Rozdział 22

~Oczami Lloyda~
*By Gwiazdeczka & Czesieł*

   Słońce było już wystarczająco wysoko na niebie, byśmy mogli poczuć jego ciepło i stwierdzić, że ten poranek jest naprawdę piękny. Mimo śmierci Jasona wszyscy byliśmy szczęśliwi, bo sytuacja wróciła do normy i nie ucierpiał nikt z osób bardziej nam bliskich. Podszedłem do brzegu Bezkresnego Oceanu wraz z resztą wojowników.
   Pozostało tylko po wszystkim posprzątać i wrócić do bazy... A tak przynajmniej myślałem, zanim odezwała się mama Lilianne:
   - Jest jeszcze jedna sprawa do załatwienia. Należy obalić tyrana - stwierdziła.
   - Więc nie wszyscy popierają jego rządy? - zapytałem.
   - Otóż, jego rządów nie popiera niemal nikt. Syreny żyją w strachu, ale wtajemniczeni rosną w siłę. Ruch Oporu zaatakuje zamek z mojego rozkazu, jeśli tylko o tym zadecyduję - odparła syrena.
   - Ty, mamo? Jesteś dowódczynią rebeliantów? - zdziwiła się Lily.
   - Jako prawowita królowa naszego miasta... Mam do tego prawo.
   - Zaraz... Chce Pani powiedzieć, że Pani i Lilianne należycie do rodziny królewskiej? - Jay włączył się do rozmowy, a w głębi duszy zastanawiał się czy do syren, jak do ludzi, należy zwracać się per ,,Pani".
   - Ta flądra, która zasiada na tronie, to ojciec Lily. Z tego względu, nie możemy go zabić. Musimy go tylko zdetronizować - odezwała się ponownie matka dziewczyny Cole'a.
   - Jestem księżniczką? Dlaczego nic nie mówiłaś? - zapytała Lily. Niezbyt bardzo uśmiechał jej się los mieszkania w pałacu, nie chciała być kolejną syreną, która innymi rządzi.
   Cole bacznie wszystkiemu się przyglądał. Nie do końca rozumiał, dlaczego te dwie syreny nie żywią już do siebie urazy, ale cieszyło go to.
   Starsza syrena przerwała dyskusję, przyglądając się duchowi. Najwyraźniej przypomniała sobie o czymś ważnym:
   - Więc to ty jesteś chłopakiem Lily?
   - Tak. Cole, miło mi - rzekł podając dłoń.
   - Cole, nie! - krzyknęliśmy chórem. Matka Lilianne nie zrozumiała, o co chodzi, ale Czarny Ninja prędko cofnął dłoń.
   - Dlaczego...? - spytała.
   - Powiedziałbym, że zginąłem już dwukrotnie i wolałbym tego nie powtarzać. Duchy są ,,uczulone" na wodę - wytłumaczył nieco roztrzepany Mistrz Ziemi.
   - Ach, tak? W takim razie pozwól, że tylko skinę głową. Wspaniale poznać kogoś, dla którego moja córka jest gotowa w każdej chwili złożyć ikrę - uśmiechnęła się.
   - Mamo! - zdenerwowała się Lilianne.
   - Wreszcie wiem, jak rozmnażają się syreny! - zaśmiał się Jay i odtańczył dziki taniec zwycięstwa, zadowolony, że właśnie rozwiązał największą niewiadomą swojego dzieciństwa, której dziewczyna Cole'a nie chciała mu wytłumaczyć.
