Rozdział 15
~Oczami Kaia~
*By Czesieł*
Trzymałem Nyę na ramionach i leciałem na smoku. Cichutko jęczała, jakby próbowała płakać. Nie wiedziałem czy ze smutku, czy ze szczęścia. Sam miałem podobny mętlik.
Z jednej strony było dobrze, bo w końcu odzyskaliśmy moją siostrę, uwolniliśmy ją...
Ale z drugiej... Ona umiera. Cole, Lilianne i Jay walczą, a nie wiadomo, czy mają jakiekolwiek szanse, by wygrać tę walkę. Zaś reszta drużyny śpi sobie spokojnie w bazie, jak gdyby nigdy nic. W dodatku nie są świadomi tego wszystkiego, a ja... Tak po prostu lecę do bazy.
Ciekawie to wszystko się ułożyło, prawda? Chyba po raz pierwszy sytuacja wygląda aż tak kiepsko. Podsumowując: Chociaż odzyskałem siostrę, to pozostałe szczegóły ostatnich wydarzeń, wcale nie są takie cudowne.
Wylądowałem na plaży przed naszym domem, a mój smok zniknął.
Wbiegłem do środka, wciąż trzymając siostrę na rękach. Od razu skierowałem kroki do pokoju Misako i Senseia Wu.
- Sensei! Sensei! - krzyknąłem od progu. Mistrz Wu gwałtownie zerwał się z łóżka, spojrzał na mnie, na Nyę... I nie odezwał się ani słowem. Nie dociekał, gdzie byłem, gdzie są pozostali. Obudził mamę Lloyda i poprosił ją gestem, żeby zajęła się Mistrzynią Wody. Na to liczyłem.
- Sensei, mamy kłopoty. Muszę zgarnąć ze sobą Zane'a, Lloyda i kogokolwiek, kto tylko umie walczyć. Trzeba natychmiast lecieć spowrotem - mówiłem z zadyszką. Czułem ogromny żar rozchodzący się po moim ciele. Byłem gotowy do walki w każdej chwili.
- Nie, Kai. Nikt już tam nie leci - rzekł Sensei z ogromnym spokojem.
- Ale... Ja nie mogę ich tam zostawić! A co jeśli... Zginą? - zmartwiłem się. - Sensei, ty chyba nie mówisz poważnie!
- Nie potrzebujemy tracić więcej wojowników - odpowiedział.
- A strata Cole'a, Jaya i Lilianne jest w porządku?! - byłem bliski płaczu i gotów do wybiegnięcia z bazy. Wtedy Nya po raz pierwszy od dawna się do mnie odezwała.
- Kai, proszę, zostań. Sensei wie, co robi. Jeśli takie jest przeznaczenie, to...
- Przeznaczenie? Mam tego dość! Wszystko zostało opisane gdzieś w przeszłości, a my musimy to wypełniać! Czy nie możemy w końcu żyć po swojemu?!- nie powstrzymałem napadu histerii. Upadłem na podłogę.
- Kai, tak mi przykro... - Misako pochyliła się i położyła mi dłoń na plecy.
- Zostaw mnie! - wrzasnąłem i wstałem. Wybiegłem z pokoju. Pędząc przez korytarz zobaczyłem, jak Lloyd i Zane wychodzą ze swoich pokoi. Wciąż nieświadomi niczego, dziwili się, że płaczę. Nie miałem czasu, żeby im to wszystko opowiadać.
Gdy byłem już na plaży, wytworzyłem mojego Smoka Żywiołu i poleciałem w stronę miejsca, gdzie uwięziona była moja siostra.
~Oczami Cole'a~
*By Czesieł*
Lilianne płakała. Najwyraźniej wiedziała coś, czego nam nie powiedziała.
Wygnani patrzyli na nas ze złością i oczekiwali na to, kto wykona pierwszy cios.
- Trzy na trzy? Więc walka wyrównana - powiedział Jay prowokująco.
- Nie sądzę - zaśmiał się jeden z Wygnanych. - Wasze moce nie robią nam krzywdy, a nasze mogą was z łatwością zabić.
- Zapomnieliście, że dysponuję tą samą mocą, co wy - zdenerwowała się moja dziewczyna.
- Więc zmierz się z nami w pojedynkę - wyszczerzył się drugi z byłych trytonów.
- Lily, nie rób tego! - krzyknąłem.
- Cole, zaufaj mi. Widziałam przyszłość. Wiem, co się wydarzy. Ty lepiej chroń Jaya - Lily otarła łzy i spojrzała w moje oczy.
- Dlaczego mam go chronić? - zdziwiłem się.
- Chyba za słabo wtedy wbiłem ten nóż... - skrzywił się trzeci ze stojących tutaj trupiobladych mężczyzn.
Wtedy zobaczyłem, jak ostrze wbija się w ciało mojego przyjaciela, rozwierca je, jak krew tryska z rany, jak Jay skręca się z rozdzierającego bólu, a sam tryton śmieje się, wyrywając nóż z rozciętego brzucha. Rozszarpany bandaż ociekał ciemnoczerwoną cieczą.
