Rozdział 27
Pięć minut przed czternastą wyszłam z mojego tymczasowego pokoju i skierowałam się do studia nagraniowego Unboxall'a. Czułam się okropnie. Mateusz nie oddzwonił ani nawet nie odpisał. Po prostu mnie olał. Najgorsze, że nie wiedziałam czy bardziej jestem zła czy smutna. Weszłam do pokoju w całości pomalowanego na biało. Na środku stał metalowy stół, za nim stały dwa krzesła, a przy ścianie zostało już rozwinięte czarne tło. Paweł siedział na jednym z krzeseł i zapraszał mnie do zajęcia pustego miejsca. Zrobiłam to bez słowa. Całe studio zostało już przygotowane, światła i kamera porozstawiane. Plan był taki, że on się przywita, a potem wejdę ja. Wycofałam się z kadru i czekałam, aż szatyn rozpocznie. Najwyraźniej nie zauważył mojego podłego stanu. Dobrze, że chociaż umyłam twarz, nie było tak mocno widać, że wcześniej ryczałam.
- Witam w kolejnym uboxingu. Zanim pokaże wam, co będziemy robić, wypada przedstawić gościa, który przyjechał tutaj specjalnie dla was - machnął do mnie ręką, a ja zajęłam miejsce przy stole - Dzisiaj będę bawić się z Atamilaną.
- Cześć wszystkim - rzuciłam z uśmiechem, choć odrobinę niewyraźnie.
- No, to teraz uwaga. Pamiętacie jeszcze Gravitrax? Dzisiaj trochę spokojniejszy odcinek, poświęcony właśnie tej zabawce. Zbudujemy największy tor, jaki nam się uda z dodatkowymi zestawami, które niedawno dokupiłem. Ata, gotowa?
- Tak, jasne - uśmiech ponownie był wymuszony i chyba już nie wypadł naturalnie.
- Zatrzymaj nagrywanie - rzucił Paweł do chłopaka za kamerą - Nie będziemy dzisiaj tego robić. Widzę przecież, że nie dasz rady nagrywać - zwrócił się do mnie - Mogłaś powiedzieć. Sytuacja wciąż jest kijowa?
Przytaknęłam tylko kiwnięciem głową. Paweł westchnął i poklepał mnie po ramieniu.
- Przebierz się w coś mniej wystawnego, jak nie masz, to ci pożyczę. A my - zwrócił się do chłopaka po drugiej stronie pokoju - Idziemy załadować parę rzeczy do samochodu. Przyjdę do ciebie, jak wszystko będzie gotowe. W porządku?
- Jasne. Przepraszam, że popsułam ci odcinek.
Unboxall tylko machnął ręką w lekceważącym geście. Wyszłam z białego pokoju i skierowałam się do mojej sypialni. Usiadłam ciężko na łóżku i sprawdziłam telefon. Cisza jak makiem zasiał, Mati ciągle się nie odzywał. A może obraził się permanentnie? Co ja zrobię? Skoro nie odbiera telefonu ani nie odpisuje na wiadomości, nie mam jak go przeprosić. Nie mogę z marszu wybrać się do Krakowa, a już na pewno nie w ten weekend. Ewentualnie w następny, ale to i tak średnia opcja. Dlaczego mi nie ufa? Byłam smutna, bo się odciął, a zła, bo nie był w stanie w pełni mi zaufać. Ja jemu ufałam bezgranicznie, nawet mimo tej sytuacji z Darią w wakacje. O mało wtedy nie zginęłam, ale przynajmniej zadziało się coś konkretnego. Tymczasem blondyn zwyczajnie przesadzał.
Westchnęłam ponownie i podniosłam się z łóżka. Otworzyłam plecak i wygrzebałam czarne legginsy i zwykłą, szarą koszulkę. Kolory idealne do nastroju. Zdjęłam to, co miałam na sobie i rozczesałam trochę włosy. Wciągnęłam spodnie w tempie muchy w smole. Nastrój perfidnie mi padł. Nagle usłyszałam ciche skrzypienie otwieranych drzwi. Obróciłam się z przyzwyczajenia. Oczywiście dopiero po chwili dotarł do mnie fakt, że nie mam na sobie koszulki.
- Hej, jesteś gotowa? - zapytał Paweł, wchodząc do pomieszczenia - Bo auto załadowane, więc możemyyy... - w tym momencie mnie zauważył.
