8 - Pobór
- Poważnie? - zapytał rozczarowany Syriusz Black, widząc dzieło Jamesa Pottera.
Słysząc, że tym razen jego przyjaciel wymyślił coś lepszego, bynajmniej nie przeszło mu przez głowę, że wywiesi ogłoszenie z krótką i zwięzła informacją z doczepioną tabelą wyników z poprzedniego roku tak na zachętę. W dodatku notatka była zapisana całkowicie poprawnie granatycznie. I nie było w niej, żadnych idiotycznych żartów i gier słów.
Ależ czegoż chłopak mógł się spodziewać po słowach: nawet Liluś będzie musiała to zaakceptować?
Absolutnie nie tego, co zobaczył.
- Oczywiście, że poważnie. Siedziałem nad tym cały tydzień i przepisywałem trzy razy. Poszedłem nawet do Luniaczka, żeby żadnych błędów nie było.
Syriusz pokręcił głową i podszedł smętnie do kominka, gdzie padł na kanapę.
- Gdzie się podział mój Jammie, który ze wszystkiego sobie żartował i nie przejmował się tą cholerną gramatyką, której nikt nie lubi poza Remusem i Evans? - zapytał tak żałosnym tonem, na jaki było go stać.
- Nie marudź, Łapo - odparł James, zbyt podekscytowany myślą, co na to powie Lily, by przejmować się gadaniem Blacka. - Uważam, że to o wiele lepsze niż to, co robiłem przez ostatnie dwa lata.
Syriusz pokręcił głową z niedowierzaniem, ale gdzieś w kącikach jego ust błąkał się uśmiech. Zaraz jednak znikł zastąpiony ukłuciem szpilki zazdrości. Zdał sobie sprawę, że na razie to tylko szpileczka, ale jeśli nie uratuje Lotty, przerodzi się w coś większego. W coś, co sprawi że chłopak znienawidzi Lily Evans. A jeśli ją znienawidzi pokłóci się z Jamesem, swoim najleoszym przyjacielem, wyładowując na nim swoją zazdrość.
Lotta Famous była mu potrzebna. Była mu potrzebna, by mógł normalnie funkcjonować. Potter miał rację - oszalał.
Po chwili uderzyła go kolejna myśl. Lotta Famous, tak się przedstawiła. A jeśli domysły Remusa i Lily były trafne? Jeśli nie tylko Akuna Rotgrow przeżyła?
Miałam osiem lat, kiedy Voldemort mnie znalazł. I przygarnął.
Nikomu nic nie mówcie, a ja niebawem zabiorę do grobu całą wiedzę o was, Voldemorcie, o Dumbledore'rze.
Jej słowa dźwięczały mu w uszach. Echo jej głosu dochodził do niego jakby zza ściany. Następnie przypomniał sobie własne słowa:
Lotta Quilia Famous. Lotta Quilia Rotgrow. Kto by się spodziewał...
Cóż, na pewno nie on.
Nie uważacie, że za dużo tu zbiegów okoliczności?
Tak płynnie przychodziło jej kłamanie, że nawet kiedy mieli to wszystko przed nosem nie zauważyli. Przeplatała im prawdę z fałszem. A jednak chciał, by tu była. By rzuciła złośliwym komentarzem. Ucieszyłby się nawet z jakiegoś kolejnego wyjątkowo paskudnego żartu. Byle by tu była. I gdyby mógł ponownie usłyszeć jej śmiech. Tak rzadko się śmiała.
Tak rzadko była prawdziwa...
***
Ashley dopadła Syriusza dopiero na obiedzie i przekazała mu szeptem jakie składniki będą im potrzebne.
- I pamiętaj, weź równo tyle ile ci podałam. Im mniej weźmiemy tym mniejsza szansa, że profesor Slughorn się zorientuje.
- O to się nie martw, Whitney. Mamy jeszcze dwa i pół dnia.
- Tak, z czego ja co dziesięć godzin muszę spotykać Jęczącą Martę i z nią rozmawiać - powiedziała nieco oskarżycielsko.
