#10
- T/I-CHAAAN! - usłyszałam pisk osoby, która jakimś cudem była moją najlepszą przyjaciółką.
- Tak, Aya?
- ALEŚ TY ŁADNA! SKĄD MASZ TĄ BLUZĘ?!
- Ze sklepu...
- ALE JAKIEGO T/I-CHAN?!
- Z Otogakure...
- Okej! - krzyknęła, posyłając mi swój uśmiech. Niechętnie odwzajemniłam i wróciłam do rzucania w tarcze. Kątem oka spojrzałam na Aya'e, która z zachwytem na mnie patrzyła.
- Co się tak patrzysz? - zapytałam, spoglądając na dziewczynę.
- Rzucasz jak Itachi-kun.
Na mojej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech. Bardzo lubiłam tego Uchihę, ale jej przecież tego nie powiem, bo mnie zabije.
- Hm? Uśmiechasz się. CZUJESZ COŚ DO NIEGO, T/I-CHAN?!
- CO?! NIE!
- Mhm...
Bez słowa wróciłam do treningu.
Kilka lat później
- T/I-SENPAIIIII!
- Czego?! - warknęłam w stronę Ayi.
- Widziałam cię z Itachi-kunem.
- I co z tego?
- Doszło do czegoś więcej?
- Am....
- T/I-SENPAI!
- Doszło do....
- Do?
- Do bójki. - skłamałam, doszło do zupełnie czegoś innego.
- Ufff. T/I-SENPAI!
- CZEGO ZNOWU?!
- Kto wygrał?
- On...- on był na górze, a ja na dole.
- JAK?! SENPAI, JAK?!
- Nieważne jak, daj mi spokój!
- Dobra, jeszcze jedno pytanie.
- JAKIE?! - krzyknęłam, rzucając w jej stronę igłami z lodu, które wbiły jej się w całą lewą stronę ciała.
- AŁ! DLACZEGO TO ZROBIŁAŚ?!
- Poćwicz nad refleksem, przeciwnik nie będzie cię ostrzegał przed atakiem.
- Mhm...
- To jakie miałaś pytanie?
- Miałam się zapytać, kiedy trening?
- Kiedy ogarniesz nieco refleks. Wiesz, że ja się nie hamuję w walce tak i w treningu, więc jak chcesz być pełnosprawna to idź nad nim solidnie poćwiczyć.
- Tak jest, T/I-senpai!
- Zmykaj.
I wtedy się obudziłam. Przetarłam oczy i się przeciągnęłam.
- I pomyśleć, że mój pierwszy raz był z kimś takim jak on... - wyszeptałam, podchodząc do szafy i wybierając zestaw na dziś.
~ Co to miał być za sssen, T/I?~
- Jak każdy inny... - pierwszy raz odpowiedziałam mu na głos.
~ T/I, naprawdę byłaś taka zimna?~
- Jak widać.
Rozległo się pukanie do drzwi, szybko ubrałam to co miałam przygotowane i spokojnie udzieliłam pozwolenia na wejście.
- Dzień dobry T/I, jak się czujesz? - zapytał Kabuto, niepewnie wchodząc.
- Hej Kabuto, bardzo dobrze, a ty?
- Również dobrze, pięknie wyglądasz.
- Dziękuje.
- Masz dzisiaj wyjątkowo spokojny głos.
- Naprawdę?
- Tak. - powiedział, podchodząc bliżej mnie.
- No cóż, więc dzisiaj nie czekajcie na żadne niespodzianki z mojej strony. - zachichotałam.
- Uroczo się śmiejesz. - uśmiechnął się w moją stronę, patrząc mi w oczy.
- Dzięki... - podziękowałam, rumieniąc się.
~ Wyjątkowo częsssto prawi Ci komplementy, moim zdaniem sssię zakochał ~
/Głupoty syczysz/
~ No ja nie wiem ~
- T/I?
- Hm?
- Masz dzisiaj czas wieczorem? - zapytał jakby zakłopotany, odwracając wzrok i drapiąc się po karku.
- Możliwe.
- A przeszłabyś się ze mną na spacer?
- Chętnie.
- Okej, to tak o osiemnastej może wyjdziemy?
- Ty planujesz.
