32. Tornado

Minęły cztery tygodnie i w końcu mogłam wyjść z łoża, oczywiście na małe spacery - nic ekstremalnego ale cztery tygodnie leżenia niemal zrobiły ze mnie osobę chorą psychicznie, więc spacer był dla mnie teraz jak oddychanie - niezbędny. 

Chlebek - Sony został strażnikiem w zamku i tylko my wiedzieliśmy kim on naprawdę jest. Z Agness próbowałyśmy ustalić jak przemieniłam Sonego ale prawda była taka, że nie potrafiłam nic przydatnego powiedzieć, chciałam tylko by żył i nie stosowałam żadnych znanych mi rytuałów i na pewno nie rzucałam zaklęć.

- Na tym polega magia, na pragnieniu, to od niego wszystko się zaczyna. - Powiedziała starsza kobieta.

Dwie więzi jak dla mnie jednej czasami było za dużo, musiałam się uczyć jak je blokować, zwłaszcza kiedy moje humory były różne i bardzo zmienne. Kiedy smuciłam się lub złościłam oboje zaraz przybiegali choć często chodziło o to, że brzuch przeszkadzał mi w schylaniu się lub ciężko było mi wstać z łoża.  

 Ćwiczyłam magię i szło mi naprawdę dobrze, można powiedzieć, że bez trudu skopałabym komuś pośladki jednym ruchem dłoni. Jednak nie było to tak kolorowe jak można było sobie wyobrazić - magia nie brała się znikąd i po jakimś czasie się wyczerpywała, wtedy musiałam odpoczywać i zbierać siły od nowa. 

Oliver wpadł do komnaty przerażony.

- Szybko idziemy. - Rozkazał. 

- Gdzie? Co się stało? - Pytałam kiedy złapał mnie za nadgarstki i pociągnął. 

- Tornado. - Powiedział i nie musiał nic więcej dodawać. 

Cholera!

Tornado ostatnim razem zniszczyło połowę królestwa i kilka lat zbieraliśmy się po tym, zginęło sporo osób a jeszcze więcej zostało rannych. Przełknęłam głośno ślinę kiedy Oliver mijając strażników wydawał im rozkazy by wszyscy zeszli do piwnicy - tam gdzie mieszka służba i mieści się kuchnia. Czułam ogromny lęk o wszystkie bliskie mi osoby, nie mogłam nic w tej chwili zrobić by im pomóc oprócz modlenia się by tym razem nikomu nic się nie stało. 

Zeszliśmy do piwnic i skierowaliśmy się do pomieszczenia w którym nigdy nie byłam. Wnętrze wyglądało prawie jak pokoje u góry, duże łoże, fotele, stolik i kilka innych ekskluzywnych rzeczy. Spojrzałam wymownie na Olivera a on wzruszył ramionami.

- Po ostatnim przygotowaliśmy pokoje na wypadek gdyby ... - Westchnął głośno.

Na samą myśl o tym co się rozpęta na zewnątrz, zrobiło mi się słabo. 

- Dotarłeś do wszystkich z tą wiadomością? - Zapytałam wstrzymując powietrze.

- Nie. Niektórzy wyszli po za miasto w interesach lub byli po za zasięgiem straży. - Powiedział słabo a ja wypuściłam głośno powietrze. 

Zastanawiałam się ile osób mogło stracić życie a my nie mogliśmy ich uratować. Miałam nadzieję, że sami w porę znajdą schronienie i uda im się przeżyć. 

- Wyjdę tylko na chwilę i zaraz wracam, nie ruszaj się stąd. - Powiedział Oli i pocałował mnie w czoło. 

Usiadłam ciężko na łóżku i zastawiałam się co mogłabym zrobić by choć trochę odgonić czarne myśli i właśnie wtedy do pomieszczenia weszła Alice, widać było, że bardzo się denerwuje ale przy mnie starała się trzymać.

- Moja pani. - Pokłoniła się. - Czarownica kazała natychmiast przynieść herbatę z tych ziół dla ciebie. Pomoże się uspokoić. - Podała mi kubek z płynem i odsunęła się.

Wzięłam łyk i smakowało okropnie. 

- Co się stało? - Zapytałam Alice która miała łzy w oczach. 

- Moja matka, pojechała po za miasto na grzyby, żeby później móc je sprzedać i jeszcze nie wróciła. - Zamarłam. - Strasznie się boje.

Naprawdę było mi przykro, na pewno strasznie się bała i nie mogła nic zrobić bo było już za późno. Odłożyłam kubek i przytuliłam ją mocno, pozwoliłam by wypłakała się w moje ramie.

-Będzie dobrze. Znajdzie kryjówkę na pewno. - Pocieszałam. 

Dziewczyna otarła łzy i powiedziała bym nie zapomniała o wypiciu płynu. Kazałam jej zostać w naszym pokoju bo i co innego mogła robić, a mi przydało się jej towarzystwo. Oliver przyszedł z Sonym i we czwórkę siedzieliśmy w pomieszczeniu milcząc.

- Dobra, zagrajmy w coś. - Powiedziałam kiedy jednym haustem wypiłam okropny płyn. 

-W co? - Zapytał Sony.

Przez chwilę myślałam nad tym, w sumie nie mieliśmy ani kart ani gier. Oliver złapał mnie za dłoń i spojrzał mi w oczy. 

- Może w pytania i zadania? - Powiedziała cicho Alice.

Klasnęłam w dłonie i kazałam jej wytłumaczyć zasady, brzmiało ciekawie jak na taką ''grę''. Alice mówiła nie pewnie ale w końcu każdy się zgodził by zagrać, nie mieliśmy ani innych pomysłów ani nic do stracenia. 