   - Błagam, niech ktoś przerwie tę dyskusję - poprosił Kai, zduszając w sobie śmiech.
   Jak gdyby nigdy nic, dowódczyni rebeliantów wpłynęła pod wodę, a po chwili wyjęła z płycizny torbę i otworzyła ją. Ze środka, spowrotem do wody, wskoczyły dwa koniki morskie.
   - Gaya! Diana! Co wy tutaj robicie? - zdenerwowała się starsza syrena - Miałyście zostać w domu! [Pamięta ktoś jeszcze te koniki morskie? :)]
    - Diana? Gaya? - ucieszyła się Lily, biorąc na ręce swoje ukochane pupilki, za którymi tak bardzo tęskniła. Wpłynęła jednak trochę głębiej, gdyż płycizny to nienajlepsze miejsce dla takich stworzonek.
   - Lilianne, przywitaj się i wróć. Mam dla ciebie coś jeszcze. Wzięłam z domu porządne ubrania. Łatwiej ci w nich będzie pływać niż w tym czerwonym worku - zawołała.
   - Wypraszam sobie. Nie dość, że deszcz zniszczył mi fryzurę, to jeszcze ktoś śmiał obrazić moje ubrania? - powiedział Kai i udał, że się obraża.
   - Kai to taka nasza drużynowa gwiazda. Tym, co najbardziej kocha po rodzinie i przyjaciołach, jest sława - wyjaśniłem ze śmiechem.
   Wtedy Lilianne wróciła, pozostawiając koniki morskie na głębszych wodach i łakomie spojrzała na torbę pełną ubrań.
   Jej mama wyjmowała z początku zielone, czerwone, a nawet złote szaty, jednak później wyjęła najpiękniejszą- błękitną jak oczy Lily. Młodsza syrena od razu ją chwyciła i wciągnęła pod wodę.
   - Ciekawe... Tak bardzo nie chciała należeć do rodziny królewskiej, a właśnię tę szatę wybrała. Błękit to u nas kolor władzy. Kiedy jeszcze, wraz z mężem, zasiadaliśmy na tronie, a Lilianne była dopiero maleńkim narybkiem, ubieraliśmy się wszyscy tylko w tym kolorze - wzruszyła się królowa syreniego miasta.
   - Mamo, mamo! Zobacz, jak pięknie! - wykrzykiwała Lily, podpływając do brzegu.
   Szata falowała na wodzie, była delikatna i długa. Odsłaniała skrzela zewnętrzne, eksponowała biust, perfekcyjnie komponowała się z figurą, kolorem oczu i włosów syreny.
   Cole był uśmiechnięty i przysiągłbym, że się zarumienił.
   - To co? Idziemy pokonać tyrana! - zdecydowała Nya.
   - Powinnaś zostać. Jeszcze jesteś zbyt słaba - odparł Sensei Wu.
   - Ale wszyscy powinniśmy tam być i pomóc - odparł duch.
   - Cole, ty też lepiej zostań tu z Nyą, walka będzie się odbywać zbyt blisko wody.
   - Nie ma mowy! Lecimy wszyscy! - uparł się Kai.
   - Ale wy dwoje trzymajcie się z dala od walki. Macie być wysoko i nawet nie próbować się zbliżyć - zgodził się Mistrz Wu.
   - Dobra - odparł Cole.
   - Ninja... - zacząłem.
   - Go!!! - odpowiedzieli pozostali ninja chórem.
   Wsiedliśmy na smoki. Cole siedział z Nyą, Sensei Wu z Misako, a ja, Kai, Jay i Zane sami. Syreny płynęły oceanem, trzymając w rękach koniki morskie.