- Jay!!! - podbiegłem do przyjaciela, ale było za późno. Już nie żył.
- A ty, Blondyneczko, pójdziesz z nami - Wygnani wypchnęli Lilianne poza dwór.
Chciałem iść za nimi, ale zabrakło mi sił. Strata przyjaciela to zbyt wiele.
Ogarnęła mnie ogromna rozpacz.
- Lily, wiedziałaś o tym. Dlaczego mi nie powiedziałaś? - płakałem, a łzy wypalały wgłębienia w mojej twarzy.
- Próbowałam, ale nie pozwalałeś mi dojść do głosu! - wrzasnęła.
Była coraz dalej. Wygnani wyciągnęli ją nad sam brzeg Bezkresnego Oceanu, by zacząć z nią walczyć.
Czułem, że wszystko się wali, że chcę umrzeć, że nie mam, po co żyć. Jay zamordowany, Lily zapewne przegra i także zginie, Nya umierająca, przyjaciele gdzieś daleko, a ja samotny i załamany.
Spojrzałem na zwłoki mojego najlepszego kumpla. Gdzie ten uśmiech, który zawsze pojawiał się na jego twarzy? Gdzie ten humor, psikusy? Gdzie ten silny wojownik, przyjaciel, pan młody? Gdzie jego dusza?
Do pasa od ubrania Mistrza Błyskawic przyczepiony był pojemnik z wodą.
- Jay... Zaraz do ciebie dołączę - powiedziałem przy wyjmowaniu ubrudzonej krwią butelki zza paska chłopaka. Zdjąłem zakrętkę.
- Cole, nie rób tego! - do pomieszczenia wbiegł Kai.
- Ale ja muszę... - przy okazji przyszedł mi do głowy pewien pomysł inspirowany moją śmiercią.
- Jeju, Cole, co się tutaj stało? - Czerwony Ninja dopiero teraz zauważył ciało Jaya.
- Kai, dam radę to odkręcić. Chyba... Tylko mam jedną prośbę - uniosłem butelkę na wysokość głowy.
Mistrz Ognia skinął głową:
- Jeśli to pomoże uratować Jaya...
- Zabij mnie - poprosiłem.
- Co?! - przeraził się.
- Zabij mnie- powtórzyłem.
- Nie zrobię tego.
- Musisz. Albo zrobię to sam - uniosłem butelkę jeszcze wyżej.
- Nie! - krzyknął Kai, wyrywając mi butelkę z ręki.
- Nie rozumiesz! Jeśli mam uratować Jaya, to muszę zginąć! - zacząłem walczyć z przyjacielem o wodę. Odepchnął mnie. Wylądowałem w kałuży krwi obok Niebieskiego Ninja.
- Zapomniałem, że to tak boli... - wydusiłem z siebie, gdy poczułem krew wypalającą moje plecy.
- Cole... Nie wiedziałem, że krew też ciebie rani... - przestraszył się.
- Wolisz, żebym długo cierpiał? A może wreszcie wylejesz na mnie wodę? - z trudem powstrzymałem się od jęczenia.
- Nie będę mógł żyć z myślą, że to ja ciebie zabiłem - przygryzł dolną wargę.
- To daj mi wreszcie tę butelkę!
- Najpierw zdradź mi swój plan - uparł się.
- Pamiętasz, jak ostatnio się zabiłem i wróciłem żywy? Mam zamiar zrobić to ponownie. I w dodatku uzyskać znowu kulę mocy, która spełniała dowolne życzenie. Ożywię go tą energią - opowiedziałem.
- A jeśli... Nie uda ci się wrócić?
- To będziecie musieli pogodzić się ze stratą więcej niż jednego przyjaciela.
- Nie, Cole, to nie może tak być!
- Przepraszam. Żegnaj - wykorzystałem chwilę nieuwagi Mistrza Ognia i zabrałem mu pojemnik z przejrzystą cieczą.
Zawartość znalazła się na moim ciele, które w wyjątkowo krótkim czasie zmieniło się w ektoplazmę.
~Oczami Lloyda~
*By Gwiazdeczka & Czesieł*
Wyszedłem ze swojego pokoju kilka minut po tym, gdy Kai przebiegł przez korytarz. Płakał. Chciałem go gonić, ale Mistrz Wu zabronił mi tego gestem.
- Sensei, dlaczego...?
- Przeznaczenia nie zmieni nikt, Lloyd. Dobrze o tym wiesz.
- Ale co się stało? - zmartwiłem się.
- Zapytaj Zane'a. Ja potrzebuję chwili spokoju - odparł.
Od razu ruszyłem do pokoju nindroida.
- Wiesz, o co chodzi, prawda?
Mistrz Lodu wpierw był odwrócony tyłem do mnie, patrząc na monitor komputera, ale teraz obrócił się i spojrzał na mnie.
- Zane... Ty... Płaczesz... - podszedłem do przyjaciela i spojrzałem na ekran, przed którym siedział. Wyświetlające się mnie przeraziły. Przedstawiały statusy energii wojowników, którzy znaleźli Nyę.
