#17
Nie wiedziałem co robić, niedawno chciała mnie zabić, a teraz mówi, że tęskniła? W dodatku jej styl walki i ta chakra... Kim ona była, bo na pewno nie moją dawną przyjaciółką...
- Tyle lat cię nie widziałam. - wyszeptała, puszczając mnie. Szybko od niej odskoczyłem, patrząc jej w oczy. Też nie były te same... Nic nie było takie jak kiedyś.
- Kim ty jesteś i skąd znasz moje imię? - zapytałem.
- Ashida T/I, nie pamiętasz mnie? Przyjaźniliśmy się w szkole i długo po... Potem ten kontakt jakoś zniknął... - mówiła, patrząc na mnie.
- Nie wierzę ci, T/I nigdy by nie chciała mnie zabić. Poza tym nic co kiedyś było się z tobą nie zgadza, nic. Nie jesteś nią, nie jesteś moją drogą przyjaciółką... Ona miała inną chakre, inne oczy, inny styl walki. - powiedziałem, wracając wspomnieniami do tamtych czasów.
- Ludzie się zmieniają, Akihito... Poza tym, nie byłam wtedy sobą, miałeś maskę. Jak miałam cię rozpoznać? Dowiedziałam się, kiedy było już za późno... - głęboko westchnęła - Daj mi wszystko wyjaśnić... Usiądźmy gdzieś, jeśli chcesz to nawet między ludźmi... Będziesz czuł się bezpieczniej... - zawahałem się, ale po chwili złagodniałem i spojrzałem na nią w zupełnie innym świetle. Mimo wszystko czułem z nią więź, to co kiedyś. Była inna, a jednak ta sama.
- No dobrze... - powiedziałem, wciąż niepewnie. T/I tylko westchnęła i nakazała iść za sobą.
- Usiądźmy tu - powiedziała, wskazując na ławkę. Byliśmy otoczeni ludźmi i trwającą zabawą, jak mogę stwierdzić. Przez cały czas milczałem, obserwując kobietę.
Reader
Długo myślałam nad tym jak ubrać wszystko w słowa. Jak opowiedzieć to co się działo, żeby go nie wystraszyć i przy okazji nie wyjść na wariatkę. Wiele razy otworzyłam usta, ale od razu je zamykałam. W końcu wzięłam głęboki wdech i zaczęłam mówić.
- Nie byłam wtedy sobą, ponieważ coś we mnie jest, a dokładniej było. Teraz jest mną... Jestem Jinchūriki i to od bardzo dawna...
- Ale co to znaczy, że teraz jest tobą? - powiedział, zaczynając się niepokoić.
- No, bo... To coś, a nazywa się Tamashī no kui, zostało do końca uwolnione poprzez wstrzyknięcie mi jakiegoś preparatu do organizmu przez pewną osobę, dla której miałam coś zrobić.
- To brzmi jak zmyślona bajeczka. - oburzył się, przelatując mnie wzrokiem.
- Tak? W takim razie przypomnij sobie mój kolor oczu i kształt źrenic, użyj swojego byakugana i przejrzyj mnie na wylot. Ja ci mówię prawdę. - powiedziałam delikatnie zirytowana.
- A żebyś wiedziała, że tak zrobię - i to uczynił. Poczułam się źle z myślą, że mój niegdyś bliski przyjaciel mi teraz nie ufa... Ale co się dziwić.
- Przypomnij sobie jak wszystko inne wyglądało zanim zniknęłam. - powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy.
- Złota chakra... Coś niespotykanego... - wyszeptał, myśląc, że tego nie słyszę.
- Wierzysz mi w choć jedno słowo? - zapytałam z nadzieją w głosie.
- Tak, chyba... - spojrzał mi w oczy. Było widać, że jego spojrzenie złagodniało. Po dłuższej przerwie, w końcu się odezwałam.
- Ile chcesz tu zostać?
- W zasadzie, to nie wiem... Znalazłem się tu tylko po to, żeby oddać bluzę, jak się okazało, tobie... Coś nie dawało mi spokoju i czułem, jakby to nazwać? Niezwyciężoną potrzebę zwrócenia jej właścicielowi. - sięgnął ręką do plecaka i wyciągnął ubranie, po czym mi je podał.
- Dziękuję... I przepraszam cię za wszystko... - powiedziałam, opuszczając wzrok.
- Wybaczam, T/I.
- Ja nie mam na to wpływu... Jeszcze nie teraz... Można by powiedzieć, że tracę wtedy świadomość tego co się dzieje. Poza tym, miałeś maskę...