~Oczami Nyi~
*By Czesieł*

   Gdzieś na początku trasy, na falach, mignęło mi truchło jednego z trytonów. Po kilku minutach byliśmy już prawie na terytorium syren. Smok Cole'a leciał spokojniej i nieco wolniej niż pozostałe. Ale nie z wycieńczenia, a dla ostrożności.
   Wciąż byłam bardzo osłabiona, a chwilami dygotałam. Schudłam trochę, bo ubrania, w które przebrałam się w bazie, lekko mi zjeżdżały.
   Przytuliłam przyjaciela nieco mocniej. Tak bardzo się przecież starał, bym mogła go  wyczuć, mimo jego bezcielesności. Wtuliłam się w jego plecy z otwartymi oczami. Widziałam na wylot wszystko, co duch ma przed sobą. On chyba wciąż nie do końca pogodził się z utratą ciała.
   Jednak cieszy mnie to, że wciąż jest z nami, a nie w niewoli u Yanga.
   Dolecieliśmy. Podniosłam głowę i spojrzałam na błękit Bezkresnego Oceanu pod nami i ciągnące się kawałek dalej, charakterystyczne, ostre skały.
   - Nya, dobrze się czujesz? - zapytał Czarny Ninja.
   - Tak. Nie martw się - odpowiedziałam.
   - Teraz musimy patrzeć na wszystko z góry. Ale Sensei wie, co robi, prawda? - denerwował się Mistrz Ziemi.
   - Tak. On od początku miał rację. Twierdził, że nie wszyscy musieli się wtrącać w walkę i miał rację. Lilianne pokonała trytonów, ty uratowałeś Jaya, a Kai mnie, wracając do bazy i oddając pod opiekę Misako. Naprawdę nikt więcej nie musiał tu przybywać.- zauważyłam.
   - Po raz pierwszy od dawna jestem szczęśliwy. Wiem, że tej walki nie przegrają - Cole odwrócił głowę w moją stronę, a po jego policzku spłynęła łza szczęścia, żłobiąc delikatne poparzenia na twarzy.
   - Ruchu Oporu, rebelio, atakuj! - rozległy się krzyki przy powierzchni wody.
   - Zaczyna się - szepnęłam, głośno przełykając ślinę.
   - Lilianne opowiadała mi, jak syreny walczą przeciwko sobie - powiedział mój przewoźnik.
   - Co takiego robią?
   - Najpierw wywabiają wroga z jego twierdzy. Następnie otaczają go i pływają w kółko, tworząc potężny wir, do którego wrzucają różne ostre przedmioty. Ćwiartują przeciwnika bez użycia rąk. Ocean zapełnia się krwią, a rekiny żywią się szczątkami...
   - Jejku, Cole, to potworne, przestań... Lepiej powiedz, co może pójść nie tak.
   - Hm... Wywabianie wroga to gra na czas; im dłużej trwa, tym gorzej. Poza tym wygrywa wojsko, które jako pierwsze otoczy przeciwnika i nie pozwoli mu uciec z kręgu. Ale chyba najgorsze jest to, że słabsi wojownicy, bez względu na to, po której stoją stronie, zostają wciągnięci. A rekiny mogą zacząć atakować także żywe syreny. W dodatku, w hałasie na polu bitwy, nie słychać pieśni bojowych, więc nie można z nich korzystać - stwierdził Czarny Ninja.
   - Aż mi głupio, że nie pomagam - przyznałam.
   - Nie martw się. Mają przewagę liczebną. Niewiele rzeczy może pójść nie tak.
   - Ale przecież matka Lily nie chciała mordować króla - zwróciłam uwagę.
   - Mają przygotowany odpowiedni plan, jestem pewien - odrzekł chłopak mojej przyjaciółki.