- No tak, heh... To... To ubierz coś eleganckiego.
/Eleganckiego powiadasz.../
- Dobrze.
- To do zobaczenia.
- Papa. - pożegnałam się chociaż i tak go dzisiaj zobaczę.
~ A nie ssssyczałem, chłopak coś do ciebie czuje, T/I ~
- Też zaczynam coś podejrzewać, przyjacielu.
~ Przyjacielu? Jesssteśmy przyjaciółmi?~
- A nie chcesz?
~Nie no, chce.~
- Więc jesteśmy przyjaciółmi, idziemy do Aya'i?
~ Do tej blondyny?~
- Mhm.
~Ale po co?~
- Na odwiedziny.
~ No okej...~
Wyszłam z pokoju i podążając korytarzem doszłam do drzwi, gdzie zauważył mnie Orochimaru.
- Dokąd się wybierasz?
- Do dawnej przyjaciółki.
- Mhm, miłej zabawy.
-Dzięki. - podziękowałam i opuściłam dom.
****
Spacerując uliczkami Konohy spotykałam moich znajomych i przyjaciół. Wymieniłam się z nimi miłymi spojrzeniami. Kiedy dotarłam do kwiaciarni powoli otworzyłam drzwi i spojrzałam na dziewczynę stojącą za kasą. Niemal od razu złapałam z nią kontakt wzrokowy i zmrużyłam oczy w uśmiechu.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc? - odezwała się z uśmiechem na twarzy.
- Słyszałam, że można tu kupić róże z czerwonymi plamkami, jakby z krwi. - podeszłam do lady lustrując wzrokiem ekspedientkę.
- Owszem, mamy je. - podeszła do wazonu z kwiatami. - Ile ich sobie Pani życzy?
- Sześć. - powiedziałam, obserwując ją. Wzięła określoną liczbę i zaczęła robić z nich bukiet.
- Jakaś specjalna okazja?
- Nie, po prostu bardzo lubię tą odmianę róż.
- Zupełnie jak moja dawna najlepsza przyjaciółka. Nigdy nie rozumiałam dlaczego aż tak się jej podobają. Zawsze mi się kojarzyły z odebraniem czegoś ważnego. Biały to kolor niewinności, a te czerwone plamy niszczą tą niewinności.
- Tak, masz rację Aya. Czerwone plany niszczą niewinności, zupełnie tak jak on zniszczył moje niewinne dzieciństwo. Te kwiaty przypominają mi o tym, że miałam rodzinę i dla nich nie mogę się poddać. - powiedziałam, patrząc w jej oczy. Nagle przestała tworzyć bukiet i zamarła w bezruchu.
- T/I to naprawdę ty? Po tylu latach?
- No tak, to naprawdę ja. - powiedziałam i zatrzymałam cios w policzek z pięści.
- JAK MOGŁAŚ MNIE ZOSTAWIĆ?! JAK MOGŁAŚ SIĘ TYLE LAT NIE POKAZYWAĆ!? JAK MOGŁAŚ?!
- Szybkość lepsza, siła ciosu też.
- T/I-SENPAI! Wróciłaś! - krzyknęła, przytulając mnie i zapominając o poprzednich pytaniach. Zaśmiałam się i odwzajemniłam uścisk.
- Opowiadaj, jak życie! - krzyknęła, wywieszając na drzwiach kwiaciarni karteczkę z napisem "zaraz wracam", po czym zaciągnęła mnie na zaplecze. Kazała mi usiąść przy małym stoliczku, a sama zrobiła dwie herbaty i podała ciasto.
- Od czego by tu zacząć...?
- Jak wiedzie ci się z Kakashim? - zakrztusiłam się napojem, patrząc na nią.
- Co?
- Nie jesteście razem? Przecież tyle was łączy i w ogóle pasujecie do siebie. Śliczne dzieci byście mieli.
- Nie byłam, nie jestem i nie będę z nim, głupku... Jesteśmy tylko najlepszymi przyjaciółmi i nic poza tym. - westchnęłam, ściągając maskę by wygodniej mogłam zjeść ciasto.
- Wow... - wyszeptała Aya, patrząc na mnie z oczami wielkości piłeczki pingpongowej.
