46. Podróż w czasie
~
Na samym wstępie chciałam dedykować ten rozdział pewnej, kochanej osóbce, która dodała mi motywacji by pisać dalej.
Dla @Bialakulkaa - Mam nadzieję, że nie zawiodłam oczekiwań :)
~~~~~~~~~~
Wszystko działo się szybko - pozbieraliśmy poległych i ciało Króla, gdyby mi się nie udało pogrzeb już był szykowany a w zamku ogłoszono żałobę i ustalono datę koronacji Olivera i moją. I mimo, ze ludność się cieszyła z tego obrotu spraw ja nie mogłam do tego dopuścić. Ludzie nie wiedzieli jaka była prawda, że Król Howard nie był potworem - potwór stał za jego zachowaniem, za atakami i za wszystkim co złe spotkało moją rodzinę i rodzinę Królewską wilków.
Od wczoraj czekaliśmy na Hutera, który osobiście miał przywieść koronę matki. Siedzieliśmy przy stole i każdy milczał, nawet rodzice adopcyjni którzy z naszego rozkazu zostali przyjęci jak goście wraz z Canes'em i Sophie. Nie pamiętam dokładnie jak wróciłam do zamku, było zmieszanie, wiem, że rodzice się poznali i o czymś rozmawiali ale byłam otępiała a po za tym jedyne co chciałam zrobić to wziąć Milesa w swoje ramiona.
Hayden natomiast został jeszcze w terenie i sprawdzał co zrobią zbuntowani, dzisiaj miał wrócić i widziałam jak Anna kręci się na siedzeniu. Wybuchłam śmiechem kiedy zobaczyłam reakcje Olivera na zaręczyny Haydena z Anną - nie mógł zebrać szczęki z podłogi, a ja szepnęłam mu do ucha, że miałam racje.
I choć wszystko wydawało się być w miarę dobrze - biorąc pod uwagę sytuacje, to tak naprawdę każdy siedział jak na szpilkach i czekał na to co się wydarzy. Ja miałam najgorzej bo to na mnie spoczęła największa odpowiedzialność i choć Oliver mówił, że nie muszę tego robić byłam gotowa. Teraz kiedy Król Howard odzyskał zdrowy umysł i wszystko zaczęło się układać, Emery po raz kolejny położyła martwe już łapska na tym i znowu zrobiła wszystko by zniszczyć rodzinę byłego kochanka.
- Anno? - Głos Haydena rozbrzmiał w jadali a Anna automatycznie spojrzała w tamtą stronę.
Przez chwilę jakby zastanawiała się co powinna zrobić ale kiedy zobaczyła, że Hayden zmierza ku niej z uśmiechem na ustach, rzuciła się w jego ramiona. Wyglądali uroczo i aż serce miękło kiedy sobie pomyślałam, że to Anna poruszyła serce szatyna, które wcześniej było niewzruszone a jedyne co drgało mu na widok kobiet to penis.
Szturchnęłam Olivera łokciem i wskazałam na nową parę w zamku, on się szeroko uśmiechnął i przybliżył się do mnie.
- Ile dajesz czasu zanim Anna go sobie ustawi? - Szepnął mi do ucha.
- Już po nim. - Odpowiedziałam mu i zachichotałam.
Znałam Anne - to był wulkan i Hayden nie ma szans, właśnie w tej chwili został więźniem mojej przyjaciółki.
- Idziecie do swojej komnaty! Takie sceny w jadali?! - Oliver zaczął wymachiwać rękoma a kiedy Hayden i Anna spuścili głowy zawstydzeni, wszyscy zebrani wybuchli śmiechem. Oli starał się rozluźnić atmosferę i dobrze mu szło ale wiedziałam, że w głowach zebranych krążyły te same myśli.
- Mamo pokażesz mi te zaklęcia z księgi? - Zapytałam i dwie kobiety podniosły głowy.
Nie wiedziałam jak mam mówić i jak się zachowywać mając dwóch ojców i dwie matki. Oczy matki adopcyjnej zrobiły się smutniejsze kiedy zorientowała się, że to nie o nią chodzi.
