16 - Sprawdzanie różdżek
Syriusz wpatrywał się tępo w tablicę, na której zapisany był temat eseju z obrony przed czarną magią. Westchnął głęboko i uznał to za wielce niesprawiedliwe, że musiał odrabić zadania zadane przez nauczycieli, mimo że brał udział w Turnieju. Położył się na ławce, wlepiając spojrzenie w brunetkę siedzącą obok. Ta jakby wyczuwając to, zerknęła na niego i uniosła brew. On tylko spojrzał w sufit i westchnął. Zauważył jak uśmiechnęła się lekko i przewróciła oczami. Uznał ten gest za bardzo zabawny, więc wyszczerzył się szeroko. Lotta za to wróciła do robienia notatek, które Syriusz potem zamierzał od niej skopiować.
Chłopak przeżywał również jeden fakt, o którym nie pomyślał. W związku z tym, że został reprezentantem Hogwartu nie tylko został zwolniony z egzaminów, które później i tak miał napisać w drugim terminie, bo to w końcu owutemy, ale również zabroniono mu grać w quidditcha, którego mecz miał odbyć się następnego dnia z Hufflepuffem.
Zacisnął powieki i zaczął zastanawiać się co mogło być pierwszym zadaniem. Nie zarejestrował, kiedy ktoś zapukał do klasy. Dopiero gwałtowny ruch Lotty wybudził go z letargu. Uniósł się i spojrzał na nią. Wpatrywała się w drzwi. Podążył tam wzrokiem i zobaczył na oko piętnastoletnią blondynkę w szatach Gryffindoru. Kiedy zauważyła, że na nią patrzył cała się zaczerwieniła. Usłyszał prychnięcie Lotty i uśmiechnął się sam do siebie, na co Gryfonka stojąca w drzwiach prawie dostała zawału, myśląc że chłopak uśmiecha się do niej.
- Doskonale. - Usłyszał Dumbledore'a. - Pan Black pójdzie z panną White. Zabierz torbę.
Chłopak z westchnieniem ulgi szybko się spakował i zauważył tylko niezadowolone spojrzenie brunetki. Zachichotał tylko i ruszył do Gryfonki. Dziewczyna spłonęła rumieńcem i spojrzała szybko za niego. Błogi uśmiech i rozanielone spojrzenie natychmiast zniknęło, a sama panna White natychmiast wycofała się z klasy. Chłopak uniósł brew i zerknął przez ramię.
Jedyne co zobaczył, to usatysfakcjonowany uśmieszek Lotty.
Wyszedł na korytarz i spojrzał wyczekująco na blondynkę. Ta dopiero po chwili przestała się na niego gapić jak na ósmy cud świata, którym naturalnie był.
- Ee, tak. Boo wszy-wszyscy reprezentanci mają przyjść. Bę-będą ch-chyba jakieś zdjęcia - wydusiła z siebie, jąkając się.
- To prowadź - powiedział sympatycznie, żeby jeszcze bardziej nie zawstydzać dziewczyny.
Ta tylko pokiwała głową i ruszyła w tylko jej znanym kierunku, co jakiś czas nerwowo się odwracając, jakby się bała, że chłopak zniknie. Kiedy dotarli do odpowiedniego pomieszczenia spojrzała na niego wielkimi oczami, a on poczuł się skrępowany. W końcu tylko się uśmiechnął, rzucił krótkie dzięki i szybko wszedł zanim ta cokolwiek zdążyła odpowiedzieć.
W środku znajdował się Armando Dippet, Madame Marie, Astrid Rassmusen, Garrick Ollivander i Hamish MacFarlan, który był szefem Departamentu Magicznych Gier i Sportów. Po chwili dopiero dostrzegł pozostałych reprezentantów. Akuna uśmiechnęła się do niego, a Dylan nawet nie uraczył go spojrzeniem. Nie żeby Syriuszowi było z tego powodu przykro. W rogu sali stała grupka reporterów, którzy patrzyli na nich jak wygładniałe zwierzęta na swoją zdobycz - zachłannie.
- Wspaniale - rzekł MacFarlan. - Skoro już wszyscy są możemy przejść do sedna. Jesteście tu, bo musimy sprawdzić czy wasze różdżki działają bez zarzutu. Z tego też powodu jest z nami niezawodny wytwórca różdżek - Garrick Ollivander!