- Co? - zapytałam unosząc brew i biorąc kawałek ciasta do ust.
- Ale masz dużą bliznę...
- Ta... - wymruczałam, zakrywając policzek dłonią by zakryć szramy.
- Zostaw, ładnie ci w niej. Dodaje takiego pazura do twojej ślicznej buzi. - mówiła, strącając swoją dłonią moją. Zakłopotałam się i napchałam usta ciastem. Było zajebiste.
- Masz swoją drużynę? - uśmiechnęła się szeroko.
- Nie mam, ale...
- W ogóle masz kogoś na oku? - przerwała mi.
- Nie. Lepiej opowiedz mi co u ciebie i jak tobie się powodzi? - zamknęłam uśmiechnęłam się, popijając herbatę.
****
- To papa, Aya.
- Żegnaj, T/I-senpai.
/Jeszcze senpai? Nie odwidziało jej się, ehhh/
~To gdzie teraz?~
/Nie wiem, może na ramen?/
~JESSSTEM ZA!~
Zaśmiałam się i poszłam w kierunku baru. Po dojściu usiadłam wygodnie i zamówiłam sake oraz ramen. Czekając na posiłek i popijając alkohol, zauważyłam zbliżającego się Naruto.
- Ale wyrósł... - wyszeptałam.
- Cześć, T/I-senpai! - krzyknął, zbliżając się do baru, a następnie dosiadając się.
- Hej, Naruto. Jak życie? - zapytałam, zamykając oczy w uśmiechu.
- Bardzo dobrze! Dużo treningów i misji, dattebayo!
- To wspaniale, a jak droga na stanowisko Hokage?
- Skąd wiesz, że chce nim być?
- Przyjaźnie się z Kakashim, wiesz? Poza tym, kto nie wie, że pewien przystojny i energiczny blondyn chce nim zostać? - zaśmiałam się.
- P-przystojny? - zarumienił się, zakrywając dłonią twarz. Posłałam mu uśmiech, lekko przechylając głowę w bok.
- No i w dodatku jaki uroczy. - dopowiedziałam, kładąc dłoń na jego blond czuprynie. Tym razem całkiem odwrócił głowę, żeby na mnie nie patrzeć. Zaśmiałam się i wzięłam rękę.
- Kakashi-sensei nie wspomniał, że taka jest pani...- powiedział cicho, prawie niesłyszalnie.
- A co o mnie wspominał? - zapytałam, spoglądając na niego.
- No... Że jest pani bardziej zimna i oschła... - słysząc to prawie zakrztusiłam się alkoholem. Naruto zauważając moja minę, która stawała się groźniejsza szybko zareagował - Mówił też, że jest pani świetnym ninja i bardzo silnym.
- Naruto.- powiedziałam, na co blondyn zesztywniał.
- T-tak?
- Nie musisz do mnie mówić per pani, T/I jestem. - uśmiechnęłam się, patrząc w jego niebieskie oczy.
- Rozumiem, przepraszam. Często tu bywasz, T/I? - szybko zmienił temat.
- Nie, praktycznie w ogóle.
- Dlaczego? Przecież tu jest wspaniale!
- Na pewno.
- Czekaj, czekaj.
- Hm?
- To ciebie mistrz Kakashi uratował od wygnania?
- Mhm.
- Co ty takiego zrobiłaś, że babcia Tsunade cię chciała wygnać?!
- Ciszej Naruto, ciszej. - zganiłam go, machając ręką i rozglądając się kto mógłby usłyszeć.
- Dwa razy ramen. - przerwał nam sprzedawca. Podziękowałam i zaczęłam jeść, ignorując pytanie blondyna. Po zapłaceniu i pożegnaniu się z Naruto, który na szczęście pod wpływem jedzenia zapomniał o pytaniu, postanowiłam jeszcze pospacerować ulicami Konohy.
****
Tak spacerując bez celu dotarłam na jakieś zadupie. Idąc dalej napotkałam kogoś w stroju Akatsuki.
