4. ''To musiałaś być ty''

- Kiedy ma to z głowy możemy przystąpić do posiłku. - Król machnął ręką i z drzwi po drugiej stronie sali zaczęła wychodzić służba z jedzeniem na tacach które postawiła tuż przed nami.

Jedzenie było przepyszne a możne było tylko dobre, przecież nie jadłam cały dzień a mama zawsze mówiła ze głodnemu lepiej smakuje. Czułam wzrok Olivera na sobie ale kiedy na niego spoglądałam on odwracał się. Wybrał mnie a nawet nie mógł na mnie patrzeć. Książe Alexander co chwilę coś opowiadał i skarżył się na służbę, nikt jemu nie pasował, wszyscy źle pracowali - tyle wynikało z jego rozmowy, jego rodzice tylko kiwali głowami i godzili się z nim lub zaprzeczali. Kiedy skończyliśmy Król i Królowa wyszli jako pierwsi a za nimi młodszy syn z wybranką, kiedy chciałam już wstać głos Olivera mnie zatrzymał i spojrzałam na niego.

- Twoi rodzice czekają na ciebie , Alice cię zaprowadzi.- Powiedział to tak jakby oznajmił mi że jutro na obiad będzie gęś. - Nikt nie może się o tym dowiedzieć, rozumiesz? - Skinęłam głowa a on wstał i wyszedł. Nie wiedziałam co myśleć o tym, z jednej strony byłam mu wdzięczna że mogę ich zobaczyć a z drugiej strony bałam się że to tylko żart. Niby dlaczego miał ich dla mnie sprowadzać do zamku i ukrywać to przed innymi. Patrzyłam jak odchodzi pewnym krokiem i zastanawiałam się czy, jeśli to prawda... czy zrobił to dlatego że jak mówiła Alice nie był złym człowiekiem czy dlatego żeby uspokoić sumienie.

Po tym jak zamknęły się drzwi za Księciem, Alice podeszła do mnie i skinęła głową bym za nią poszła. Bez słów podążyłam jej krokiem a kiedy otwarła te same drzwi z których wychodziła służba poczułam się dziwnie zmieszana ale tak jak wcześniej nie zrobiłam nic by mogła to po mnie poznać.

Zeszliśmy po schodach do piwnicy w której znajdowała się ogromna kuchnia, kilka osób krzątało się miedzy blatami i stołem który stał na środku ale nikt nie zwracał na nas większej uwagi, nim ich dostrzegłam, mama rzuciła mi się na szyje.

- Tak się martwiliśmy... - Nie dodała nic więcej bo zaczęła łkać.

- Nic mi nie jest mamo. - Powiedziałam bez przekonania kiedy kurczowo trzymała się mojej szyi. - Lepiej opowiedz jak to się stało że tu jesteście.

Mama odsunęła się ode mnie ale wciąż kurczowo trzymała moja rękę, jakby bała się że ucieknę. Przez chwilę milczała a ja widziałam jak ciężko jest jej coś z siebie wydusić, starała się być silna i nie płakać choć po oczach było widać że płacze co najmniej od wczoraj. Poczułam silne ukłucie w sercu, nie mogłam im powiedzieć że jest mi tak samo źle jak im, że najchętniej bym stąd uciekła bo wiem że to jeszcze bardziej by ich rozbiło. Czuli by się tak samo bezradni jak ja.

- Cóż jeden z królewskich strażników przyjechał i powiedział że możemy się z tobą spotkać ale w tajemnicy i nikt nie może o tym wiedzieć... Na początku obawiałam się że to podstęp ale oto jesteś...

Mama przytuliła mnie jeszcze mocniej, poczułam zapach deszczu na jej kasztanowych włosach i w głowie od razu pojawił mi się obraz farmy jesienią. Uwielbiałam wychodzić na dwór po deszczu, kiedy zapach mokrych liści i trawy się mieszał. Była późna jesień i niedługo już mógł spaść pierwszy śnieg a to zawsze utrudniało wszystko, w lecie można było wypuścić bydło na pole i nie potrzeba było ich aż tyle dokarmiać.

W końcu odezwał się tato kiedy podszedł mnie przytulić.

- Przepraszam że nie możemy nic z tym zrobić, gdybym tylko mógł... - Widziałam jak zaciska pięści.

