10. Biblioteka

Kiedy wchodziliśmy z powrotem do zamku, panowała cisza, ale nie oznaczało to, że wszyscy śpią. Służba i strażnicy z pewnością krążyli po zamku by dopilnować swoich obowiązków. Tuż przed moja komnatą usłyszeliśmy kroki, nie zastanawiając się otworzyłam drzwi i wciągnęłam Olivera do środka zanim zdążył zareagować.

- Ciii...- Przyłożył mi palec do ust i nasłuchiwał.

Kroki zaczęły się oddalać, a kiedy ucichły oboje zaczęliśmy się śmiać.

- Czuję się jak dziecko. - Powiedziałam, kiedy zdjęłam futro i położyłam na krzesło.

Oliver zamilkł a ja odwróciłam się w jego stronę. Jego wzrok przeszywał mnie na wylot i zaczęłam się zastanawiać o czym myśli, wyglądał na trochę zmartwionego.

"Boże, chyba nigdy nie zrozumiem tego mężczyzny!'' Raz śmiał się a za chwilę wyglądał jakby miał za zaraz umrzeć. Przysięgam, że jego nastroje zmieniały się częściej niż u kobiety w ciąży choć ponoć to my jesteśmy niezrozumiałe dla innych.

- Muszę już iść. - Posłał mi słaby uśmiech i ruszył w stronę drzwi.

- Oliver!... -

Krzyknęłam za nim choć w sumie nie wiedziałam czemu. Odwrócił się w moja stronę i przez chwilę nie wiedziałam co powiedzieć.

- Gdzie jest ten strażnik, który pilnował mnie w nocy?

- Nie będzie cię już pilnował. - Nie wiedziałam, dlaczego ale jego głos wydawał się o wiele smutniejszy.

Nie wiedziałam co z tym zrobić, dlaczego nagle zmienił zdanie? Ten mężczyzna był najbardziej tajemnicza osobą jaką znam.

- Dlaczego? - To słowo mimowolnie wydobyło się z moich ust, choć tak naprawdę chciałam znać odpowiedź.

Stał przez chwilę w ciszy ale w końcu podszedł do mnie, spojrzał mi w oczy. Przeszywał mnie wzrokiem, poczułam gorąco które mnie przeszywa, nigdy nie widziałam piękniejszych oczu niż jego. Przez chwilę miałam nadzieję, że znowu mnie pocałuje ale nie zrobił tego.

- Ufam, że postąpisz słusznie... połóż się spać.

Czułam, że chce coś dodać ale odwrócił się i wyszedł. Stałam w tym samym miejscu i nie wiedziałam co myśleć, zaufał mi ale co dalej? Nawet jeśli by tego nie zrobił nie mogłabym postawić na ucieczkę, nie kiedy życie nie tylko moje było od tego zależne, z drugiej strony nie chciałam tego przyznawać ale przy nim czułam coś czego nie czułam nigdy. Moje ciało szalało a umysł wariował, nie wiem dlaczego ale coraz bardziej chciałam być bliżej niego. Oszalałam - to jest pewne.

Kiedy zasnęłam śniłam o mojej biologicznej matce, a przynajmniej tak się przedstawiła albo ja chciałam żeby taka była.

'' Nie widziałam jej nigdy a jednak wydawała się znajoma. Jej oczy miały kolor srebra, dosłownie lśniły czystym srebrem. Włosy miała białe jak śnieg, sięgały jej za pas.

-Moja droga córeczko, przepraszam, że nie mogłam cię ochronić. – Podeszła w moja stronę i jej delikatne ręce objemy moja twarz.

- Ta wojna nie jest wojna z własnej woli, ktoś potężny próbuje namieszać. - Pokiwała głową i spojrzała mi jeszcze raz w oczy - zaufaj mu, zaufaj Olivierowi...

Była jak wymyślona, wręcz zbyt idealna. Mogłabym patrzeć na nią cały czas, bez przerwy.

- Pamiętaj masz moc, księga światła jest w bibliotece, korzystaj z niej ale uważnie.''

Kiedy chciałam coś powiedzieć sen się urwał a ja obudziłam się przestraszona.

Jaka wojna? Kto miesza? I o co chodzi z Olivierem? Pytań miałam milion i tylko jeden głupi sen to spowodował.

Resztę nocy myślałam, myślałam nad snem. Chciałam znowu zasnąć, znowu ją spotkać ale nie udało mi się. O jakiej mocy mówiła? O jakiej księdze?

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Dwa dni - tyle pozostało do ślubu.

Wstałam nie chętnie, fizycznie byłam wypoczęta ale mój umysł płatał mi figle. Pocałunek z Oliverem dużo zmienił, choć bardzo chciałam się tego wyprzeć.

''Głupie, naiwne uczucia!''

Choć cały czas to sobie powtarzałam nie przekonały mnie, nie do tego żeby zmienić uczucia.