- Mamo Andormedo. - Dokończyłam i zwróciłam się do drugiej kobiety. - Mamo Ester czy mogłabyś uszyć dla mnie torbę w która spakuję kilka rzeczy? - Obie kobiety posłały mi uśmiech.
Widziałam, że sytuacja jest napięta choć starali się zachowywać normalnie. Poniekąd rozumiałam ich obawy.
- Lala a ty umies carować? - Zapytał Canes który do tej pory milczał. Przytaknęłam a on kontynuował. - A mozes wycarowac zeby inne dzieci tes znalazły takie mile domki jak ja? No wies te dzieci co są same. - Spojrzałam w jego błyszczące oczy i moje serce skurczyło się.
Taki mały chłopczyk z tak wielkim sercem.
- Jeszcze nie umiem ale jak będę to potrafić to tak zrobię, obiecuję. - Chłopiec uśmiechnął sie szeroko i wdrapał na kolana mojego ojca adopcyjnego a teraz również i jego.
- Tato Williamie, mozemy iść na do dzieci? - Zapytał i położył malutką dłoń na jego policzku. - plose... - Dodał przeciągając.
- Ja idę do Emmy. - Powiedziała Sophie i pocałowała adopcyjną mamę w policzek.
- Sophie... - Odwróciła się w moją stronę. - Weź ze sobą strażnika. - Dodałam.
Niby Emery nie żyła ale nigdy nie było wiadomo co ze zbuntowanymi którzy uciekli. Dziewczyna skinęła głową w moją stronę a ja posłał jej szczery uśmiech.
Mama Adromeda i mama Ester udały się ze mną do komnaty mojej i Olivera, żeby sprawdzić księgi a rodzicielka miała mnie ich nauczyć i wytłumaczyć zasady podróży. Wyjęłam księgi które teraz wydawały się ważyć o wiele więcej niż wcześniej ale to na pewno przez stres i strach.
- Pamiętaj nikt nie może cię zobaczyć, a jeśli się tak stanie musisz użyć zaklęcia zapomnienia. - Zaczęła melodyjnym głosem. - Pod żadnym pozorem nie ingeruj w życie innych i nie staraj się zmienić więcej niż to konieczne. - Powaga w jej głosie przyprawiła mnie o ciarki. - Czas to krucha rzecz, wystarczy zrobić jeden zły ruch a wszystko się zmieni.
Patrzyłam na nią przestraszona, było gorzej niż mogłam sobie wyobrazić. Matka adopcyjna wyczuwając moje uczucia, przytuliła mnie chcąc dodać mi otuchy - trochę pomogło.
- Wyobraź sobie na przykład, że Emery nie rzuciła by klątwy bezpłodności bo być wtedy ją zabiła. - To chyba nie było by takie złe. - Wtedy Oliver wziął by ślub z kimś innym i teraźniejszość nie wyglądałaby tak ja teraz. - Na samą myśl o tym, że mogłam nie być żoną Olivera zakuło mnie w sercu.
Nigdy nie myślałam nad tym jak niektóre nawet małe gesty mogą sprawić, że teraźniejszość mogłaby być inna. Co by się stało gdyby matka wysłała mnie do innej krewnej? Załóżmy, że miała krewnych bliżej niż ta, która była u wilków ale pojechała odwiedzić rodzinę - gdyby nie wyjechała trafiłabym do niej i nigdy nie przeżyła tego co przeżyłam. Albo na przykład gdybym tamtego dnia, kiedy spotkałam Olivera została zatrzymana przez mamę na dosłownie kilka minut - nigdy nie poznałabym wtedy swojego męża.
- Jak więc mam uratować Króla? - Zapytałam i spojrzałam w jej oczy.
- Stań w miejscu gdzie cię nie widać i w odpowiednim momencie rzuć zaklęcie obronne. - Uśmiechnęła się w moją stronę i dodała. - Tak każdy pomyśli, że nieświadomie podczas walki ty, tamta ty rzuciłaś to zaklęcie. Ewentualnie posądzą o to mnie.