~Ciekawe kto to, prawda?~
/Wygląda bardzo znajomo/
~Chcesz sprawdzić kto to nie podchodząc? ~
/Jak niby?/
~ Kucnij, potem połóż ręce na ziemi i ssspójrz na tą osssobę, wypowiedz nazwę funkcji jaką ma pełnić, a zobaczysz co sssię ssstanie~
- Supai (dop. aut. tłum. szpieg). - wyszeptałam i zrobiłam to co kazał. Z moich rękawów wypełzły dwa małe węże.
~To sssą węże śledcze oraz tropiące, one pomogą ci poznać teren nie ruszając sssię z miejssssca~
Chwile czekałam, aż węże wrócą i kiedy to nastąpiło bardzo się zdziwiłam, ponieważ osobą, która tam stała był nie kto inny jak Uchiha Itachi. Stanęłam jak wryta, patrząc się na chłopaka.
~To on?~
/T-tak/
Szybko przybrałam gardę, ponieważ nie wiedziałam w co się pakuje. Chłopak strasznie się zmienił, jego wygląd... Stał się... Przystojniejszy...
~Kochana, uważaj na myśli~
Chłopak się w końcu odwrócił i na mnie spojrzał przez co przeleciał mnie dreszcz. Zaczął powoli podchodzić, a ja śledziłam jego każdy ruch. Kiedy w końcu stał kilka metrów ode mnie wyciągnął rękę i się uśmiechnął. Tak, uśmiechnął.
- Witaj, T/I. - powiedział, wciąż się uśmiechając.
- Cześć, Itachi... - powiedziałam, stając w normalnej pozycji i niepewnie wyciągnęłam rękę w jego stronę. Chłopak ją uścisnął i po chwili szarpnął tak mocno, że poleciałam do przodu, gdzie wpadłam w jego objęcia.
- Tak dawno cię nie widziałem, T/I.
- Mhm, ja ciebie też. - powiedziałam, próbując uwolnić się z jego objęć.
- Boisz się mnie? Przecież nic ci nie zrobię.
- No ja nie wiem, strasznie się zmieniłeś i nie wiem co planujesz.
- Na pewno nie chce cię znowu do łóżka zaciągnąć. - zaśmiał się, a ja spojrzałam w jego nienaturalnie rozszerzone źrenice.
- No dobra, to co chcesz zrobić?
- Chce spędzić z tobą trochę czasu.
- Mhm, nie mamy go za dużo.
- Dlaczego? - zabrzmiał jakby smutny?
- Jestem umówiona.
- No dobrze, ale musimy kiedyś na dłużej się spotkać.
- Mhm.
- Chodźmy na spacer. - powiedział czarnowłosy i nie czekając na odpowiedź pociągnął mnie za sobą.
- Oi, czekaj!
- Na co?
- Może dorównam ci kroku, a nie tak będziesz mnie ciągnął za sobą, co?!
- Dobra. - powiedział, puszczając mnie.
- Dzięki. - powiedziałam, poprawiając bluzę.
****
Siedzieliśmy na łące, rozmawiając na różne tematy, aż w końcu chłopak poruszył temat przeszłości i tamtego dnia.
- Fajnie kiedyś było...
- W sensie, kiedy? - zapytałam, kładąc się na trawie i spoglądając w chmury.
- Wtedy, w ten dzień i w tą noc...
Nie odpowiedziałam, po prostu na chwile przymrużyłam oczy, co było błędem. Po chwili blask słońca zasłonił mi cień, jak się domyśliłam, Itachiego, otworzyłam powoli oczy i zobaczyłam go nad sobą, w takiej pozycji jak wtedy.
- No przyznaj, fajnie było, też fajnie by było powtórzyć, prawda?
- Itachi, proszę cię. Jakby ktoś się dowiedział to bym siedzieć poszła... Byłeś za młody, a ja pijana...
- Ale nikt się nie dowiedział, a ja już nie jestem aż tak młody. - powiedział i ugiął swoje ręce, tym samym zbliżając swoją twarz do mojej.
- Przestań.
- Wiesz co kochanie, lubię starsze. Są bardziej doświadczone i szalone, w szczególności ty. Pragnę cię tak bardzo jak wtedy... (dop. aut. Też czuję cringe pisząc to, ale po prostu musiałam XD) - powiedział i w pewnym momencie pocałował mnie w szyję, na co przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Co jak co, ale całować to on potrafi...
- Itachi...
- Shhhhh... - uciszył mnie nie przerywając całowania.