''Czy można walczyć z samą sobą?''

To pytanie chodziło mi po głowie. On miał coś w sobie, coś co mnie 'uziemiało', nie mogłam temu zaprzeczyć - pragnęłam go. Tak prymitywne uczucia, tak prehistoryczne potrafiły zmienić moje zdanie co do ucieczki.

''Jestem słaba...''

Jednak nie mogłam zaprzeczyć, iż był jedyną osobą, która o mnie dbała - jak sądzę bezinteresownie. Chciałam wierzyć, chciałam wierzyć, że dbał o mnie przez własne uczucia. Chciałam wierzyć, że kiedy powiedział ''dla mnie nie jesteś nikim'', jest prawda, jest tym co tak naprawdę myślał.

Skuliłam się w kłębek i starałam się zrozumieć to wszystko co działo się teraz. Zaraz odbędzie się ślub a ja, ja jestem ... Jestem w pułapce, wątpię by Oliver mógł darzyć mnie jakimkolwiek ciepłym uczuciem kiedy dowie się prawdy.

Jestem zwierzęciem zamkniętym w pułapce, im dłużej w niej siedzę tym mniej nadziei mi zostaje. Moja sytuacja była beznadziejna, wątpiłam bym miała inne wyjście jak poddać się temu co nadchodzi. Choć rodzice zawsze powtarzali, iż zawsze jest jakieś wyjście – teraz wątpiłam by zawsze była inna droga, inne rozwiązanie.

Podniosłam się, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Do mojej komnaty – więzienia, weszła królowa. Jak zawsze nieskazitelna. Była ubrana w piękną błękitna suknie z jedwabiu, jasne włosy upięte miała w majestatyczny kok a usta pomalowane na lekki pudrowy róż.

Najszybciej jak potrafiłam, wstałam i pokłoniłam się.

- Alice pomoże ci się przygotować. Zaraz po śniadaniu czeka cię przymiarka sukni ślubnej.

Nie dodała nic więcej, kiedy wyszła z pokoju znowu zaczęłam oddychać. Ta kobieta wzbudzała mój podziw, strach i szacunek, nie wiedziałam które bardziej.

Nie mogłam się jej sprzeciwiać więc kiedy tylko Alice weszła do komnaty, nie ociągałam się.

Kiedy zielonooka pomagała mi zawiązać gorset wpadło mi coś do głowy.

- Alice, czy w zamku jest jakaś biblioteka? – Odwróciłam się w jej stronę.

- Czy jest? To chyba największa biblioteka jaka istnieje. – Uśmiechnęła się szeroko.

- Czy po przymiarce sukni możesz mi ją pokazać? – przegryzłam wargę, bo w głowię miałam już zarys planu, może jednak znajdę jakieś wyjście, może istnieje jakiekolwiek zaklęcie, eliksir, który mógłby zablokować moja 'kocią' naturę.

- Jako sobie życzysz moja pani. – Alice pokłoniła się w moja stronę. – Myślę że jesteś już gotowa moja pani. – Dodała kiedy podeszłam do lustra.

Obejrzałam się i opuściłam komnaty w towarzystwie Alice, która odprowadziła mnie do jadalni.

Przy stole siedzieli prawię wszyscy oprócz Rose, trochę mnie to zaniepokoiło, kto wie co ten psychopata mógł jej zrobić. Miałam nadzieje, iż po prostu trochę dłużej zajęło jej wyszykowanie się.

Pokłoniłam się i usiadłam obok Olivera, nie patrzyłam na niego ale czułam, że mnie obserwuje. Nie wiedziałam jak mam się zachować w jego obecności po ostatnich wydarzeniach, cały czas w myślach przywracałam chwilę naszego pocałunku.

- Laylo... - z zamyślenia wyrwał mnie głos króla Howarda – Poinformowano mnie co się stało przedwczoraj i zapewniam cię, że Alexander nigdy więcej nie dopuści się takiego czynu. – Jego głos brzmiał szczerze i dużo serdeczniej niż ostatnio.

Nie wiedziałam co odpowiedzieć więc tylko skinęłam głowa.

Wątpiłam by Alexander mógł się powstrzymać od robienia komukolwiek krzywdy, mnie może nie ruszy ale co z Rose? Była jego żoną i mam wątpliwości czy ktokolwiek by zareagował na to co robi z nią książę.

Kiedy myślałam, że już się nie pojawi do Sali weszła księżniczka. Nie wiem czy to możliwe ale wyglądała jeszcze gorzej niż wczoraj, jakby przez noc straciła co najmniej z kilka kilogramów. Oczy miała podkrążone, zniknął też blask, który wcześniej widziałam w jej oczach. Ona już straciła nadzieje.

Pokłoniła się i usiadła obok Alexandra który zajmował miejsce naprzeciw nas. Kiedy ten na nią spojrzał widziałam jak jej ręka zaczęła się trząść.

