17. Bękart
Obudziłam się zmarznięta i choć strasznie starałam się ogrzać nie miałam szans, w komnacie Olivera a teraz i mojej było dużo chłodniej niż w poprzedniej. Rozejrzałam się po pomieszczeniu ale Olivera nigdzie nie było, pewnie wstał wcześniej coś załatwić i poczułam ukłucie pustki. Leżałam pod kołdra i trzasłam się jak galareta, na dworze zrobiło się już bardzo chłodno i słońce też jakby trochę pociemniało.
- Czemu ty się tak trzęsiesz? Jesteś chora?! - Zapytał zaraz po wejściu Oli. A kiedy wśliznął się pod kołdrę i mocno przytulił poczułam przyjemne ciepło.- Chcesz żebym zawołał czarownice? - Zapytał zmartwiony.
- Myślę, że czarownica tu nie pomoże, nie przemieniłam się jeszcze więc moje ciało potrzebuje dużo więcej ciepła niż twoje. - Wtuliłam się jak mogłam. - Po prostu nie zostawiaj mnie w łożu samej.
- Kochanie ja bym w ogóle z łoża nie wychodził gdybym nie musiał. - Oli wsunął swoja dłoń pod moja halkę i zaczął głaskać mnie po brzuchu.
Poczułam dreszcz kiedy ręką powędrowała mu wyżej i dłonie muskały teraz okolice biustu. Odwróciłam w jego stronę i uśmiechnęłam się podstępnie.
- Nie wiedziałeś, że jeśli mąż zaniedbuje się swoją żonę to odechciewa jej się dzielić łoża z mężem. - Wyciągnęłam jego dłoń spod mojej halki.
- Nie wiedziałaś, że mąż który nie dzieli łoża z żoną może być naprawdę, naprawdę ''zły'' i ''brutalny''. - Oczy zabłysły mu złowieszczo i zaczął mnie łaskotać.
Nie wiem ile czasu poddawał mnie tym torturą ale kiedy nie mogłam już złapać oddechu zaczęłam krzyczeć.
- Błagam przestań! Już dość! - W końcu udało mi się uwolnić.
Pożerał mnie wzrokiem aż po prostu przygniótł mnie do łoża swoim ciężarem i zaczął całować. Kiedy poczułam jak jego dłoń muska wnętrze mojego pośladka a jego usta całują mnie po szyi, jęknęłam. Zaczęłam rozpinać jego koszule i w końcu zdjął ją miedzy pocałunkami. Jego ciało było idealne, nie było miejsca którego bym nie kochała. Mięśnie brzucha i ramion napinały się przy każdym ruchu. Nie mogłam mu się oprzeć, nie było to możliwe zwłaszcza kiedy tak dobrze wyczuł moje ''delikatne'' miejsca i całował mnie po nich by za chwilę mnie pogłaskać. Nie sądziłam, że krew może gotować się w człowieku ale to właśnie się ze mną działo - czułam, że płonę.
Włożyłam całą swoją siłę by przewrócić go i usiąść na nim a kiedy mi się udało, zaczęłam ''torturować'' jego w ten sam sposób. Rozpięłam jego spodnie i zjechałam ręką niżej ale tylko na chwilę, jednocześnie nasze usta były złączone w pocałunku. Długo nie wytrzymał bo kiedy zorientował się, ze nie zamierzam nic więcej zrobić, ponownie przewrócił nas i znowu byłam na dole.
- Oszaleje przez ciebie Laylo. - Wyszeptał do ucha i pocałował miejsce po ugryzieniu.
To było dziwne uczucie bo im częściej się kochaliśmy, tym więcej tego pragnęłam. I jest tak jak powiedział Oli nie wychodziłabym z łoża gdybym nie musiała, to było nasze miejsce, tutaj mogliśmy być sobą i być ze sobą w każdy możliwy sposób.
- Musimy już wstawać, księżniczko. - Oli pogłaskał mnie po policzku.
- A nie możemy udawać, ze nas nie ma? - Błaganie w moim głosie było prawdziwe. -Będziemy mogli robić różne inne...ciekawsze rzeczy. - Uśmiechnęłam się diabelsko kiedy moja dłoń musnęła go poniżej pasa.
- Przestań ty... ty... ty nieprzyzwoita kobieto. - Oli podniósł się i usiadł na skraju łoża. - Za niedługo pojawi się tu Hayden i ma mi zdać relacje z wyprawy. Był zaniepokojony ilością zbuntowanych.
Zbuntowani, grupa ludzi zmiennokształtnych którzy odrzucają jakąkolwiek władze. Żyją jak chcą, często przy tym rabując, zabijając i gwałcąc. Do Miast się nie zbliżają ale jeśli trafią na jakiś nieszczęśników w drodze - nie szczędzą sobie ''zabawy''.
- Powiększają się ich grupy? - Zapytałam zaniepokojona i wstałam by się ubrać.
- Tak i to dość spora zmiana, największa którą widział Hayden liczyła dwadzieścia pięć osób. - Oliver brzmiał na opanowanego, jednak nasza więź podpowiadała mi, że jest mocno zaniepokojony.
- Wcześniejsze miały po kilka osób... - powiedziałam do siebie zamyślona.
Byłam żoną przyszłego Króla wiec każde spotkania, przyjęcia i wszelkiego rodzaju spotkania towarzyskie, wymagały mojej obecności co trochę mnie dobijało. Starałam się najlepiej wypełniać swoje obowiązki ale na litość boską czy nie mogliśmy mieć choć jednego dnia dla siebie? Co prawda to spotkanie było tylko i wyłącznie w gronie zamkniętym czyli ja z Oliverem i Hayden ze swoimi żołnierzami, to i tak czułam się nieswojo - sztucznie.