- To nie wasza wina, po za tym nie jest tak źle. - Nie było to do końca prawdą, było bardzo źle ale nie mogłam im tego powiedzieć. - Przykro mi że nie będę mogła wam już pomagać, wiem że będzie wam bardzo ciężko. - To była absolutna prawda, w rolnictwie liczyła się każda para rąk a bez mnie mieli ich bardzo mało. Co prawda nie mieliśmy dużego pola, bydła też dużo nie było ale obowiązków mnóstwo. Teraz do wiosny jeszcze będzie chwila spokoju do póki nie trzeba będzie zasiać warzyw na nowo a pod koniec lata zaczynają się żniwa co też było problemem dla tylko dwóch osób.

- Jakoś sobie poradzimy dziecko. - Powiedział stanowczo tato. - Lepiej powiedz czy na pewno wszystko z tobą dobrze?

Znowu złapałam się na tym że chciałam powiedzieć im prawdę ale nie mogłam, złamało im by to serce.

- Cóż, mogłam trafić gorzej ale Książe Oliver wydaje się być dobrym człowiekiem... - Chciałam dodać coś jeszcze ale słowa utkwiły mi w gardle.

- Musimy już iść.- Zaa moich pleców usłyszałam Alice.

- Kochamy cię córeczko. - Powiedziała łamiącym się głosem mama a tata tylko złapał mnie za rękę.

- Wiem mamo, ja was też. - Chciałam ich zapewnić że jeszcze się zobaczymy ale to kłamstwo nie przeszłoby przez moje gardło. Myśle że wszyscy sobie zdawaliśmy sprawę że więcej już nie będzie nam dane się zobaczyć a przynajmniej nie w najbliższej przyszłości.

Pomachałam im kiedy wchodziłam po schodach. Serce prawie mi pękło ale zdołałam się powstrzymać przed rozpłakaniem się póki jeszcze mnie widzieli. Trzymałam wszystko w sobie aż nie doszłam do ''swojej'' komnaty a kiedy Alice zamknęła drzwi wybuchłam. łzy płynęły mi po policzkach a ja byłam wstanie tylko dojść do łóżka i wtulić się w poduszkę.

Kiedy zabrakło mi już łez patrzyłam w kąt komnaty i zastanawiałam czy tak już zawsze będzie. To nie było moje miejsce, nie powinno mnie tu być. Zostałam zapędzona do zagrody i nie miałam możliwości by się stąd wydostać.

***

Cztery dni, tyle zostało do mojego ślubu. Po śniadaniu przyszła Alice z nową suknią którą miałam założyć na ślub księcia Alexandra i księżniczki Rose. Była piękna ale zupełnie do mnie nie pasowała, była zbyt... po prostu nie pasowała, zawsze nosiłam skromne suknie które nie krępowały ruchów. Ta natomiast była bardzo obszerna, aksamit był w kolorze królewskiego granatu a zdobienia z koronki czarne. Szeleściła kiedy się poruszała i czułam się w niej jak kukła bo bardzo krępowała każdy ruch, nawet chodzie było wyczynem a jak powiedziała Alice w dniu ślubu księcia Alexandra zostanę oficjalnie przedstawiona jako narzeczona Olivera i wtedy też będziemy musieli zatańczyć, co było bardzo złym pomysłem biorąc pod uwagę to jak bardzo niewygodna była ta suknia. Myślałam trochę nad tym i chyba Królowa Elanore uznała że to będzie jakaś forma kary dla mnie. Na pewno starała się mnie przyłapać na czymś żeby tylko później mi to wypomnieć ale obiecałam sobie że dam rade.

- Jeśli będziesz chciała, moja pani, to pokaże tobie królewskie ogrody. - Obecność Alice dodawała mi trochę otuchy, była miła prosta dziewczyna i przy niej nie musiałam się bać ze zrobię coś nie tak lub jak inni będzie łajać mnie za moje pochodzenie. - O tej porze roku co prawda nie jest tak piękny jak wiosna czy latem ale można zaczerpnąć świeżego powietrza.

- Myślę że to dobry pomysł, tutaj czuję się jak w klatce. - Powiedziałam kiedy wiązała moja suknie.

