10 - Skruszona skała

Ten poranek zaczął się tak, jak każdy inny. Tylko w dwóch dormitoriach w wieży Gryffindoru, dziewcząt i chłopców z siódmego roku panowała napięta atmosfera. Później, kiedy zeszli do Wielkiej Sali na śniadanie, nastrój huncwotów udzielił się pozostałym uczniom. Czym byli tak zaaferowani? Czyżby szykowali kolejny wielki żart?

Jednak nie chodziło o żart, a o coś zupełnie innego. Siedzieli, jak na szpilkach. Udało się czy całe przedsięwzięcie zakończyło się porażką? Syriusz wolał nawet nie brać tej możliwości pod uwagę.

- Co mamy pierwsze? - zapytała Marga, zerkając co chwilę na drzwi jakby za chwilę Lotta miała wejść, usiąść i jak gdyby nigdy nic, zjeść z nimi śniadanie i wywyższającym tonem jej odpowiedzieć.

Jednak nic takiego się nie wydarzyło.

- Eliksiry - odpowiedział nieprzytomnym tonem Peter. - A potem transmutację, obronę przed czarną magią i zaklęcia.

- Jak dobrze, że wszyscy chodzimy na to samo, a Glizdek nauczył się całego planu na pamięć - powiedział wesoło James, klepiąc przyjaciela po ramieniu.

- Black. - Usłyszeli ciche warknięcie.

Obejrzeli się i zobaczyli rozśwcieczonego Ślizgona.

- Nie wiem, co naopowiadałeś McGonagall, ale ostrzegam cię, lepiej będzie jeśli się przyznasz, że szlajałeś się w nocy po zamku.

- Nie wiem o czym mówisz, Perseusie - odparł gładko Syriusz, postanawiając ciągnąć swoją historyjkę, którą opiekunka jego domu łyknęła. - Lunatykowałem, każdemu może się zdarzyć.

Remus, który właśnie popijał jajecznicę sokiem dyniowym omal się nie udławił, słysząc opowiadany przez Łapę kit. Rozbawiony całą sytuacją Potter walnął go z całej siły między łopatki.

- Ał, James! - syknął szatyn.

- Oj, przepraszam, Lunatyku - odpowiedział, sylabizując jego pseudonim, na co Wąchacz spiorunował go wzrokiem.

Ten jednak wyszczerzył się tylko w szerokim uśmiechu, a Ślizgon spojrzał na nich podejrzliwie.

- Co wy kombinujecie, hmm? - zapytał złowrogo.

- Mówił ci ktoś, że nie powinieneś wtykać nosa w nie swoje sprawy? - zapytał Pettigrew.

Parkinson wziął głęboki wdech i z pewnością Gryffindor, by ucierpiał gdyby nie Snape, który podszedł do Perseusza i po prosił, żeby za nim poszedł. Prefekt prawie kazał mu spadać, ale kiedy zauważył, że to Severus natychmiast się uspokoił i prędko ruszył za nim.

- Mnie za to ciekawi, co tych dwoje knuje - mruknął ponuro Syriusz.

Rogacz mruknął przytakująco i patrzył na oddalających się Ślizgonów przez przymróżone powieki.

Wszyscy po zjedzeniu śniadania ruszyli do lochów na lekcję eliksirów. Slughorn siedzący za biurkiem przez dobre dziesięć minut nie zauważył, że uczniowie siedzą w ławkach i czekają aż rozpocznie zajęcie. Dopiero, kiedy Syriusz zrzucił kociołek ze stolika, profesor wybudził się z letargu.

- Oh, co? Co się dzieje? - zapytał, rozglądając się nerwowo po klasie.

- Nic, profesorze - odparł Black, który zdążył postawić przedmiot z powrotem na jego miejscu.

- Ah, no dobrze. Dzisiaj na pierwszej lekcji macie przygotować przepis na eliksir czyszczący rany, a na drugiej uważycie go. Pracę macie wykonać samodzielnie - powiedział i ponownie usiadł, zamyślając się.

Po dwóch godzinach na jego biurku stały fiolki z eliksirami podpisanymi nazwiskami wykonawców. Syriusz wyszedł z sali zadowolony z siebie, gdyż jego mikstura miała purpurowy kolor, czyli taki jaki powinna mieć.

- No już, nie pusz się tak - warknął James, którego twór był bardziej różowy.

- Ja i tak zrobiłem najgorzej ze wszystkich - mruknął Peter.