Mężczyzna wysunął się na przód i uśmiechnął do zawodników.
- W takim razie najpierw zaczniemy od panny Rotgrow, mogę? - zapytał wyciągając w jej kierunku dłoń.
- Oczywiście - odpowiedziała dając mu smukłą różdżkę.
- Hmm, pióro pegaza, nie mylę się? - zapytał retorycznie. - Bardzo poularny rdzeń we Francji...
- Taak - burknęła dziewczyna niezbyt zadowolona z tego faktu.
- Odpowiednio giętka... Olcha, hmm. Idealna do magii niewerbalnej - mruknął, spoglądając na czarnowłosą.
Machnął magicznym patykiem i z jego końca wyskoczył bukiet kwiatów polnych.
- Tak, tak. Doskonale - rzekł i oddał ją Akunie.
- Pan McKriten? - Blondyn z niechęcią podał mężczyźnie swoją różdżkę.
- Hmm, wykonanie Gregorowicza, tak? - zapytał, a chłopak tylko skinął sztywno głową. - O, proszę. Pierwszy raz spotykam u niego berberys i wąsy kuguchara... Tak, bardzo przemyślane... Sztywna dosyć.
Machnął, a z końca wytrysnął strumyk wina.
- Doskonale, bardzo dobrze - mruknął i oddał Dylanowi jego własność.
- I na końcu pan Black - powiedział, uśmiechając się do chłopaka.
Syriusz bez oporów podał swój patyk Ollivanderowi.
- Ah, pamiętam. Pół godziny u mnie siedziałeś zanim znalazłem różdżkę odpowiednią dla ciebie... Mahoń i włókno smoczego serca, idealny wybór - mruczał pod nosem, a kiedy wykonał skomplikowany ruch nadgarstkiem w powietrzu zmaterializowały się cukierki. - Fantastycznie.
Kiedy czarnowłosy odzyskał swój magiczny patyk uśmiechnął się wesoło do człowieka, od którego go kupił.
- Świetnie! - zawołał Hamish MacFarlan. - A teraz zdjęcia i może jakiś mały wywiadzik!
***
Następnego dnia Syriusz usiadł razem z przyjaciółmi, Akuną i Gabrielle na trybunach. Od momentu, kiedy dostał się do drużyny nie opuścił, żadnego meczu. A teraz zmusili go do siedzenia na twardej, drewnianej i wybitnie niewygodnej ławeczce. W myślach pogratulował sobie pomysłu zrobienia z Alice Spimmet rezerwowej ścigającej. Oczywiste było, że nigdy go nie zastąpi w stu procentach, ale lepsze to niż nic.
Chłopak przeciągnął się i szturchnął starszą Rotgrow. Spojrzała na niego pytająco. Zauważył także uważny wzrok jej przyjaciółki. Westchnął, coś czuł, że Gabrielle Delacour go nie polubi. Nie żeby jakoś go to martwiło, ale poza Ślizgonami nie był przyzwyczajony, że ktoś go nie znosi.
- Zaraz zobaczysz Lottę w akcji - powiedział czarnowłosej. - Jest naszą szukającą. Może tym razem nie spadnie z miotły - rzucił żartobliwie, ale Akuna zareagowała gwałtownie.
- CO?! - zawołała wstrząśnięta. - Jak to?
- Eee, bo widzisz. W zeszłym roku miała taką tradycję, że kiedy złapała znicza, to lądowała na ziemi. Dzięki temu wiedzieliśmy, że wygraliśmy - żartował dalej, co dziewczyna w końcu pojęła, ale się nie zaśmiała.
- To nie jest śmieszne, Black. - Usłyszeli warknięcie Gabrielle. - Nikomu nie imponujesz tymi durnymi żartami.
- Lottę śmieszą - odparł nie do końca zgodnie z prawdą, ale dzięki temu blondynka się zamknęła. - O, patrzcie! Wchodzą na boisko!
- Gryfoni grają przeciwko Puchonom! - Usłyszeli głos Davida Browna, Krukona z szóstego roku. - Drużyny właśnie weszły na boisko i z tego, co widzę szukającą Gryffindoru jest Lotta Rotgrow! Kapitanowie - James Potter i Jonathan Smith podają sobie ręce. I wystrzelili w górę!
