9 - W nocy o północy

Po przebraniu się Potter i Black ruszyli nieśpiesznie do wieży Gryffindoru. Syriusz jeszcze raz wyciągnął zatkaną fiolkę i przekazał ją przyjacielowi.

- Tylko delikatnie się z nią obchodź, Rogasiu. Niby Ashley zostawiła caly kociołek, ale to nie powód, żeby rozbijać mi eliksir na ścianie. Szczególnie, że to Lily - powiedział, wskazując szklany przedmiot.

James od razu zaczał obchodzić się ostrożniej. Syriusz podejrzewał, że było to spowodowane tym, iż trzymał w rękach własność rudej, a nie jej zawartością. Czarnowłosy pokręcił głową z uśmieszkiem, widząc jak chłopak oglądał miksturę ze wszystkich stron.

- Czym się różni perłowobiały kolor od białego? - zapytał, kiedy byli w połowie drogi, na co jego towarzysz parsknął śmiechem. - No co? Poważnie pytam.

- Nie wiem, Jammie. Zapytaj Jęczącej Marty. Kiedy przelewałem eliksir nieustannie mówiła o tym, jak to wspaniale odróżnia kolory, odcienie i tak dalej. Zaczęła nawet rozprawiać o różnicy fuksjowego a madżentowego, ale przestałem słuchać. Może chodzi o to, że perłowobiały jest bardziej metaliczny, połyskliwy? - odpowiedział.

James wzruszył ramionami i oddał fiolkę przyjacielowi.

- Kiedy to zrobisz?

- Dzisiaj w nocy. Najlepiej o północy, wtedy będę miał pewność, że nikt mnie nie złapie. Patrolujący korytarze zmieniają się o pierwszej. Będą bardzo zmęczeni i nie zauważą, że cokolwiek dzieje się na dziedzińcu. A jeśli pożyczysz mi pelerynę niewidkę, to już w ogóle.

Brunet skrzywił się nieco.

- Widzisz, Łapo. Akurat dzisiaj w nocy nie mogę. Muszę coś ważnego załatwić.

- Ah, tak? A co niby? - zapytał.

- Muszę przygotować randkę z Lily. - Słysząc to, Syriusz zatrzymał się.

- Idziecie na randkę? - Wizja ta była tak nieprawdopodobna, że na początku pomyślał, iż najlepszy przyjaciel go okłamuje.

- W sensie, ona nazwała to przyjacielskim spotkaniem, ale mam nadzieję, że jeśli jej się spodoba, to zgodzi się na taką prawdziwą randkę - odpowiedział.

- No tak, to już ma większy sens - przyznał Syriusz, na co James spojrzał na niego urażony.

- Podajcie hasło. - Usłyszeli głos Grubej Damy, która miała bardzo śpiewający dzień. Tak śpiewający, że obrazy na tym samym piętrze błagały, by je przeniesiono.

- Rasvainen vainen* - rzucił Black, a kiedy ukazało się przed nimi wejście ruszyli do swojego dormitorium.

Do dormitorium, do którego około dwudziestej zawitała Lily Evans. Ta sama, która omijała ten konkretny pokój, kiedy tylko mogła.

***

Lily weszła do pokoju huncwotów bez pukania, w związku z czym na początku jej nie zauważyli. Dopiero kiedy zaczęła mówić, zwrócili na nią uwagę.

- I co, Syriuszu? Ashley nie chciała mi nic powiedzieć - powiedziała z pretensjami w głosie.

Chłopak uniósł brew, widząc dziewczynę w swoim dormitorium. Zagladała tu raz na ruski rok. I to tylko wtedy, kiedy była taka konieczność. Co prawda w zeszłym roku odrobinę się to zmieniło, ale nawet wtedy nie przychodziła do nich z własnej inicjatywy.

- Wszystko w porządku. Dzisiaj w nocy idę odczarować Lottę - odparł i usiadł na swoim łóżku.

Ruda pokiwała głową i zamyśliła się.

- Myślicie, że to może się nie udać? - zapytała cicho, patrząc po kolei, na każdego z lokatorów.

Spojrzeli na nią ponuro. Żaden nie odpowiedział.

- To nie tak, że chcę, by tak się stało! - zawołała od razu, widząc jak Black uraczył ją nieco pogardliwym spojrzeniem. - Zastanawiam się, co jeśli się nie uda. Ashley nie będzie zadowolona.