~ZRÓB, ŻE CO, BO FACET CIĘ ZGWAŁCI!~
/WIEM!/
~NO TO ZRÓB COŚ, MASZ WOLNE RĘCE ~
- Itachi. - powiedziałam, próbując odepchnąć chłopaka, ale on oczywiście chwycił te ręce.
/Zajebiście/
- T/I, tak bardzo ciebie znowu pragnę. - powiedział i namiętnie mnie pocałował.
~TO PODCHODZI POD GWAŁT!~
/NIE MOGĘ NIC ZROBIĆ, POMÓŻ MI!/
- Błagam, pozwól mi przeżyć te cudowne chwile po raz kolejny. - powiedział, podwijając moją bluzę do góry i całując brzuch.
Kiedy zaczął zjeżdżać coraz niżej przyszedł mi do głowy plan, żeby go po prostu poparzyć, w końcu potrafię parę technik z naturą ognia. Skumulowałam chakrę w rękach, żeby najpierw tą część ciała uwolnić, co się udało, i kiedy oderwał się ode mnie, spróbowałam uwolnić resztę ciała, ale on na nim siedział w taki sposób, że uniemożliwiało mi to jakikolwiek inny ruch.
~Napalony ssskurwysssyn!~
- ITACHI, OGARNIJ SIĘ! - w końcu krzyknęłam, a on na mnie spojrzał jakby nie wiedział co się stało.
- T/I?! Co ja ci zrobiłem?! - zapytał i gwałtownie ze mnie zszedł.
- Próbowałeś zgwałcić. - powiedziałam odchodząc od niego na dużą odległość.
- Boże, przepraszam. Ja nie wiem co we mnie wstąpiło, naprawdę.
Mimo wszystko wyczułam, że mówi prawdę.
- T/I, ja naprawdę przepraszam... Mogłem nie iść to tego faceta... - wyszeptał, ale i tak usłyszałam co mówi.
- Jakiego faceta?
- Takiego jednego. T/I ja przepraszam, ale byłem załamany, musiałem jakoś sobie ulżyć.
- Co ty brałeś?! Masz to jeszcze?!
- Tak, mam. Proszę. - powiedział i podał mi torebkę z jakimiś prochami. Zajrzałam do środka i od razu rozpoznałam, że to holicyum (dop. aut. nie googlujcie, nie istnieje) - Ciebie już zupełnie powaliło, człowieku!
- T/I proszę, wybacz mi...
- Spokojnie, byłeś pod wpływem. Ale nigdy więcej w życiu tego nie bierz, okej?
- Okej...
- Teraz ja ci to zabieram, a sama idę do domu. Cześć.
- Żegnaj, a zobaczymy się jeszcze?
- Możliwe, że tak. - powiedziałam i zniknęłam, chwile później byłam już w domu.
Wzięłam prysznic, umyłam włosy i po wyjściu osuszyłam ciało. Wyszłam w ręczniku, a potem podeszłam do szafy i ubrałam [outfit]. Potem zrobiłam makijaż podkreślający oczy i fryzurę. Poszłam jeszcze szybko po broń, którą wsadziłam do futerału przyczepionego na udzie i po założeniu butów wyszłam z pokoju. Kabuto już na mnie czekał przy drzwiach wyjściowych.
- T/I... Wyglądasz zniewalająco, jak milion dolarów.
- Ty również cudownie wyglądasz.
- Dziękuje, idziemy?
- Oczywiście.
Wyszliśmy z domu i najpierw poszliśmy w stronę wioski, cały czas rozmawiając. Kabuto zaprowadził mnie do jakiejś restauracji i kazał zamawiać co chce, ponieważ on płaci. Ja zamówiłam owoce morza, a Kabuto w sumie nie wiem, bo nie słuchałam. Kelner przyniósł dwa kieliszki i białe wino oraz zapalił świece. Po zakończeniu kolacji przy świecach wyszliśmy na miasto.
- Kabuto, możemy iść do spokojniejszego miejsca? Nie przepadam za zgiełkiem Konohy.
- Oczywiście. - powiedział i chwycił mnie za rękę przez co się zarumieniłam. On naprawdę potrafi zaskakiwać.