- No tak, no okej. - powiedział, rozglądając się. - Chyba zostanę kilka dni i tak nie zwraca uwagi na to czy jestem... - powiedział jakby do siebie.
- Kto? Twoja żona? - zapytałam, kładąc rękę na jego udzie.
- Tak... - powiedział, o dziwo nie strącając mojej ręki. - To wszystko moja wina...
- To, że twoja córka nie żyje?
- Skąd ty to wiesz? - zapytał, unosząc wzrok.
- Em... - zawahałam się.
- Zresztą nieważne, nic już nie jest ważne. To tylko i wyłącznie moja wina... To ja jej nie przypilnowałem, to ze mną wtedy była... - zaczął mu się łamać głos.
- Akihito... - wyszeptałam i pod wpływem impulsu go przytuliłam.
- Przepraszam, nie powinienem. - mówił,
odwzajemniając uścisk.
- Cicho... - wyszeptałam mu do ucha mocniej go tuląc. Miło było znowu poczuć ciepło jakie od niego biło. Tuląc go, przypomniały mi się wszystkie miłe chwile spędzone z nim. Był jednym z tych, których traktowałam jak brata, kogoś na kogo można liczy, kto zawsze przy tobie będzie. Jego żona jest prawdziwą szczęściarą, że go ma.
- Boże, T/I... Wszystko zniszczyłem... - mówił, wtulając się w zagłębienie pomiędzy szyją, a barkiem. Milczałam, nie wiedziałam co powiedzieć. Analizując wszystko, wolałam go tylko słychać i pozwalać mu się wyżalić lub wypłakać. Nigdy nie byłam dobra w pocieszaniu, przez co traciłam też inne bliskie mi osoby. Nie widziały we mnie wsparcia, tylko on, Kakashi i Aya. Oni je widzieli i mnie rozumieli.
Aya... Teraz nie żyje, zabiłam ją. Nagle do moich nozdrzy doleciał cudny zapach, zapach jedzenia... Moje źrenice się zwęziły, a we mnie narastało poczucie głodu. Zaczęłam szukać wzrokiem źródła tego zapachu, ale też starałam się to hamować, myśleć o Akihito, o tym co się dzieje. Nie mogę go zawieść, nie zostawię go teraz.
- T/I... - wyszeptał mężczyzna, na chwilę odwracając moją uwagę.
- Hm? - wymruczałam, mocniej zaciskając ręce na jego plecach.
- Teraz wiem, że to naprawdę ty... Cieszę się, że to co się działo doprowadziło mnie do ciebie, siostrzyczko... - powiedział, a ostatnie słowo zadziałało jak zaklęcie odwracające klątwę. Poczułam ciepło na sercu i polowanie przestało być tak ważne. Odsunęłam się od niego i spojrzałam mu w oczy.
- Ja też... Braciszku... - delikatnie się uśmiechnęłam i znowu go przytuliłam.
****
Spacerowaliśmy po parku, rozmawiając i nadrabiając stracone lata.
- Muszę ci przyznać, T/I, że świetnie wtedy walczyłaś. Może pokazałabyś na co jeszcze cię stać? - zapytał, cwaniacko się uśmiechając.
- Kusząca propozycja, ale chyba nie dzisiaj. - odpowiedziałam, delikatnie się uśmiechając.
- Nie daj się prosić. - uderzył mnie barkiem.
- Oh, no weź. Na pewno jesteś zmęczony wszystkim, musimy ci nocleg znaleźć. Kiedy indziej, dobrze?
- Obiecujesz?
- Mhm. - szeroko się uśmiechnęłam, patrząc mu w oczy.
- No dobra. - zaśmiał się. - To, gdzie proponujesz mi miejsce na sen?
- Niedaleko gorących źródeł jest miły hotelik. Tam byś mógł spędzić te kilka dni.
- A zatem prowadź.
****
- Już późno, powinnam iść. - powiedziałam posyłając szczery uśmiech i wstając z fotela.
- No dobrze. - odwzajemnił ten gest i również wstał, po czym podszedł do drzwi hotelowych. - Zawsze otwarte. - zaśmiał się i otworzył.
- Mam taką nadzieję. - roześmiałam się, po czym opuściłam pokój, a następnie budynek kierując się w stronę domu.
Szłam powoli, nie śpieszyło mi się. Będąc niedaleko uliczki, w której znajduje się dom Orochimaru coś odwróciło moją uwagę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top