- Nie obchodzi mnie to - warknął Syriusz. - Tu od samego początku chodziło o Lottę i ona doskonale o tym wiedziała.

- Brałeś pod uwagę, że specjalnie mogła coś zepsuć? - spytała ruda.

- A niby jaki miała by w tym cel? - odpowiedział chłopak pytaniem na pytanie.

- Biorąc pod uwagę akcje z zeszłego roku, z nią w roli głównej... - Zaczęła, lecz nie dane było jej dokończyć.

- Dotarło do ciebie jej wytłumaczenie? - spytał drwiąco.

- Mogła kłamać - powiedziała nie pewnie, jakby sama nie do końca w to wierzyła.

- Lily, to co opowiedziała nam Ashley było bardzo wiarygodne. James nawet przepytywał tego Puchona, chłopak się przyznał, że faktycznie chciał ją odurzyć amortencją. - Remus wtrącił się w tę ostrą wymianę zdań, chcąc zakończyć kłótnię między jego przyjaciółmi.

- Po prostu miejmy nadzieję, że Ashley niczego nie zepsuła i Lotta niedługo do nas wróci - dorzucił od siebie Peter, który dotychczas tylko uważnie przysłuchiwał, toczącej się dyskusji.

- Wszystko jest w porządku, uda się - powiedział głośno, pewnym głosem Łapa. - Musi się udać - dodał ciszej.

- Mam tylko nadzieję, że wiesz co robisz, Syriuszu - powiedziała dziewczyna i wyszła z dormotorium.

Chłopak patrzył tylko na zamknięte drzwi i intensywnie myślał.

Co jeśli Evans ma rację? Jeśli Dumbledore od początku wiedział, że odczarowanie jej jest niemożliwe?

Kiedy jego przyjaciele po kolei szli się kąpać i kładli się spać, a James po godzinie wyszedł z peleryną niewidką, Syriusz znalazł świetny sposób, by nie zasnąć.

Sposób ten jednak ani trochę mu się nie podobał. Myśli, które mu się cały czas nasuwały, męczyły go okrutnie przez co, z każdą chwilą coraz bardziej powątpiewał w sukces tego, szalonego w gruncie rzeczy, przedsięwzięcia czy, jak to określił Rogacz, misji.

Co jeśli Dippet mówił prawdę i Lotta już nigdy nie wróci? Jeśli kamień, w którym została zaklęta skruszy się? Czy faktycznie jego i Ashley poświęcenie pójdzie na marne? Czy eliksir kruszenia jest tylko wymysłem i nic nie jest w stanie uratować Famous przed kamienną śmiercią? A nawet jeśli się uda, co z jej różdżką?

***

Syriusz obudził się gwałtownie. Czyli jednak przysnął. Złapał szybko różdżkę leżącą na stoliku nocnym.

- Lumos - szepnął, mając przy tym nadzieję, że nie obudzi Petera ani Remusa, bo James jeszcze nie wrócił.

Spojrzał szybko na ścienny zegar i odetchnął z ulgą. Była odpowiednia pora, by wyjść z dormitorium.

- Nox. - Lepiej będzie jeśli nic nie będzie oświetlało mu drogi. Wtedy będzie mniejsze prawdopodobieństwo, że na kogoś wpadnie.

Sprawdził czy fiolka z eliksirem dalej bezpiecznie spoczywa w jego kieszeni. Kiedy upewnił się, że tak jest do drugiej włożył różdżkę i naciągnął na prędce bluzę, która leżała na krześle przy jego biurku.

Otworzył i zamknął szybko drzwi, by nie skrzypnęły, jednocześnie starając się nimi nie trzasnąć. Ruszył powoli do Pokoju Wspólnego. Kiedy tam się znalazł, rozejrzał się ostrożnie, upewniając się, że nikogo nie ma w pomieszczeniu. Podszedł do wyjścia i po chwili znalazł się na korytarzu w towarzystwie niezadowolonych pomruków, śpiącej Grubej Damy.

Szedł tuż przy ścianie, by pozostawać w cieniu. Przez głowę nawet przemknęła mu myśl, żeby przemienić się w swoją animagiczną postać, ale po kilku chwilach zrezygnował z tego pomysłu. Było to zbyt ryzykowne. Przez przypadek mógł wpaść na niego jakiś nauczyciel albo Prefekta, który poczuwał się w obowiązku odciążać nauczycieli i chodzić po zamku nocą.