   Już po chwili przeciwnik, wraz ze swoim niezbyt licznym wojskiem [przydupasów xD] wypłynął z zamku, ale wciąż był pod powierzchnią wody. Widziałam tylko połyskujące lekko, barwne łuski.
   - Dlaczego król ich wszystkich nie otacza? - zdziwiłam się. Wrogowie nie podjęli nawet próby stworzenia wiru wokół naszych sojuszników.
   - Czyżby się poddawali? - spytał zaskoczony Cole.
   - Wypływają na powierzchnię. Mam złe przeczucia - powiedziałam, a gdy wojownicy już się wynurzyli, unieśli trójzęby do góry, a te zaczęły świecić.
   - Co oni robią? - spytał duch.
   - Cole, szybko! Do góry! - wydałam z siebie paniczny okrzyk.
   Czarny Ninja wykonał polecenie i nie przestawał lecieć wzwyż, jednak nie zrozumiał, co planują trytoni:
   - Nya, o co chodzi?
   - Wiesz, mi Lilianne też parę rzeczy opowiadała. Oni zaraz zrobią sztorm! Szybciej, szybciej, nim wywołają deszcz! Bo inaczej ty zginiesz, twój smok zniknie, a ja zderzę się z taflą wody z wysokości kilkuset metrów! - histeryzowałam. Bardziej jednak bałam się o Cole'a niż o siebie. Chwyciłam go mocniej, na co on zaczął jeszcze bardziej poganiać swojego smoka.
   Spojrzałam w dół. Kilku trytonów poległo, jednak, ku mojemu przerażeniu, nadpływali nowi.
   Wtedy już spojrzałam w górę. Już okolicę spowijały ciemne chmury, ale nad nami wciąź widziałam błękit nieba. Musieliśmy tylko wylecieć nad powierzchnię chmur, by uniknąć deszczu, ale przed nami była jeszcze daleka droga.
   - Cole! Cole!!! Proszę cię, szybciej! Zaraz nie zdążymy! Nie chcę, żebyś tak zginął! - panikowałam. Tunel zamykał się coraz szybciej.
   - Nya, musisz też pomóc! Spróbuj użyć mocy i choć trochę odegnać chmury! Przecież są z wody! - błagał Mistrz Ziemi. Wiedziałam, że się boi, ale nie potrafiłam mu pomóc:
   - Jestem zbyt słaba! Już od kilku dni w ogóle nie mogę korzystać z mocy! - mój głos powoli zmieniał się w szloch.
   - Posłuchaj mnie. Wcale nie jesteś zbyt słaba. Jesteś potężna, bo mimo pobytu w celi bez jedzenia, picia i innych udogodnień, przeżyłaś i wróciłaś do nas! Chciałaś być samurajem, ale teraz zostałaś ninja. A jaka jest najważniejsza zasada bycia nim? Nya, ninja nigdy się nie poddają! - usiłował przemówić mi do rozsądku i musiałam przyznać, że mu się to udało.
   Gdzieś w głowie wciąż słyszałam głos:
,,Nie dasz rady. Zginiesz tutaj!", jednak starałam się go ignorować. Jednym ramieniem tak mocno obięłam brzuch przyjaciela, że aż czułam jego napinające się mięśnie. Drugą ręką puściłam Cole'a, a następnie usiłowałam użyć mocy. Skupiałam się na wodzie, na moim żywiole, jednak nic się nie działo.
   Płakałam. Wiedziałam, że nie mamy do przelecenia zbyt dużej odległości, jednak brakowało nam czasu na jej przebycie.
   Postanowiłam wysilić się jeszcze raz, ostatni raz, wtedy, gdy tunel przed nami był już zamknięty.
[Hehe :3 Polsat wewnątrzrozdziałowy xD]

