31. Chowaniec
- Musisz dużo leżeć teraz, dziecko nie jest jeszcze gotowe by się urodzic. - Czarownica jak zwykle miała opanowany głos. - I musisz pić herbatę z tych ziół. - Podała mi słoik wypełniony po brzegi jakimiś składnikami.
Kiedy wyszła spojrzałam spod byka na Olivera.
- Oddychać mogę? - Zapytałam i przewróciłam oczami.
- Laylo, to nie są żarty. - Powiedział poważnie a ja westchnęłam.
- Świetnie.
Stres spowodował przedwczesne skurcze ale wszystko zostało opanowane. Nie lada szokiem było dla czarownicy to co opowiedzieliśmy jej o chlebku, nazwała mnie ''szepczącą'' i stwierdziła, że to bardzo potężna magia. Na ludzi/zmiennokształtnych nie działa ale na zwierzęta już tak, prawdopodobnie przywróciłam chlebka do życia ale jako mojego chowańca/obrońcę z tym, że miał ludzka powłokę i powłokę psa. Była to dość trudna sytuacja bo chlebek nie umiał zachowywać się jak człowiek, nawet nie mówił jak człowiek a trzeba było coś wymyślić żeby został w zamku.
- Co zrobimy z chlebkiem? - Zapytałam Olivera na co on się skrzywił.
- Musimy zmienić mu to imię, teraz jest człowiekiem, ma metr dziewięćdziesiąt i wygląda na kogoś kto nieźle walczy. - Oliver pomasował swoje skronie. - Nie będę mówił do niego chlebek.- Zaśmiałam się na myśl o tym.
- Krzywisz się na samą myśl o nim w ludzkiej postaci... - Zauważyłam.
- Może dlatego, że nie wygląda już jak twój pupil, nie merda ogonem... to znaczy merdał czym innym jak go zobaczyłem. - Wybuchłam śmiechem kiedy Oli skrzywił się ponownie na wspomnienie o Chlebku.
- Jesteś o niego zazdrosny? - Zapytałam przez łzy które spływały mi po policzkach. - Proszę cię przestań bo mnie brzuch ze śmiechu boli.... nie mogę oddychać.
- Nie śmiej się, gdybym nie wiedział, że to pies to czułbym się realnie zagrożony. - Był strasznie oburzony. - Niczego mu nie ''brakuje''. - dodał z naciskiem na ostatnie słowo.
Wpadłam w histeryczny śmiech kiedy zobaczyłam jego wzrok, on naprawdę był zazdrosny o chlebka. Choć w sumie jak się zastanowiłam to faktycznie w ludzkiej postaci był dość przystojny ale mi wciąż przypominał psa który z wystawionym językiem, sapał ucieszony i machał ogonem.
- To co z nim zrobimy? - Dodałam kiedy się trochę uspokoiłam. - Raczej ze mną już spać nie będzie mógł, prawda? - To nie było śmieszne aż tak bardzo ale ja nie mogłam się powstrzymać by nie wybuchnąć śmiechem ponownie, zwłaszcza kiedy Oli spojrzał na mnie złowieszczo.
- Czarownica się nim zajęła póki co ale musi szybko nauczyć się mówić i zachowywać jak człowiek. - Oliver przeczesał włosy dłonią i westchnął.
- Dużo ze mną problemów, prawda? - Nie wiedziałam dlaczego to powiedziałam ale w pewnym sensie to była prawda. Odkąd się tu pojawiłam co chwilę coś się działo z mojego powodu.
Oliver usiadł na skraju łoża i złapał mnie za dłoń i uśmiechnął szeroko.
