17 - Pierwsze zadanie

- Wstawaj, Black. Za dwadzieścia minut kończy się śniadanie, a potem idziemy oglądać jak radzisz sobie na arenie. - Słowa Lotty dopiero po chwili dotarły do świadomości chłopaka.

Uniósł się gwałtownie i wytrzeszczył na nią oczy.

- Co!? To już dziś dwudziesty ósmy listopada? - zawołał przerażony.

- Aleś ty zorientowany - parsknęła. - Wstawaj.

- Nie chcę - odpowiedział. - Ten zwód Wrońskiego to beznadziejny pomysł. Nie idę tam. Ej! - zawołał, kiedy brunetka jednym ruchem ręki zabrała mu kołdrę.

Następnie zbliżyła się i pstryknęła go w czoło.

- Pójdziesz, nawet gdybym miała cię tam zabrać nieprzytomnego, rozumiesz? - mruknęła cicho do oniemiałego chłopaka. - A teraz się rusz. Wysłałam Jamesa, żeby przyniósł ci coś do jedzenia.

Kiedy tylko to powiedziała, drzwi do dormitorium otworzyły się, a ona natychmiast się odsunęła. Syriusz otumaniony jej wcześniejszą bliskością nie drgnął nawet, póki Rogacz nie walnął go z całej siły w plecy.

- Potter! - wrzasnął, rozmasowując kark.

- Wstawaj, Łapciu. Chcę zobaczyć jak rozkładasz McKretyna na łopatki - odparł wesoło brunet.

- Kogo? - zapytała zdezorientowana Lotta.

- I kto tu jest niezorientowany, hm? - powiedział szelmowsko, na co ta posłała mu groźne spojrzenie. - McKretyn, czyli Dylan McKriten, reprezentant Durmstrangu. Już coś świta?

- Ta - mruknęła, przewracając oczami. - To ja wychodzę i za pół godziny widzę cię w Pokoju Wspólnym.

Kiedy drzwi się za nią zamknęły, czarnowłosy ponownie zaczął się stresować. Ubrał się szybko w szaty, ale nie był w stanie niczego przełknąć, mimo że James próbował na siłę wepchnąć mu do gardła bułkę z dżemem dyniowym.

- Wąchaczu, nie po to lazłem od kuchni aż tutaj, wyglądając jak idiota, żebyś ty nic nie zjadł. Jeśli zemdlejesz z głodu, to Lotuś za ciebie zadania nie skończy - warknął wreszcie zirytowany zachowaniem przyjaciela.

- Przestań, Rogaczu. Stresujesz mnie bardziej nież to potrzebne - odparł czarnowłosy.

Spojrzał na tacę z jedzeniem i westchnął. Wziął do ręki kanapkę i wgryzł się w nią. Ledwo ten kęs przeszedł mu przez gardło.

- Więcej nie dam rady - wymamrotał, odkładając chleb posmarowany dżemem na talerz.

Okularnik westchnął ciężko i wzruszył ramionami.

- No trudno. W takim razie idziemy, Lotta już na ciebie czeka.

Zeszki razem do Pokoju Wspólnego, gdzie kilka dziewczyn, które jeszcze nie poszły na arenę rzuciły się w jego kierunku. Natychmiast jednak się zatrzymały, kiedy nagle obok niego zmaterializowała się brunetka z wycelowaną w nie różdżką. Ruszyli we troje przez całą szkołę aż do namiotu zawodników. James poklepał Syriusza po plecach i przytulił krótko Akunę, by dodać im odwagi, a Dylana zmierzył nieprzyjaznym spojrzeniem. Lotta również życzyła siostrze i przyjacielowi powodzenia, ale reprezentanta Dyrmstrangu kompletnie zignorowała, a następnie ruszyła na trybuny, posyłając Akunie pokrzepiający uśmiech.

Do namiotu wszedł MacFarlan ze śmiechem na ustach i podszedł do zawodników.

- No, moi drodzy! Dzisiejsze zadanie sprawdzi waszą odwagę! Pan Black ma łatwiej, przynależność do Gryffindoru zobowiązuje! - zawołał, uśmiechając się do chłopaka, ale on poczuł się przez to jeszcze gorzej. - Na arenie czeka na was pewne stworzenie, nie powiem jakie, któremu będziecie musieli odebrać pierścień, który swoją drogą musicie też wypatrzeć.

Akuna i Syriusz spojrzeli na siebie. Fakt, że nie wiedzieli, co ich czeka zaraz za płachtą namiotu był przerażający. Dodatkowo mieli temu czemuś zabrać coś tak małego. Pierścień.

