Rozdział 8. Wybrany

Minęło kilka minut, zanim Nikodem doszedł do siebie. Głównie towarzyszyła mu nieznana kobieta o nieziemskich, bardzo jasnych blond włosach – wyglądały niemalże na białe. Inni mówili na nią Daria, więc zakładał, że to właśnie tak miała na imię. Bartek prowadził niedaleko konwersację z Olą, ale nadal był zbyt otumaniony, by jakkolwiek się na tym skupiać. Oparł głowę o drzewo i wziął kolejny wdech.

— Jak się czujesz? — spytała Daria z troską, przykładając dłoń do czoła chłopaka.

Mruknął coś niezrozumiale.

— Czyli średnio.

— Daria, co z nim? — dopytał Bartek.

Kobieta odwróciła się do chłopaka.

— Jest w szoku, co ty se myślisz? — Wzruszyła ramionami. — Poza tym musi jeszcze odetchnąć, bo za dużo magii na raz.

Magii? O czym oni gadają?

— Cud, że nie zemdlał... Mógłby się nigdy nie obudzić — wtrąciła Ola obojętnym tonem.

— Ola... — warknął Bartek.

— No co? — Zmarszczyła brwi. — Taka prawda. Wiesz, jak ludzie reagują na magię.

Nikodem przełknął cicho ślinę. Kolejne rozmowy kompletnie mieszały mu w głowie. Magia? To żart? Na pewno nieśmieszny. Niemożliwe, by coś takiego istniało... Chociaż widział oczy Bartka, działy się rzeczy, których nie potrafił logicznie wyjaśnić. Na dodatek ten jeleń, szepty. Czy to prawdopodobne, by nadprzyrodzony świat funkcjonował zaraz obok zwykłego, lecz reszta utrzymywała to w tajemnicy?

Sądząc po tym, jak Ola i Bartek trzymali język za zębami, to dałoby się odpowiedzieć twierdząco na to pytanie.

— Wyjaśnicie mi, co tu przed chwilą zaszło? — spytał wreszcie Nikodem drżącym głosem.

Bartek pierwszy zwrócił na niego uwagę. Jego twarz była zupełnie blada. Nie miał pojęcia, jak wyjaśnić chłopakowi wszystko w tej krótkiej chwili. Nie wytrzymałby nawału informacji. Jednak tylko w ten sposób mógł wtajemniczyć Nikodema w to, czym się zajmował. W końcu nikt nie kazałby mu pilnować słów. Jakoś nie napawało go to optymizmem.

— Jesteś... „Wybranym"... — powiedział, odwracając wzrok.

— Kim?

— Wybrany to mały niewolnik tak zwanego Twórcy — dodała Daria. — Wszystko w swoim czasie, bo widzę, że nadal się krzywisz. Wybrani widzą zjawiska wytwarzane przez jednego, konkretnego Twórcę, a po jakimś czasie są wzywani w snach, żeby ten odebrał człowiekowi energię życiową. W dużym skrócie.

— W gruncie rzeczy masz przesrane — dorzuciła Karolka zajmująca się głaskaniem leżącego nieopodal szarego wilka, którego Nikodem dostrzegł dopiero teraz.

— Ale... Skąd? — Uniósł głowę. — Kim wy w ogóle jesteście?

To pytanie wyszło mu z ust samoistnie. Chciał je zadać od samego początku, ale najwyraźniej przytłumienie odebrało mu na moment pamięć.

— Zaklinacze — odrzekł Bartek, siadając obok kolegi. — Przynajmniej na obecne realia tak się przekłada tę nazwę. To dawne, bardzo stare plemię wyrzutków, którzy jako jedyni na tym świecie rodzą się z magią i wilczą krwią w żyłach.

— Wilkołaki? — pierwsza myśl Nikodema.

— Nie do końca... — Bartek przygryzł wargę. — No ale lepiej sobie to tak tłumaczyć, jak ci tak wygodniej. Za dużo na raz też źle.

— Czyli nie zwariowałem? Naprawdę... Tamte błękitne oczy mi się nie przewidziały? — Spojrzał na Bartka z żałością na twarzy. Ten na moment zaniemówił.

— Masz na myśli?

— Raz widziałem twoje oczy, gdy się błyszczały... — wyjaśnił szybko. — Myślałem, że kompletnie oszalałem.

