8. Pocałunek

"O mój Boże.'' Jeśli za trzy dni czeka nas to samo, to Oliver się dowie, dowie się że jestem w połowie 'kotem'. Zabiją mnie na pewno, jak tylko skończy się ceremonia.

Przełknęłam głośno ślinę. Nie byłam w stanie nic z siebie wydukać, pozwoliłam żeby mnie prowadził. Kiedy doszliśmy do sali tronowej gdzie miała rozegrać się dalsza część czyli zabawa, musiałam się otrząsnąć, wokół było pełno ludzi.

Sala tak jak kaplica była udekorowana w kwiaty. Stoły było rozstawione w okół sali a para młoda zajmowała miejsce na środku obok Królowej, ich krzesła były ozdobione i widoczne z daleka.

Oliver prowadził mnie przez sale i lekko kiwał głową w stronę niektórych ludzi, zapewne byli ci to ludzie o bardzo wysokim statusie bo nie wszyscy zaznali tego zaszczytu. Obeszliśmy sale i Oliver odsunął krzesło przed mną, on siedział obok Króla a ja po jego prawej.

Kiedy wszyscy usiedli i w sali zrobiło się ciszej głos zabrał sam Król.

- Dziękuję wszystkim za przybycie i okazane wsparcie w tak ważnym dniu. Jak wiecie mój syn Alexander poślubił dziś Rose, jest to dla nas szczególny dzień i pragniemy byście radowali się z nami. - Tutaj na chwilę przerwał a po chwili zaczął mówić jeszcze głośniej. - Jednak to nie koniec dobrych wiadomości, pragniemy was wszystkich zaprosić na ślub i ceremonię złączenia mojego pierworodnego, przyszłego następce tronu. Oliver za trzy dni poślubi swoją narzeczoną Laylę. - Wszyscy zaczęli klaskach a ja Oliver lekko pokłoniliśmy się w stronę gości.

Kiedy oklaski ucichły, Król zaprosił wszystkich na poczęstunek. Nie miałam ochoty jeść bo stres był tak silny że czułam jak żółć podchodzi mi do gardła ale było by to co najmniej nie stosowne nie skosztować nawet odrobiny więc z ogromną niechęcią sięgnęłam po sztućce.

Czułam jak jedzenie zatrzymuje mi się w przełyku i z trudem brałam kolejne kęsy. W głowie miałam słowa Olivera o ceremonii złączenia. To utrudniało wszystko, jak miałam przeżyć jak ukryć to kim jestem? Ze stresu rozbolała mnie głowa.

Przez chwilę czułam, że mój mózg się wyłączył. Widziałam jak Alexander tańczy z Rose a kiedy skończyli znowu w sali zabrzmiał dźwięk oklasków. Patrzyłam na pusty środek sali ale nie wiem czy w tym momencie myślałam o czymś konkretnym. W końcu z tego stanu wyrwał mnie Oliver.

- Teraz nasza kolej. - Dałam mu się wyprowadzić na środek sali i kiedy usłyszałam muzykę pozwoliłam by przejął kontrole. Byłam tak blisko niego iż mogłam usłyszeć jego oddech, był równy i spokojny. Kiedy na niego spojrzałam zobaczyłam, że wyraz jego twarzy był inny.

- Nie martw się, wszystko będzie dobrze. - Szepnął mi do ucha kiedy złapał mnie za rękę i obrócił.

- A co jeśli nie? - Wydawało mi się że tylko o tym pomyślałam ale chyba wymsknęło mi się to na głos.

Nie powiedział nic więcej ale zmarszczył lekko brwi i westchnął. Muzyka przestała grać a my pokłoniliśmy się. Oliver zaprowadził mnie w róg sali gdzie stali jacyś ludzie.

- Królu Robercie. - Pokłonił się w stronę potężnego siwego mężczyzny.

Żeby spojrzeć mu w twarz musiałam prawie że wygiąć szyję do tyłu, na oko miał ponad 2 metry i był bardzo barczysty jednak siwizna i zmarszczki zdradzały że jego lata świetności minęły. Król Robert o ile się nie mylę przewodził niedźwiedziami, mieli osady na północy.

- Oliverze, jak dobrze widzieć cię w świetnej formie. - Jego głos brzmiał bardzo głęboko, aż przeszły mnie ciarki.

- Ciebie również. Wiek zdaje się nie dotyczy ciebie. - Oboje lekko się zaśmiali.

- To wspaniała nowina dowiedzieć się, że w końcu masz zamiar się z kimś złączyć. - Spojrzał na mnie i posłał mi lekki uśmiech. - I gratuluję wyboru żony, gdybym tylko był trochę młodszy... - Jego oczy zapłonęły a ja zalałam się rumieńcem. Był trochę zbyt odważny w słowach jednak z tego właśnie słyną, z siły i odwagi godnej niedźwiedzia.

Oboje przez chwile dyskutowali a do naszej trójki dołączyło kilka osób w tym dwie kobiety. Wyglądały niemal identycznie, obie miały włosy w kolorze płomieni, twarze w kształcie serc i uwydatnione usta. Ta wyższa jednak miała trochę bardziej szpiczasty nos i ubrana była w idealną kopię sukni towarzyszki z tym że jedna była żółta a druga pomarańczowa.

- Księżniczka Layla. - Pokłoniły się w moja stronę a ja w ich.