Puchoni natychmiast zaczęli dopingować swoją drużynę, to samo zresztą zrobili Gryfoni. Wszyscy Ślizgoni kibicowali Hufflepuffowi, a Krukoni byli podzieleni. Lotta i Jonathan - szukający swojego domu - wznieśli się ponad zawodników i przez kilka chwil mierzyli się spojrzeniami. Brunetka doskonale wiedziała, że chłopak nie traktuje jej jak zagrożenie mimo tego, że widział jej grę w zeszłym roku. No ale w końcu była dziewczyną, a to skreślało jej umiejętności już na starcie.
Po kilku minutach wysłuchiwania komentarzy Browna, zaczęła rozglądać się za zniczem, przy okazji przysięgając sobie, że nie spadnie z miotły. Puściła kij, który trzymała i wyprostowała się. Przeniosła wzrok na trybuny i od razu w oczy rzucił się Black, który mimo tego, iż nie mógł grać, zawzięcie kibicował i przekrzykiwał ryki tłumu. Obok niego siedziała Akuna, śmiejąca się z wrzasków chłopaka i komentarzy Remusa, a dalej zauważyła przyjaciółkę siostry. Gabrielle Delacour siedziała skrzywiona i przewracała oczami, kiedy tylko Syriusz zwrócił się bezpośrednio do czarnowłosej. Od czasu do czasu coś powiedziała i wtedy to Gryfon wzdychał i wznosił oczy ku niebu. Brunetka uśmiechnęła się i wróciła do wypatrywania znicza.
Syriusz usiadł na ławeczce, zmęczony skakaniem i wrzeszczeniem. Spojrzał z niepokojem na zawieszoną w powietrzy Lottę. Jonathan nieustannie kręcił się po boisku, a ona wyglądała jakby ją ktoś spetryfikował. Jak nieruchoma rzeźba. Inni Gryfoni także to zauważyli i przez trybuny przeszedł pomruk. Niektórzy zastanawiali się czy Potter dokonał słusznego wyboru.
I wtedy dziewczyna nagle złapała za miotłę i skierowała ją pionowo w dół przyciskając się całym ciałem do kija. Tłum, widząc to ryknął z radości. Smith, który w tym momencie był trochę wyżej od niej zerknął na nią i faktycznie wydawało nu się, że w dole błysnęło coś złotego. Natychmiast ruszył za nią.
- Oho! Wygląda na to, że Rotgrow wypatrzyła znicza! Smith już pędzi za nią, lecą łeb w łeb! Akcja na boisku zamarła! Przecież ta dziewczyna zaraz spadnie z miotły! - komentował na bieżąco Krukon. - Są już bardzo blisko ziemi i... Ohh!
Przez wszyskich zgromadzonych przeszedł okrzyk zaskoczenia. Dosłownie kilka metrów nad podłożem Lotta szarpnęła swoją miotłą i teraz leciała tuż nad nim z zawrotną prędkością, stopniowo wznosząc się coraz wyżej. Jonathan, który dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że dziewczyna od samego początku go zwodziła powtórzył manewr. Jednak o kilka sekund za późno. Przejechał kolanami po ziemi, co zrzuciło go z miotły. Przeturlał się parę metrów i ostatecznie leżał cały poobijany na plecach.
- Na Merlina! Lotta Rotgrow wykonała, co prawda niepełny, zwód Wrońskiego! Smith dał się złapać w jej pułapkę! Ale wstaje! Szukający Hufflepuffu gra dalej, Rotgrow nie wyeliminowała go z gry, co za pewne było jej celem! - krzyczał podekscytowany David.
Akuna, która wstała, by lepiej widzieć całą akcję, usiadła z otwrtymi szeroko oczami.
- To było niebezpieczne! - zawołała.
- Spokojnie, Akuna! - odparł jej Syriusz. - Lot już nie takie rzeczy robiła. Co prawda trochę szkoda, że Smith nie wypadł, ale trudno!
- Szkoda? - warknęła Delacour. - Gdyby to wypaliło wylądował by w Skrzydle Szpitalnym!