~Oczami Jaya~
*By Czesieł*
 
    Rozpętał się sztorm i lunął deszcz. Król wykorzystał to, że wszyscy patrzyliśmy w górę na zamykający się tunel z chmur i kazał swoim oddziałom atakować wojsko królowej. Przeoczył jednak fakt, że już dawno byli otoczeni. Okrążający ich nasi syreni sojusznicy, zaczęli zataczać coraz szybsze i dokładniejsze kręgi. Woda wokół wirowała.
   Tyran rozglądał się, którędy mógłby uciec, ale nie miał już drogi powrotnej.
   - Mamo, przecież nie miałyśmy go zabijać! To przecież mój ojciec! - usłyszałem krzyk Lilianne. Panikowała. Nie wiedziała, co się dzieje.
   - Nie wycofam oddziałów! Wir jest już za szybki! - odkrzyknęła matka syreny.
   - Dlaczego to robisz?! Wiem, że zrobił wiele złego, ale przecież członkowie rodziny królewskiej nie mogą ginąć w taki sposób! - panikowała dziewczyna Cole'a.
   - Bronisz mnie, córko? Przecież dobrze wiesz, że co jak co, ale mnie się to należy. Zasłużyłem na śmierć! - wtrącił się monarcha, uciekając w górne części wiru, by wrzucane do niego noże i inne przedmioty (na przykład ostre sople Zane'a) nie skaleczyły go. Prąd pochłaniał kolejno żołnierzy króla, a woda zapełniała się ich szczątkami.
  - Nie wolno ci tak mówić! Spróbuj jakoś wyskoczyć z wiru! - proponowała Lily.
   - Sam nie dam rady. Musisz podać mi dłoń! - błagał władca, gdy był wewnątrz już zupełnie sam.
   Lilianne podpłynęła niebezpiecznie blisko wiru i wyciągnęła ramię przed siebie. Gdy wyczułem w tym podstęp, było już za późno.
   Tryton wciągnął własną córkę w obrzeża wiru w taki sposób, że ostre przedmioty wlatywały w nią i wbijały się, zadając rany. Zniżyłem lot, chwytając Lily pod ramiona i wciągając na własnego smoka.
   Tym samym rozpędzony wir pochłonął jej ojca. Zginął kilka sekund po tym, jak jeden z noży przebił mu się przez oko do mózgu, a kilka innych pomiędzy żebrami do serca i innych narządów.
  Uderzające kolejno ostrza, rozrywały na części martwe ciało trytona. Syreny oddaliły się od wiru, bo kilka z nich zostało już wciągniętych. Zaś ja odwróciłem się do Lilianne, by zobaczyć, ile zadano jej ran.
   - Lily, dasz radę? - zapytałem.
   - W ostatniej chwili odebrałam ojcu moc. Mogę się uleczyć z pozostałych ran, ale najpierw muszę wyciągnąć... - przerwała i kasznęła krwią. Z przodu, pomiędzy ostatnią parą żeber syreny, w skrzelach po prawej stronie, wbite było średniej wielkości ostrze miecza.
   - Lilianne! - przeraziłem się.
   - Podleć do smoka Senseia. Misako się mną za... - ponownie wypluła krew. Wiedziałem, co robić. Szybko wykonałem odpowiedni manewr i oddałem dziewczynę przyjaciela pod opiekę matki Lloyda.
   Wtedy rozejrzałem się, czy na niebie, na chmurach, nie widać cienia smoka Mistrza Ziemi. Obłoki były jednak zbyt gęste. Ale najgorszym wydawało mi się jednak to, że Cole i Nya, gdy ostatnio ich widziałem, tkwili w zamkniętym, wodnym tunelu, przez którego duch prawie nie miał szans wyjść cało.
   ,,Gdyby Cole zginął, Nya już dawno spadłaby spomiędzy chmur..."- pomyślałem.
   ,,A jeśli przez ten deszcz jej nie zauważyłem?" - dopadł mnie strach.
   - Gdy tylko skończy się sztorm, lecimy nad chmury, by zobaczyć, co z Cole'em i Nyą! - zawołałem do Kaia, Zane'a i Lloyda. Skinęli głowami.
   Nie musieliśmy długo czekać. Wojownicy Ruchu Oporu powoli uspakajali pogodę. Zaczęli od zmniejszenia fal, wiatru i opadów deszczu, co było  dla nas sygnałem do lotu wzwyż.
   Będąc między chmurami, zauważyłem, jak piorun uderza w Tytanowego Ninja:
   -Zane!- krzyknąłem i chciałem zawracać, ale Kai dał mi sygnał, że sam się tym zajmie, a ja mam lecieć do góry.