- Sama powiedziałaś, żebym się nie dotykał do tego eliksiru, a zajął się zdobywaniem składników. Zaufaj mi tak jak ja ufam tobie - odparł i odszedł, by robić za przyzwoitkę. I to wcale nie dla Jamesa.
Ashley po tych słowach poczuła się jakby lżejsza. Odprowadziła chłopaka spojrzeniem do drzwi. I wtedy zrozumiała. W zeszłym roku w grę wchodziła amortencja. W tym faktycznie zauroczyła się w Syriuszu Blacku.
Oby przeszło jej to jak najszybciej. Gdyby się w nim zakochała, a odczarowanie Famous by się powiodło, nie byłaby w stanie znieść jej widoku przy nim.
Chyba, że uratowanie jej się nie uda...
Pokręciła głową, by odgonić natrętną myśl. Nie mogła zniszczyć eliksiru. Robiąc to, sprawiłaby że nadzieja Syriusza legła by w gruzach. A na to nie mogła się zdobyć.
***
Syriusz szedł niespiesznym krokiem w kierunku gabinetu Ślimaka. Musiał zdobyć płyn figi abisyńskiej. Wyjął lusterko i szepnął:
- James, jak sytuacja?
W przedniocie pojawiła się twarz przyjaciela, który uśmiechnął się wyjątkowo paskudnie.
- Slughorn u Dumbledore'a, pani Norris po drugiej stronie zamku, a Filch u siebie. Korytarz pusty, ale radzę ci się pospieszyć, bo Śmiecierus się zbliża. - Ostatnie zdanie uświadomiło chłopaka dlaczego Potter tak się uśmiechał.
- Fantastycznie - mruknął i ruszył przed siebie.
Szarpnął za klamkę - zamknięte.
- Alohomora. - Drzwi otworzyły się z głośnym skrzypieniem, ale chłopak nie przejął się tym.
Ruszył czym prędzej do szafki, w której Slughorn trzymał swoje ingrediencje. Stopił kłódkę i zabrał jeden, dziesięciomililitrowy flakonik.
Nałożył wcześniej skopiowaną identyczną jak ta, którą zniszczył i zamknął porządnie szafkę.
- Syriusz! - Usłyszał głośny szept dochodzący z jego kieszeni.
Wyciągnął lusterko i spojrzał na Jamesa. Uniósł pytająco brew.
- Wycierus się zbliża. Zaraz będzie w tym korytarzu - powiedział szybko i zniknął.
Syriusz ruszył pędem do drzwi, które zatrzasnął. Nie trudził się nawet zamykaniem ich zaklęciem, żeby Snape go nie złapał. Zniknął za zakrętem w ostatniej chwili.
***
Ashley siedziała przy kociołku, czekając cierpliwie na Syriusza. Zostało im pięć minut, by dodać kolejny składnik. To tak niewiele, a on jak na złość spóźniał się, mimo że sam ustalił aby byli pół godziny przed czasem. Westchnęła głęboko i wyciągnęła niewielką książeczkę.
Do kociołka wlać całą wodę miodową i gotować około dziesięć minut, następnie zamieszać trzy i pół raza zgodnie z kierunkiem obrotu wskazówek zegara. Dodać pięć gałązek lawendy i zamieszać siedem razy ruchem przeciwnym do ruchu obrotu wskazówek zegara. Zostawić na trzy dni, co dziesięć godzin mieszać raz w stronę zgodną z obrotem wskazówek zegara, a raz w niezgodną. Kiedy wywar zacznie wydzielać zapach ziemii po deszczu dodać płynu figi abisyńskiej i zmniejszyć temperaturę o dziesięć stopni Celcjusza, a po pięciu minutach poniwnie podwyższyć o dwadzieścia stopni. Po pięciu dniach gotowania się eliksiru należy dodawać jagody z jemioły - jedną co minutę, połówkę na końcu, dwadzieścia jeden minut po szesnastej jagodzie. Po trzech godzinach młodą, pokrojoną w kosteczki mandragorę wrzucić do kociołka. Wszystkie kosteczki muszą wpaść razem! Każda dodana później niszczy eliksir.
