16. Ugryzienie

Po śniadaniu Oliver postanowił zabrać mnie do rodziców pod pretekstem kupna najlepszych produktów na obiad. W powozie cały czas opierałam się głową o Olivera, to było tak nierealne, że zastanawiałam się czy to nie sen. Jak można kogoś pokochać w tak krótkim czasie, jak mógł mi tak namieszać w głowie. 

- O czym myślisz? - Zapytał w którymś momencie.

- O tym jak dużo się może zmienić w ciągu kilku dni. - Westchnęłam. - I o tym jak bardzo cię kocham. 

To ostatnie wyrwało mi się choć nie miałam zamiaru mówić tego na głos. Westchnęłam i stwierdziłam, że nie ma co ukrywać moich uczuć, Oli mnie kocha.

- Kocham cię Oliverze.  - Powiedziałam stanowczo i spojrzałam w jego czarne oczy.

- Ja ciebie bardziej księżniczko. - pocałował mnie w czubek głowy.

Drzwi od powozu się otworzyły i Oliver wyszedł pierwszy a zaraz za nim ja, podał mi rękę bym się nie przewróciła. Wyszłam na zewnątrz i od razu poczułam znajomy zapach, zaciągnęłam się nim jak nigdy. Nim zdarzyłam zaprotestować ''chlebek'' zaczął skakać po mnie i mojej sukni, chlebka znalazłam kilka lat wcześniej i nigdy na tak długo go nie zostawiłam. Merdał ogonem i szczekał ze szczęścia - ten pies za każdym razem skrada moje serce. 

- Chlebek, siad! - Powiedziałam do brązowego małego psa przed moimi nogami.

- Nazwałaś psa chlebek? - Oliver zaśmiał się w głos.

- Ma kolor jak chleb, nie widzisz?- Powiedziałam oburzona i pogłaskałam czworonoga. 

Rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam rodziców na polu z Anna i kiedy pomachałam w ich stronę  mama ruszyła jako pierwsza. Rzuciłyśmy się sobie w ramiona i mocno przytuliłyśmy.

- Chodźmy do domu mamo. - I wskazałam na strażników którzy nam towarzyszyli, nie chciałam przy nich rozmawiać.

Oliver rozglądał się po pomieszczeniu kiedy cała trojka mu się pokłoniła, Anna wyglądała na przerażoną. 

- Proszę was choć tutaj nie bawmy się w to. - Te słowa zaskoczyły nawet mnie. - Jesteście teraz i moja rodziną, prawda? - Dodał na swoje usprawiedliwianie. 

- Czyli to prawda? - odezwała się niespodziewanie Anna i dotknęła mojego znaku. - Czy on wie WSZYSTKO? - zapytała ze specjalnym naciskiem na 'wszystko'. 

Spojrzałam na Olivera a on skinął głowę na znak, że mogę jej powiedzieć prawdę.

- Tak, wie wszystko... nie przeszkadza mu to. - patrzyłam w jej oczy kiedy głośno wypuściła powietrze, była to dla niej ulga.

Rodzice patrzyli po sobie kiedy nasza rozmowa zeszła na temat im nie znany. Stwierdziłam, że może coś z mojego ''znalezienia''pomoże mi rozwikłać zagadkę mojego pochodzenia. 

- Mamo, czy widziałaś coś dziwnego kiedy mnie znalazłaś? - Zapytałam spontanicznie.

Mama chwilę się zastanawiała czy coś powiedzieć aż Oli powiedział jej by nie obawiała się niczego i wtedy wydusiła z siebie coś czego się nie spodziewałam. 

- Cóż, prawda jest taka, że nie znalazłam cię samą przed domem... - Spojrzała na tatę który kiwnął głową - przyniosła cię Królewska czarownica.  

Zamarłam, ta sama która mi powiedziała o moim pochodzeniu? Dlaczego mnie nie oddała do kotów? Dlaczego postanowiła mnie tu zostawić?  To  nic nie wyjaśniało tylko komplikowało sprawę, obietnica krwi jaką złożyła czarownica znacznie utrudniała sprawę... czasami obietnice były gorsze niż życie w niewiedzy.

- Przepraszam ale muszę się wtrącić. - dodał spontanicznie tato. - Panie czy oznaczyłeś już moją córkę? 

W tym momencie myślałam, że zemdleje ale Oliver przejął wątek i ze swoim stoickim spokoje    mu odpowiedział.

- Co masz na myśli? 

- Połączenie dusz dopełni się przez ugryzienie, dopiero wtedy będzie pełne. - Spojrzał na mnie z uśmiechem. - Nie trzeba do tego  dwóch osób. 

Spojrzałam na Olivera i on na mnie, oboje poczuliśmy się zmieszani. Myślałam, że to już koniec, że znak wystarczy.

- Myślę, że to najlepszy moment na to, nie byliśmy na ślubie więc chociaż zobaczymy złączenie. - tato brzmiał wesoło, nie obawiał się tego co trochę mnie zdenerwowało. 

Oliver patrzył na mnie z pytaniem w oczach, skinęłam głową i czekałam aż mnie naznaczy swoim ugryzieniem. Nie był pewien i wiedziałam, że nie chce tego robić ale szepnęłam by nam zaufał i wyciągnął kły. Nie bolało mnie to, wręcz przeciwnie, poczuła podniecenie kiedy ugryzł mnie w szyje. I nagle świat zawirował, nie wiedziałam co się dzieje ale Oli złapał mnie kiedy prawie upadłam. Poczułam strach, niepewność i strasznie się martwiłam, choć nie wiedziałam o co.na mnie zmartwiony.