- Przedmiot ten jest bardzo ważny, ponieważ zawiera wskazówkę do drugiego zadania. No, panna Rotgrow jako pierwsza. Następnie pan McKriten i na ostatni pan Black. Na dźwięk rogu, moi drodzy. Powodzenia! - zawołał mężczyzna i wyszedł.

Akuna stała chwilę sparaliżowana. Miała wyjść jako pierwsza. Ta wizja jednocześnie ją przerażała i uspokajała, gdyż dzięki temu nie będzie musiała podczas oczekiwania na swoją kokej wysłuchiwać komentarzy MacFarlana. Kiedy usłyszała długi, przeszywający dźwięk zadrżała i wyszła, nie patrząc na pozostałych uczestników.

- Na arenę weszła właśnie reprezentantka Akademii Magii Beauxbatons, Akuna Rotgrow! - Tłum zaryczał na słowa mężczyzny.

Czarnowłosa chciała przełknąć ślinę, bo tak jej zaschło w gardle. Kiedy tylko stanęła na widoku wszystkich zgromadzonych rozejrzała się. Nie widziała ani bestii, ani pierścienia. Wyciągnęła różdżkę i ruszyła przed siebie. Czuła się głupio, idąc przez teren upstrzony kaktusami i piaskowymi głazami. Zaczęła myśleć. Jakie groźne stworzenia żyły na pustyni? Jednak nic nie przychodziło jej na myśl.

Wrzask jednej z jej koleżanek zaalarmował ją. Odwróciła się gwałtownie i niemal natychmiast rzuciła w bok, żebg uniknąć ognistej kuli. Nie miała pojęcia z czym miała się zmierzyć, mimo że widziała stworzenie z odległości trzech metrów. W grunciw rzeczy było niewielkie, miało może sto pięćdziesiąt centymetrów wzrostu, smukłe. Po chwili opadło na czteey łapy, wyglądało jak jaszczurka. Całe czerwone z wypustkami na ciele. Kiedy Akuna wstała, zwierzę ponownie poderwało się na nogi, wypustki zapłonęły, a z jego pyska wyskoczyła kula, jednak nie ognia, jak jej się wcześniej wydawało, ale magma. Ponownie ledwo uniknęła pocisku.

- To chyba jakiś żart - jęknęła. - Jak ja mam z tym walczyć, nie wiedząc nawet gdzie ten chokerny pierścień!

Zwierzę opadło ponownie do parteru i przycisnęło do niego tułów. Zamachało długim ogonem, na którego końcu, co Akuna zauważyła dopiero w tym momencie, umiejscowione było żądło. Dziewczyna zaczęła się rozglądać i nagle kątem oka zauważyła błysk. Zerknęła w tamtą stronę i... tak! To był pierścień. Leżał na szczycie niewielkiego wniesienia, otoczony zaschniętymi gałązkami.

Teraz albo nigdy - pomyślała i ruszyła sprintem.

Ognista jaszczurka natychmiast ruszyła za nią, co kilka metrów wypuszczając kule magmy, których czarnowłosa unikała lub zatrzynywała zaklęciem Protego. Kiedy dopadła do wzniesienia od razu przeszła na jego drugą stronę. Musiała się chwilę zastanowić. Kiedy tylko zacznie się wspinać zostanie zauważona.

Po chwili jednak dostała olśnienia. Rzuciła na siebie zaklęcie kameleona i ruszyła pod górę. W odpowiednim momencie, bo jaszczur właśnie przelazł do miejsca, w którym jeszcze chwilę temu się znajdowała. Przez to, że zagapiła się na stworzenie nie zwróciła uwagi na to, co miała przed sobą. A mianowicie to, co wzięła za suche patyczki, było w rzeczywistości badylami całymi w kolcach i w dodatku o bardzo wysokiej temperaturze.

Kiedy Akuna przez przypadek oparła o jeden z nich rękę po chwili poczuła okrutny ból. Wrzasnęła głośno i zavrała rękę, z której pociekła krew. Zwierzak natychmiast zareagował. Wyczuł zapach spalonej skóry i skoczył w tantym kierunku. Rotgrow złapała pierścień, przeskoczyła nad gniazdem i ruszyła biegiem przed siebie. Następnie odwróciła się i wycelowała potworowi prosto w ślepia, krzycząc:

- Conjunctivitis!

