Rozdział 4. Przepowiednia
Przez następny tydzień w szkole nie działo się nic nadzwyczajnego. Nawet Bartek wydawał się dziwnie normalny. Nie było wielu sytuacji, gdy Nikodem nazywał go w myślach dziwakiem. Zauważył, że Bartek zmienił styl wypowiedzi oraz zachowanie. To dało mu do zrozumienia, że kolega udawał. Zapewne zbyły go poprzednie pytania, więc chciał, by Nikodem nie wnikał już w szczegóły.
Sam tak często udaję, że widzę, jak robią to inni – myślał często z pustym śmiechem. Nie miał mu za złe. Prywatne życie czasem staje się bardzo ciężkim tematem, aż strach powiedzieć za dużo niezaufanej osobie w obawie, że ta rozniesie to w niewłaściwe miejsca. Nikodem więc wiedział, że Bartek się otworzy, jeśli poczuje miłą atmosferę. To pewien jego cel. Nie spieszył się z realizacją. Wolał stworzyć prawdziwą przyjaźń. Coś podpowiadało Nikodemowi, że między nim a Bartkiem istniało kilka podobieństw. Intuicja kazała mu trwać przy nim.
Podczas gdy szkolne życie płynęło w miarę spokojnie, to poza nią Nikodem zaczynał wariować – a przynajmniej tak mu się wydawało. Jeleń go nie opuścił. Co prawda nie widywał zwierzęcia na własne oczy. Nawiedzało go we snach. Czasem uciekał przed nim przez lasy, przewracając się często, unikając szarż lub ogromnych spadków. Raz zdarzyło się, że jeleń pozwolił Nikodemowi podejść tak blisko, że mógł go dotknąć. Pomimo iż to tylko sen, to wydawał się niezwykle realistyczny. Pamiętał każdy detal. Brak oślepiającego blasku, szorstką sierść, która miała okazję spotkać się z jego dłonią, oraz wysokość stworzenia. Jeśli dobrze przeliczył na oko, to czuł się niezwykle niski. Jeleń sięgał ponad dwa metry.
Realizm nie ograniczał się tylko do dwóch zmysłów. W jego uszach wciąż rozbrzmiewał głośny szelest, a w ustach pozostawał nieprzyjemny, metaliczny posmak, znów. Przerażało go to, gdyż coraz bardziej brnął ku przekonaniu, że zupełnie postradał rozum.
— Lisiecki!
Nikodem wyrwał się z zamyślenia, a od głośnego dźwięku niedaleko siebie podskoczył na krześle. Spojrzał na nauczycielkę z książką w dłoniach spoglądającą na niego uważnym wzrokiem. Zanim zdołał zapytać, kobieta dodała:
— Nie odpływaj mi tu, bo stanę się wredną wiedźmą i będziesz robił za karę zadania na tablicy z tego, co chcę właśnie omówić.
— Dobrze. — Podrapał się z tyłu głowy. — Przepraszam.
Odetchnął. Wsłuchał się w dalsze tłumaczenie tematu. Zerknął kątem oka na Bartka, obok który zajmował się potajemnym pisaniem przez telefon. Nerwowo spoglądał w ekran, a w momencie przyjścia nowej wiadomości, odpisywał drżącą dłonią.
Coś jest na rzeczy – pomyślał z lekkim zmartwieniem. Ciekawiło go, co ważnego działo się w tej konkretnej chwili, że odrywała Bartka od rozszerzonego przedmiotu, który, jak sam wspominał, lubił. Nikodem kilka razy próbował zajrzeć, z kim prowadził konwersację, ale piórnik chłopaka nie ułatwiał tego zadania.
— Zimowicz — zwróciła się do Bartka nauczycielka. Ten uniósł głowę znad komórki.
— Słucham?
— Widzę, że jesteś bardzo zainteresowany lekcją — powiedziała oschle. — Zrobisz może zadanie na tablicy? Dziesiąte z tego działu.
Bartek bez słowa wziął podręcznik i poszedł do tablicy. Po drodze spoglądał na treść polecenia. Pewnym ruchem wziął kredę do ręki. W pierwszej kolejności wypisał dane, a zaraz po nich zastosował wzór – co dziwne, o którym nauczycielka jeszcze nie wspominała. Wszystko pisał jakby bez zastanowienia. Żaden ciąg cyferek nie sprawiał trudności.