- Dziwnie się czuję, jakbym odbierała czyjeś uczucia... nie wiem jak to opisać. - Zawroty głowy ustały a ja spojrzałam na pozostałych. 

- Pora już wracać. - Oli przyglądał się mi przez chwilę i zwrócił się do moich rodziców. - Ale żeby nasza przykrywka miała ręce i nogi musimy od was kupić trochę warzyw i mięsa. 

Czułam ogromny  żal bo zyskując Olivera straciłam swoich rodziców i Anne, nie licząc krótkich spotkań, nie widywałam ich prawie wcale i bardzo za nimi tęskniłam. Oczywiście taki stan rzeczy zawdzięczamy obecnemu Królowi. Jako przyszła Królowa, żona jego pierworodnego nie mogłam spędzać czasu z ludźmi z ''tego'' środowiska. Pożegnanie jak zwykle było trudne, starałam się jak mogłam by było łatwiej więc rozpłakałam się dopiero jak ruszyliśmy w drogę powrotną. Oli przytulił mnie z grymasem na twarzy co przykuło moją uwagę. 

- Coś się stało? - Zatrzymałam potok łez by na niego spojrzeć.

- Chyba jest coś czego twój ojciec nam nie powiedział. - westchnął. - po ugryzieniu zacząłem odbierać twoje emocje, nie wszystkie ale te najsilniejsze.

- Ohh... spróbuje się uspokoić... - powiedziałam niepewnie.

Nie chciałam dobijać jeszcze i jego, to pewnie było trochę upierdliwe z mojej strony. 

- Nie, chodziło mi o to, że to źle... - przyciągnął mnie do siebie. - jeśli potrzebujesz się wypłakać to tak zrób. 

Nawet jeśli mu to nie przeszkadzało tak bardzo to nie chciałam być wrzodem na tyłku, a po drugie kiedy mnie przytulił zrobiło mi się lepiej i choć serce dalej rozpaczało to nie chciałam już płakać. Jego spokój w końcu i mnie się udzielił i  byliśmy gotowi wyjść na targ, gdzie rolnicy sprzedawali produkty swojej pracy. Oczywiście zrobiło się zamieszanie kiedy wraz z Oliverem tam weszliśmy, każdy usuwał się nam z drogi i kłaniał, a gdy tylko odeszliśmy kawałek szeptali do siebie na nasz temat. Wiedziałam co mnie czeka choć czułam się strasznie dziwnie, nie przywykłam do pokłonów i takiej atencji innych osób. Podchodziliśmy do różnych stanowisk  i kupowaliśmy jakieś kompletnie nie potrzebne nam rzeczy, proceder ten miał na celu po pierwsze pokazać się swoim podwładnym, po drugie dać im poczucie, że jesteśmy im wdzięczni za ich prace - co poniekąd było prawdą. Strażnicy nie opuszczali nas na krok, bacznie obserwując okolice i służyli pomocą w próbowaniu różnych smakołyków, bo jak wiadomo my nie mogliśmy jako pierwsi - kwestia bezpieczeństwa i ochrony przed zatrutym jedzeniem. 

- Lala! Lala!

Na początku nie usłyszałam wołania, dopiero kiedy głos był bardzo blisko odwróciłam się. 

- Nie! - Krzyknęłam do strażników którzy byli gotowi złapać biegnącego w moja stronę chłopca. - To tylko dziecko na litość boską!

Spojrzeli po sobie ale przepuścili mojego ''napastnika'' który rzucił się w moje ramiona. Wyglądał gorzej niż kiedy go widziałam po raz ostatni, chudszy i z pewnością bledszy. 

- Lala! Dlacego mnie jus nie odwiedzas? - Zapytał ze smutkiem w głosie.

Przez chwilę zastanawiałam się co odpowiedzieć trzy letniemu chłopcu, wtedy jego małe paluszki złapały mnie za policzki. 

- Cy ty jus mnie nie lubis? - Zapytał smutny. 

- Bardzo cie lubię Canes...- powiedziałam i zastanawiałam się co dalej mu powiedzieć, jak wytłumaczyć co się dzieje.

- Mama mówiła ze jestes telaz źniczką i bedzies Klólową! - Mały klasnął wesoło w dłonie. - Bedzies najlepsą Klólową! 

Mały był tak uroczy, że serce ścisnęło mi się mocnej - nie dało się go nie kochać. 

- Ja też tak uważam. - Dodał rozbawiony Oliver. - Ale dlaczego ty tak sądzisz?

Chłopiec chwilę się zastanawiał kiedy w końcu się uśmiechnął i odpowiedział wesoło. 

- Lala jest miua i psynosiła nam jedzonko i nie byłem głodny i jest miua. - Chłopiec chwilę jeszcze się zastanawiał i dodał. - i bawi się ze mną. 

W sumie nie zwracałam wcześniej uwagi na ludzi dookoła ale teraz zebrała się spora liczba gapiów która tylko czekała na okazje do plotek. 

Oliver przykucnął koło mnie i chłopca i zmierzwił mu lekko włosy. 

- Co powiesz żebyśmy razem z Lalą zrobili zakupy z jedzeniem dla ciebie? 

Chłopiec szeroko się uśmiechnął i zaczął skakać z radości i krzyczeć wesoło, że będzie miał ''jedzonko''. Kiedy euforia małego minęła podszedł do Olivera i poważnym głosem oznajmił. 

- Jestes moim ubionym ksieciem, nie znam innego ale ty jestes moim ubionym. 

Oboje z Olim wybuchliśmy śmiechem i jak się okazało nie tylko my bo innym też udzielił się dobry humor. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top