Oślepione zwierzę zaryczało z bólu i zaprzestało pogoni. Zaczęło się rzucać i wić. Do Akuny podbiegła jakaś kobieta i odciągnęła od miotającego się stworzenia, którym po chwili zajęli się magizoolodzy.

- Chodź, Akuno. - Usłyszała cichy kojący głos.

Bez oporów poszła za szatynką, która zaprowadziła ją do namiotu szpitalnego. Tam pani Pomfrey opatrzyła jej ranę, mrucząc coś o głupocie MacFarlana i potwornych oparzeniach jakimi będzie się musiała jeszcze zająć. Po kilku minutach ta sama kobieta, co ją tu przyprowadziła ponownie zaprowadziła ją na arenę, gdzie miała zobaczyć swoją punktację.

MacFarlan wystrzelił w górę numer osiem, Madame Marie dziewięć, Dippet osiem, Justus Klain po chwili namysłu dał jej siedem, a Rassmusen pięć. Kobieta stojąca obok niej prychnęła.

- Swojemu zawodnikowi pewnie da dziesięć nawet gdyby całego go spaliło, a zdobycie pierścienia zajęłoby mu pół dnia.

Akuna znała ten głos. Zerknęła w górę na aurora i wtedy ją olśniło. Miała przed sobą swoją matkę chrzestną - Anabeth Tabith, najlepszą przyjaciółkę jej matki.

- Anabeth? Co ty tu robisz? - zapytała ze zdumieniem, a szatynka uśmiechnęła się do niej.

- Oficjalnie pilnuję bezpieczeństwa, prywatnie sprawdzam plotki. - W tym momencie wskazał na jej siostrę, siedzącą obok Lily, która żywo jej o czymś mówiła. - Już w zeszłym roku wydała mi się znajoma. Teraz już wiem dlaczego. Wygląd ma po Miquelu.

Akuna jeszcze raz spojrzała na Lottę. Faktycznie, ona i ojciec wyglądali jak dwie krople wody. Może tylko rysy twarzy miała podobne do matki. Czarnowłosa została wyprowadzona z areny drugim wyjściem. Wiedziała, że nie ma co liczyć na odwiedziny bliźniaczki, która na pewno została na trybunach, by zobaczyć jak poradzi sobie Syriusz.

- Zapraszamy na arenę reprezentanta Instytutu Magii Durmstrang, Dylana McKritena! - zawołał MacFarlen zaraz po tym jak zadęto w róg.

Blondyn wstał z krzesła, na którym siedział i spojrzał na Blacka, który podrzucał małą piłeczkę. Po chwili przestał i wyjął z kieszeni cukierka, którego następnie włożył do ust. Ostatecznie spojrzał na niego pogardliwie i wrócił do poprzedniego zajęcie. Dylan wyszedł z namiotu zawodników, zostawiając zestresowanego Syriusza samego.

Kiedy tylko stanął na pustynnej arenie rozejrzał się w poszukiwaniu pierścienia jednak niczego nie zauważył. Przełknął ślinę i spojrzał na trybuny, na których od razu wypatrzył swojego przyjaciela - Jaspera County'ego. Wraz z innymi uczniami Durmstranu dopingował go najgłośniej z całego tłumu.

Chłopak ruszył powoli, wyjmując z kieszeni różdżkę. Pustynny teren dał mu do myślenia. Pamiętał, że był w podobnym miejscu na wycieczce z matką do Egiptu, kiedy pojechali na putynię, której nazwy nigdy nie był w stanie zapamiętać. Podczas tej wyprawy kobieta zginęła, w sumie nawet nie wiedział jak, bo po prostu nagle wyparowała, a on został sam na dwa dni zanim go odnaleziono. Ledwo przeżył.

Szybko otrząsnął się ze wspomnień i mocniej zacisnął dłoń na broni. Po chwili z podziemnej groty wychynęło czerwone stworzenie z wypustkami na całym ciele, żądłem na ogonie, łudząco podobne do jaszczura. Dylan uśmiechnął się pod nosem. Od razu je rozpoznał. Był to magmat - stworzenie z  rodziny jaszczurkowatych, plujący magmą w stronę zagrożenia. Wyczulony na odór spalonej skóry, sierści i krwi. Miał doskonały wzrok i słuch. Wypustki płonęły, kiedy wspinał się na tylne łapy, by wypluć pocisk. Jeden z nich leciał właśnie w jego kierunku.