Bartek już kątem oka zobaczył rozzłoszczoną Olę. Zacisnął zęby przez przerażenie, zerwał się na równe nogi, w razie gdyby został zmuszony do natychmiastowej ewakuacji gdziekolwiek.

— Kurwa, mówiłam, żebyś uważał z magią w szkole, fajtłapo. — Zdjęła jeden but ze swojej nogi i wskazała nim na chłopaka. — Punkt piąty. Jeśli Zaklinacz będzie chciał użyć magii w świecie ludzi, musi wpierw upewnić się, że nie zostanie nakryty.

— Znam to, Ola.

— To chyba słabo się upewniasz, matole. Masz farta, że tylko Nikodem coś widział, skoro i tak już wyszło, że jest Wybranym. — Uderzyła butem w drugą rękę.

— Ja bym na twoim miejscu spieprzała, Bartek — poradziła Karolina i w tym samym momencie Bartek zabrał nogi za pas.

— Wracaj tu! — wykrzyczała Ola, ruszając zaraz za nim.

Pobiegli gdzieś w głąb lasu, a Nikodem spoglądał na nich z lekkim rozbawieniem. Może i niewiele rozumiał, ale widok zdenerwowanej Oli i wystraszonego Bartka jakoś poprawiał mu humor. Wziął głęboki wdech i spojrzał na Darię obok. Ta spoglądała w kierunku, w którym pobiegła tamta dwójka i sama powstrzymywała się od śmiechu.

Jej oczy nagle rozbłysły tym samym, prześlicznym błękitem, który widział u Bartka. Przyłożyła mu dłoń do czoła. Nikodem podskoczył, odczuwszy jej chłód, lecz kobieta szybko go uspokoiła:

— Spokojnie, nie zrobię ci krzywdy.

Utkwił w bezruchu. Pozwolił Darii... na coś. Nie wiedział, co chciała zrobić, ale do tej pory wydawała się wystarczająco miła, by nie musiał się jej bać. Poniekąd odczuwał drżenie, gdy przypominał sobie, że z jednej strony ona także zapewne nie była człowiekiem, ale nie miałby zbytnio dokąd uciec, więc wybrał absencję. Gdyby planowała coś złego raczej już odczułby tego skutki.

W jego głowie znów zrodziło się bardzo dużo pytań. Kim był Twórca? Wspominali o nim, ale tylko pobieżnie. O co chodziło z Wybranym? Skoro go tak nazywali i wcale się z tego nie cieszyli, to wcale nie pozytywny tytuł. Skąd pochodzili? Czemu wyglądali jak ludzie? Co to za jeleń?

I najważniejsze – jakim cudem magia została tak skutecznie ukryta przed ludźmi? Co prawda istniała w książkach, filmach... lecz czy ktokolwiek by przypuszczał, że ona naprawdę krążyła po świecie człowieka?

Daria odsunęła dłoń i wtedy Nikodem poczuł się o dziwo lepiej. Czyżby to właśnie ona go... uleczyła? To brzmiało głupio we współczesnym języku, ale nie miał innego wytłumaczenia. Przetarł oczy. Od jego czoła bił jeszcze przyjemny chłód. Znikał powoli, a wraz z nim nieprzyjemne uczucie pulsującej czaszki. Wracał mozolnymi krokami do normalnego stanu. Docierało do niego więcej czynników zewnętrznych, a nawet zjawiła się lekka panika – przecież już słyszał, że osoby najbliżej niego to nie ludzie tylko... jak inaczej ich nazywać? Wyglądali jak on, nie wyróżniali się niczym specjalnym na pierwszy rzut oka.

— Zaraz poczujesz się lepiej — zapewniła opiekuńczo Daria.

— Dziękuję?

— Wiem, że masz mętlik w głowie, ale wszystko powoli zrozumiesz. — Uśmiechnęła się życzliwie. — Ja jestem Uzdrowicielką. Używam magii, by pomagać innym.

— Głównie Bartkowi, który wiecznie jest bity — wtrąciła Karolina, podchodząc bliżej.

Zaraz za nią kroczył szary wilk – ten sam, którego wcześniej głaskała. Przyczłapał do Nikodema. Chłopak w pierwszej chwili się wystraszył. Zwierzę wydawało się ogromne z bliska. Daria położyła chłopakowi dłoń na ramieniu, widząc, że wyraźnie bał się futrzaka.

— Nie bój się go. To Liren, wilk Bartka. On chce cię tylko obwąchać, bo cię nie zna.