Po paru minutach drogi dotarliśmy do pięknego miejsca. Był tu przepiękny strumyk, nad którym leniwie zwisały drzewa wiśni, pełno świetlików, ahhh było jak w bajce. Usiadłam na jednej z ławek i wsłuchałam się w dźwięk powiewu wiatru oraz dźwięk płynącego strumyka i pozwoliłam, żeby opadające kwiaty delikatnie muskały moją twarz.
- Jak ty te miejsce znalazłeś, Kabuto?
- Spacerowałem tu i tam... - powiedział spokojnie i usiadł obok mnie.
- Tu jest tak pięknie, aż brakuje słów, żeby to opisać.
- Mhm...
Oparłam głowę o ramie chłopaka, a ten niepewnie mnie objął. Siedzieliśmy w ciszy przez bardzo długo, nawet bestia zapieczętowana we mnie, która syczy wtedy, kiedy nie trzeba, siedziała cicho. W pewnym momencie przymrużyłam oczy i się rozmarzyłam, ale coś nie pykło i tak trochę mnie zmroczyło, przez co zasnęłam oparta o ramie chłopaka.
Kabuto
Kiedy T/I oparła się o moje ramie wiedziałem, że ten wieczór będzie wspaniały. Siedzieliśmy w ciszy, ale ta cisza była ciszą przyjemną. Rozglądałem się dookoła i w pewnym momencie spojrzałem na T/I, spała. Ostrożnie ściągnąłem moją marynarkę i ją przykryłem, Wyglądała tak niewinnie, tak bezbronnie. Ósmy cud świata.
Jakieś dwadzieścia minut później zaczęło robić się zimno. Postanowiłem nie budzić księżniczki, więc wziąłem ją na ręce i zaniosłem do domu, tam położyłem ją do jej łóżka i pocałowałem w głowę. Następnie opuściłem pokój, zamykając ostrożnie drzwi. Rozmarzony poszedłem do swojego pokoju wykonać wieczorną rutynę, a następnie poszedłem spać.
Reader
Obudziłam się w swoim łóżku, wszystko pamiętałam z wczoraj do momentu, w który po rozmarzeniu prawdopodobnie odleciałam. Wciąż leżąc i patrząc się w sufit miałam przed oczyma obraz z wczorajszego wieczoru.
/Było cudownie.../
~Ale się wczoraj rozmarzyłaś...~
/Ah Tamashi, ja wczoraj przeżyłam najpiękniejszy wieczór w moim życiu/
~Zapewne~
/On jest taki romantyczny, taki słodki, taki uroczy, taki ahhh/
~Ktoś tu sssię zauroczył~
/Może, ale co z tego?/
~No nic... Ale powiem ci, że jeśli tak to jesteś szczęściarą~
/Dlaczego?/
~Bo on coś więcej niż przyjaźń do ciebie czuje~
/Ale ahhhhh/
~Heh dobra, koniec rozmarzania, czas się brać do roboty~
/Co mam niby do roboty?/
~Coś się zawsze znajdzie. Idź do Hokage i zapytaj się czy masz coś do zrobienia~
Wyszłam z łóżka i wykonałam poranną rutynę, potem zjadłam śniadanie i ruszyłam w stronę budynku Hokage. Do dojściu pod drzwi biura Tsunade lekko zapukałam i po chwili usłyszałam "Wejść!", otworzyłam drzwi i wkroczyłam do jaskini smoka.
- Dzień dobry, Tsunade-sama. - przywitałam się, lekko kłaniając i zamknąwszy drzwi podeszłam do biurka.
- Dzień dobry, T/I. Po co przyszłaś? - zapytała, podnosząc wzrok znad sterty papierów.
- Chciałam się zapytać czy nie mam jakiejś misji albo coś w tym stylu?
- Hm.... Tak coś jest, a dokładniej zastępstwo.
- Za kogo, Tsunade-sama?
- Za Kakashiego, chory jest i nie może uczyć tej bandy bachorów.
- Dobrze, zajmę się nimi.
- To wszystko, możesz wyjść.
- Do widzenia, Tsunade-sama.
- Do widzenia.
/Zastępstwo za Kakashiego... Wow..../ - myślałam, idąc spacerkiem przed siebie.