Blondyn zrobił unik. I wtedy zobaczył niewielkie wzniesienie, z gniazdem magmata, w którym znajdował się pierścień. Wiedząc, jakie zagrożenie tam na niego czeka postanowił dostać się tam podziemnymi tunelami. Rzucił na siebie zaklęcie kameleona i ruszył biegiem do groty, z której wylwzło zwierzę. Wpadł do środka i sturlał się po śliskiej i stromej powierzchni aż uderzył o twardą ziemię poniżej. Otrząsnął się szybko. Magmat na pewno go usłyszał i już ruszył za nim w pogoń. McKriten ruszył szybko jedynym korytarzem, który kierował się stopniowo w dół, czując, że robi mu się coraz goręcej.

- Oho! Odważny ruch Dylana McKritena! Po reakcji bestii możemy sądzić, że wskoczył prosto do jej nory! Wygląda na to, że chłopak zna się na tych stworzeniach! - krzyknął MacFarlan chwilę po tym, kiedy blondyn zniknął widzom z oczu.

Jego przyjaciel - Jasper - usiadł ciężko na ławce. Wiedział, że nora magmatów zawsze połączona jest z ich gniazdem, ale w środku tenperatury osiągały bardzo wysokie wartości. Obawiał się, że Dylan szybko straci siły i pozostanie tam, na pastwę niepozornego potwora. Na trybunach zapadła cisza, każdy wpatrywał się w napięciu w wejście groty.

Jasper przeleciał spojrzeniem po zebranych aż jego wzrok zatrzymał się na Loćcie Rotgrow, do której dosłownie przed chwilą dołączyła siostra. Uważnie przyjrzał się brunetce, która miała kpinę wymalowaną na twarzy. Za to jej bliźniaczka wręcz przeciwnie. Wyglądała na zmartwioną, nawet powiedziała coś niebieskookiej, ale tamta tylko parsknęła i wzruszyła ramionami.

Zupełnie różne - pomyślał, jednocześnie przyglądając się Akunie z zafascynowaniem. Był pod wrażeniem tego jak poradziła sobie z magmatem szczególnie, że widać po niej było, iż nigdy z czymś takim nie miała do czynienia.

Starsza Rotgrow jakby wyczuła, że na nią patrzył, bo oderwała wzrok od areny i skierowało go na niego. Po chwili powiedziała coś, a Lotta również na niego spojrzała. W jej oczach coś błysnęło, coś niepokojącego. Coś, co sprawiło, że natychmiast wbił spojrzenie w pierścień. Nie wiedział dlaczego, ale czuł ogromny respekt przed brunetką. Domyślał się, że to przez plotki, które o niej mówiono i choć większość z nich z pewnością mijała się z prawdą, to i tak czuł, że lepiej żeby z nią nie zadzierać.

Po chwili w samym środku gniazda magmata pojawił się spocony i poparzony Dylan. Szata jeszcze trochę mu się jarzyła, ale szybko ją zgasił zaklęciem. Ostatkiem sił chwycił pierścień, zeskiczył z podniesienia i przeturlał się po ziemii. Magmat wyskoczył zaraz za nim i już miał go zaatakować, ale magizoolodzy szybko się nim zajęli. Auror Anabeth Tabith pomogła McKritenowi wstać i tdzymając różdżkę w pogotowiu, zaprowadziła go do namiotu pani Pomfrey. Kiedy wyszedł z niego, oparty o kobietę, sędziowie wystrzelili w górę liczbę punktów, które mu przyznali.

MacFarlan wystrzelił siódemkę, Klain szóstkę, Rassmusen dziesiątkę, Dippet szóstkę, a Madame Marie siódemkę.

Syriusz usłyszał radosny ryk tłumu i zrozumiał, że McKriten właśnie ukończył pierwsze zadanie. Westchnął i kiedy usłyszał dźwięk rogu wyszedł z namiotu. To, co zastał na arenie totalnie go zaskoczyło. Pocieszył się jednak tym, że natychmiast zobaczył umiejscowienie pierścienia. Szybko wyciągnął różdżkę i machnął nią przywołując miotłę.

Rozejrzał się i zobaczył czerwonego jaszczura podpełzającego w jego kierunku. Syriusz poczuł zdezorientowanie. Pierwszy razy widział coś takiego na oczy. Zaczął powoli kierować się do wzniesienia, na którym był jego cel, ale wtedy zwierzę stanęło na tylnych łapach, ryknęło i posłało w jego stronę kulę magmy. Black był tym tak zszokowany, że dopiero wrzask Jamesa sprowadził go na ziemię.