Stałam jak sparaliżowana. Było nawet gorzej, niż pierwszy raz, kiedy byłam w mieszkaniu Mateusza. Czułam, że robię się zupełnie czerwona. Spuściłam głowę z głupim uśmiechem i nie miałam pojęcia, co robić. Trochę zasłoniłam się włosami. Zauważyłam, że szatyn też spalił buraka, po czym szybko opuścił pokój, zamykając drzwi. Dlaczego zawsze ja? Zaczekałam, aż trochę ochłonę i odzyskam normalny kolor. Narzuciłam koszulkę i wyszłam na korytarz. Paweł stał przy drzwiach i najwyraźniej na mnie czekał.
- Możemy iść - uśmiechnęłam się do szatyna, no co tylko skinął głową.
Bez słowa poprowadził mnie do garażu, a następnie wsiedliśmy do samochodu. Auto było bardzo ładne, jak na mój gust. Nie rozpoznałam marki, ale nieszczególnie się na tym znam. Rzekłabym, że w ogóle się nie znam. Paweł otworzył drzwi i wsiedliśmy do środka. Oparłam się wygodnie na fotelu, a szatyn wyjechał na ulicę. Dopiero teraz zauważyłam, że narzucił na ramiona skórzaną kurtkę. W sumie ja też mogłam zabrać jakąś bluzę, robiło się chłodno.
- A właściwie gdzie mnie wieziesz? - zapytałam po kilku minutach.
- Na pole - uśmiechnął się pod nosem - Mam w bagażniku trochę gratów do rozwalenia.
- Chcesz teraz nagrywać? Niedługo będzie ciemno - spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
- Nie mam zamiaru nagrywać. Widzę jak wyglądasz. Trochę bezsensownej przemocy na gratach nigdy nie zaszkodzi.
W myślach przyznałam mu rację. Do końca podróży nie odzywaliśmy się do siebie już ani słowem. Co jakiś czas sprawdzałam telefon, ale ciągle brak wiadomości czy telefonów. W końcu samochód się zatrzymał, a ja wysiadłam na... polu. Dosłownie byliśmy w szczerym polu. Po prawej ciągnął się jakiś młody lasek, po prawej była tylko ubita droga żwirowa. Paweł otworzył bagażnik i zaczął wyjmować jakieś elektrograty. Po chwili na piachu wylądowały mikrofalówka, drukarka, stary komputer, jakiś mały telewizorek i konsola. No i oczywiście spora paczka petard.
- Trzymaj - podszedł do mnie z tarczą policyjną - Może ci się przydać. Tylko nie pytaj, skąd ją mam.
Nie zamierzałam pytać. Przyjęłam ściankę z pleksi z wdzięcznością. Przynajmniej nic mnie nie rąbnie. Ustawiłam się w bezpiecznej odległości, a Paweł po kolei podpalał petardy przy kolejnych gratach. Nie miałam bezpośredniego udziału w dziele zniszczenia, ale mimo tego czułam się lepiej. Nie umiałam za nic tego wyjaśnić, ale naprawdę humor mi się poprawił. Gdy wszystkie sprzęty walały się w kawałkach po polu, tarcza leżała płasko na ziemi, a my siedzieliśmy na trawie, podziwiając zachodzące słońce. Zapomniałam nawet o sprawdzaniu telefonu. Czułam się lepiej. Nie wiem jak, nie wiem dlaczego, ale było mi po prostu lepiej.
- Jeszcze raz przepraszam, że zepsułam nagrywki - westchnęłam, przerywając ciszę.
- Jeszcze raz ci mówię, że nic się nie stało. Są rzeczy ważne i ważniejsze. Wolę spędzić miło czas z tobą uśmiechniętą, niż mieć film, na którym jesteś martwa.
Uśmiechnął się przyjaźnie, co odwzajemniłam. Siedzieliśmy na trawie, dopóki słońce całkiem nie zaszło, a potem jeszcze trochę dłużej. Dopóki nie zrobiło się ciemno, było nawet ciepło. Potem jednak zaczęło się robić chłodno, a ja oczywiście nie miałam żadnej bluzy. Starałam się nie dać po sobie poznać, że mi zimno, ale mimo tego lekko drżałam. Paweł musiał to zauważyć, ale nic nie powiedział. Wstał, przeszedł za mnie i usiadł tak, że znajdowałam się pomiędzy jego nogami. Narzucił mi na ramiona swoją kurtkę, a ja odchyliłam się do tyłu, opierając na jego klatce piersiowej. Nie uważałam, żeby było szczególnie dziwnie. Przynajmniej było mi cieplej.