Odszedł na kilka kroków, napisawszy ostatnią liczbę – wynik. Nauczycielka spoglądała w osłupieniu. Nie wiedziała początkowo, co powinna odrzec w tej sytuacji. W myślach miała scenariusz, gdy Bartek będzie stał przed tablicą, nie mając pojęcia, jak w ogóle zabrać się za rozwiązanie, i gdy rzuci monologiem, dlaczego powinien uważać, a nie zajmować się w międzyczasie czymś innym.
— Dobrze, pięć przecinek dwadzieścia pięć — odpowiedziała wreszcie, zakładając przy tym ręce. — Ale, Zimowicz, jeśli możesz, zajmij się lekcją, a nie stukaniem o telefon, jasne?
— Jasne.
— Siadaj już.
Kontynuowała, a w tym momencie Bartek wrócił na swoje miejsce. Schował telefon do kieszeni spodni, jednak nadal nie zajmował się lekcją. Trwał w zamyśleniu, wciąż stukając palcami o zeszyt, a przy tym spoglądał kątem oka na zegar, zapewne wyczekując przerwy.
Nikodem natomiast zastanawiał się nad zachowaniem kolegi. Dałby sobie rękę uciąć, że Bartek zupełnie nie uważał, niczego nie notował, a potrafił rozwiązać zadanie, które, być może, widział pierwszy raz na oczy. Na dodatek bezbłędnie i z użyciem wzoru, który został wytłumaczony reszcie klasy dosłownie chwilę po zakończeniu rozwiązywania.
No tak, już był zbyt normalny – pomyślał prześmiewczo.
Do końca lekcji zostało dziesięć minut. Bartek stawał się z każdą chwilą bardziej nerwowy, zestresowany. Zmartwiony Nikodem urwał kawałek kartki – już w młodszych klasach korzystał z tego sposobu, by porozumiewać się ze znajomymi na lekcji, choć wydawało się to „babskie". Napisał na niej: „Coś się stało?", po czym podał Bartkowi. Odczytał spokojnie. Chwycił długopis, a już po chwili oddał papier Nikodemowi z odpowiedzią: „Nic wielkiego po prostu ważna osobista sprawa".
To żem się dowiedział...
Zajęcia wreszcie się zakończyły. Bartek oparł się łokciami o ławkę, a przy tym wydawał bliżej nieokreślone, ciche dźwięki. Chwilkę po dzwonku do sali weszła – prawie biegiem – Ola, spoglądając z mordem w oczach na chłopaka, dostrzegłszy, w której ławce siedział. Podeszła bliżej i wzięła do ręki jego zeszyt. Uderzyła go w głowę, na co Bartek jęknął z bólu. Chłopak pogładził się po obolałym miejscu.
— Czemu nie odpisałeś, ty kapciu pierdzielony?
Nauczycielka spojrzała zszokowana, jednak postanowiła nie ingerować. Zwyczajnie opuściła salę, jakby nic się nie wydarzyło. Przywykła do dziwnych zachowań uczniów.
— Babka mnie zobaczyła z telefonem. — Syknął z bólu. — Ty to masz walnięcie...
— Z łaski swojej zajrzyj teraz, co takiego ci wysłałam — burknęła.
Bartek wziął telefon do ręki, nadal gładząc miejsce, które ucierpiało od uderzenia zeszytem. Aż zaczynał żałować, że kupował głównie te z twardymi okładkami.
— Wysłałaś mi filmik? — spytał pod nosem, sprawdziwszy ostatnią wysłaną wiadomość.
— A ślepy jesteś? Okulary ci dać?
Bartek się skrzywił.
— Co ty taka wściekła? Okresu dostałaś?
— Też, ale obejrzysz, to się przekonasz, że mój okres to jest pikuś.
Spojrzeli sobie w oczy, jakby przekazując jakiś znak. Nikodem miał wrażenie, że tym razem u Oli widział przez moment błyszczące tęczówki.
Widzę je już wszędzie... Naprawdę wariuję...
Nie mógł już siedzieć cicho obok, więc powiedział:
— Mogę spytać, o co chodzi?
Ola spojrzała morderczym wzrokiem na Bartka.