Nie miałam pojęcia kim są ale etykieta rządziła się swoimi prawami.

- Ja jestem Samantha a to moja siostra Sarah Waterfall. Wiemy, że możesz nas nie kojarzyć ale na pewno o nas słyszałaś. - Uśmiechnęła się sztucznie co dało się wyczuć.

Samantha i Sara Waterfall, jak mogłabym nie słyszeć. Ich ojciec był generałem naszego wojska, jeszcze kilka lat temu były brane pod uwagę jako żony dla synów Króla, ale kiedy wybuchła plaga bezpłodności wśród zmiennokształtnych czystej krwi te plany uległy zmianie. Zapewne nie były zadowolone, że najlepsze 'kąski' uciekły im sprzed nosa.

- Wiem kim jesteście. - Powiedziałam to zbyt poważnie ale nie mogłam już cofnąć tego.

- Cóż, obawiałyśmy się, że osoba z niższej klasy może nas nie kojarzyć ale jednak jesteśmy sławniejsze niż mogłoby się wydawać. - Jej głos był pełen arogancji. Nie próbowała nawet ukryć że mną gardzi.

Oliver rozmawiał z Królem Robertem i kilkoma innymi osobistościami a ja nie miałam jak wyrwać się ze szpon sióstr, pozostało mi tylko kontynuować konwersacje.

- Tak, zapewniam was, że słyszał o was każdy. - Starałam się powstrzymywać by nie powiedzieć czegoś czego mogłabym żałować.

- Chciałyśmy życzyć tobie żebyś wkrótce po ślubie powiła syna naszemu przyszłemu Królowi. Wiadomo, ze tylko na tym mu zależy a plotki mówią że jesteś najpłodniejszą kobietą w królestwie. - Obie szyderczo się uśmiechnęły i po tych słowach się pożegnały.

Poczułam jak brakuje mi oddechu. Musiałam się stad wydostać, teraz!

Przeprosiłam grzecznie ludzi który stali obok mnie i skierowałam się w stronę drzwi. Czułam jak ze złości i żalu łzy napływają mi do oczu. Ruszyłam jedyną drogą jaka znałam, nawet nad tym nie myślałam kiedy znalazłam się już na zewnątrz w ogrodzie. Poszłam w najdalszy zakątek jaki i zakryłam twarz w dłoniach.

Nie ważne co powiedziały miały racje, byłam krową rozpłodową dla księcia. Przecież nic więcej teraz nie miało znaczenia. Zrobiło mi się tak strasznie niedobrze na samą myśl o tym do czego jestem tu potrzebna. Nie miało znaczenia jaka jestem, co robię, co myślę, miałam tylko rodzić dzieci, najlepiej chłopców.

Odwróciłam się kiedy usłyszałam za plecami szelest liści.

- Wszystko z tobą dobrze? Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha. - Oliver stał około dwa metry od mnie i przyglądał się mojej twarzy.

Nie odezwałam się, nie miałam ochoty ani siły z nim rozmawiać.

- Co one ci powiedziały?- Podszedł o krok bliżej.

Zawsze kiedy chciałam zostać sama on jakimś cudem mnie znajdywał, jakby specjalnie nie dawał mi czasu do namysłu.

- Prawdę. - Patrzyłam w prost na niego.

- To znaczy? - Wyglądał jakby się martwił, tylko wątpiłam, ze jego troską było to co ja czuje. Martwił się raczej co mi mogły powiedzieć siostry Waterfall.

- Tutaj jestem nikim. - Zaśmiałam się nerwowo. - Na farmie mamy bydło rozpłodowe wy macie mnie.

Chciałam ugryźć się w język ale na to było o wiele za późno. Bałam się jego reakcji więc wzrok spuściłam na ziemie. Przyszykowałam się na awanturę albo na to że każe mnie zamknąć w komnacie ale on złapał mnie za podbródek i zmusił bym na niego spojrzała.

- Dla mnie nie jesteś nikim.

Tak bardzo chciałam mu wierzyć. Tak bardzo chciałam wierzyć że coś dla kogoś znaczę i nawet jeśli była w tym choć odrobina prawdy to po złączeniu, po tym jak będę musiała mu zdradzić swój sekret o tym kim jestem, wtedy wszystko może się zmienić. Nie zdziwiłabym się gdyby mnie znienawidził.

- Chciałabym żeby tak było.

Zanim zdałam sobie sprawę że powiedziałam to na głos było za późno. Poczułam jak się rumienie a moje ciało ogarnia fala wstydu. Nie powinno to zdanie paść z moich ust. Jednak Anna miała racje mój język powinien być o połowę krótszy.

Oliver zbliżył swoja twarz do mojej i zanim zdarzyłam to przerwać poczułam jak jego usta dotykają moich. Były tak ciepłe, iż mogłam przysiąc ze mnie palą. Nie czułam nigdy czegoś takiego, całe moje ciało ogarnął dreszcz kiedy Oliver przyciągnął mnie bliżej siebie. Żołądek zdawał się walczyć z grawitacja a ja miałam wrażenie że eksploduje. Nie myślałam wtedy, ogarnęło mnie pragnienie którego nie mogłam ignorować a ono przyćmiło mi rozum. Nie byłam w stanie tego przerwać, kompletnie oddałam się chwili i pozwoliłam na to, a co gorsza sprawiało mi to przyjemność. Chciałam więcej.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top