Okazało się, że dobrze uczynił gdyż zaraz za kolejnym zakrętem wpadł na Prefekta Naczelnego ze Slytherinu. Westchnął, widząc jego barwy i zaczynał obstawiać ile punktów odejmie mu Perseus Parkinson z jego roku.

- Kogo ja widzę - mruknął złośliwie, ciesząc się na myśl, że przyłapał Gryfona na szwendaniu się po szkole w nocy. - Syriusz Black, zakała rodu, zdrajca krwi. Jak miło...

- Tak, ja też się cieszę, że spotykamy się o tej jakże romantycznej porze i jestem zachwycony, że mówisz o mnie same dobre rzeczy, ale muszę już iść. Mam bardzo ważną sprawę do załatwienia. Umówimy się kiedy indziej, dobra? - powiedział z szelmowskim uśmiechem na ustach, poklepał osłupiałego Ślizgona po ramieniu i odszedł.

- Co? Black! Wracaj no tu!

- Kiedy indziej, Perseusie!

- Gryffindor traci przez ciebie pięćdziesiąt punktów!

- Nie pierwszy raz, Perseuszku, o to się nie martw! - zawołał radośnie i zniknął za rogiem, zostawiająć rozśwcieczonego Parkinsona za sobą.

- Tylko pięćdziesiąt? Obstawiałem sto albo więcej. Chyba był w dobrym humorze...

Szedł jeszcze przez chwilę i kiedy stanął przed wyjściem na dziedziniec ponownie mruknął do siebie:

- W sumie to Ślizgoni zawsze są w dobrym humorze, jeśli mają szansę nam dokopać.

Sięgnął ręką do klamki, kiedy coś go powstrzymało. Tuż za tymi drzwiami jest Lotta. Nadeszła tak długo wyczekiwana przez niego chwila. Od tak dawna chciał, to zrobić. A teraz naszły go wątpliwości. Jeśli się nie uda do końca życia będą dręczyły go wyrzuty sumienia, że się tego feralnego dnia nie odsunął. Oh, gdyby tylko jej posłuchał! Albo gdyby to on oberwał. Lotta z pewnością znalazła by na to rozwiązanie.

Albo uciekła by zostawiając go na pewną śmierć, ratując własne życie przed Voldemortem...

Ta cicha myśl była natrętna. Od samego początku go nachodziła. Co by zrobiła Lotta gdyby to on został zaklęty w kamieniu?

Z zamyślenia wyrwały go czyjeś kroki.

- Mówię panu, profesorze, że Black gdzieś tu jest. Szwenda się po szkole.

- Jesteś pewien Perseusie? - To był Dumbledore. - Po co Syriusz Black miał by wychodzić ze swojego dormitorium w środku nocy?

- Nie wiem, ale mówił mi, że ma coś ważnego do załatwienia.

- Jesteś zmęczony, chłopcze. Doceniam twoje zaangażowanie w obowiązki Prefekta, ale lepiej będzie jeśli wrócisz do łóżka.

Kroki ucichły, co oznaczało, że nauczyciel ze Ślizgonem zatrzymali się. Syriusz odetchnął z ulgą i wyślizgnął się po cichu na zewnątrz, nie świadomy świdrującego spojrzenia Albusa Dumbledore'a, patrzącego w ciemności, w których się ukrywał.

Odetchnął świeżym powietrzem i zadrżał, bynajmniej nie z zimna. Zaklęta w kamieniu Lotta, w świetle księżyca wyglądała jak figura szachowa. Stał tak jeszcze przez dobrych dziesięć minut, kiedy wreszcie się ocknął. Czas ucieka, a on musi ją uratować. Podszedł powoli do dziewczyny i stanął przed nią. Jej twarz zastygła w wyrazie złości. Usta były otwarte przez niedokończone zaklęcie... Protego.

Chodziło o to jedno zaklęcie. Tak niewiele brakowało, by nie skończyło się to taką katastrofą.

Stała w dziwnej pozie, lewą rękę miała z boku, by utrzymać równowagę, a prawą stopę z tyłu opierała jedynie na palcach. W prawej dłoni trzymała różdżkę skierowaną przed siebie. W kierunku zaklęcia...