- Cóż przynajmniej nie jest nudno. - Mówił prawdę ale czułam, że to nie wszystko co chciał powiedzieć więc kiedy wyszedł nie dodając nic więcej poczułam się dziwnie. Coś ukrył przed mną, nie wiedziałam czy jakąś informacje czy to co myślał.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przysięgam po całym dniu w łożu myślałam, że oszaleje. Ile można leżeć? Ile można czytać lub spać? Zostało jeszcze minimum pięć tyg tej udręki a ja ledwo dałam radę wytrzymać jeden dzień. Wieczorem liczyłam minuty aż wróci Oliver ale długo nie wracał a ja wpadłam w histerie i zaczęłam płakać, płakał w sumie bez powodu ale wydawało mi się wtedy, że to jedyne wyjście. Czułam wielki smutek, frustracje i złość na samą siebie, ryczałam i krzyczałam bo powód płaczu był bez sensowy. Wylewanie łez przerwały mi otwierane drzwi i miałam nadzieje, że to Oli ale do komnaty wszedł chlebek, i stanął przy moim łożu ze smutnym wzrokiem.
- Co ty tu robisz? - Zapytałam wycierając twarz a Chlebek przekręcił głowę w prawo i wciąż patrzył na mnie. - Racja, nie mówisz. - Westchnęłam. - Chyba jednak nie mogę nazywać cie już Chlebek. - Chowaniec zrobił przerażoną minę.- Chciałabym żebyś mówił i rozumiał co się tu dzieje, było by łatwiej.
Ludzka powłoka mojego chowańca przez chwile dziwnie kręciła głową i zasłaniała uszy, przestraszyłam się ale kiedy wydał z siebie dźwięk byłam w szoku.
- No w końcu. - Z ust chowańca wydobył się głęboki męski głos. - Wiesz jak trudno jest przekazać coś kiedy nie można mówić. - Mężczyzna usiadł na skraju łoża a ja automatycznie odsunęłam się przestraszona. - Dlaczego wydaje mi się, że się mnie boisz? - Zapytał jak gdyby nigdy nic.
- No a nie powinnam? Jesteś dorosłym facetem, masz metr dziewięćdziesiąt i kupę mięśni i właśnie zacząłeś mówić. - Powiedziałam w szoku.
Mężczyzna przeczesał dłonią miodowe włosy, które sięgały mu do ramion i uśmiechnął się.
- Cóż, Chlebkiem już nazywać mnie nie możesz. - Spojrzał na mnie wesoło. - Ale za to ja mogę nadać imię sobie sam.
Trochę się rozluźniłam, nie czułam się zagrożona.
- No więc jak chcesz mieć na imię? - Zapytałam.
- Sony... gdzieś słyszałem to imię i chyba pasuje mi.
Cała ta sytuacja była tak nie realna, że nie mogłam w to uwierzyć. Wczoraj Chlebek - Sony był psem dzisiaj jest mężczyzna który mówi i zachowuje się jak człowiek. Nie wiedziałam czy to dobrze czy źle.
- No więc czułem, że coś jest nie tak i wymknąłem się od czarownicy. - Powiedział do mnie Chlebek-Sony.
Zastanawiałam się co powiedzieć, to było dziwne miałam rozmawiać ze swoim psem, który teraz był mężczyzna i mówił do mnie. Było jak mówiła czarownica, to była dziwne i nie spotykane, zwykle zwierzęta zmieniły trochę wygląd ale nie zmieniały się w ludzi.
- A to tylko nastroje ciążowe. - Odpowiedziałam spokojnie choć moje myśli były całkiem na innej planecie.
Sony nie odzywał się tylko przyglądał się mi i chyba wyczuł, że jest za blisko bo wstał i stanął kawałek dalej. Zastanawiało to mnie, więź moja i Oliver działa w dwie strony, ta więź z Sonym działa w jedna stronę, ja nie czułam nic co on ale on czuł to co ja. Z zamyślenia wyrwał mnie głos Olivera.
- Co on tu robi? - Niemal warknął ale nie rzucił się na niego jak poprzednim razem.
- Myślałem, że coś się stało. - Odpowiedział wycofany Sony.
