Rozdział XII
– To był kurwa zły pomysł! – wrzasnęłam, momentalnie spadając z dachu budynku. – Agata, chuj ci w makaron! – wykrzyczałam, zamykając oczy. Ta parówa mnie wyrzuciła za krawędź, mówiąc, że ma plan! A jak Agata ma plan, to wszyscy mamy przejechane, ponieważ Żanecie nigdy nic się nie udaje...! Nagle poczułam szarpnięcie, a ja wpadłam w jakieś pnącza. – Kurwa żyję! – leżąc twarzą w jakichś kwiatkach, zrobiłam odwrotnego aniołka, szczerząc się jak debil. – Ale i tak chuj ci w makaron Agata! – przewróciłam się na plecy, ale pożałowałam tego, ponieważ zobaczyłam tylko, jak Kornelia spada prosto na mnie, a potem dostałam w łeb ścianą z wody. – Mogłaś kurwa skakać dalej, a nie amortyzować się wodą, kurwo...
– Nie marudź, tylko złaź stąd, bo zaraz Ania z Agatą będą skakały.
Korna była cała i zdrowa, w porównaniu do mnie, której nie chciało się nawet przekręcać na drugi bok. Jednak wizja spłaszczenia się pod ciężarem naszej ziemistej koleżanki mnie przekonała i ześlizgnęłam się z pnączy nie wiadomo jakiej rośliny, którą "wyczarowała" starsza blondynka.
– Myślisz, że zwrócili na nas uwagę? – zapytałam brunetki, podbiegając do niej i patrząc się na celujących w nas funkcjonariuszy.
– Nie... coś ty – uśmiechnęła się, a ja walnęłam facepalma.
– Jesteśmy z S.H.I.E.L.D.! – wykrzyknęłam, a policjanci spojrzeli na nas nieufnie. – Poczytajcie sobie o nowym dorobku, w postaci czterech majestatycznych dziewczyn z mocami podstawowych żywiołów – rzuciłam machając ręką na odczep. Wtem z nieba spadła Ania, która ogarniając swoją umiejętność, zrobiła sobie powietrzną poduszkę, nie ufając zaroślom Żanety.
– Dobra, zostawcie je, mówią prawdę – powiedział jeden typ, wyglądający, jak ich przełożony. Wysoki, czarnoskóry mężczyzna. Miał na czole śmieszny pieprzyk, ale w sumie mu pasował. – Pracujecie, jak na razie z Natashą Romanoff, tak?
– Ja! – uśmiechnęła się Kornelia, a ja pokiwałam głową rozbawiona i zażenowana. Co za biedak z niej. Niemiecki zbyt mocno wszedł nam w życie. Zupełnie, jak KLEMENTYNA, ale o tej książce nie będziemy tutaj rozmawiać... Zwłaszcza, że moja wypowiedź jest raczej monologiem!
– Cześć dziewczyny... – odezwała się piwnooka, a my zrobiliśmy miejsce dla czarnowłosej w szeregu przed czarnoskórym policjantem. Swoją drogą, spoko koleś. – Och...
– Sytuacja opanowana, Ania, don't worry – zaśmiałam się z miny przewrażliwionej koleżanki.
– To dobrze, bo Agata zamierza zaraz skoczyć, tylko najpierw musi skończyć modlić się do wszystkich bogów.
– Do greckich też? – spytała Korna, a ja przetarłam twarz dłonią.
– Tylko nie bogowie greccy! Ileż o nich można się uczyć w szkole...! Ale nordyccy są jak najbardziej mile widziani w programie... – wyszczerzyłam zęby, a nasto--po prostu dziewczyny spojrzały na mnie z wątpliwościami, czy aby na pewno ze mną wszystko okej. – Co, cierpię na niedosyt Lokiego... – założyłam ręce na klatce piersiowej, udając, że się obrażam.
– Widać – Romek przewróciła oczami, a ja zrobiłam dzióbek z ust, tworząc niemy protest. Mnie się nie lekceważy, dziewczynki.
– Dobra, dobra... Czy Agata wreszcie spięła dupę i... – zaprzestałam mówić, gdy przerwał mi czyjś zaiste donośny i emocjonalny krzyk, pokazujący iż nadawca tego piszczącego dźwięku czuje aktualnie strach. Potem coś się zatrzęsło, zmiotło kurz dookoła i wytworzyło wielką, oślepiającą chmurę piachu. Postanowiłam to wykorzystać. Po omacku wzięłam dziewczyny pod rękę, a te nic nie mówiąc, zaczęły się wycofywać w stronę Agaty, która chyba jeszcze żyła, ponieważ słyszałam jej ciche skrzeczenie.
