20. Dziecko
- No proszę, na chwilę tylko wyjdziemy... -Błagałam. - Obiecuje ubrać się we wszystko co każesz i robić co każesz. - Oli leżał koło mnie jednak nie wzruszyły go moje prośby.
- Nie, masz gorączkę i czarownica naprawdę zaczęła się martwić o twoje zdrowie. - Mówił to po raz setny dzisiejszego dnia.
Zawyłam z bezsilności i zakryłam się kołdrą, nie miałam zamiaru się do niego odzywać.
Właśnie spadł śnieg i chciałam iść do małego Canes'a i zobaczyć jak się ma no i może trochę się z nim pobawić. Obiecałam mu, że będę go wciąż odwiedzać ale Oliver był bardzo stanowczy. Zima była ulubioną porą każdego dziecka a zabawa w śniegu najlepszą zabawą na świecie, ominięcie tego byłoby błędem więc w głowie uknułam plan.
Oli wstał i podszedł do biurka, zaczął przeglądać papiery i coś podpisywać.
- Zamierzasz teraz milczeć?
Odpowiedziała mu cisza, tak w obrażaniu się byłam mistrzem i skoro moje prośby nie pomogły to nie zamierzałam z nim rozmawiać - przez jakiś czas.
- Wysłałem służbę z jedzeniem i ubraniami, nic mu nie będzie.
Wciąż cisza.
- Dobrze więc księżniczko, ja muszę iść na spotkanie ze zwiadowcami i mam nadzieje, ze kiedy wrócę już ci przejdzie. - Oli nie brzmiał jakby był zły, raczej obojętnie, wiedział, ze zaraz mi przejdzie.
Kiedy byłam pewna, że opuścił komnatę wstałam i zaczęłam ubierać się, suknie, później ubranie wierzchnie - najcieplejsze jakie znalazłam. Nie tracąc czasu ruszyłam do wyjścia, zamek zdążyłam już poznać więc nie potrzebowałam pomocy z dotarciem na plac przed wejściem. Stał tam jak zwykle ktoś ze służby i kiedy poprosiłam o powóz nie było problemu, nie musiałam długo nawet czekać - byłam księżniczka.
Canes mieszkał na skraju miasta dlatego tak ciężko było się tam dostać w tą pogodę, śnieg nie był przyjacielem transportu. Służący kiedy pomógł mi wyjść z wozu powiedział, że zostanie i będzie czuwał nad wszystkim.
Śniegu napadało do kolan i w sukni poruszanie się było okropnie ciężkie, jednak byłam zdecydowana dostać się do domu Canes'a więc walczyłam z żywiołem ile sił. Już prawie stałam przed nieszczelnymi drzwiami domku w którym mieszkał Canes, ale zanim zdążyłam dojść do celu wybiegła jego matka ze łzami w oczach.
- Laylo... moja pani. - Martha pokłoniła się pospiesznie - Canes, jest z nim bardzo źle i z każdą godziną pogarsza mu się.
Na te słowa ruszyłam pędem mimo bólu w płucach, poczułam starach, że może mu się coś stać. Wpadłam do domu i ruszyłam do pomieszczenia w którym cała pięcioosobowa rodzina spała i spędzała czas. Drewniany domek był okropnie nieszczelnym miejscem, nawet tutaj czułam powiewy wiatru choć stałam blisko kominka. Canes leżał pod kocami i majaczył, dotknęłam jego czoła i byłam pewna, że chłopiec ma wysoką gorączkę.
- Od kiedy to trwa? - Zapytałam matki chłopca.
- Od kilku dni, najpierw wyglądało to na zwykle przeziębienie ale od wczoraj jest w takim stanie i nie wiem co robić. - Przetarła łzy i pogłaskała chłopca po głowie.
Nie mogłam czekać, zawołałam służącego i kazałam mu zabrać z nami chłopca, choć droga była krótka bardzo się bałam o jego życie.
Pod zamkiem poczułam jaka słaba jestem ale nie pozwoliłam sobie by to okazać, służący zrobił to co kazałam - zaniósł chłopca do komnaty i położył na łóżku. Natychmiast zawołałam królewska czarownice która od razu zabrała się do roboty.
- Co tu się dzieje? - Oliver był zaskoczony widokiem czarownicy pochylonej nad naszym łożem.
Nie odpowiedziałam tylko czekałam na to co powie mi czarownica, sama uczyłam się trochę zaklęć z księgi ale były to głownie małe zaklęcia.
Oliver podszedł i wziął głęboki wdech, czułam jego złość ale czułam też troskę i strach. Nawet jeśli był zły, widok małego chorego chłopca zmiękczył mu serce. Czarownica długo milczała aż w końcu odezwała się w naszą stronę.
- Mały miał zapalenie płuc i nerek, udało mi się zwalczyć najgorsze ale zioła pomogą dopiero jutro. - pokiwała głową i dodała. - Gdyby tu nie trafił nie przeżyłby dzisiejszej nocy.
Kiedy czarownica wyszła spojrzałam na Olivera który przyglądał się chłopcu, pogłaskał go po głowie i nakrył kołdrą najszczelniej jak tylko mógł.
- Możesz się złościć i krzyczeć... - powiedziałam kiedy zobaczyłam jego wzrok. - I tak uważam, że to była dobra decyzja.
Oli podszedł do mnie i ciężko westchnął.
- Gdyby nie twój upór chłopiec by zmarł. - pocałował mnie w czoło.
- Jutro zaprowadzę go do rodziców. Do jego zimnego, nieszczelnego domu nie mogę go oddać. - powiedziałam kiedy wtuliłam się w Olivera. - Rodzice na pewno się nim zajmą.