Ten element był najtrudniejszy. Syriusz musiał prosić o pomoc Jamesa, żeby pomógł nu przetransportować mandragorę tak, by nikt się nie zorientował. Prawie wpadli, w szklarni nakryła ich profesor Sprout. Wymówili się tym, że pewien Gryfon z czwartej klasy poprosił ich o pomoc. Przyszli, żeby przyjrzeć się lepiej roślinie, o którą pytał, gdyż rysunek w książce był bardzo niewyraźny, a on nie znał jej nazwy.
Kobieta uwierzyła im i dodała Gryffindorowi dwadzieścia punktów nagrodę za pomoc kolegom z domu. W gruncie rzeczy nie kłamali, tylko przeinaczyli nieco fakty.
Tak przynajmniej usprawiedliwiał się Black, kiedy blondynka powiedziała mu, że nie powinien oszukiwać nauczycieli. Naturalnie Lily była zachwycona przemianą huncwotów i zaczęła łaskawiej spoglądać na Pottera.
Przez kolejne pięć dni wywar musi się gotować w temperaturze piędziesięciu sześciu i pół stopnia Celcjusza, trzeba mieszax co trzy i pół godziny - trzy razy w lewo, dziesięć w prawo, siedem w lewo.
A teraz znajdowali się na ostatmim etapie. Dzisiaj w nocy, jeśli wszystko pójdzie dobrze, Syriusz pójdzie przed główne wejście i wyleje zawartość fiolki pożyczonej od Lily na Lottę.
Właściwie ruda nic nie wiedziała o tej pożyczce, ale ponieważ zaczynał się weekend z pewnością nie będzie jej potrzebna, więc uznali że i tak nic nie zauważy, a pilnie tego przedmiotu potrzebowali. Oczywiście chłopakom nie chciało się szukać własnych, bo i po co.
W tym momencie do łazienki wpadł Syriusz. Omal nie wywrócił się na kociołek. Ashley w ostatniej chwili odrzuciła go zaklęciem. Chłopak potarł obolały kark po zderzeniu z umywalką i podszedł do dziewczyny.
Usiadł obok niej i spojrzał na recepturę.
- Dosypać sproszkowany kamień księżycowy i zamieszać dwadzieścia razy zgodnie z kierunkiem ruchu wskazówek obrotu zegara - szepnął, wiedząc że są tak blisko. Jeszcze tylko chwila. Tylko chwila i Lotta będzie żyła.
- Masz ten kamień? - zapytała zniecierpliwiona dziewczyna.
Ona także nie mogła się doczekać. Uwielbiała eliksiry. Jeśli ten się uda dowiedzie to tylko jej niezwykłych umiejętności.
- Dziesięć gram - odpowiedział.
- Nam potrzebny sześć.
- Co ty nie powiesz? - mruknął sarkastycznie i wyjął zatkaną probówkę z białym proszkiem. - Mamy szczęście, jest tu miarka.
Ashley odetchnęła z ulgą i patrzyła jak chłopak odsypuje zbędne gramy. Kiedy już było równo sześć wsypał zawartość do kociołka. Wywar zabulgotał, a dziewczyna zaczęła mieszać dokładnie.
- Na koniec stuknąć różdżką w kociołek i rzucić niewerbalne zaklęcie conlidam petram. Wtedy eliksir stanie się perłowobiały i jest gotowy do użycia.
Blondynka po skończonej czynności wyjęła różdżkę, ale czarnowłosy ją zatrzymał.
- Syriuszu, nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł - powiedziała spokojnie. Widziała w zeszłym roku jego wyczyny na lekcjach.
- Uwierz mi, Ashley. Nie jestem ułomem z zaklęć niewerbalnych. Wbrew pozorom. - Dodał, widząc jej uniesione brwi.
Stuknął różdżką w kociołek, wpatrując się w jego zawartość. Nie zważał na nic innego. Nawet na Jęczącą Martę, która przysunęła się bliżej, by lepiej widzieć. Po chwili duch dziewczyny zawył radośnie.
- Może jestem martwa, ale to bez wątpienia jest perłowobiały kolor!
- Nikt cię o zdanie nie pytał - odparła naburmuszona Ashley.