- Uspokój się, Blondi - powiedział, trochę już zirytowany jej uwagami. - Szybko by się wylizał.
- Nie mów tak do mnie - warknęła.
- To przestań się odzywać - odburknął jej wpatrując się w sylwetkę Lotty na jasnym niebie.
Jej szata powiewała na wietrze. Zwód Wrońskiego...
- No tak! - zawołał, uderzając się ręką w czoło.
- Co? - zapytali jednocześnie Akuna, Remus, Lily i Peter.
- Znalazłem sposób na pierwsze zadanie - odparł tajemniczo, w myślach wyobrażając sobie jak Lotta go pochwali.
Ewentualnie stwierdzi, że powinienem jej podziękować, bo gdyby nie jej akcja, to bym na to nie wpadł - pomyślał wesoło, mając nadzieję na pierwszy scenariusz.
- Oho - powiedział.
- Hmm? - mruknął Remus.
- Znicz - odparł Black. - Tuż nad naszymi głowami.
Brunetka w tym czasie skrzywiła się paskudnie, widząc jak Smith wsiada na miotłę.
- Też mi bohater - mruknęła, słysząc piski jego fanek. - Nobla dla tego pana - burknęła sarkastycznie, przewracając oczami.
Zaczęła się rozglądać. Koniecznie musiała złapać tego cholernego znicza. Jednak w tym roku, ta złota piłeczka była dziwnie nieuchwytna. Lotta odwróciła się i zobaczyła pałkarza z jej drużyny, który odbił tłuczka lecącego w jej stronę.
- Dawaj, Rotgrow! Black wygra Turniej, a my Puchar Quidditcha! - zawołał chłopak i wyszczerzył się, na co ona odpowiedziała uśmiechem.
Nagle coś zarzuciło jej miotłą, przez co musiała się złapać. Jednak kolejny gwałtowny, samowolny ruch pojazdu sprawił, że się ześlizgnęła. Wszyscy zgromadzeni umilkli, kiedy miotła zaczęła rzucać się na wszystkie strony. Brunetka spojrzała przed siebie i zobaczyła złośliwy uśmiech Smitha, który następnie uśmiechnął się promiennie do jakiejś Krukonki i odleciał.
- Cholerny dupek - warknęła, walcząc z miotłą.
Zaraz jednak podleciał znicz. Był bardzo blisko, co również zauważył Puchon. Ruszył prędko w jej stronę, ale kiedy już chciał złapać piłeczkę, brunetka zebrała wszystkie siły i kopnęła jedną stopą znicza, a drugą trafiła w nos chłopaka, z którego natychniast poleciała krew. Na dokładkę oberwał tłuczkiem w prawy bark, na co zawył z bólu.
W tym momencie miotła dziewczyny przestała się miotać, co ta wykorzytała i szybko spowrotem na niej usiadła. Spojrzała pogardliwie na rywala i wystrzeliła w górę, w pogoni za zniczem. Chłopak, nie mogąc pozwolić jej wygrać ruszył zaraz za nią z bezwładnym ramieniem. Jednak kontuzja strasznie mu przeszkadzała i niemiłosiernie utrudniała zadanie, kiedy ręka pulsował mu bólem. Po chwili brunetka zawróciła ze złotym zniczem w dłoni.
- Lotta Rotgrow ma znicz! - ryknął David Brown. - Gryfoni wygrywają, dwieście dziesięć do osiemdziesięciu!
- No i patrz, Smith - powiedziała zatrzymując się obok niego. - Warto było oszukiwać?
Chłopak spojrzał jej prosto w oczy z nienawiścią. Chciał tylko wygrać. Chciał być zapamiętany jako jeden z niewielu kapitanów drużyny quidditcha Hufflepuffu, który poprowadził ją do zwycięstwa nad Gryfonami.
- Wiesz co, idealnie pasował byś do Slytherinu. Nie pomyliłeś domów? - zapytała ponownie, widocznie świetnie bawiąc się jego porażką.
Po wygłoszeniu tych uwag jadowitym szeptem opadła na podłoże, gdzie drużyna powitała ją okrzykami. Jonathan chwilę jeszcze wisiał w powietrzu, a do swojej drużyny dołączył dopiero wtedy, kiedy Gryfoni wyszli z boiska.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top