- Nie prawda, Glizdku. Twój był czerwony, a Parkinsonowi udało się uwarzyć zielonego gluta. - Pocieszył go zadowolony z tego faktu Black.

Szli niespiesznie do sali transmutacji.

- Kiedy idziemy na ten cholerny dziedziniec? - zapytał na miejscu czarnowłosy.

- Na przerwie obiadowej - odpowiedziała mu spokojnie Evans.

- Wtedy wszyscy się tam zlezą - mruknął, niezadowolony z takiego obrotu spraw.

- Trudno.

Ciężko było mu wysiedzieć lekcję z McGonagall. Owszem, prowadziła ją ciekawie i nawet nie odjęła Gryffindorowi, żadnych punktów i nikomu nie wlepiła szlabanu, ale świadomość, że musiał przebrnąć jeszcze przez Obronę Przed Czarną Magią i zaklęcia, żeby ujrzeć efekt pracy Ashley i jego była nieprzyjemna.

- To bez sensu. Jeśli się udało, to równie dobrze może już jej tu nie być od dawna.

- Nie szukaj dziury w całym, Black - syknęła Marga.

McGonagall spojrzała na nich, unosząc brwi. Natychmiast zabrali się za swoje zadanie i do końca lekcji nie rozmawiali.

Kiedy rozpoczęły się zajęcia prowadzone przez Dumbledore'a, które Gryfoni mieli z Puchonami w sali natychamiast zaległa cisza. Profesor wszedł do pomieszczenia i rozejrzał się, patrząc każdemu z uczniów po kolei w oczy. Kiedy dotarł do Syriusza napotkał twarde, zawiedzione, a nawet trochę oskarżające spojrzenie.

Trzeba będzie mu wytłumaczyć - pomyślał starzec, współczując chłopakowi.

Black siedział w ławce, nie słuchając nauczyciela. Zamiast tego bawił się piórem i raz po raz wyglądał przez okno. Zastanawiało go dlaczego przystał na pomysł Lily, by sprawdzić rezultat jego nocnej eskapady dopiero na dłuższej przerwie. Wypadała ona po ich ostatniej lekcji - po zaklęciach. Siedział niespokojnie ma swoim miejscu i czasami tępo popatrywał na prowadzącego lekcję Dumbledore'a.

Starzec także od czasu do czasu przyglądał się czarnowłosemu. Jednak on nie zwracał na to uwagi. W sumie to jedyne czym był pochłonięty, to własnymi myślami. Profesor westchnął głęboko, widząc że wszyscy huncwoci, nawet Remus, nie słuchają jego wykładu. I oni jako pierwsi zniknęli z klasy, kiedy nastąpił koniec lekcji.

Cóż, mogą szybko biec na następną lekcję, ale to czasu nie przyspieszy - pomyślał i wtedy wpadł na pewien pomysł.

Spotkał się z profesorem Flitwickiem i po prosił go, by puścił uczniów pięć minut wcześniej. Drobny człowieczek zgodził się dobrodusznie i podążył do swojej klasy, w której miał poprowadzić lekcję o pożytecznych urokach w walce z czarną magią. Dodał te tematy od siebie, zwracając uwagę jaka jest sytuacja i biorąc pod uwagę wydarzenia z zeszłego roku.

- Dzień dobry - powiedział, stając na szczycie wieżyczki z ksiąg, rozpoczynając lekcję.

Po sali przeszedł cichy pomruk, który miał naśladować odpowiedź na powitanie nauczyciela.

- Takimi tematami zajmujecie się głównie na obronie przed czarną magią, ale sami wiecie jakie mamy czasy. Postanowiłem dołączyć kilka nadprogramowych uroków, które z całą pewnością mogą wam dodać punkty na owutemach - zaczął czym przyciągnął uwagę wszystkich, nawet Syriusza.

- Sami dobrze wiecie, co działo się w zeszłym roku i na pewno zdajecie sobie sprawę z rosnącego zagrożenia. Jedna z uczennic stoczyła już walkę z Sani Wiecie Kim i poległa. Jestem pod wrażeniem jej odwagi i woli walki. Powinniśmy wziąć z niej przykład, nie możemy bać się walczyć z wrogiem. Nawet z nim - dodał cichutko. - Chciałbym was nauczyć zaklęcia niewerbalnego, które może uratować życie umierającemu.

- Et dabo tini animam - szepnął Syriusz, ale jednak w ciszy, która zapadła po słowach profesora, każdy go usłyszał.