Chciała sama zakończyć ten eliksir. W pewnym sensie odczuła rozczarowanie, że chłopakowi się udało. Miał być tylko jej pomocnikiem. Przynosić składniki. To ona miała ukończyć eliksir kruszenia!
***
James ziewnął szeroko i spojrzał na Gryfonów okrążających boisko do quidditcha. Usłyszał szybkie kroki i odwrócił się. To jego najdroższy przyjaciel biegł spóźniony na pobór do drużyny.
- Panie Syriuszu Black, cóż to za skandaliczne spóźnienie? - ryknął na cały głos, uśmiechając się jednocześnie do chłopaka.
Wszyscy zgromadzeni na trybunach zaśmiali się. Chłopak podszedł do kapitana i wskazał na kandydatów.
- Któryś rokuje? - zapytał.
- Jeden na pałkarza i dwie na ścigające. Cała reszta to banda idiotów, którzy próbują zabłysnąć - odparł Potter.
Chłopak pokiwał głową.
- Wybierz lepszą, a druga ewentualnie będzie rezerwowa - poradził.
James uniósł pytająco brew, a Syriusz w odpowiedzi błysnął mu fiolką z eliksirem.
- Udało się. Lotta wróci do gry - wyjaśnił, a brunet uśmiechnął się na to.
- Nasza droga szukająca będzie musiała się postarać. Ravenclow ma nowego, dość brutalnego. Slytherin postarał się o paskudnych pałkarzy, a Hufflepuff ma naprawdę dobrego obrońcę - powiedział.
- A my mamy fantastycznych ścigających - odpowiedział na to Black.
- Oh, wiem Łapciu, wiem. Nie musisz mi ciągle o tym mówić. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że jestem wspaniały - rzucił od niechcenia i kazał kandydatom na ścigających rzucać do obręczy, a tym na pałkarza postarać się im jak najbardziej przeszkodzić.
- Miałem na myśli siebie, Rogasiu. Ty jesteś ułomny, musimy robić wszystko za ciebie - odparł na to Wąchacz.
Zmierzyli się spojrzeniami, a następnie wybuchli śmiechem. Po godzinie James kazał kandydatom ustawić się w szeregu.
- Nie będę owijał w bawełnę. Połowa z was nie nadaje się do tego, by w ogóle trzymać miotłę w ręku, a co dopiero na niej latać. Amanda Swith! - zawołał, na co smukła blondwłosa dziewczyna wyprostowała się, gotowa by opuścić boisko. - Gratuluję, widzę cię jutro na treningu. Trzeba troszkę popracować nad tym, byś się tak nie kręciła, ale widzę potencjał i talent. Jesteś naszą ścigającą.
Uniosła wysoko brwi, a następnie uśmiechnęła się szeroko i podziękowała Potterowi. Drużyna zaklaskała i radośnie przyjęła nową. Kandydaci spojrzeli na nią ponuro.
- Ted Pinguin, gratuluję, jesteś naszym nowym pałkarzem.
Muskularny, wysoki blondyn wypiął dumnie pierś i uśmiechnął się w podziękowaniu do kapitana, by dołączyć do drużyny.
- Na razie to tyle, ale chciałbym jeszcze wspomnieć o Alice Spimmet. - Dziewczyna spojrzała na niego szybko, z nadzieją. - Świetnie dajesz sobie radę, jednak póki nie wyjaśni się sytuacja z naszym szukającym, Syriusz jest już blisko rozwiązania sprawy, chciałbym ci zaproponować miejsce w rezerwie. Ścigający często są nokautowani i rezerwowa może nam się przydać.
Brunetka sztywno kiwnęła głową, widać było jednak, że liczyła na coś więcej.
- Dziękuje możecie się rozejść! Drużyno, jutro trening o szesnastej, Alice ty też przyjdź! - zawołał i wraz z Syriuszem wrócili do szkoły.
Nie liczcie na kolejny przed Sylwestrem. Jeśli już, to pojawi się ewentualnie w weekend, ale nic nie obiecuję.
Co sądzicie o odczuciach Ashley po uważeniu eliksiru?
Pozdrawiam serdecznie
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top