''Biedna Rose.''

Posiłek zjedliśmy w milczeniu. Kiedy Rose wstała i miała zamiar wyjść zatrzymałam ją.

- Rose... - Odwróciła się w moja stronę. – Czy zechciałabyś się wybrać ze mną do biblioteki? - Po chwili namysłu przytaknęła.

- Musze tylko iść przymierzyć suknie, masz ochotę pójść ze mną? – Uśmiechnęłam się do niej, chciałam dodać jej otuchy.

Skinęła niepewnie głową, pociągnęłam ją za rękę w stronę drzwi. Czekała tam na nas Alice która zaprowadziła nas do pomieszczenia w którym królewskie szwaczki robiły przymiarki sukien. Była to chyba największa garderoba jaka widziałam, wszędzie wisiały gdzieś jakieś suknie i garnitury, halki i koszule, było tu wszystko.

Królowa już tutaj była i dyskutowała o czym z krawcową. Kiedy odwróciła się w naszą stronę pokłoniłyśmy się jej. Nie wyglądała na zdziwiona, że jest z nami Rose, nie skomentowała tego ale kazała jej usiąść w rogu pokoju.

Królowa Elanore poleciła mi stanąć naprzeciw ogromnego lustra i tak też uczyniłam. Nagle krawcowa i Rose zaczęły mnie rozbierać, czułam się trochę skrępowana taką ilością osób ale uznałam że nie okaże tego.

Suknia ślubna była ogromna, miałam wrażenie że suknia waży dwa razy tyle co ja. Było naprawdę ogromny wysiłkiem poruszać się w niej, krynolina nie ułatwiała zadania, a ciągnący się na kilka metrów welon był koszmarem. Jednak sama sunia był przepiękna, na gorsecie był wyszyty szary wilk, rękawy zrobiono z delikatnej koronki. Dekolt mógłby być mniejszy ale nie zamierzałam kwestionować wyboru Królowej.

Królowa krążyła wokół mnie prze kilka minut i uważnie się przyglądała, co jakiś czas kazała się obrócić lub przejść się kawałek. Wzdychała i cmokała, nie bardzo wiedziałam czy z zadowolenia czy wręcz przeciwnie.

- Myślę, że leży idealnie. – zwróciła się w stronę krawcowej. – możecie już ja przebrać tylko uważajcie by niczego nie zniszczyć. – Po tych słowach wyszła a ja wreszcie mogłam oddychać spokojnie.

- Wyglądasz olśniewająco moja pani. – Powiedziała z uśmiechem Alice kiedy uwalniała mnie z welonu. Odwzajemniłam uśmiech.

Zdejmowanie sukni okazało się dużo szybsze i z wielką ulgą przyjęłam fakt, iż póki co suknia będzie wisieć na wieszaku a nie na mnie. Suknie była ogromna i ciężka, martwiłam się jak ja dam rade w niej chodzić czy tańczyć.

Po wyjściu z Sali poprosiłam Alice by zaprowadziła nas do biblioteki i tak też uczyniła, jak mówiła dziewczyna była ogromna, mój rodzinny dom był mniejszy. Rozglądałam się przez chwilę zachwycona, były tutaj chyba wszystkie książki świata.

- Czy mogę jeszcze jakoś pomóc moja pani? – Alice również wyglądała na zachwyconą.

- Nie, ale możesz zostać w bibliotece i coś poczytać, w razie gdybym cię potrzebowała. – Puściłam w jej stronę oko a kiedy odeszła z uśmiechem w stronę regałów, spojrzałam na Rose.

- Jak bardzo źle jest? – Zapytałam, nigdy nie umiałam być subtelna, zwłaszcza kiedy coś lub ktoś doprowadzało mnie do szału. – Nie musisz odpowiadać jeśli nie chcesz ale nie musisz z nim spędzać całych dni. Możesz też spędzać czas ze mną. – Blondynka uśmiechnęła się słabo.

Bibliotekarz Pan Brooke zaproponował nam pomoc ale ja w odróżnieniu od księżniczki nie chciałam by ktoś wiedział czego szukam. Tak więc kiedy Rose i Alice siedziały zaczytane gdzieś w zakamarkach biblioteki ja zaczęłam się rozglądać.

''Przemiany, blokowanie przemiany...''

Musiało tutaj coś być, na pewno było ale znalezienie czegoś konkretnego w tej niekończącej się bibliotece mogło trochę zająć. Błąkałam się miedzy półkami aż pewna książka przykuła moja uwagę ''Historia zmiennokształtnych''. Wyjęłam ją z półki i usiadłam przy stoliku w rogu, wyglądała na dość nową w porównaniu do reszty. Przejechałam palcem po okładce i ją otworzyłam, przez chwile wpatrywałam się w słowa.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top