Liren przysunął pysk bardzo blisko twarzy Nikodema. Oddech wilka uderzył o niego, wprawiając ciało w nieprzyjemne drżenie. Mógłby ze spokojem rzec, że zwierzę jadło niedawno coś wyjątkowo cuchnącego lub od ostatniej wizyty u dentysty minął przynajmniej miesiąc. Niezależnie od przyczyny Nikodemowi nie podobał się ten odór. Pozwolił jednak, by został obwąchany przez ponad metrowe stworzenie. Chciałby uciec, bo niezbyt ufał kompletnie nieznanemu okazowi, ale znów sparaliżował go strach.

Wilk odsunął się powoli, przy tym pomachując pod nosem. Wrócił do Karoliny, usiadł niedaleko jej nogi. Nie spuszczał Nikodema z oczu, a przy tym radośnie pomachiwał ogonem.

— Chyba cię polubił — zaśmiała się Daria. Podała dłoń chłopakowi, by pomóc mu wstać i dodała: — Jeśli nie masz nic przeciwko, to wróć na moment z nami. Wszystko ci wyjaśnimy, a przy okazji Jacek cię pozna.

Mam jakieś inne wyjście? – pomyślał z rezygnacją. Niby mógłby odmówić, ale widok wilka, który kontrolował jego niemal każdy ruch, zatrzymywał go w miejscu. Nie ruszył od razu za Darią, a gdy to dostrzegła, lekko przymrużyła oczy.

— Wiem, że możesz nam nie ufać, ale... naprawdę nie mamy złych zamiarów. — Wyciągnęła do niego rękę.

Chwycił ją niepewnie. Podążał za Darią, bo na razie nie dostrzegł innego wyjścia.

Czy ja jestem właśnie porywany?

Szedł za kobietą w głąb lasu. Za nim była Karolina wraz z dwoma wilkami. Jeden to na pewno Liren, a drugiego widział pierwszy raz. Wyglądał przepięknie – miał rudawą sierść – ale jednocześnie prezentował się mniej pogodniej niż Liren. Bynajmniej tym bardziej nie zamierzał podjąć próby ucieczki, by przypadkiem nie zostać zagryzionym.

Nie dowierzał, że Daria szła zupełnie pewnie przez mrok, sprawiając wrażenie, że znała te okolice jak własną kieszeń. Wyjaśnił to magią, jak abstrakcyjnie i nierealnie by to nie brzmiało. Powoli dochodziły pierwsze rozmowy i zauważył nieduże domostwo na polanie z jednym, spokojnym jeziorkiem. Tak jak poprzednio, Nikodem nie widział wyraźnie zbiornika, ale wiedział, że tam było. Złapał się za głowę. Dość – to słowo krążyło mu po myślach.

Przy drzwiach świeciło jedno, blade światło. Zauważył Bartka opierającego się z bólem wymalowanym na twarzy. Nieopodal stała Ola z butem w ręku. Połamała jego podeszwę, a sądząc po tym, że Bartek jedną dłonią trzymał się za tyłem, to łatwo wywnioskować, w co dostał. Spojrzał błagalnie na Darię, która pokręciła głową z uśmiechem.

— Znów mam ci tyłek leczyć? — Prychnęła pod nosem. — Nigdy nie sądziłam, że będę używać magii do ogarniania czyjegoś tyłka.

Nikodem siłą rzeczy się zaśmiał.

— To powiedz Oli, żeby przestała mnie tłuc — wycedził przez zęby.

Ktoś wyszedł z domu – był to wysoki czarnowłosy mężczyzna z lekkim zarostem. Rzucił pierwszy rzut oka na Bartka i zakrył zażenowany twarz. Potem zwrócił uwagę na Nikodema i aż szerzej uchylił powieki.

— Kto to jest, Daria? — spytał z zaniepokojeniem i zaciekawieniem.

— Tak jak pan prosił — wtrąciła się Ola, zanim Daria zdążyła otworzyć usta. — Mieliśmy odszukać Wybranego w trybie raz-raz. — Wskazała dłonią na Nikodema. — Oto on.

Zamrugał kilka razy.

— Powiedziałem wam to kilka godzin temu. Jak wy...

Ola wzruszyła ramionami.

— Sam do nas przylazł. Natura jest po naszej stronie.

Mężczyzna zamarł.

— To nie jest dobry znak, dobrze o tym wiecie. — Westchnął.