Flitwick spojrzał na Gryfona. Wiedział skąd Black zna formułkę zaklęcia. Wszysy nauczyciele zostali zapoznani z sytuacją, kiedy Lotta Famous użyła tegoż czaru na umierającym Remusie Lupinie. Prawie została przez to wyrzucona. A teraz on zamierza nauczyć tego siódmoklasistów. Ironia.

- Dokładnie tak - odpowiedział, uśmiechając się zachęcająco do chłopaka. - Czy pan Black jest w stanie powiedzieć nie co więcej na ten temat?

Szarooki wziął głęboki wdech i zaczął powoli mówić to, co rok temu opoiwedziała mu Lotta.

- Urok ten jest uważany za wytwór czarnej magii, dlatego został wpisany na listę Zaklęć Zakazanych - zaczął, a na jego słowa wszyscy zaczęli szeptać.

Flitwick oszalał? Chce ich uczyć zakazanych czarów?

- Faktycznie, tak się stało, jednakże nie dlatego, iż faktycznie jest jej wytworem, a dlatego, że geneza jego powstania i źródło energii, z którego czerpiemy, by go użyć nigdy nie zostało ujawnione. Tak, panno Wonson?

- Jakie grupy czarodziejów najczęściej znają to zaklęcie?

- Tego nikt nie wie. Wiemy o przypadku czarnoksiężnika, który go użył. To także przyczyniło się do wpisanka go na tę absurdalną listę.

Przez klasę przeszedł niespokojny szmer. Każdy wiedział kto użył tego zaklęcia w zeszłym roku, to w Hogwarcie. Widząc, na jakie tory schodzą myśli uczniów nauczyciel ponowmie się odezwał:

- Lotta Famous użyła go w celu uratowania życia Remusa Lupina. - Oczy wszystkich Gryfonów i Krukonów spoczęły na huncwocie. - Zrobiła to w celu czynienia dobra. Uważacie, że czyn ten był zły?

Kiedy wszyscy pokręcili głowami przecząco, uśmiechnął się.

- Faktycznie, jej siedza była podejrzana, ale nie możemy osądzać tej dziewczyny, nie znając całej prawdy.

Syriusz Black uniósł drżącą rękę.

- Tak? - zapytał uprzejmie profesor, widząc niecodzienną aktywność chłopaka.

- Lotta mówiła, że jeśli zostaną spełnione odpowiednie warunki, to tym zaklęcie można również przywrócić życie.

- Przywrócić życie umarłemu? - powtórzył oniemiały mężczyzna. - Ale to niemożliwe - szepnął.

Teraz już wszyscy wlepiali zszokowane spojrzenia w Gryfona. To, co powiedział było nieprawdopodobne.

- Black, ty się powinieneś iść leczyć - powiedział siedzący dwie ławki za nim Jake MacDougal.

Potter odwrócił się do niego i warknął:

- Skoro już rozmawiamy o Loćcie, bardzo polubiłem, kiedy mówiła, że jeśli ktoś nie ma nic mądrego do powiedzenia, to lepiej żeby w ogóle aię nie odzywał. To samo tyczy się ciebie, co jest dość zabawne, biorąc pod uwagę, że sjesteś Krukonem, a wszyscy uważają was za tych najmądrzejszych.

Gryfoni wybuchnęli śmiechem, a brunet zacisnął dłonie w pięści i poczerwieniał.

- Co wy tak non stop i tej Famous. Myślicie, że jak będziecie o niej ciągle gadać, to w końcu powstanie z martwych i znowu będziecie mogli się żywić kosztem innych? - Słysząc ten przytyk huncwoci, a nawet Lily, zapragnęli by Lotta weszła do sali, spojrzała na niego z wyższością, a następnie sprzedała mu celny cios.

Jednak nic takiego nie miało miejsca. Brunetka nie wpadła nagle do klasy, robiąc wejście smoka, a Syriusz coraz bardziej zaczynał wierzyć w to, że dziewyna w ogóle przyjdzie. Pewnie już nigdy nie przekroczy progu Hogwartu.

- Jest jeszcze inna bardzo mądra sentencja, MacDougal. Szkoda, że nigdy jej nie słyszałeś, bo oszczędziło by ci to upokorzenia. Jak się nie znasz na danym temacie, to lepiej się nie wypowiadaj. - Ku zszokowaniu wszystkich słowa te wypowiedział nie kto inny, jak Peter Pettigrew.