Uczyłam się zaklęć do momentu przyjazdu Huntera. Kiedy tylko służba poinformowała nas o tym ruszyłam z matką biologiczną korytarzami, wiedziałam, że ona nie może już się doczekać.
- Hunter? - Zapytała kiedy ujrzała białą czuprynę w korytarzu i strażników.
- Mamo? - Widziałam jak otwiera oczy ze zdziwienia a do jego oczu napływają łzy.
Nie poinformowaliśmy go o tym, że mama została znaleziona - miała to być swego rodzaju niespodzianka, która jak widać się udała bo brat ruszył w prost w jej ramiona. Hunter uścisnął ją i podniósł do góry a kiedy ją postawił uśmiechnął się szeroko a po policzku spłynęły mu łzy, które nieudolnie próbował ukryć.
- Synuś mamusi. - Powiedziałam chichocząc.
Co z tego, że znałam go tak krótko - był moim bratem i miałam pełne prawo, żeby robić sobie z niego żarty. Podeszłam do niego i przytuliłam a później z pięści uderzyłam go w bark.
- Dobra już nie becz... - Zaczęłam z drwiną w głosie. - Wieczorem mama przeczyta ci bajeczki. - Dodałam a on wybuchł śmiechem.
- A tobie zmieniła już pieluchę? - Zapytał i puścił mi oko.
- Co robicie? - Zapytał Oliver.
- Nadrabiamy czas kiedy nie mogliśmy sobie dokuczać. - Powiedziałam dumnie i wtuliłam się w męża.
Żarty się skończyły i nadszedł czas na podróż, moją podróż w czasie. Biologiczna matka poinstruowała mnie jak mam używać kamienia i na czym się skupić. Starałam się chłonąć każde jej słowo ale to nie było takie łatwe kiedy jedyne co słyszałam to moje bijące serce.
Oliver pocałował mnie czule w usta a ja pomachałam zebranym, odsunęli się od mnie i wypowiedziałam zaklęcia które uaktywniło portal. Był jasny i czułam jakby prąd na całym moim ciele. Zawahałam się na chwilę ale ruszyłam przed siebie i ostatni raz zerknęłam na moją rodzinę.
Poczułam jak wir wciąga mnie do środka i usilnie starałam się skupić na wspomnieniu walki ale szło mi różnie bo co chwilę jakiś trzask mi przeszkadzał. Było tak jasno, iż ledwie widziałam swoje dłonie. W końcu światło zelżało a ja z hukiem wylądowałam na ziemi.
- Ała. - Powiedziałam masując bark.
Rozejrzałam się i moje oczy spotkały się z czarnymi oczami Oliver. Cholera! Trafiłam w miejsce i w czasie mojego pierwszego spotkania z Olim i teraz wpatrywałam się w swoją zszokowaną twarz i Olivera który zdębiał. Poznawałam to miejsce i ubrania która na sobie mieliśmy, na sto procent to było nasze pierwsze spotkanie.
- Cholera! - Wykrzyczałam. - Nie mogło pójść zgodnie z planem.
- Kim jesteś?! - Zapytałam samą siebie drżącym głosem.
Westchnęłam i starałam się sobie przypomnieć zaklęcie zapomnienia ostatniej chwili ale musiałam uważać by nie przesadzić by nie usunąć przypadkiem wspomnień ze spotkania.
Cholera! Mam problem, duży problem!
~~~~~~~~
Teraz taka mała prośba i przyznanie się do grzechów.
Za cholerę nie pamiętam czy wcześniej pisałam jak nazywają się rodzice adopcyjni Laylii więc póki co wstawiłam wymyślone - moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina. Nie pytajcie się jak do tego doszło - jestem zakręcona i mam pamięć ryby - czyli jakieś pierwsze pięć sekund pamiętam :) Więc jeśli ktoś pamięta to niech napisze w komentarzu a ja poprawię :D
Gwiazdki serdecznie przytulę i wyściskam. Komentarze pozytywne jak i negatywne mile widziane :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top