Oliver spojrzał na niego i na mnie z otwartymi szeroko oczami, zdenerwował się ale starał się opanować.
- Problem się rozwiązał ... - Powiedziałam nie pewnie. - Chlebek... Sony już mówi i nie sapie jak pies.
- O widzę, że nawet imię ma. - Głos miał rozzłoszczony. - I zdążył tu przyjść kiedy mnie nie było.
Westchnęłam bo zabrakło mi już sił do niego. Tak bardzo jak za nim tęskniłam tak teraz miałam ochotę urwać mu głowę i powiesić nad łożem.
- No ma jak widać. - Powiedziałam ze złością. - Zdążył przyjść kiedy ciebie nie było. - Powiedziałam, nakryłam się kołdrą i odwróciłam od nich. Nie miałam zamiaru znowu się denerwować przez jego zazdrości.
Nie odzywałam się nawet po wyjściu Sonego, nawet nie odwróciłam się w stronę Olivera. Czułam cały czas złość i nie chciałam wybuchnąć więc kiedy Oli wsunął się pod kołdrę i chciał mnie przytulić, zrzuciłam jego rękę ze złością.
- Będziesz teraz na mnie zła. - Zapytał choć znał odpowiedzieć.
Nie odzywałam się aż w końcu Oliver wybuchnął.
- Odpowiesz mi?! Myślisz, że specjalnie nie wracam do ciebie?! -Nie podobał mi się jego ton więc zaczęłam krzyczeć.
- Ty przynajmniej możesz gdzieś iść, zamknąłeś mnie w komnacie, przykułeś do łoża i jeszcze masz pretensje, że ktoś mnie odwiedzi! - Odwróciłam się do niego i spojrzałam mu w oczy. - Oszaleje jeśli będę musiała tu leżeć i nie móc z nikim pogadać!
Czułam jak złość w Oliverze też rośnie i on nie został mi dłużny jak na niego nawrzeszczała.
- Ja ciebie przykułem?! Jasne, teraz to moja wina! - Podniósł się i zaczął nerwowo chodzić po komnacie. - Proszę bardzo idź sobie do tego kundla i narażaj nasze dziecko!
Rozpłakałam się ponownie tego dnia, on nic nie rozumiał, nie wiedział jak to jest i jeszcze miał czelność tak do mnie mówić. Wstałam z łoża i kiedy Oliver zdał sobie sprawę ze swoich słów bardzo ich pożałował ale było za późno.
- Nie o to mi chodziło... - Zaczął mówić już spokojnie.
Nie słuchałam go, zaczęłam iść w stronę drzwi i kiedy złapał mnie za biodra zaczęłam wściekle wrzeszczeć na niego, że ma mnie puścić i, że go nienawidzę. I tak było w tamtym momencie go nienawidziłam, nienawidziłam wszystkiego i wszystko mnie denerwowało. Krzyczałam przez łzy i starałam się wyrwać z objęć Olivera ale on wytrwale mnie trzymał.
- Już? - Zapytał kiedy trochę się uspokoiłam.
- Nie! - Powiedziałam obrażona i wróciłam do naszego łoża i od razu odwróciłam się plecami w jego stronę. Nie miałam zamiaru z nim rozmawiać. - Nie próbuj mnie dotykać bo urwę ci genitalia i powieszę nad łożem. - Miałam morderczy głos ale Oliver nic sobie z tego nie robił i kiedy tylko ściągnął ubranie zaczął mnie przytulać.
- Kocham cię. - Wyszeptał mi do ucha i pocałował w szyję.
Nie odezwałam się do niego tylko głośno wypuściłam powietrze, czułam, że złość powoli mija ale moja duma nie pozwoliła mi się do niego przytulić albo zrobić cokolwiek, żeby poczuł się że mu wybaczyłam. O nie, będzie jeszcze długo żałował swoich słów.
Czyli jakieś piętnaście minut...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top