#18

Było to mignięcie światła. Spojrzałam w tamtą stronę i chwilę się przyjrzałam, a następnie ruszyłam w dalszą drogę. Mimo spokoju i ciszy, odczuwałam lekki, nieuzasadniony niepokój. Zignorowałam to, tłumacząc sobie, że to przez zmęczenie, a tamto było tylko odbiciem księżyca od jakiejś lustrzanej powierzchni. Niebawem byłam już w domu i od razu poszłam spać.

****

Następnego dnia obudziłam się cała spocona i nie wypoczęta. Śniło mi się, że jestem ścigana, poszukiwana... Że ktoś próbuję mnie zlikwidować. Westchnęłam ciężko i wstałam, by wziąć prysznic. Po zakończeniu kąpieli, stanęłam przed lustrem i wpatrywałam się, badając moją twarz. 

- Te oczy... te zęby... Co się ze mną stało? - zapytałam siebie, mocniej zaciskając dłonie na umywalce. Spuściłam głowę, by zaraz znowu ją podnieść i spojrzeć w zwierciadło. - Kim ty jesteś? - wycedziłam przez zęby, trzymając się tak mocno umywalki, że moje kostki stały się białe. Stałam tak chwilę w bezruchu, po czym wzięłam zamach i uderzyłam w lustro. W ciągu kilku sekund do łazienki przybiegł Orochimaru.

- Co się stało? - nieco uniósł głos, patrząc raz na mnie, a raz na lustro. Głęboko westchnął i do mnie podszedł, łapiąc za rękę i przyglądając się ranom.

- Zostaw, zagoi się. - powiedziałam, wyszarpując rękę. Mężczyzna znowu mnie złapał i przyciągnął do siebie.

- Póki szkło jest w ranie, nic się nie zagoi. - spojrzał mi w oczy. Jego wzrok wiercił mi dziurę w duszy. - Ubierz się i do mnie przyjdź. Wyciągnę szkło i zdezynfekuje.

- Ciekawe od kiedy jesteś taki troskliwy... - wymruczałam, zabierając rękę. Orochimaru bez słowa opuścił pomieszczenie. Spojrzałam na rozbite lustro, ciężko wzdychając.

****

Orochimaru opatrzył moją dłoń i znowu spojrzał mi w oczy. Na jego twarzy pojawił się mało widoczny zarys uśmiechu, a dłoń powędrowała wzdłuż mojego ramienia przybliżając mnie do niego. Dziwnie się przybliżył, jakby chciał mnie pocałować. Nagle gwałtownie się odsunął, odchrząkując. Wyminął mnie i zniknął w korytarzu.

Lekko zdezorientowana stałam w miejscu przez kilka sekund, nie za bardzo wiedząc co zrobić. Stwierdziłam, że odwiedzę Akihito.

****

Grzecznie zapukałam, ale nie usłyszałam odpowiedzi. Postanowiłam po prostu wejść. Leżał, słodko drzemiąc. 

~ Mmm... jaki bezbronny i sssoczysssty... Ssspójrz jak krew i chakra ssspokojnie wędrują po jego ciele...~ 

- Tak, masz rację... - wyszeptałam, wpatrując się w Akihito. 

~ Aż chce sssię jeść... ~

- Mhm... - przytaknęłam, sięgając po kunai i powoli podchodząc do łóżka. Stanęłam nad moim przyjacielem, szukając wzrokiem odpowiedniego miejsca by zatopić ostre narzędzie. Byłam jak w transie. Nic się dla mnie teraz nie liczyło, prócz zabicia i pochłonięcia jego duszy.

 ~ No dalej, na co czekasz? Nakarm nasss... ~ odchyliłam rękę w tył, by kunai pod wpływem prędkości wszedł gładko w jego ciało. 

- PRZESTAŃ! - usłyszałam krzyk. Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam małą dziewczynkę, jego córkę. - PRZESTAŃ, PROSZĘ! - krzyczała zapłakana. Mimo wszystko wymierzyłam cios, ale nie w niego, a w siebie. 