- Moja pani. - Hayden pokłonił się nisko i ujął moją dłoń. - Nie wiem jak to możliwe ale wyglądasz jeszcze piękniej niż kiedy widziałem cię ostatni raz. - pocałunek który złożył na mojej dłoni był stanowczo za długi na co Oliver głośną odchrząknął.
- Bracie przypominam ci, ze Layla jest moją żoną. - Oliver uśmiechnął się szeroko na widok szatyna i poklepał go po ramieniu.
- Kto nie próbuje jest przegranym na wstępnie. - Hayden odwdzięczył się tym samym gestem i ruszyliśmy na swoje miejsca.
Spotkanie ciągnęło się w nieskończoność a kiedy już się zakończyło i ruszyliśmy w stronę naszej komnaty, zatrzymała nas służąca która powiedziała, że jakaś kobieta błagała o spotkanie z księciem Oliverem. Oboje zerknęliśmy na siebie i tak samo zaskoczeni ruszyliśmy do pomieszczenia gdzie służba kazała jej poczekać.
Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to jej uroda, dość egzotyczna jak na te rejony, wyglądała bardziej jak mieszkanka królestwa niedźwiedzi niżeli wilków. Później zobaczyłam jej ciążowy brzuch, pewnie niedługo miała rodzić co świadczyło o tym jak nisko się znajdował. Kobieta była piękna, włosy w kolorze jasnego brązu, brązowe oczy i śniada karnacja, mały nos i idealne rysy twarzy sprawiały, że poczułam się brzydko.
Kobieta ukłoniła się i zaczęła.
- Wiem książę, że dopiero co wziąłeś ślub ale nie miałam wyjścia. - teraz spojrzała Oliverowi głęboki w oczy i kontynuowała. - Wiem, że nie ślubne dzieci nie są traktowane jak te z prawego łoża ale musisz zrozumieć, że sama nie dam rady wyżywić naszego syna.
Przez chwile myślałam, że się przesłyszałam ale kiedy dotarło do mnie co się właśnie tu stało mój świat legł w gruzach. Stałam tam i walczyłam by ustać na nogach - czy to działo się naprawdę?
- Przepraszam ale cię nie znam. - To chyba był głos Olivera ale słyszałam go niewyraźnie mimo, ze stał obok.
- Nic dziwnego mój panie, przyjechałeś w odwiedziny do Króla Roberta i bardzo dużo wypiliście wina w karczmie... - mówiła to tak spokojnie kiedy ja ledwo oddychałam. - Kazałeś mi iść ze sobą i .... - spuściła głowę i spojrzała na brzuch.
Już dawno puściłam rękę Olivera ale teraz poczułam, że muszę wyjść stamtąd, musiałam wyjść bo czułam jak się dusze. Musiałam uciec przed nimi, przed tym co właśnie usłyszałam. Nie wiem nawet gdzie biegałam, byle dalej od nich, czułam jak wszystko wiruje ale nie chciałam się zatrzymać. Słyszałam jak ktoś woła moje imię ale nie zwracałam na to uwagi, biegłam aż w końcu stanęłam przed schodami które prowadziły w dół.
Na dole był kolejny korytarz i kilka par drzwi a kiedy weszłam do jednych znalazłam się w pokoju służby.
- Moja pani, coś się stało? - Alice zerwała się na równe nogi kiedy mnie zobaczyła.
Rzuciłam jej się w ramiona szlochając, nie wiem dlaczego ale tutaj ona jako jedyna wydawała mi się bliska i może dlatego to zrobiłam a może w akcie desperacji nie myślałam nad tym.
- Nie mów nikomu, że tu jestem błagam. - Alice stała zaskoczona całą sytuacją ale przytaknęła.
Służąca była bardzo miłą osobą i nie pytała o nic więcej tylko zaoferowała mi coś do picia i jedzenia. A kiedy odmówiłam przyniosła chusteczki bym mogła się wytrzeć. Oczy piekły mnie od płaczu, wiedziałam, że nie byłam pierwszą kobieta Olivera, wiedziałam też o czasie kiedy myślał, że nigdy nie będziemy mogli się pobrać ale wiadomość, że będzie miał dziecko z inna kobietą było dla mnie ciosem wymierzonym prosto w moje serce. Jak miałoby to wyglądać my i ta kobieta z ich dzieckiem w jednym zamku, miałabym być miłą i traktować ją normalnie? Na samą myśl ściskało mnie w środku.
- Alice chyba zwymiotuje zaraz. - wydusiłam zanim zakryłam usta.
Dziewczyna przyniosła mi miskę i trzymała moje włosy kiedy zwymiotowałam. Usiadłam na podłodze i oparłam się o skromne łóżko dziewczyny. Minęło zaledwie kilka tygodni odkąd tu jestem a wszystko legło w gruzach, całe moje szczęście ulotniło się. Jak mogłam wierzyć, że zawsze będzie jak w bajce.
Próbowałam wstać ale zakręciło mi się w głowie, Alice na szczęście mnie złapała i posadziła na łóżku.
- Musze zawiadomić kogoś moja Pani, wyglądasz bardzo źle. - Mimo mojego sprzeciwu wyszła z pokoju.
Starałam się podnieść ale było to bardzo trudne, zebrałam się na wysiłek kiedy usłyszałam głosy i kroki. Nie chciałam z nikim się widzieć, nie teraz. Drzwi otworzyły się i zanim upadłam ale poczułam jak ktoś mnie łapie i usłyszałam głos Olivera.
- Laylo? - To było ostatnie słowo jakie usłyszałam zanim zapadła ciemność.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dziękuje za każde komentarze i * - to jest moja motywacja<3 Tak więc póki co mam nadzieje napisać jak najwięcej, póki jestem naładowana weną <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top