Chciałam stąd się urwać, zobaczyć choć trochę nieba i odetchnąć świeżym powietrzem, doda mi to trochę sił a będę potrzebować ich dużo...

Starałam się zapamiętać drogę do ogrodów i mimo że korytarze ciągnęły się w nieskończoność to byłam pewna że następnym razem trafie tam sama. Kiedy moje nogi stanęły na ozdobnej kamiennej drodze odezwałam się do Alice.

- Możesz mnie zostawić sama?

- Oczywiście moja Pani. - Alice się pokłoniła i wyszła z ogrodu. Dopiero wtedy odetchnęłam z ulgą, potrzebowałam chwili dla siebie, żeby zebrać myśli i siebie do kupy.

Kiedy stawiałam kroki słyszałam tylko stukot moich obcasów i śpiew ptaków gdzieś na drzewach. Ogród był piękny, potrafiłam sobie wyobrazić jak wyglądał w lecie i mogłam przysiąc ze czuje zapach kwiatów. Nogi poprowadziły mnie do ślepej uliczki w której znajdowała się ławka. Usiadłam na niej i zamknęłam oczy, starałam się sobie wyobrazić dom i rodziców, moja przyjaciółkę Anne która zawsze za dużo mówiła, czasami potrafiła być bardzo męcząca ale ona jedna zawsze mogła 'zagadać'' moje troski, tak bardzo mi jej teraz brakowało. Brakowało mi jej śmiechu, który przysięgam był jedyny w swoim rodzaju, taki cichy chichot - zawsze tak wyobrażałam sobie że śmieją się małe stworzonka z bajek.

Poczułam że zawiał chłody wiatr i otworzyłam oczy, przed mną stał książę Oliver. Jego czarne oczy świeciły a włosy lśniły choć niebo było zachmurzone i niewiele blasku dawało słońce. Wstałam szybko i się pokłoniłam, nie byłam wstanie nic powiedzieć ani nawet nie chciałam.

- Jest zimno, nie powinnaś wychodzić bez żadnego nakrycia.-Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji kiedy podszedł i nakrył mnie swoja marynarka. - A po za tym będzie padał deszcz niedługo. - Spojrzał w niebo na ciemne chmury, które się zbliżały.

Po co tu przyszedł bo chyba nie martwił się ze zmarznę i zmoknę, nie wierzyłam, że akurat to było jego największe zmartwienie. Od wczoraj kiedy oznajmił mi ze czekają na mnie rodzice nie zamieniłam z nim ani jednego słowa a teraz się pojawia znikąd. Patrzyłam na niego i chciałam rozgryźć co tak naprawdę siedzi w tym człowieku.

- Dziękuję ze pozwoliłeś mi zobaczyć rodziców. - Wyrwało mi się to choć nie zamierzałam tego mówić, głos który wydobył się z moich ust do mnie nie pasował. Zawsze stanowczy, pewny a teraz był to głos kogoś kogo złamali, kogoś kto nie ma nadziei.

- Wiem że nie jest to dla ciebie łatwe ale uwierz lub nie ja tez nie miałem wyboru. -Wyczułam w głosie odrobinę współczucia ale nagle ogarnął mnie gniew i nie mogłam już się powstrzymać.

- Wybacz ale z nas dwojga to ja tutaj zostałam przyprowadzona i uwieziona, to TY wybrałeś, było tutaj tyle kobiet przed mną, nawet ze mną były dwie inne ale to ja tutaj jestem! - Czułam, że nie powinnam ale słowa wyrwały mi się mimowolnie, cały gniew który w sobie tłumiłam w końcu znalazł ujście ale nie wiedziałam co teraz. Dopiero gdy przemyślałam co powiedziałam i do kogo poczułam strach.

''Jezu zaraz mnie zamkną w lochu albo będą głodzić.. głupia...głupia!''

I choć spodziewałam się najgorszego Oliver nic nie zrobił, uśmiechnął się lekko i podszedł bliżej mnie. Musiałam podnieść głowę by na niego spojrzeć.

- Masz rację.

- Więc powiedz mi dlaczego ja? - Spojrzałam prosto w jego oczy i gdybym nie była tak wściekła myślę że nawet uznałabym je za najpiękniejsze jakie widziałam.

- Bo to musiałaś być ty. 







Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top