Chciałam coś powiedzieć ale nagle zrobiło mi się słabo, starałam się utrzymać na nogh przy Oliverze ale w końcu poddałam się i straciłam równowagę.
- Laylo? - Oli był bardzo zmartwiony. - Laylo?- Zapytał ponownie.
Trzymałam się jego kiedy posadził mnie na fotelu, miałam wrażenie, że zaraz zwymiotuje. Zniknął na chwilę ale wrócił równie szybko z czarownica która jak się domyślałam daleko nie odeszła. Staruszka zaczęła dotykać mnie po głowie i szyi a kiedy dotknęła okolicy podbrzusza uśmiechnęła się i zaczęła szykować jakiś eliksir.
- Co jej jest? Jest gorzej niż było? - Oliver był bardzo zmartwiony co mogłam wyczuć i usłyszeć w jego głosie.
- Księżniczka spodziewa się dziecka... - spojrzała na mnie. - w jej stanie będzie ciężko ale myślę, że z moją pomocą wszystko się ułoży.
Przez chwilę nie docierało do mnie co mówiła, słyszałam jak wypowiada te słowa ale nie mogłam w nie uwierzyć. Jestem w ciąży? Teraz kiedy przemiana puka do drzwi?
Ledwo dawałam rade z przemianą a teraz jeszcze dochodzi do tego ciąża... nie byłam szczęśliwa z tego powodu, bałam się, że to więcej niż mogłam wytrzymać. Oparłam się ciężko o fotel i westchnęłam, czułam, że Oliver jest szczęśliwy, dlaczego ja się tak bałam?
- Laylo? - Oliver zwrócił się w moja stronę kiedy czarownica wyszła. - Nie cieszysz się?
Nie odpowiedziałam bo sama nie byłam wstanie sobie odpowiedzieć. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie nasz z dzieckiem, wyobraziłam sobie jakie było by to wspaniałe uczucie ale po chwili zobaczyłam w głowie inny obraz, okropny obraz - Oliver stojący nad moją trumną.
- Słyszałaś co powiedziała, dasz radę tylko teraz żadnych schadzek i ucieczek, zrozumiałaś? - Mówił śmiertelnie poważnie, teraz będę pod stałą kontrolą.
Chciałam wstać ale znowu zrobiło mi się słabo i opadłam ciężko na fotel. Oli bez słowa podszedł i delikatnie mnie podniósł z fotela, nie sprawiał wrażenia kogoś kto się zmęczył a kiedy położył mnie do łóżka obok chłopca, szepnął, że muszę trochę przybrać na wadze bo schudłam.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Obudziłam się z dużo lepszym humorem i kiedy zobaczyłam jak Canes biega po komnacie uśmiechnięty i ja się uśmiechnęłam. Jeśli mi się uda sama niedługo zostanę mamą, jeśli moje ciało będzie wystarczająco silne by przyjąć na siebie przemianę i ciąże. Śniadanie jak nigdy czekało na mnie w komnacie i kiedy je zobaczyłam poczułam jak bardzo zgłodniałam, Canes był zdziwiony ilością jedzenia i musiałam upominać go by wolniej jadł, w domu ledwo starczało na chleb więc nie chciał zmarnować nawet okruszka.
- Wyglądasz dużo lepiej księżniczko. - Powiedział uśmiechnięty książę. - Zioła i witaminy od czarownicy w końcu pomogły.
Wstałam pełna sił i podeszłam do swojego męża po to by pocałować go delikatnie w usta - nie było to jednak proste zadanie bo był wyższy od mnie ze trzydzieści centymetrów. Oliver kazał służbie wykąpać i ubrać chłopca w czyste ciuchy - na które dał pieniądze.
Przebierałam się kiedy Oli zaszedł mnie od tyłu i przytulił, jedną ręką pogładził mój brzuch. Położyłam swoją dłoń na jego i odchyliłam głowę do tyłu by ją oprzeć na Oliverze. Oboje chcieliśmy coś powiedzieć ale jednak nikt się nie odezwał, ja nie chciałam psuć tej chwili - była idealna.
Rodzice z otwartymi ramionami przyjęli Canes'a, nie byli jeszcze tacy starzy więc mogli wychować jeszcze i jego z udziałem jego matki oczywiście. Zgodziła się z wdzięcznościom bo w domu miała kilkoro starszych dzieci a mąż zginął rok temu, to wtedy zaczęłam odwiedzać ich rodzinę i przynosić jedzenie oraz jakiekolwiek ubranie jakie udało mi się zebrać. Nie oficjalnie Oliver zapłacił komu trzeba by wyremontować choć trochę dom rodzinny Canes'a, nie było to nic specjalnego ale przynajmniej będą mieli cieplej niż teraz.
Rodzice bardzo się ucieszyli na wieść o mojej ciąży i mimo, że chciałam poczekać to w końcu Oliver się wygadał. Mama miała dla mnie już milion rad jak zajmować się noworodkiem i co będę potrzebować - uciekłam jak najszybciej bo urodziłabym chyba tam jeśli słuchałabym tego dłużej.
Król i Królowa też się ucieszyli choć nie wyglądało to tak jak w przypadku moich rodziców. Może teraz matka Olivera mi trochę odpuści bo kobieta naprawdę wpadła w jakąś obsesje posiadania wnuków.
Był tylko jeden problem, Oliver nie pozwalał mi już prawie na nic, jedyną rozrywką dla mnie (według niego oczywiście) było leżenie w łożu i czytanie. Wyglądało to jak zawsze on kazał mi coś robić/nie robić a ja kiedy go nie było robiłam swoje. On chyba naprawdę myślał, że ma jakąkolwiek władze nad mną - i niech sobie tak myśli, po co psuć mu humor.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top