~Może odwiedzisz Kakashiego?~
/Nie taki zły pomysł, tylko co bym mogła mu dać.../
~Chcesz mu coś dać? Po co?~
/Pamiętasz akcje jak wtedy powiedziałam mu prawdę?/
~Nie do końca~
/Wtedy, kiedy pytał czy wciąż zadaje się z Orochimaru oraz z Kabuto/
~Aaaaaa, no tak już pamiętam~
/Wtedy się nieźle wkurzył/
~Ale to było dawno~
/Dawno czy nie dawno, on pamięta. Kupię mu kolejną część jego ulubionej książki/
Szybkim krokiem ruszyłam w stronę księgarni, kupiłam to co chciałam i jeszcze skoczyłam po drodze do kwiaciarni kupić kwiaty. Po udanych zakupach poszłam do miejsca zamieszkania Kakashiego. Kiedy stanęłam pod drzwiami, zadzwoniłam i chwilę czekałam, aż w końcu cały zakatarzony siwowłosy mi otworzy.
- T/I, co ty tu robisz?
- Chciałam przeprosić za to, że tyle przed tobą ukrywałam.
- Oh T/I, nic się nie stało, wejdź.
Weszłam do domu czarnookiego, a on odebrał ode mnie kwiaty i kolejną część swojej ulubionej książki, przyznam nie ukrywał radości. Kiedy w końcu się uspokoił zaproponował herbatę, ale kazałam mu usiąść i powiedziałam, że ja zrobię. Gdy skończyłam położyłam filiżanki na stole i usiadłam obok Kakashiego.
- Jak się czujesz? - zapytałam, patrząc na mężczyznę.
- Kiepsko, a w dodatku miałem dzisiaj mieć trening z drużyną, ale znowu im wypadnie.
- Nie, nie wypadnie. Będą go mieć. - powiedziałam, uśmiechając się.
- Przecież w takim stanie z domu nie wyjdę.
- Ty nie, zgadnij kto będzie cię zastępować, aż wyzdrowiejesz.
- Ty?
- Taaak. - potwierdziłam, zamykając oczy w uśmiechu.
- Gratuluje, zobaczysz jakie to jest męczące. - zaśmiał się.
- Chyba oni zobaczą co to prawdziwy trening. - również się zaśmiałam, by po chwili dodać. - Odpowiedz mi coś o tej drużynie.
- Hm... No więc to jest drużyna 7, jest w niej Uzumaki Naruto, Haruno Sakura oraz Uchiha Sasuke.
/Uchiha Sasuke, to zapewne brat Itachiego. Ciekawe czy coś na mój temat wie?/
- Możesz opisać w skrócie ich charaktery?
- Oczywiście. Naruto jest bardzo żywiołowy, spontaniczny i roztrzepany, dąży do bycia Hokage, ale to już przecież wiesz.
- Tak, tak. Wiem też co nie co o Sakurze, ale prawie nic nie wiem o Sasuke.
- Sasuke... Jest on bardzo cichy, skupia się na tym co robi i za wszelką cenę nie pozwala, żeby Naruto stał się silniejszy od niego.
- A do czego dąży?
- Dąży do zemsty na bracie, Itachim Uchiha.
/No to mamy braciszka/
- Dobra, a jak wyglądają relacje między drużyną?
- Hm.... Z tego co widzę Sakura jest po uszy zakochana w Sasuke, ale za to Naruto jest zakochany w Sakurze. Sakura i Naruto jak i Sasuke nie przepadają za sobą, ale kiedy trzeba współpracy to świetnie są zgrani, co innego treningi czy tego typu rzeczy.
- Okej, dzięki. - podziękowałam.
- Nie ma sprawy.
- Powiedz mi jeszcze, najczęściej treningi macie na polu niedaleko lasu, tak?
- Nie niedaleko tylko w samym środku lasu, tam jest taka duża polana, tam są najczęściej treningi.
- Aha, dobra. A o której miałeś mieć trening?
- Gdzieś około szesnastej.
- Czyli mam tam być o tej godzinę, okej.