Przez ten "wybuch" Avengersi z pewnością tu przybędą, dlatego musiałyśmy – krótko – spierdalać.
– Dziękujemy, panie... panie ktosiu za wysłuchanie, idziemy ratować ludzi. A i by the way, dobry z pana gość! – pożegnałam się na szybko i podbiegłyśmy we trójkę po blondynkę, która mówiła coś o twardym i nieprzyjemnym lądowaniu. – Ech...
○●○●○●○●
Nagle usłyszeliśmy czyjś odrażający krzyk, a później eksplozję lub trzęsienie ziemi, które powaliło większość funkcjonariuszy. Obejrzałam się za Deadpoolem, ale go nigdzie nie widziałam. Zniknął? A więc to znowu tylko sen? Przeczesałam swoje nieludzko długie, blond włosy, stwierdzając, że ucieczka nie byłaby takim złym pomysłem i wycofałam się za jakiś przewrócony samochód. Kiedy już chciałam czmychnąć dalej, ktoś złapał mnie w pasie i przerzucił sobie przez ramię. Co do--
– Ej! – rzuciłam, a potem zobaczyłam dwie katany. – Przesadziłeś, Deadpool... – mruknęłam i wyskoczyłam z jego objęć, powalając mężczyznę na łopatki. Szybko się jednak poskładał.
– Uhuhu, ostra laska – zaśmiał się, a ja czując zażenowanie jego postawą, wywróciłam oczami. – Przynajmniej sama umiesz biegać, chodź, spadajmy stąd, póki mamy szansę. Zrobiłem już co miałem, dlatego czas się zawijać.
– Myślisz, że tak sobie za tobą pójdę? Chciałeś mnie przed chwilą porwać – wystawiłam do niego rękę, stając w pozycji gotowej do ataku. Lata karate nie poszły na marne.
– Stwierdziłem, że nie dasz rady sama przecisnąć się przez funkcjonariuszy, ale jeśli nie chcesz iść ze mną, powodzenia z niebieskimi. Na pewno też masz dokąd wrócić, skoro nie bardzo wiedziałaś gdzie jesteś – zasalutował i odwrócił się w celu ucieczki.
Nagle usłyszałam za sobą strzały i wyraźnie podkreślone przekleństwami krzyki. Zmieniłam szybko zdanie...
– Dobra! Wracaj tu, ale biec umiem sama, okej?! – krzyknęłam, chowając się za autem.
– Wiedziałem, że zmądrzejesz – zarechotał nie wiadomo skąd i wyciągając katanę, przerżnął paru policjantów, którzy zdążyli okrążyć auto, za którym się ukrywałam. Co dziwniejsze, nie zabił ich, ale tylko pochlastał. Zawsze myślałam, że to taki szalony zabójca, a tu okazuje się, że... Och, nieważne, odciął właśnie komuś łeb. Nieważne. – Znam taką fajną knajpę z meksykańskim żarciem, może...
– ...może zanim coś zadecydujesz, ochronisz swoje plecy? – mruknęłam, przerywając mu. W tym samym momencie znokautowałam jakiegoś mężczyznę, który zaszedł go od tyłu. W normalnej sytuacji zaczęłabym się śmiać z podtekstu mojej wypowiedzi, ale teraz muszę uważać, aby nie dostać kuli w czoło!
No cóż, tak zaczęłam przebijać się z Deadpoolem przez niewielkie pole bitwy. Zresztą, ciekawi mnie dlaczego znalazłam się w Nowym Yorku, zwłaszcza, że jechałam z wujkiem gdzieś w środku Europy na wieś?
○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●
Bardzo krótki rozdział, totalnie napisany na szybko, ponieważ nie mam ochoty tego sprawdzać trzy razy, ale...
Dzisiaj mam urodzinki! (30.11)
Dlatego stwierdziłam, że z tej okazji napiszę już ten rozdział, abyście przestali mnie gryźć (mówię o tobie @_Lornelia_)
Możecie krytykować, dzisiaj się nie postarałam, ale przynajmniej fabuła idzie dalej! XD
Zwłaszcza, że to nie opowieść, taka wiecie – poważna, jeśli jeszcze nie załapaliście, a totalnie na luzie pisane opowiadanie na piętnaście minut XDD
Także, wracając, wszystkiego najlepszego dla mnie <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top