~Coś ty zrobiła?! ~ 

- Nie zrobię mu tego... - wyszeptałam, ignorując ból mojej lewej ręki. Demon zamilkł, a ja pozbyłam się narzędzia niedoszłego morderstwa. Szybko schowałam rękę za plecy, ponieważ Akihito się poruszył. Odetchnęłam z ulgą, widząc że tylko przewrócił się na drugą stronę.

Poszłam do łazienki zmyć krew z ręki, po czym ewakuowałam się z jego pokoju, by zapobiec kolejnym atakom.

Wsadziłam ręce do kieszeni i powolnym krokiem sunęłam przed siebie, mierząc wzrokiem każdego kto przeszedł, podświadomie wyłapując potencjalny pokarm.

Dotarłam do pola treningowego w środku lasu. Stanęłam naprzeciw słupka i zaczęłam krótką rozgrzewkę. Kiedy poczułam się wystarczająco rozgrzana, rozejrzałam się dookoła, by ustalić położenie tablic do rzutów. Ustawiłam się na środku pola i złapałam za shurikeny, jednocześnie wzbijając się  w powietrze. Powtórzyłam to kilka razy, stopniowo sobie utrudniając. Skończyło się na zawiązanych oczach i pełnym skupieniu. Poczułam większy przypływ siły, a moje zmysły były na najwyższym stopniu wyostrzenia.
Potrafiłam wysłyszeć najcichszy szelest, najdziwniejsze było to, że czułam smak powietrza. A ono zwiastowało, że ktoś się zbliża. Zdjęłam opaskę i wskoczyłam na najbliższe drzewo, wyciszając szalejącą chakrę i skrywając się w liściach, bacznie obserwując.

Po kilku minutach na polu zjawił się Kakashi wraz ze swoją drużyną. Rozluźniłam się i rozsiadłam na gałęzi, obserwując działania drużyny siódmej.

~Szanuje Kakassshiego za jego cierpliwość~

- Oj tak... Ja bym już ich pozabijała... - wymruczałam, bardziej się nachylając i skupiając na samym nauczycielu.

Po godzinie obserwacji znudziło mi się to i stwierdziłam, że do nich zeskocze. Wylądowałam za Sakurą i złapałam za ramiona. Krzyknęła w niebo głosy.

~Ale bym ją zjadł...~

- T/I, miło, że w końcu raczyłaś się pojawić. - zaśmiał się Kakashi. Przejechałam dłońmi w dół ramion dziewczyny, nieświadomie zaciągając się jej zapachem.

- Też miło cię widzieć, słońce. - wyminęłam ją i przeleciałam wzrokiem po reszcie. Sasuke bacznie mnie obserwował, spięty. Kakashi nakazał młodym wrócić do treningu, a sam usiadł pod drzewem.

- Dawno cię nie widziałem, zmieniłaś się.

- Może trochę... Sakura jest dobra?

- Na pewno są jakieś postępy, dlaczego pytasz?

- Z ciekawości... - zaczęłam baczniej się jej przyglądać, wydawała się łatwym celem. - Mam propozycję, może przetestują się na mnie?

~Mmm... Mądrze... ~

- No nie wiem, podobno ich nie lubisz. - przeleciał mnie wzrokiem, analizując.

- Ale lubię ci pomagać, - zaśmiałam się - no dawaj.

- Niech będzie. - uległ. Podeszłam do nich i stanęłam na środku.

- To co? Zabawimy się? - wysyczałam, patrząc na Sakurę, która zaczęła się trząść.

Kakashi

Jej zachowanie wydało mi się nieco dziwne, ale to przecież T/I. Wskoczyłem na jedną z gałęzi i zacząłem obserwacje.

/Zawsze miała takie psychopatyczne spojrzenie? Na Sasuke patrzy z nienawiścią, zaś na Naruto pobłażliwie... Ale na Sakure... To jest nieco niepokojące.../

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top