szybę i wystawiłem przez nie łokieć, zacząłem palić oczekując na niego. Zgniotłem palący się papieros w palcach i wrzuciłem go do popielniczki samochodowej, włączyłem klimatyzacje i czekałem, aż podejdzie.

•Alfi•

Wyszedłem ze szkoły wraz ze swoją paczką śmiejąc się z mojego dość podstarzałego szofera. Rozejrzałem się za nim by znowu go wyśmiać i sprawić inne przykrości ale jego nie było, był tylko jakiś młody, przystojny facet w BMW, który wyszedł gdy podchodziłem. Otworzył mi drzwi na tylne fotele.
-Witam, jestem twoim nowym szoferem- odpowiedział mężczyzna rzucając gumę.
Moim znajomym opadły szczęki, że taki młody facet, który pewnie ma ciekawe noce, jest szoferem. Myślałem czym go obrazić ale jest idealny, idealny garnitur, wygląd, samochód, zapach, wszystko. Do niczego nie można się przyczepić.
-Nie było lepszego? -zapytałem z pogardą siadając na tylnym siedzeniu.
Facet tylko na mnie spojrzał fioletowymi oczami i zamknął drzwi. Uśmiechnołem się zadowolony, że udało mi się coś wymyśleć.
Ruszyliśmy ale jakoś inaczej, inną drogą, dłuższą.
-Czemu tak długo? -narzekałem.
-Zamknij się Gnoju- warknął.
Co?! Co on powiedział?! Ja mam się zamknąć?! Co on sobie wyobraża?! To mój ojciec mu płaci.
-Jak mnie nazwałeś?! -Krzyknąłem.
Tylko na mnie zerknął w lusterku z podejrzanym uśmiechem.
Wszędzie pusto, to jakaś pustynia czy coś?! Czemu on tedy jedzie? Bałem się go, jego uśmiech był podejrzany, jest za idealny by był prawdziwy.
Z moich rozmyślań wyrwał mnie pisk opon i fakt że przez szybkie hamowanie uderzyłem głową o nagłówek rozcinając swój łuk brwiowy.
Na prawdę zaczynałem się bać, tu nikogo nie było, nikt by mnie nie usłyszał. Zauważyłem, że wyszedł z samochodu i podszedł do moich drzwi.
-Wysiadaj!- zażądał.
-Nie, ja nie idę- cofnąłem się.
-Nie pytam cię o zdanie- wyciągnął mnie siłą z auta po czym poszarpał, a w moich oczach było widać łzy.
Bałem się jak cholera, on jest większy i silniejszy ode mnie, może ze mną zrobić co chce.
-Nawet nie drgnij!- Powiedział groźnie.
Stałem w bezruchu, obserwowałem jak wyciąga z bagażnika sznur i knebel oraz nóż, zacząłem drżeć. Podszedł do mnie, szarpnął moje ręce do tyłu i związał je bardzo mocno aż syknąłem z bólu za co dostałem w twarz, a z moich oczu popłynął mały strumyk łez, pociągnąłem głośno nosem.
-Zamknij się!- warknął.
Wodziłem za nim wzrokiem i patrzyłem jak wiąże mi nogi, wkłada knebel do ust. Bałem się, nich on da mi spokój, proszę. Otworzył całkiem bagażnik, wrócił do mnie, wziął mnie na ręce tak jakbym nic nie ważył i wręcz wrzucił do bagażnika przez co uderzyłem tyłem głowy o klapę rozcinając głowę. Zacząłem płakać. Patrzył na mnie z pogardą i uderzył mnie pięścią w twarz. Mój wzrok mówił "Przestań, proszę" ale on uderzył mnie jeszcze raz po czym zamknął bagażnik z takim hukiem, że mnie cofnęło. Płakałem ze strachu i bólu. Czemu on mi to robił? Co ja mu zrobiłem? To wszystko kojarzy mi się z kryminałami Yaoi, które czytałem. Czy on chciał mnie zabije? Pewnie mnie zabije. Ja nie chce umierać! Ja nie chce! Ja chce do domu, ba, nawet do mojego taty!

•Leon•

Udało się. Siadłam przed kierownicą i ruszyłem, słyszałem że uderzył czymś o klapę i to pewnie była głowa. Cóż, jego problem.
Teraz gdzie go schować? Wiem, w mojej piwnicy, jest dobrze ukryta i nikt go tam nie znajdzie.
Włączyłem 6 bieg i ruszyłem do mojego domu.
Droga zajęła mi jakieś pięć min, chodź gdybym jechał zgodnie z zasadami trwało by to godzinę jak nie więcej. Zaparkowałem w garażu.
Wyszedłem z auta, zamknąłem drzwiczki i poszedłem po tego gówniarza. Otworzyłem bagażnik. Cały zapłakany, pokrwawiony i ledwo kontaktuje. Wziąłem go na ręce i wszedłem do domu, zamknąłem drzwi na klucz i ruszyłem w stronę piwnicy. Zerknąłem raz na niego, cały we krwi, nieprzytomny i zapłakany. On musi żyć bo inaczej nie dostanę kasy. Zaniosłem go do łazienki, rozwiązałem i opatrzyłem. Co miałem począć żeby nie uciekł, rozejrzałem się do około i zatrzymałem wzrok na jego nogach. W sumie to jakaś opcja, a że jest nieprzytomny to nie poczuje.
Złapałem jego kostkę i piszczel, pociągnąłem nogę w dół, a piszczelem uderzyłem o swoje kolano łamiąc jego nogę, to samo zrobiłem z drogą. Teraz nie będzie chodzić przez co najmniej dwa miesiące. Jego nogi zaczęły puchnąć, a kości wyszły na zewnątrz, nastawiłem je i zaniosłem go do piwnicy. Położyłem go na materacu i związałem, tak na wszelki wypadek po czym poszedłem na górę, zamknąłem piwnicę na klucz po czym ruszyłem coś zjeść.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top