Rozdział 3

~Oczami Lilianne~
*By Gwiazdeczka*

    Byłam już daleko od brzegu. Miałam wyrzuty sumienia. Cole cierpiał przeze mnie. Wyobraziłam go sobie płaczącego, wypalonego przez wodę.
   ,,On teraz tak na pewno wygląda! I wiesz, czyja to wina? Tylko twoja!" - dręczyły mnie myśli. Szlochałam, nieco spowalniając płynięcie.
   Przygryzłam dolną wargę i rozejrzałam się wkoło. Czułam się obserwowana, ale ignorowałam to, by ruszyć dalej.
   ,,Płyniesz tu nie dla siebie, tylko po to, aby uratować najlepszą przyjaciółkę!" - zmotywowałam się.
   Od razu nabrałam sił. Płetwy falowały silniej i szybciej. Po chwili widziałam już kilka cmentarzysk statków, drewnianych domostw i jaskiń w rafie.
   Mieszkańcy miasta wypływali z domów, czując gwałtowny prąd morski, wywoływany przez mój ogon.
   - Co się patrzycie? - krzyknęłam do moich byłych sąsiadów. Milczeli. Pewnie widzieli, jak żołnierze tną mi płetwy i dziwili się, że po tym wszystkim potrafię pływać, że jestem zupełnie zdrowa.
   Minęłam setki wszelkiego rodzaju domów i wypłynęłam na otwartą przestrzeń, na której drugim końcu znajdował się zamek królewski.
   Przepłynęłam nad murami i popchnęłam kilku strażników, by dostać się do sali tronowej.  Atak trwał zbyt krótko, żeby zdążyli zadać mi jakikolwiek cios, jednak nawet nie próbowali mnie gonić.
   Otworzyłam z hukiem drzwi głównej sali. Sama nie wiedziałam, skąd znam do niej drogę. Ani na chwilę się nie zatrzymałam, by popatrzeć na niesamowitą ozdobność tego miejsca, a naprawdę było na co patrzeć (bogate zdobienia, połyskujące elementy, nawet kunsztowne stroje dworzan).
    Szybko podpłynęłam w okolice tronu królewskiego.
   - Witaj, Lilianne. Spodziewałem się ciebie - powiedział tryton w koronie. Denerwował mnie jego spokój. Podczas gdy ja miałam niezmierną ochotę ukręcić mu łeb, on wpatrywał się we mnie z widocznym rozbawieniem.
   - Gadaj, gdzie jest Nya! - wściekłam się. Nie obchodziło mnie, że jest członkiem rodziny królewskiej. Traktowałam go jak złoczyńcę, który musi zostać ukarany.
   - Tylko spokojnie. Nerwami niczego nie zdziałasz - głupawy uśmiech nie schodził z jego twarzy. Uspokoiłam się niechętnie, dając mu tym większą satysfakcję.
   - Wasza Wysokość, chciałabym dowiedzieć się gdzie jest Nya - odburknęłam z udawaną grzecznością. Przewróciłam oczami i założyłam na siebie ramiona.
   - Pytasz gdzie ona jest? - udawał, że nie dosłyszał. Nie dam się sprowokować.
   - Tak, Wasza Wysokość - odparłam przymilnie.
   - Wzięli ją Wygnani. Jeśli chcesz do nich dołączyć, to też muszę cię wygnać - pogładził dłonią swoją krótką, ciemnoszarą brodę.
   - Nie rozumiem... Przecież już zostałam wygnana! - zdziwiłam się. Wciąż był uśmiechnięty.
   - Nie chodzi o wygnanie poza miasto, tylko na ląd. Oczywiście, ze zmianą w człowieka - wyjaśnił.
   - Zaraz... O, nie! - krzyknęłam i rzuciłam się w stronę wyjścia z pałacu. Wrota zamknęły się tuż przed moim nosem.
   - Witaj ponownie, Lily. Czyżbyś nie miała dokąd uciec? - szepnął mi do ucha. Czułam delikatne fale jego oddechu na moim karku. Ze wszystkich stron zaczęli nadpływać żołnierze.
   - Przygotujcie salę do ceremonii Zmiany. Wygnamy czarnowidzkę na ląd - ogłosił władca i spojrzał mi prosto w oczy.
   - Nie ujdzie ci to na sucho! - krzyknęłam, usiłując wyrwać się strażnikom.

~Oczami Jaya~
*By Gwiazdeczka & Czesieł*

   Wstałem z kanapy i poszedłem do swojego pokoju.  Nie byłem spokojny. Nadal szlochałem. Na każde wspomnienie Nyi czułem się jeszcze gorzej, ale cały czas to robiłem - wspominałem.
   ,,I jak odzyskać Nyę?"
   Nie wiem. Lepiej zapytać:
   ,,Gdzie ona w ogóle jest?"
   Nie wiem. Więc:
   ,,Jak ją odszukać?"
   Nie wiem. Chwila... Wiem!  Dlaczego nie pomyślałem o tym wcześniej?
   Wybiegłem z pokoju i skierowałem kroki do naszego centrum sterowania.  Podbiegłem do pierwszego lepszego komputera i wyszukałem identyfikator w bransoletce Mistrzyni Wody.
   ,,Brak sygnału" - wielki czerwony napis wyświetlił się na ekranie.
   - No dalej! Szukaj, szukaj! - wyzywałem komputer, klikając ,,ponów". Nie działało.  Spanikowałem.
   - Nie, nie, nie, nie!!! - ze złości uderzyłem pięścią w ten szajs.
   ,,Wykryto" - mówił tym razem zielony napis na ekranie.
   - Bardzo ładnie... A teraz pokaż mi to na mapie - gadałem jak wariat do komputera.
   System wyświetlił całą krainę Ninjago z jednym, migającym czerwonym punkcikiem. Po moim policzku spłynęła łza szczęścia. Więc jednak jest nadzieja...
   - Powiększ, powiększ -
,,Obrzeża Ninjago City. Ulica. Osiedle. Dom" - nieubłaganie zbliżałem się do znalezienia Nyi.
   ,,Sygnał utracony" - informował ekran. Opadłem załamany na klawiaturę.
   - Było tak blisko - szeptałem, zaczynając ponownie szlochać.
   ,,Weź się w garść! Idź tam!" - ogarnęło mnie nagłe uczucie determinacji. Wstałem z krzesła obrotowego, wyłączyłem cały sprzęt, wyszedłem z bazy na plażę i odleciałem na smoku w kierunku wskazanym przez system.

   I jak, Gwiazdeły? Podoba się? Kolejny rozdział już za parę dni :D Ahh, właśnie! Czesieł ma dzisiaj (20 kwietnia) imieninki *o* Nie zapomnijcie o nim ;)

PS My osobiście składamy też życzonka WiktoriaBucket66 , która ma jutro (21 kwietnia) urodziny ;) Żyj dalej, stara dupo :*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top