— Znasz to wyzwanie w necie? — dopytał chłopak.
— Bartek... — Ola zmarszczyła brwi.
— Nie, nie jarają mnie takie rzeczy — odparł Nikodem.
— Od około połowy roku krążą plotki na temat jednego lasu, że jest nawiedzony i tak dalej.
Ola robiła się czerwona ze złości, a Nikodem, widząc to, z jakiegoś powodu czuł dumę. Wreszcie dowie się czegoś więcej.
— Wyzwanie polega na tym, żeby wytrwać całą noc. Każdy co nocy doświadcza tego samego. Do pierwszej jest spoko, nic się nie dzieje, ale potem zaczynają się dziwne dźwięki, hałasy, wycie wilków.
— Czyli po prostu od zwierząt coś.
— Niby tak — dodała Ola, ochłonąwszy trochę. — Ale grunt leży w tym, że równo minutę po pierwszej zaczynają się cyrki.
Wywróciła oczami.
— Bawimy się w badaczy zjawisk ponad... Znaczy paranormalnych i patrzymy, czy to nie ściema.
Bartek puścił do niej „oczko", a dziewczyna znów zaczęła zabijać go wzrokiem. Postanowili puścić filmik, ustawiając głośność tak, by słyszała to ich trójka. Do lasu weszła parka. Śmiali się, żartowali, a przy tym zagłębiali w labirynt pełen drzew. Po kilku sekundach wyjaśnień, na czym polegało wyzwanie, zostało zrobione cięcie do momentu, kiedy dziewczyna pokazała na godzinę w telefonie. Za minutę miała wybić pierwsza w nocy.
Nikodem poczuł niepokój. Dlaczego? Nie potrafił tego wyjaśnić. Z jakiegoś powodu zdawało mu się, że parka przemierzała ten sam las co on. Skarcił się w myślach. To niemożliwe. Jeleń istniał tylko w jego wyobraźni.
Wybiła pierwsza. Już wtedy dwójka śmiałków oznajmiła, że czuli, jakby atmosfera między nimi zgęstniała. Zrobiło im się chłodniej, a dziewczyna narzekała na ból w okolicach brzucha. Wydawałoby się, że to wystarczająco wystraszyło parkę, ale gorsze rzeczy nadeszły po minucie. Zawiał mocniejszy wiatr, rozległ się okropny świst. Po chwili zawył wilk, a po nim kilka następnych.
W rogu coś zabłysło i to ostatecznie doprowadziło do przegonienia pary. Wybiegli z krzykiem. Wtedy filmik się zakończył. Bartek zjechał jeszcze do komentarzy. Nie był zaskoczony. Zdecydowana większość twierdziła, że nagranie obrobiono albo wszystko zostało podstawione. Prychnął cicho.
— Widziałeś? — spytała Ola, dostrzegłszy, że przyjaciel skończył oglądanie.
Bartek mruknął pod nosem potwierdzenie.
— Albo ktoś sobie robi jaja, albo tam naprawdę coś się dzieje... — myślał na głos.
— Bartek — zaczął Nikodem — gdzie ten las?
To pytanie nasuwało mu się od puszczenia filmiku, ale dopiero teraz mógł je zadać.
— Gdzieś niedaleko Dębinu...Dębina... Jeden pies.
Nikodem zamarł. Nie pomylił się. Parka naprawdę chodziła po tamtym lesie.
A jeśli też widzieli jelenia? – pomyślał nagle, lecz szybko odrzucił tę myśl. – Nie, matole, to nie fantasy...
— Coś nie tak? — spytał lekko zmartwiony.
Uśmiechnął się zmieszany.
— Nic, nic. Po prostu mieszkam w okolicy i dziwne, że o tym nie słyszałem. — Podrapał się po karku.
— A widzisz... — Spojrzał lekko nieufnie, co wywołało dreszcze na ciele Nikodema. To nie mógł być dobry znak.
— Tak swoją drogą, czemu ten las jest taki... popularny?
— Krąży dziwna przepowiednia. Takie pierdolenie kotka za pomocą młotka. — Założył ręce. — Mówi, że po lesie chodzi tajemniczy, niewidzialny jeleń. Gdy nagle stanie się widoczny, jego ryk będzie słychać wszędzie. Księżyc zmieni kolor na żółty, a wszystkie wilki rzucą się na ludzi, doprowadzając do ich zagłady... Mniej więcej tak to brzmi.