****
Gadaliśmy przez kilka godzin i około piętnastej dwadzieścia siedem wyszłam z domu Kakashiego. Wróciłam do swojego miejsca zamieszkania z zamiarem spakowania potrzebnych rzeczy, ale najpierw postanowiłam się przebrać. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam białą luźną koszulkę trochę ponad pępek, czarną bluzę z kapturem i luźne czarne spodnie oraz czarną maskę. Ubrałam wszystko, a maskę naciągnęłam tak, jak zawsze. Spakowałam broń i wyszłam, kierując się w stronę miejsca treningów drużyny 7.
****
Kiedy doszłam polna była pusta, więc postanowiłam poćwiczyć sama. Zaczęłam od rzutów.
/Pięknie, wszystkie w sam środek/
Rzucałam tak przez około pięć minut, potem ćwiczyłam ataki i uniki, szło mi bardzo sprawnie. Następnie postawiłam na prędkość, a na samym końcu ćwiczyłam różne techniki, które mogę robić za pomocą bestii jak i za pomocą moich natur. Kiedy skończyłam zobaczyłam zbliżającego się Uchihę.
- Gdzie masz resztę drużyny? - zapytałam, kiedy podszedł bliżej.
- A ty to kto? - zapytał i chwilę później pojawiła się reszta. Kiedy Naruto mnie dostrzegł zaczął biec w moim kierunku.
- T/I-CHAN! T/I-CHAN! - krzyczał i biegł coraz szybciej. Ja zrobiłam jeden malutki krok w bok, a blondyn wpadł na drzewo.
- Dzień dobry, proszę pani. - przywitała się grzecznie Sakura.
- Dzień dobry, Sakuro.
- Naruto chodź tu i ty też Sasuke. - powiedziałam, a wszyscy podeszli.
- Skąd pani nas zna? - zapytała Sakura.
- Kakashi mi o was opowiadał.
- Właśnie, gdzie Kakashi-sensei?! - krzyknął Naruto.
- Kakashi jest chory.
- Kiedy wróci, dattebayo?! - wciąż krzyczał, a ja powoli miałam tego dość.
/Współczuje Ci, Kakashi/
- Niebawem, a teraz spokój.
- Co ty tu robisz, dttebayo?!
- POWIEDZIAŁAM SPOKÓJ! - krzyknęłam i nagle zapadła cisza. - A więc ja jestem T/I Ashida i będę zastępowała Kakashiego do momentu, aż wyzdrowieje.
- H-hai. - powiedzieli wszyscy, lekko przerażeni.
- Zaczynamy rozgrzewkę od dwudziestu kółek dokoła pola treningowego, potem dziesięć pompek, następnie trzydzieści uderzeń pięścią, tyle samo nogą, a później, jeśli będziecie chcieli możecie się ze mną zmierzyć. Tylko ostrzegam, ten kto się odważy może być "lekko" poturbowany, start! - krzyknęłam, a oni zaczęli rozgrzewkę.
/Co by tu porobić?/
~Obserwuj ich~
/Dobra, ale mam lepszy pomysł/
Wskoczyłam na drzewo, użyłam techniki podziału cienia i zaczęłam rzucać w podopiecznych shurikenami i kunaiami. Na początku obrywali, ale gdy załapali o co chodzi zaczęli unikać bądź odbijać pociski.
****
Skończyli rozgrzewkę i jako pierwszy atakował Naruto.
/Jest strasznie gwałtowny i przewidywalny/- rozmyślałam unikając i oddając ciosy.
Znikając w cieniu, wyciągnęłam senbony i z ukrycia zacząłem atakować. Po kilku minutach blondyn leżał sparaliżowany na ziemi. Ujawniłam się i wyciągając iglicę z ciała blondyna uniemożliwiające ruch tłumaczyłam, jak powinien postępować podczas walki.
- Ktoś jeszcze? - zapytałam, wciąż zdyszanych po rozgrzewce uczniów.
- Nie... - wydyszeli i dało się słyszeć nutkę strachu.
/Aż takich ich przerażam? Ciekawe/
- Tak, że ja wam bardzo dziękuje, życzę miłego dnia i do jutra o szesnastej tutaj. - pożegnałam się, zebrałam swoje rzeczy i wróciłam do domu. Tam zjadłam kolacje, wzięła długą kąpiel, ogarnęłam się i poszłam spać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top