Gestem zaprosił wszystkich do środka, a w głównej mierze Nikodema. Weszli razem. Nikodem rozglądał się dookoła po drewnianym domu. Wewnątrz wisiało w kilku miejscach parę skór, bronie myśliwskie, wypchane głowy zwierząt – jakiś jeleń też był – i wiele innych. Na podłodze leżał krwistoczerwony dywan.

Wkroczyli do jednego, prawdopodobnie, największego pomieszczenia z ogromną biblioteką. Roiło się od różnych rodzajów księgozbiorów stojących na szafkach sięgających sufitu. Zapierały Nikodemowi dech w piersi.

Mężczyzna pokazał na kolejne drzwi i zwrócił się do chłopaka:

— Zapraszam, wyjaśnię ci pokrótce.

Bez słowa wkroczył do pomieszczenia wraz z mężczyzną.

— Cóż. — Stanął przed chłopakiem. — Jestem Jacek. Ojciec Bartka.

Nikodem przełknął cicho ślinę. Przez myśl momentalnie przeszło mu słowo „mentor".

Czyżby to on wszystkimi przewodził? Tak to wygląda...

— Nikodem — rzucił szybko.

— Inni ci cokolwiek wspominali? Powiedzieli ci, kim jesteś?

Kiwnął lekko głową i Jacek cicho westchnął.

— Widzę po twoich oczach, że kompletnie nic nie rozumiesz... — Oparł się o biurko. — Na to potrzeba czasu, ale jesteśmy w złej sytuacji.

— Czemu?

Jacek nie zdążył odpowiedzieć. Do pomieszczenia wszedł Bartek. Nie kulił się już z bólu, więc Nikodem wywnioskował, że jego tyłek został uzdrowiony przez Darię.

Boże, jak to głupio brzmi w jednym zdaniu...

Bartek podszedł do ojca, starając się najwyraźniej nie zwracać wzroku na Nikodema. Zabolało go trochę, że został zignorowany, lecz zdał sobie też sprawę, że miał obecnie większe zmartwienia na głowie.

— Co chcesz? Daria ci pomogła, że już nie wyjesz z bólu? W ogóle coś ty zrobił, że Olka znów ci dokopała?

— Punkt piąty... — Podrapał się z tyłu głowy i spojrzał kątem oka na Nikodema. — Nikodem widział, jak używam magii.

Jacek podniósł wzrok na chłopaka.

— Domyśliłeś się, że chodzi o magię?

— Tak szczerze? — Nikodem przygryzł wargę. — Nie. Pomyślałem, że zwariowałem...

— To tak na dobrą sprawę nie naruszyłeś żadnej zasady — dodał z rozbawieniem Jacek.

Bartek pobladł.

— Poproszę o reklamację dla mojej dupy...

Nikodem uśmiechnął się szerzej przez rozbawienie. Jacek najwyraźniej też się rozpromienił. Wcześniej wyglądał aż zbyt poważnie i strasznie. Teraz przypominał zwykłego człowieka, pełnego radości i emanującym pozytywną energią.

— Czyli... — zaczął Nikodem. — Ja nie śnię, tak?

Bartek odwrócił się twarzą do kolegi.

— Wszystko co widziałeś, to prawda. Magia naprawdę istnieje, Nikodem. Otacza cię, krąży wokół, lecz tylko godni mogą nad nią panować — powiedział z dumą.

— Ładnie zacytowałeś, szkoda, że nie masz tak z zasadami — skomentował Jacek. — Ale to prawda. Wierzymy, że w naszych żyłach jest krew wilków. Poza tym każdy z nas ma błękitne oczy, nietypowe uzębienie i w niektórych przypadkach wzmożoną skłonność do homoseksualizmu.

— Tato... — Bartek zakrył twarz. — Nie musiałeś mu tego mówić...

— Oj, rozpędziłem się. — Uśmiechnął się zmieszany. — Ale mniejsza. Nikodem, nie śnisz, choć może ci się wydawać, że to nieprawdopodobne.

— Tylko jesteś Wybranym... Dla nas to poniekąd dobry znak, ale dla ciebie... To zagrożenie życia.

Nikodem przełknął ślinę.

— Muszę ciebie o coś zapytać. — Podszedł bliżej chłopaka. — Czy ten jeleń miał na ciebie jakiś wpływ?

Spojrzał z troską w oczach.

— Masz na myśli?

Bartek ujął dłonie Nikodema.