Bardzo sympatyczna – rzucił sarkazmem w myślach.
Nikodem analizował słowa Bartka. Niezbyt w nie wierzył. To zbyt absurdalne. Takie rzeczy miały rację bytu tylko w fantastyce. Traktował to jak wszystkie inne przepowiednie o końcu świata. Na razie to sławna, modna bujda, traktowana przez młodzież jako źródło dobrej zabawy, lecz na dziewięćdziesiąt dziewięć procent przeminie, a ludzie zapomną, jakby nigdy nic podobnego nie istniało.
Ola spoglądała rozwścieczona na Bartka. Spojrzała ze złowieszczym uśmieszkiem na Nikodema.
— Niki, nie miałbyś nic przeciwko, żebym ukradła na moment tego debila? — Pokazała na Bartka.
— Śmiało — odparł, z lekkim przerażeniem spoglądając na twarz Oli.
Bartek pobladł. Ola wzięła zeszyt jako swoja broń i pociągnęła chłopaka za rękaw bluzy. Wyprowadzała go tak z klasy. W międzyczasie odwrócił się na moment, na twarzy mając wymalowane „pomocy". Wywołało to lekki śmiech ze strony Nikodema.
Gdy zniknęli za rogiem, Nikodem wstał, podszedł trochę bliżej, by podsłuchać rozmowę. Wyjrzał. Zobaczył, jak Ola okładała Bartka zeszytem od fizyki, przy tym krzycząc wściekle:
— Debilu, może powiesz mu jeszcze więcej?! — Uderzyła go ostatni raz, ale chyba najmocniej, gdyż Bartek aż zajęczał z bólu.
— Ola... Wiem, że miałaś szkolenie specjalnie, ale nie musisz aż tak tłuc... Dotarło do mnie i przy okazji chyba wbiłaś mi całą rozszerzoną fizykę...
Szkolenie specjalnie? – zdziwił się Nikodem. Już zignorował fakt, że Bartek był stosunkowo mocno bity tym zeszytem.
— Muszę, bo twoja głupota mnie aż zadziwia! — Znów wykonała cios. Ciężko już stwierdzić, czy to był ostatni, czy przyszykuje kolejny.
Bartek wciąż gładził obolałą głowę.
— Karolka mnie kopie po jajach, ty mnie uczysz fizyki w nietypowy sposób... — Jęknął pod nosem. — Syna mentora...
— Wiesz, że mam w dupie, czyim jesteś synem. Dopóki dobrze mi się ciebie tłucze, to będzie najlepszy sposób, żeby wybić ci debilizm ze łba.
— No dobra, nie gniewaj się już. — Zabrał zeszyt z jej ręki dla pewności, że ta nie postanowi znów go nim obłożyć kilka razy.
— To wyhamuj trochę — burknęła jeszcze. — Dobrze wiesz, że musisz trzymać język za zębami niekiedy.
Na tym skończyli swoją rozmowę. Ola odeszła szybkim krokiem, a Bartek wrócił do sali, trzymając się za obolałe miejsce. Jęczał pod nosem: „Za jakie grzechy". Usiadł, po czym położył się na ławce, a przy tym mruczał coś zupełnie niezrozumiałego.
Nikodem zrozumiał, że miał rację. Bartek coś ukrywał. Mało tego, Ola też była w to zamieszana i, zapewne, jej siostra także. Czegoś nie chcieli mówić, a przynajmniej nie wszystko na jedną chwilę. Zaciekawiły go dwie dziwne frazy: „szkolenie specjalne", „syn mentora". Co to znaczyło? Czym się zajmowali? Ola twierdziła, że bawili się w zjawiska paranormalne. Lecz początkowo powiedziała: „ponad". Czyżby to było tak tajne, że musieli się kryć? A jeśli to coś nielegalnego?
Zaczynał przeczuwać, że najprostsze rozwiązanie tych pytań to działanie wbrew prawu, lecz nie zamierzał wyciągać zbyt wcześnie jakichkolwiek wniosków. Być może nawet uda mu się dowiedzieć jeszcze więcej, jeśli Bartek nie zatrzyma języka za zębami.
A może nawet bym się jakoś wkręcił?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top