36. Pojednanie

- Ojciec chce zaprosić Króla Zeusa i Hektora. - Powiedział Oli a nogi pod mną się ugięły. 

- Po co? - Zapytałam przerażona. 

- Chce pojednać się ze swoim przyjacielem. - Sam w to nie dowierzał i głos go zdradzał. - Jego słowa. 

Usiadłam na  łożu i zaczęłam myśleć. Od kilku tygodni nie brał nic od nikogo - to znaczy żadnych ziół ani herbat. Może jego umysł się oczyścił całkowicie ale czy to znaczyło, że mogliśmy mu ufać? Co jeśli zaraz zapragnie krwi? Co jeśli to tymczasowe? 

- Co o tym myślisz? - Zapytałam męża.

- Nie wiem, nie mogę temu zapobiec ale też nie jestem przekonany do tego pomysłu. - Powiedział niespokojnie i przejechał dłonią po włosach. 

Trudno było mi uwierzyć w tak nagłą zmianę i miałam nadzieje, że jest prawdziwa. Podeszłam do niego i wtuliłam się w jego tors.

- Może już nie będziemy musieli się ze wszystkim kryć? - Powiedziałam spokojnie. Chciałam żeby to była prawda, chciałam, żeby nadszedł dzień w którym wszyscy będziemy jedną rodziną. 

~~~~~~

Chodziłam nerwowo po komnacie i zastanawiałam się co wyniknie z tego spotkania. Serce waliło mi w piersi a dłonie zaczęły się pocić. Nie mogłam nie pokazać się na przyjęciu więc niechętnie ale ruszyłam w stronę sali balowej.

Moja suknia szeleszczała złowieszczo ale jeszcze głośniejsze było serce które dudniło mi w piersi. Oliver odsunął krzesło obok siebie i usiadłam na nim i wtedy wszedł przez drzwi sali balowej, miałam ochotę rzucić się mu w ramiona ale powstrzymałam się i wysłałam przepraszający uśmiech.

Król Howard natomiast wstał i ruszył w stronę mojego ojca. Czułam napięcie w pomieszczeniu, emocje sięgały zenitu, Oliver wstrzymał oddech i głośno wypuścił kiedy ta dwójka poklepała się po plecach.

- Zestarzałeś się i wyglądasz okropnie. - Zaczął Howard. 

- Ty wcale nie lepiej wyglądasz. - Odpowiedział z uśmiechem Zeus i oboje podeszli do stołu. 

Nie było dużo osób w sali, najbliższa rodzina i przyjaciele. I choć wszystko szło w dobrym kierunku miałam okropne przeczucia, czułam, że coś się złego stanie. Nerwowo rozglądałam się po sali i szukałam ''czegoś'' co mnie niepokoiło. 

Oliver ścisnął moja dłoń i uśmiechnął się by dodać mi otuchy - chyba wyczuł mój niepokój. 

- Zeusie więc co się zmieniło u ciebie? - Zapytał Howard i nigdy nie widziałam go tak uśmiechniętego. 

- Cóż to, że jestem stary to widzisz i w sumie to tyle. - Powiedział i spojrzał w moja stronę wymownie. On też jeszcze nie był przekonany do nagłej zmiany. 

- Nie znalazłeś sobie żadnej kobiety przez ten czas? - Zapytał zdziwiony wilk.

- Nikt nie jest w stanie zastąpić mojej kochanej Andromedy. - Odparł na co wilk przytaknął.

- Owszem była wyjątkowa. - Upił łyk wina. 

Po jakimś czasie nie mogłam usiedzieć w miejscu i przeprosiłam wszystkich by zajrzeć do Miles'a, każda cząstka mojego ciała czuła niepokój i nie mogłam tego ignorować. Otworzyłam po cichu drzwi do komnaty i zobaczyłam Alice która buja się w fotelu z niemowlakiem.

- Nie chciał zasnąć więc postanowiłam go trochę poprzytulać. - Powiedziała szeptem na co się uśmiechnęłam. 

Wyglądał tak uroczo kiedy spał, wzięłam dziecko od Alice i odłożyłam małego do kołyski. Patrzyłam na jego twarz kiedy oblał mnie zimny pot a przed oczami miałam atak zbuntowanych - o nie!

- Alice bierz Miles'a i uciekaj z zamku. Jeśli spotkasz Anne lub Sonyego weź ich ze sobą. - Ręce mi drżały kiedy to mówiłam. - Możesz ukryć się u moich rodziców ale nie waż się nikomu obcemu mówić czyje to jest dziecko. Zrozumiałaś? - Położyłam dłonie na jej ramionach i ścisnęłam a dziewczyna pokiwała głową. 

- Co się dzieje? - Spytała przerażona. 

- Atak na zamek. - Odpowiedziałam pewnie i odprowadziłam ją do tajnego przejścia. 

Ruszyłam w stronę sali w której było nikt jeszcze nic nie przeczuwał, wpadłam z impetem do środka i spojrzałam na Oliver. On też był przerażony.

- Atakują zamek. - Powiedziałam.

- Kto moja droga? - Zapytał Król Howard z uśmiechem. Nie zdawał sobie sprawy, oni jeszcze nie wiedzieli, tylko ja miałam wizje. 