Chłopak objął mnie w talii i oparł głowę na moim ramieniu. Puszyste loki łaskotały mnie w policzek, ale nic nie powiedziałam. Spojrzałam w niebo. Gwiazdy nie były tu aż tak widoczne, jak z mojego ogródka, ale i tak nie miałam na co narzekać. A może po prostu dzisiaj było ich mniej? Przypomniałam sobie, co mówiłam Mateuszowi pierwszej nocy, kiedy u mnie był. Byłam ciekawa, czy on też patrzy teraz w gwiazdy. Kosmos miał nam sprzyjać, a tu co? Oby tylko Mati szybko przestał się obrażać. Już za nim tęskniłam, nie dałabym rady bez niego żyć. Czy tak gadają wszyscy zakochani ludzie? To takie głupie.
Z przemyśleń wyrwał mnie delikatny dotyk na szyi. I nie była to dłoń. Poczułam wyraźnie, że Paweł lekko muska ustami moją skórę, łaskocząc włosami mój policzek. Objął mnie dłońmi w talii, mocniej przyciągając do siebie. Przeszedł mnie dreszcz. Przez dwie sekundy myślałam, że to całkiem przyjemne, ale zaraz się otrząsnęłam. To nie był Mateusz. Zabrałam dłonie szatyna z brzucha, ale twarz chłopaka ciągle znajdowałam się za blisko mnie. Odepchnęłam go, obracając w jego stronę.
- Co ty robisz? - zapytałam z wyrzutem.
- Przepraszam, myślałem... Wiesz, kiedy wszedłem do pokoju, byłaś... Przecież to nic takiego - wzruszył ramionami.
- Może dla ciebie - prychnęłam - Jedźmy do domu. Rano chciałabym, żebyś odwiózł mnie na pociąg. Możesz?
- Jasne, skoro chcesz...
Chciałam wracać od razu, ale miałam bilet dopiero na jutro. Szczerze mówiąc, trochę bałam się spać po czymś takim. Gdy wróciliśmy do mieszkania, szybko się umyłam i od razu poszłam do sypialni. Z ulgą dostrzegłam wewnętrzny zamek. Nie to, że uważałam Pawła za nie wiadomo kogo, w końcu to nie Kruszwil, który usiłuje na pierwszej randce zaliczyć swoją dziewicę. Wait, nie, to złe porównanie. Tak czy tak, zestresowałam się. I jeszcze słowa Unboxall'a; "Przecież to nic takiego". To jest coś takiego. Nikt nie miał do tego prawa, nikt poza Mateuszem. Położyłam się plecami na materacu, gapiąc się w sufit i usiłując zasnąć. Już przysypiałam, gdy rozległ się dzwonek telefonu. Przeklęłam pod nosem i chwyciłam urządzenie, żeby je wyciszyć. Na ekranie dostrzegłam wiadomość.
Od Mój kochany szantażysta <3: Cholera, przepraszam. Zachowałem się jak dupek. Wybacz. W geście ubłagania, chciałbym zabrać cię za tydzień na wycieczkę. Rzucisz dla mnie wolny weekend?
Rzucę, przemknęło mi przez głowę. Nie odpisałam jednak. Też mogłam się trochę nie odzywać. Planowałam odpisać, kiedy wrócę następnego dnia do domu. Tak naprawdę, pragnęłam rzucić się blondynowi w ramiona, ale nie musiał o tym wiedzieć. Może zadzwonię, zamiast pisać? Jednak to sprawa na kolejny dzień. Najpierw musiałam znaleźć się w domu. Kryzys zażegnany, Mati się odezwał. Chciał mnie zaskoczyć. Udało mu się bardziej, niż się tego spodziewałam.
~~~
Drama, drama, i po dramie. Deadline mnie nie zabił, skończyłam, co miałam do skończenia, a teraz mogę wrócić. Udało mi się nawet tydzień przed zapowiadanym terminem, jestem z siebie dumna. Teraz będzie rozdział czy dwa względnego spokoju. Jakby co, postaram się ostrzegać. Miłego (tutaj wstaw porę czytania).
Ata
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top