James spojrzał na niego z podziwem.

- No, Glizdku. Z każdym dniem zaskakujesz mnie coraz bardziej - mruknął z zachwytem i wypiął pierś z dumy.

Krukon, słysząc te uwagi i widząc, że wszyscy Gryfoni, a nawet część osób z jego domu popiera fanclub Famous, zamknął się.

- No dobrze, wracając do tematu - powiedział Flitwick, niezadowolony z faktu, że jego wychowanek tak się popisał głupotą. - Zaklęcie to jest niewerbalne, ćwiczyliśmy je w zeszłym roku, więc mam nadzieję, że noe sprawi wam większego problemu. Ruch różdżki także nie jest skomplikowany. Należy wykonać niewielki okrąg zgodnie z ruchem wskazówek zegara, a następnie wykonać coś w stylu dźgnięcia, ale bardzo krótkiego - tłumacząc, Flitwick pokazywał o co chodzi w wolniejszym tempie, a następnie pokazał w normalnym.

- Do dzieła! - zawołał, widząc że zostało pięć minut. Wtedy wypuści ich tak jak prosił go o to Dumbledore.

Patrzył na uczniów, zastanawiając się komu się uda. MacDougal zawołał tryumfalnie i wszyscy na niego spojrzeli. Po chwili Black parsknął śmiechem.

- Nie wyszło ci. Powiniem być złoty promień, a nie żółto - biały - powiedział wrednie.

- A co ty możesz wiedzieć - warknął Krukon.

- Widziałem tę akcję z Remusem.

- Ah, faktycznie. Zapomniałem powiedzieć wam tak istotnego szzegółu. Pan Black ma rację. Za dzisiejszą aktywność Gryffindor zdobywa trzydzieści punktów.

- Ojej, Łapciu. Tobie nigdy nie udało się tyle zdobyć przez tydzień. A tu proszę, jedna lekcja i rzucasz takimi mądrościami jakich świat jeszcze od ciebie nie usłyszał - zaśmiał się James i machnął różdżką w pokazany przez profesora sposób, z której po chwili wykrzesał się złoty promyczek po chwili, przemieniając się w iskry.

Rogacz patrzył na to oniemiały aż usłyszał zachwyt w głosie Flitwicka.

- Doskonale! Bardzo dobrze, panie Potter. Biorąc pod uwagę fakt, że to twoja pierwsza próba jest bardzo dobrze! Trzydzieści punktów dla Gryffinforu! - zawołał radośnie.

Syriusz szturchnął go ramieniem i szzerząc się powiedział:

- Ojej, Rogasiu! Tobie nigdy nie udało się zdobyć przez tydzień! A tu proszę, jedna lekcja i jesteś lepszy od Evans!

Słysząc to, ruda spojrzała na niego złowrogo, ale ten nie przejął się tym.

- No dobrze, dzisiaj kończymy trochę wcześniej. Biegnijcie na obiad.

Wszyscy, słysząc to szybko spakowali się i wyszli. Huncwoci ruszyli pędem w stronę dziedzińca, a Syriusz wysunął się znacząco na prowadzenie. Zaraz za chłopakami biegła Lily. Po chwili z klas zaczęli wylewać się inni uczniowie i grupa została rozdzielona. Część z nich, widząc huncwotów zbiegających szybko na dziedziniec z ekscytacją wymalowaną na twarzy, podążyła za nimi. A już po chwili cała szkoła zmierzała w tym samym kierunku. Każdy chciał zobaczyć, co wymyślili chłopcy. Jednak zamiast jakiegoś niezwykłego żartu ujrzeli tylko stertę kamieni, skruszonej skały. Syriusz klęczał na ziemi tuż obok i rozglądał się gorączkowo. Po chwili przepchnęła się do niego Ashley.

- Panie Black, panno Whitney, zapraszam do mojego gabinetu. - Usłyszeli głos Dippeta i odwrócili się w jego stronę.

Widząc stojących przy nim Slughorna i Dumbledore'a, wstali i ruszyli niechętnie za trzema profesorami. Syriusz zaczynał obawiać się tego, co może usłyszeć.

Kolejny rozdział udało mi się skończyć szybciej. Możecie za to podziękować mojemu choróbsku, które mnie dopadło w weekend i nie chce puścić. Zaczyna się dziać, może nikt nie będzie pluł jadem w komentarzach za takie zakończenie tego rozdziału ☺☺☺
Pozdrawiam serdecznie
Lighteagle

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top