Otrząsnął się z zamyśleń i wyjął z kieszeni cenny eliksir. W tym momencie wybiła północ. Wziął głęboki wdech i wylał zawartość fiolki prosto na czubek głowy brunetki. Kiedy nic już nie zostało stał przed nią jakby myślał, że dziewczyna nagle przebudzi się ze snu i ożyje.

Jednak ku jego rozczarowaniu nic się nie wydarzyło. Kompletnie nic.

Pohukiwanie sów zmusiło go w końcu do ruszenia się z miejsca i powrotu do dormitorium. Podczas drogi powrotnej nic się nie wydarzyło, na nikogo nie wpadł.

- Rasvainen vainen - powiedział, nie zwracając uwagi na to, że Gruba Dama śpi.

- No ej, chcę wejść - syknął, żeby kobieta z obrazu obudziła się.

- A gdzież to byłeś, panie Black, że przychodzisz do Pokoju Wspólnego Gryffindoru o tak późnej porze?

No pięknie - pomyślał. - McGonagall.

***

Stojąc na przeciwko niej, bez sztywnych szat i śmiesznego kapelusza poczuł się dziwnie niezręcznie. Po kilkunastu minutach, które poświęcili na obudzenie Grubej Damy weszli do pomieszczania i opiekunka jego domu spojrzała na niego srogo, domagając się wyjaśnień.

- Dlazego byłeś poza dormitorium? Co gorsza, poza wieżą Gryfonów? - zapytała chłodno.

Patrzył na nią, myśląc gorączkowo nad jakimś sensownym wyjaśnieniem. Kiedy nic mądrego nie przyszło mu do głowy palnął cokolwiek.

- Widzi, pani profesor...

- Jedyne, co widzę to ciebie, dobrze po północy poza łóżkiem. - Przerwała mu.

- Bo ja lunatykowałem! - krzyknął szybko zanim zdążył się nad tym zastanowić.

Kobieta uniosła brew i skrzyżowała ręce na piersi.

- A jak wyjaśnisz to, że powiedziałeś Perseuszowi Parkinsonowi, że masz ważną sprawę do załatwienia?

- Przysięgam pani, że w szkole spotkałem tylko i wyłącznie panią! I z nikim nie rozmawiałem - powiedział także krzyżując ręce i robiąc obrażoną minę. - A ze Ślizgonem w życiu bym nie rozmawiał!

Surowość na twarzy nauczycielki złagoniała. Ostatnia uwaga wypowiedziana tak oburzonym tonem, brzmiała bardzo wiarygodnie. Syriusz nienawidził mieszkańców Slytherinu z całego serca.

- No dobrze. Nie poniesiesz, żadnych konsekwencji tej nocnej eskapady, a punkty, które pan Parkinson ci odjął, zostaną zwrócone Gryffindorowi.

- Dziękuję za to, że mi pani wierzy. Nie wielu na to stać. Nawet Lily Evans mi bardzo często nie ufa, kiedy razem z Jamesem zapewniamy ją, że nie zrobimy nic głupiego! Rozumie to pani? Żeby tak przyjaciołom na słowo nie uwierzyć...

- Do łóżka, Black.

Te trzy słowa, wypowiedziane groźnym tonem sprawiły, że chłopak dosłownie zniknął jej z oczu natychmiastowo i jedyne, co świadczyło jeszcze o jego nieobecności w łóżku, to łomot na schodach i trzaśnięcie drzwiami do dormitorium.

- Mam nadzieję, że ci się udało, chłopcze. Kimkolwiek była, nie zasługuje na taki los - szepnęła i odeszła do swojej sypialni.

Nikt nie spodziewał się wydarzeń jakie przynieść miał ten dzień. Nikt.


*Rasvainen vainen - (fiń.) gruba dama

Cześć, wróbelki!
Wrzucam budujący napięcie rozdział, jesteśmy bardzo blisko rozwiązania pierwszego wątku w Zaklętej. Nie wiem, kiedy kolejny rozdział, bo muszę się uczyć. Doszłam do wniosku, że matma nie jest królową nauk, ale królową udupień, tak więc... I mimo że zagrożenia nie mam, to wiecie. Lepiej nie kusić losu.
Pozdrawiam gorąco
Lighteagle

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top