- Ja zaczynam. - Powiedziałam szybko. - Pytanie czy zadanie mój mężu? - Oliver zesztywniał kiedy to powiedziałam. Nie spodziewał się, że pójdzie na pierwszy ogień.

 - Pytanie... - Powiedział niepewnie.

Cholera miałam nadzieję, że powie zadanie.

- Czy...- Zastanawiałam się nad pytaniem i nic nie przychodziło mi do głowy. - Cholera! Nie wiem....- Powiedziałam głośno za co Oli zgromił mnie wzrokiem. -O już wiem, czy ty kiedyś zaczniesz trochę odpuszczać?

Oliver zmarszczył brwi i chwilę milczał.

-Może. - Odpowiedział sztywno.

- Konkretna odpowiedź. - Powiedziałam i w tym samym momencie usłyszałam huk na górze na co zadrżałam. 

- Nie. - Przyciągnął mnie bliżej siebie i mocno objął.

Na początku pytania były naprawdę byle jakie, tak samo jak zadania ale po czasie się rozkręciło i byłam naprawdę zdziwiona tym wszystkim.

- Sony, czy ty kochasz moją żonę? - Zapytał Oliver i czułam jak napięcie rośnie. Głupszego pytania nie mógł wymyślić.

- Tak.- Odpowiedział spokojnie a Oliver zacisnął pięści. - Jest moja panią, kimś kto mnie stworzył. - Mówił dalej Sony a Oliver trochę się rozluźnił. - Chyba jest dla mnie jak matka.- Dodał po chwili zastanowienia. 

- Dobra ja przejmuję kolej bo zaraz zacznie się jakaś krwawa jatka. - Powiedziałam i zwróciłam się w stronę swojego chowańca. - Sony pytanie czy zadanie? 

-Zadanie. - Odpowiedział szybko.

- Przytul Alice bo jest smutna i trzeba ją pocie.... - Przerwałam kiedy poczułam skurcz ale nie chciałam panikować więc kontynuowałam. -Trzeba ją pocieszyć. 

Sony podszedł do Alice i objął ją w niedźwiedzim uścisku a oczy Alice zalśniły. Wydawało mi się, ze oboje odwlekają odsunięcie się od siebie i uśmiechnęłam się w środku. Czyżby szykował się romans? 

Skurcze z biegiem czasu stawały się mocniejsze i bardziej zaczęłam wiercić się w fotelu. Starałam się nie dawać po sobie poznać ale w końcu Oliver zaczął się mi przyglądać podejrzliwie.

- Laylo, co się dzieję?  - Zapytał w końcu.

- To nic... mam lekkie skurcze. - Powiedziałam od niechcenia. - To normalne na koniec ciąży. 

Oliver zerwał się na równe nogi i patrzył w moją stronę gniewnie.

- Nie możesz ukrywać takich rzeczy przed mną. - Powiedział zezłoszczony.

Poczułam silniejszy skurcz i wciągnęłam głośno powietrze. 

Usłyszałam trzaski na górze i podskoczyłam przestraszona, na górze było źle, a ja dostałam skurczy. Czy mogło coś jeszcze pójść nie tak?

- Pójdę po czarownice. - Powiedziała Alice i kiedy trzymała już klamkę zwrócił się do niej Oli.

- Jaką czarownicę? Ona wczoraj wyjechała. - Obie zamarłyśmy na jego słowa. 

Byłam pewna, że widziałam ją rano a Alice przyniosła od niej zioła. Czy Oliver się pomylił?

- Jesteś pewien? - Zapytałam przygotowując się na kolejny skurcz.

- Tak, sam ją posłałem do ptaków po składniki które tylko oni maja.- Powiedział spokojnie nie zdając sobie sprawy z sytuacji.

- Kurwa! - Krzyknęłam przy kolejnym skurczu. - Otwórzcie te cholerne drzwi. - Zdołałam wydyszeć. 

- Mój panie ale.... - Alice zbladła. - Ale ona dawała mi dzisiaj zioła dla księżniczki. - Alice kręciła głową zdezorientowana. 

- Widziałam ją rano. - Dodałam szybko. 

Oliver zaczął szarpać drzwi ale nie puszczały, byliśmy zatrzaśnięci w pomieszczeniu a ja prawdo podobnie rodziłam - widocznie mogło być gorzej. 

- Oli coś jest nie tak, skurcze z minuty na minutę są silniejsze. - Powiedziałam dysząc po czym wydałam z siebie jęk.

Oliver podszedł do mnie zmartwiony, spojrzał na mnie i przeklął. Kolejny skurcz i kolejny jęk.

 - Ja rodzę! - Wykrzyczałam kiedy skurcze stały się silniejsze niż mogłam znieść. 

Cała trójka zrobiła się blada i miała wrażenie, że wszyscy zemdleją. 

To było moje pierwsze dziecko ale wiedziałam, że coś jest nie tak. Kobiety zwykle nie rodzą tak szybko od nadejścia pierwszych skurczy. Położyłam się na łóżku i kazałam im szukać potrzebnych rzeczy, a oni latali po pokoju w panice. 

- Oliver chodź tutaj! - Wydyszałam a on podszedł do mnie z przerażeniem w oczach. - Jeśli przeżyję ten poród to cię kurwa zabije! - Wykrzyczałam w końcu po tym jak poczułam kolejny skurcz. - CO ty mi zrobiłeś?! - Darłam się jak opętana na niego. 

Każdy skurcz uniemożliwiał mi ruch i paraliżował, czułam jakby ktoś wbijał mi noże w plecy i podbrzusze i przekręcał we wszystkie strony. To było okropne uczucie, nie miałam już siły...





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top