~Oczami Cole'a~
*By Czesieł*

   - Cole, błagam, wytrzymaj. Musisz uratować nas oboje - szepnęła Nya, gdy utrzymywaliśmy się niemal w jednym miejscu już od kilku minut.
   Wcześniej, gdy zamknął się przed nami tunel, odegnała nieco chmur, ale zdążyła zrosić mnie lekka, chłodna mgiełka pary wodnej.
   - Mówię to już trzeci raz. Nieważne, jak okropnie to wygląda. Rany są powierzchowne i nic mi nie będzie - odparłem zgodnie z prawdą.
   - To moja wina. Nie potrafiłam w odpowiedniej chwili się skupić - szlochała i przytulała mnie.
   - Nya, ogarnij się! - zdenerwowałem się. Fakt, drobne kropelki wody zrobiły w moim ciele tysiące wgłębień wielkości przypominającej dziury po wbitych maleńkich gwoździach, ale wcale tego tak mocno nie odczuwałem. Tymczasowo ucierpiał jedynie mój wygląd, co spowodowało taki strach u Nyi.
   Nagle spomiędzy chmur wyłonił się Jay na smoku:
   - Nya! Cole! Jak dobrze, że żyjecie!
   - A jak pozostali? - spytałem, krzywiąc się z roznoszącego się po całym moim ciele piekącego uczucia.
   - Lilianne oberwała, ale z pomocą Misako da radę się zregenerować. Zane też oberwał z pioruna, raczej nie jest to nic poważnego. Król nie żyje. Poza tym nie poległo zbyt wiele syren - odpowiedział Mistrz Błyskawic, podlatując bliżej. - A jak tam Nya? I... Cole, co ci się stało?
   - Nie martw się, Jay. Prawie tego nie odczułem. Tylko Nya jest roztrzęsiona - wyjaśniłem, przyglądając się znikającym chmurom.
   - Spoko, zajmę się nią - powiedział, gdy byliśmy już w drodze po resztę przyjaciół.
   Przy powierzchni zobaczyliśmy nieco przydymionego, ale działającego Zane'a na własnym smoku, Zregenerowaną Lily, żegnającą się tuż nad wodą ze swoją mamą i wsiadającą na smoka Lloyda oraz Kaia rozmawiającego z Misako i Senseiem. Syreny czarami sprzątały po walce, więc po okolicy rozchodziła się echem przyjemna, melodia podobna do nawoływań waleni.
   - To co? Wracamy do domu? - zapytał Jay, uśmiechając się od ucha do ucha.
   - Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym teraz zjeść tort czekoladowy - także zacząłem się szczerzyć.
   - Mówiłeś, że duchy nie potrzebują jedzenia - wtrącił się Zane.
   - Bez twoich rarytasów nie przeżyję nawet ja - zaśmiałem się.- Kto ostatni na plaży, ten sprząta po śniadaniu! - zarządziłem i poprosiłem Nyę, żeby mocno się trzymała.
   Jay wystartował:
   - Nie macie ze mną szans!
   - Nie byłbym tego taki pewien! - zawołał Sensei Wu, gdy włączał się do wyścigu, a już po chwili wyszedł na prowadzenie.

Tu tylko Czesieł!
   I... Koniec! Tak, udało mi się! Napisałem ten rozdział bez sprawdzania i niemal zupełnie sam (na dobrą sprawę Gwiazdeczka pomogła mi tylko z pierwszymi pięćdziesięcioma siedmioma słowami). Uprzedzam, że to ostatni rozdział Zakazanej Miłości 2 (Ninjago), a na Święta podarujemy wam epilog.

   A teraz najważniejsze! Ten rozdział napisałem specjalnie dla Gwiazdeczki, która jakiś czas temu straciła wenę i nie chciała pisać wymuszonych rozdziałów, a ponadto ma dzisiaj (22 grudnia 2016) swoje czternaste urodziny! Wiem, że jeszcze dziś wejdzie na Wattpada, więc pragnę publicznie złożyć jej życzenia:
   -Dobrych ocen, przede wszystkim z polskiego
   -Dużo mięska
   -Dużo pozytywnej weny
   -Jak najwięcej chęci do wszystkiego
   -Mnóstwo hajsu
   -Spełnienia marzeń
   -Śnieżnej zimy
   -Tyle dobrych pomysłów na godzinę, ile słów w tym rozdziale (2666)
   -Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku!
   I ogólnie wszystkiego, co najlepsze!

   Gwiazdeły, a czy wam podoba się rozdział? Może poza opinią o nim, złożycie też życzenia waszemu ukochanemu kanibalowi? :'D

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top