— Sprawiałeś wrażenie, jakbyś był w transie, dlatego muszę wiedzieć... — Zmarszczył zmartwiony brwi.

— Sam nie wiem, tak jakoś... Straciłem kompletnie czucie w nogach, coś mi ciągle szeptało w uszach. Nie panowałem nad sobą.

— Twórca ma nad tobą władzę — wtrącił Jacek, przysłuchawszy się Nikodemowi. — Ile razy widziałeś jelenia?

— Dwa razy... W sensie na żywo. Tak ogólnie to ciągle jest w snach i nie mogę przestać o tym myśleć.

Mężczyzna pogładził zarost.

— Tato, to naprawdę doświadczony Twórca... — Bartek puścił dłonie chłopaka. — Skoro Nikodem ma już takie rzeczy to... Naprawdę mamy problem.

— Wiem — warknął.

— Ta Daria wspominała, że Wybrany to niewolnik Twórcy... — powiedział Nikodem pod nosem. — Wyjaśnicie bardziej?

— Twórcy to zdrajcy — zaczął Jacek. — W tym świecie istnieją dwa typy magii. Niebieska, tak zwana Godna, i żółta, inaczej Pohańbiona. Żółta jest bardzo niestabilna i przejmuje umysł Zaklinacza, dlatego jest zakazana. Jeśli ktokolwiek jej użyje, zostaje uznany za zdrajcę.

— Twórcy mogą tworzyć zjawiska ponadnormalne, pełne magii. Jednak na początku nie jest to nic wielkiego, bo brakuje im mocy. Moc czerpie się z energii duchowej ludzi. Twórcy muszą uważać, żeby się nie ujawniać, bo są bezbronni, jeśli ich zjawiska zawiodą. Dlatego wyczuwają aurę Zaklinaczy i, jeśli gdzieś obok Zaklinacza wyczują aurę człowieka, rzucają na tego człowieka urok.

— I to od tamtej pory człowiek może właśnie słyszeć Twórcę, widzieć jego zjawiska. Potem pojawiają się szepty, problemy z samokontrolą i w końcu dojdzie do momentu, gdy zmusi cię, byś do niego przyszedł... — Odetchnął. — Żeby cię zabić.

Nikodem pobladł.

— Im silniejszy Twórca, tym szybciej do tego dochodzi... — przyznał Bartek z opuszczoną głową.

— I... Przepraszam bardzo, ale co tu niby dla was jest dobrego?

— Dzięki Wybranym, możemy znaleźć Twórcę i się go pozbyć. Nie wiemy, czy Twórca pozostawiony sam sobie nie osiągnie kiedyś takiej mocy, by zniszczyć świat, dlatego wolimy się ich kulturalnie pozbywać.

— Kosztem ludzi?! — oburzył się i ze stresu jego oddech przyspieszył.

— Nikodem... — Bartek westchnął cicho zmartwiony, gdy zobaczył bladą twarz kolegi. — To nie tak, że Wybrany zawsze umiera. Szansa, żeby go uratować nie jest co prawda duża, ale...

— Ale co? Nie jest zerowa? Wykorzystujecie ludzi, żeby pozbywać się swoich problemów i według was to jest w porządku? — Zrobił krok do tyłu. — Z tego co nawet zrozumiałem, to nawet stwarzacie dla ludzi zagrożenie, więc to już w ogóle kumulacja.

— Nikodem...

— Bartek, skończ, musi się uspokoić — rzekł zrezygnowany Jacek. — Nikodem, poproś Darię, żeby cię odwiozła. Jest późno i jest niebezpiecznie.

— Tato, a jeśli dojdzie dziś do snów? — Bartek stanął zmartwiony przed ojcem. — Stracimy Wybranego...

— Miejmy nadzieję, że jeszcze do nich nie dojdzie. Nikodem też nie zniesie wszystkiego na raz. — Włożył ręce do kieszeni. — Poza tym nie zamkniesz go tylko dlatego, że jest pieprzonym Wybranym.

Czuję się trochę jak powietrze... – powiedział Nikodem w myślach.

— Tato...

— Koniec tematu. Idź do siebie, a Nikodem niech wróci.

Bartek wyszedł szybkim, zdenerwowanym krokiem z pomieszczenia. Pobiegł do swojego pokoju piętro wyżej, rzucił się na swoje łóżko i, nie zwracając na nic uwagi, zaczął wylewać z siebie łzy. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top