~Cole- Energia: 0
~Jay- Energia: 0
~Kai- Energia: 6
~Lilianne- Energia: 5
Cole i Jay... Nie żyją. Kai i Lilianne walczą lub są torturowani. To koniec. Już po nas.
- Oni zginęli... A my... Po prostu spaliśmy... - wydukał Tytanowy Ninja.
- Lecimy tam? - zapytałem.
- Sensei zabronił - rzekł stanowczo Zane.
- Wolisz tu siedzieć i czekać aż wszyscy zginą?
- Nie.
- Bierz broń. Uciekamy po cichu - podszedłem do okna i otworzyłem je.
~Oczami Lilianne~
*By Gwiazdeczka*
Wygnani wypchnęli mnie na sam brzeg Bezkresnego Oceanu.
- Może byście wreszcie zaczęli walczyć?! - denerwowałam się.
- Jak panienka sobie życzy - powiedział jeden z trytonów, w których rękach nagle pojawiły się metalowe trójzęby.
- To dopiero początek naszej Przemiany - rzekł drugi.
- Ale jak to? Mieliście przetrzymywać Nyę! Nie udało wam się! - byłam przerażona.
- Powiedzmy, że w trakcie trwania naszej umowy z syrenami, pozmieniały się nieco reguły gry. Prawdziwym celem była śmierć twojej przyjaciółki - wytłumaczył trzeci.
- Niemożliwe! Chcecie mnie po prostu zdołować! Chcecie, żebym się poddała! - krzyczałam odważnie.
Trytoni rozerwali nogawki od swoich spodni. Na ich nogach były już łuski:
- A to? Też kłamstwo? To już koniec! Daruj sobie, Rybeńko!
- Tylko Cole ma prawo mnie tak nazywać! - byłam bardzo zdenerwowana. Na niebie zebrały się ciemne chmury, a fale wezbrały na sile.
Wtedy z dworu Wygnanych wybiegł zapłakany Kai:
- Lily, Cole nie żyje!
- J-jak to?- zasmuciłam się. Z nieba lunął deszcz.
- Zabił się. Woda. Krew. On miał jakiś plan! Musimy mu zaufać!
- Dlaczego nie widziałam tego w wizji? Powinnam wyczuć, kiedy zginie. Zawsze to wyczuwam. Dlaczego teraz jest inaczej? - głośno myślałam.
- Mówił coś o ponownym powrocie. Chce ożywić Jaya. Chce wszystkich uratować! - pocieszał mnie Kai, podchodząc bliżej.
- A jeśli nie wróci? - spytałam.
- Wróci. Musi wrócić - odpowiedział.
- Lepiej odejdź, płomyczku. Twoje moce na nic się tutaj nie zdadzą - rzekł tryton do Mistrza Ognia i rzucił się do oceanu.
Dwóch pozostałych uśmiechnęło się chytrze i wciągnęło mnie ze sobą. Ich ubrania natychmiastowo zniknęły [Wyjdźcie! XD], a nogi zmieniły się w syrenie ogony.
Zdążyłam tylko nabrać potężny chaust powietrza i znalazłam się pod wodą.
,,Nie wiem, jak, ale, Kai, proszę, uratuj mnie" - błagałam w myślach.
Wygnani (już nie na wygnaniu) zanurzali się coraz głębiej. Obniżająca się temperatura i rosnące z każdą chwilą ciśnienie dawały mi się we znaki.
,,Jeszcze tylko pół minuty i zabraknie mi tlenu, albo ciśnienie rozsadzi moje wnętrzności od środka. Cudnie. Wszyscy zginą. Ja, Jay, Nya, Cole..."
Trytoni śmiali się. Byli szczęśliwi. Wrócili do domu, odzyskali ogony i możliwość oddychania pod wodą.
Nie widziałam wyraźnie, ale czułam, że dopływaliśmy do mojego rodzinnego miasta. Słyszałam stłumione głosy.
To zamek, sala tronowa, król i ten jego głos pełen pogardy.
- Raport, proszę.
- Jay zneutralizowany, Cole zneutralizowany, Nya zneutralizowana, Lilianne za moment tak samo.
- Wspaniale. Wracajcie do swoich domów. Ja zajmę się Wygnaną.
Trytoni puścili mnie, bym powoli opadła na podłogę. Próbowałam zaczerpnąć tlenu zawartego w wodzie, ale na nic to się zdało.
Zamknęłam oczy. Umieram. Duszę się.
- Nie ujdzie ci to na sucho! - krzyknął ktoś z drugiego końca sali. To ostatnie słowa, które usłyszałam.
Co sądzicie o tym rozdziale? Czekamy na komentarze! Tak, wiemy, że wszystko jest takie smutne i złe, i, że zapewne ukręcicie nam głowy, gdy tylko to przeczytacie, ale... No cóż... Jeśli chce się zrobić porządek, to najpierw trzeba mieć bałagan.
PS COMBO x3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top