- Padnij! - ryknął Potter, widząc brak reakcji przyjaciela, który po tym okrzyku natychmiast to zrobił.

Czarnowłosy przeturlał się kilka metrów. Podniósł się i oparł o najbliższy piaskowiec. Po chwili usłyszał świst, który zwiastował pojawienie się jego miotły. Zanim magmat wypluł kolejną dawkę magmy chłopak siedział już na pojeździe, trzymając się kurczowo rączki.

Zrobił kilka okrążeń nad jaszczurem, który totalnie ogłupiał, widząc że jego ofiara zaczęła latać, a następnie wzniósł się kilkanaście metrów wyżej i ruszył pionowo w dół na gniazdo, złapał pierścień i wylądował obok Anabeth Tabith, która dała znak magizoologim, by zabrali zdezorientowane zwierzę.

Po chwili sędziowie po kolei zaczęli przyznawać Syriuszowi punkty. MacFarlan dziesięć, Dippet dziewięć, Madame Marie dziesięć, Klain siedem, a Rassmusen cztery.

Chłopak odetchnął. Już się skończyło. Po kilku chwilach dołączyła do niego uśmiechnięta Akuna i skwaszony Dylan z obandażowanymi ramionami. Zaraz przybiegł też James i Lotta, która jednak stanęła jak wryta, widząc z bliska aurora.

- No tak! - zawołała, a wszyscy spojtzeli na nią zdezorientowani. - Anabeth Tabith.

Kobieta uśmiechnęła się do dziewczyny. Fakt, że brunetka jednak ją rozpoznała był oatatecznym dowodem. Lotta Rotgrow żyła. Po chwili MacFarlan wstał i ogłosił ostateczny wynik.

- To było bardzo emocjonujące widowisko! - zawołał wesoło, a tłum mu zawtórował.

- No jasne - mruknęła Tabith. - Troje nastolatków nadstawia karków ku uciesze gawiedzi.

- Nie zapominaj, że tych troje nastokatków samych się zgłosiło - odparła na ten komentarz Lotta.

- Trzecie miejsce, z łączną liczbą trzydziestu sześciu punktów zajmuje Dylan McKriten! Drugie miejsce, z sumą trzydziestu siedmiu punktów zajmuje Akuna Rotgrow! I pierwsze miejsce, z sumą czterdziestu punktów zajmuje Syriusz Black! Szkoła Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie jest na prowadzeniu - zawołał Hamish MacFarlan i po tych słowach nastało takie zamieszanie, że nikt nie próbował ich opanować ani nic już powiedzieć.

James zaśmiał się tryumfalnie jakby to on wygrał już cały turniej i uścisnął przyjaciela. Akuna z radości uwiesiła się na szyi siostry, która spojrzała błagalnie na Anabeth. Jednak kobieta zachichotała cicho i pokręciła głową. Zaraz potem czarnowłosa przytuliła Syriusza, a na końcu Jamesa. Potem pobiegła znaleźć Gabrielle i pozostałe koleżanki i kolegów ze szkoły.

Po kilku chwilach, kiedy Gryfoni już mieli iść podeszła do nich śliczna Francuzka.

- Salut! Ja jestem Manon Fuineur - odezwała się szatynka z pięknym uśmiechem, odrzucając włosy do tyłu, patrząc na Syriusza szczęnięcymi oczami.

- Syriusz Black - odparł, odwzajemniając uśmiech.

- James Potter - dodał chłopak, a ona uśmiechnęła się do niego zalotnie.

- Lotta Rotgrow - warknęła zimno brunetka, na co dziewczyna delikatnie się odsunęła.

- Ah, tu ty jesteś soeur Akuny, oui?

- Tak - odpowiedziała, dalej nie miło brunetka i ruszyła przed siebie, by jak najszybciej znaleźć się jak najdalej od tej dziewczyny.

Usiadła przy stole Gryfonów i zaczęła jeść obiad. Po kilku minatach dołączyli Huncwoci, Lily, Marga, Akuna, Gabrielle i Manon.

- Merlinie - mruknęła brunetka. - Już bym wolała walczyć ze śmierciożercami niż użerać się z tą bandą francuskich idiotek.

Cześć, wróbelki
Jak rozdział wam się podoba? Powiem wam, żebyście się przyzyczajali, że coraz więcej dziewczyn będzie się kręciło blisko Syriusza. Chyba nie muszę mówić dlaczego xD
Pozdrawiam serdecznie
Lighteagle

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top