- Emery i zbuntowani. - Odpowiedziałam a on zamarł. 

- Skąd znasz to imię? - Zapytał w szoku ale nie odpowiedziałam.

- Jeśli czegoś nie zrobicie to będziemy mieli powtórkę! - Nawrzeszczałam na obu Królów. 

Wszyscy w pomieszczeniu się pospinali, Król Howard zaczął wydawać rozkazy swoim ludziom. Nagle obok ramienia króla zmaterializował się jego ojciec.

- Zaatakowali wschodnie wieże i zmierzają w naszą stronę. - Powiedziała zjawa, nawet on był nie spokojny. - Mają przewagę liczebną.

- O Boże! - Wyjąkałam i zakryłam usta dłonią. 

Oliver patrzył na mnie z przerażeniem. Nie wierzyłam w to co usłyszałam, bardzo szybko dostali się do zamku i to bez zamieszania. 

- Wschodnie wieże... - Wyjąkałam. - Zaatakowane. - Dodałam po chwili. 

We wschodnich wieżach znajdowała się broń i większość strażników. Część oddziałów wyruszyła wczoraj za zbuntowanymi a inni nie byli nawet w zamku. Z przewagą liczebną nie mamy szans.

- Laylo co się dzieje? - Zapytał Oliver. - Powiedz. - Rozkazał.

- Nie wydostaniemy się stąd, już tu idą i mają przewagę liczebną. - Powiedziałam na jednym wdechu. 

Król Howard poderwał się z miejsca i przyglądał nam po czym wrzasnął. 

- O czym ty mówisz?! - Był zdenerwowany ale starał się zachować pozory. 

Ręce zaczęły mi drżeć i serce biło szybciej, nie mogłam mu jeszcze powiedzieć prawdy. Jeszcze nie byłam pewna czy jest potworem czy tym kim powinien być. 

- Layla to moja córka. - Wypalił mój ojciec a nogi się pod mną ugięły. - Ma moc po swojej matce. - Wyjaśnił. 

Spokój jaki bił od Króla Zeusa był nie do opisania, wyglądał jak zawsze kiedy byliśmy atakowani.

- Gdzie Miles?! -Wykrzyczał Oliver.

- Bezpieczny z Alice. - Odparłam ale mój wzrok skrzyżował się ze wzrokiem Króla wilków. Co on teraz zrobi? Zabije mnie? Zabije mojego ojca i moją rodzinę? 

Król Howard stał w miejscu nie ruchomo po czym opadł ciężko na swoje miejsce. Westchnął i przeczesał dłonią włosy.

- Mogłem się domyślić. - Wyszeptał. - Jest taka podobna... - Kontynuował. 

Mimo, że nie wyglądał na kogoś z rządzą mordu byłam ostrożna, nie ufałam mu na tyle na ile chciałabym. 

Na dźwięk kroków wszyscy przygotowali się do ataku, Oliver już dawno zmienił postać i warczał w stronę drzwi. Kiedy zbuntowani weszli z hukiem do pomieszczenia byłam gotowa do ataku. Pierwsza ich linia została zmieciona moim atakiem magii, Królowie, Oliver i strażnicy zaciekle bronili mnie i królowe i innych zebranych kobiet ale była to nie równa walka. Słyszałam skomlenie i ujadanie, łamane kości i czułam zapach krwi i w tym chaosie zobaczyłam ją - Emery. 

Uśmiechnęła się w moją stronę i podeszła bliżej, mój atak magi ją popchnął do tyłu ale nie miało to aż takiego wpływu jak na zbuntowanych.

 - Ohh Laylo, jak miło ciebie zobaczyć. - Powiedziała jakbyśmy znały się od lat. - Twoja matka już na ciebie czeka. - Dodała i wyciągnęła ręce przed siebie.

Czułam jak jej magia mnie otacza i chciałam się wydostać, jej magia była szorstka i lodowata. Przeszły mnie ciarki kiedy podniosła mnie za pomocą magii i powoli przyciągała do siebie. Oczy świeciły jej nienaturalnie a uśmiech na twarzy był przerażający. Wyrywałam się ale ona była starsza i miała większe doświadczenie, ja dopiero raczkowałam w magii. 

Jak ona mogła na to pozwolić, na ten rozlew krwi i jeszcze się uśmiechać? To był potwór!

Mój ojciec i Howard stali koło siebie i ramie w ramie zabijali przeciwników, mimo, że byli starsi niż większość zebranych byli niezawodni. Jak maszyny, zostawiali trupy za sobą bez najmniejszego oporu. 

- Puść mnie. - Krzyczałam.

Zobaczyłam wzrok Olivera który warknął głośno i ruszył na Emery ale został zablokowany przez buntowników. Walczył zaciekle ze wszystkimi na jego drodze ale oni się mnożyli. 

- A teraz śpij! -Wykrzyczała w moją stronę i moje powieki się zamknęły. 

Nie byłam pewna czy śpię czy nie żyje, to wygląda podobnie ale jednak miałam przeczucie, że nie zabiłaby mnie. 

Dałam się porwać w otchłań ciemności...



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top