Rozdział XIV

– Co to do kurwy nędzy było?!

Obudziłem się w dość badziewnym położeniu, i ogólnie nie wiem co robiłem na plaży, ale ewidentnie mi się to nie podobało. Niemożliwym jest to, żeby Wisła wyrzuciła mnie w miejsce takie, jak to, ponieważ... hello, dawno bym umarł, a nawet nie czuję, iż jestem mokry...

...zboczuchy.

Rozejrzałem się dookoła. Za Rosję, czy inne Chiny nie rozpoznawałem tego miejsca, a ludzie, którzy się na mnie gapili z pewnością uważali, że byłem debilem lub jakimś dziwakiem. O wiele się nie pomylili. Sam uznałbym siebie za świra w takiej sytuacji.

Co ja do jasnego Trenera Księdza Tomasza Wuefisty Pięć (chuj, że to nie tak szło jakiekolwiek powiedzenie) robiłem na plaży, a jakaś czarnoskóra babcia z wnerwiającym bachorem rozmawiali po angielsku, pokazując na mnie palcem? Nie żebym nigdy nie widział ludzi, posługujących się angielskim... Ekhem.

Wstałem otrzepując ubrania (czarna bluza, spodnie dżinsowe, zwykłe trampki) i podszedłem do jakiegoś dziadka, posługując się oczywiście "profesjonalnym" angielskim (lata gier video nie poszły na marne):

– Przepraszam, co to za plaża? – zapytałem, a ten starzec w ogóle nie odwrócił się w moją stronę. – Halo, dzień dobry, aloha, konnichiwa, guten tag, hola amigo? Ja pierdolę... A weź się jeb się, cieciu.

– Ojej. Słucham, chłopczyku? – odezwał się, wyjmując z uszu pomarańczowe zatyczki. Wywróciłem oczami na jego przyjazny uśmieszek. Nienawidzę starych ludzi. Po cóż w takim razie do niego zagadałem? W sumie, chuj wie.

– Co to za plaża? – rzuciłem prosto, nie mając ochoty na dalsze cackanie się z tym kolesiem.

– Och, to moja ulubiona plaża. Spędzam w niej czas odkąd mojej świętej pamięci żona postanowiła kupić sobie komplet okularów przeciwsłonecznych na targu w Argentynie... Och, cóż za wspaniałe chwile. Moi wnuczkowie wręcz uwielbiają, gdy...

Co to do kurwy nędzy za dialog?

Monolog.

Whatever.

Wychodzę stąd.

– Przepraszam, potrzeba wzywa, już wiem, dziękuję, czy coś – mruknąłem pierwsze co mi wpadło do głowy i wycofując się od tego wariata, zanotowałem, aby więcej nie rozmawiać z emerytami. Widać, że ten człowiek żył we własnym świecie.

A jestem po prostu dosyć niecierpliwy.

Ech. Nic mi do tego dziadka. Nie muszę w tym przecież uczestniczyć. Poszukam najwyżej jakiegoś punktu informacyjnego, czy coś, bo rozmowa z ludźmi idzie mi dzisiaj opornie. Wygrzebałem z kieszeni telefon, ale ze zdziwieniem zauważyłem, iż nie posiadam zasięgu.

– Trzy kreski, jak byk. Dlaczego nie działa mi google maps? – wymruczałem do siebie, opuszczając plażę i wszedłem  z nadzieją w aplikację "Messenger". – Jaki kurwa "brak połączenia z siecią", kurwa?! – zacisnąłem mocniej palce na telefonie i wtedy... Wtedy zdarzyło się coś pojebanego. BARDZO pojebanego. Otóż komórka rozsypała mi się w dłoniach... Jakby była zrobiona z kruchego papieru co rzecz jasna było niemożliwe.

Co.

Do.

Grzyba?

Stanąłem, jak wryty, obserwując niewielką kupkę ciemnoszarego popiołu, jaki po niej pozostał. Rozgniotłem to instynktownie nogą i niestety, nie było to iluzją, ani jakąś fatamorganą, ponieważ ubrudziłem sobie buta. Ech. Wziąłem głęboki wdech, ledwo hamując ekscytację, łamaną na wkurwienie trzeciego stopnia. Przepraszam kurwa bardzo, ale jakim cudem rozjebał mi się telefon? No kurwa, ja się pytam?!

Gdzie ja trafiłem, w takim razie?

○●○●○●○●

– Powiedziałam wam, żebyście nie ruszały się z tamtego dachu, a wy, a raczej ty, wyskakujesz mi z wymówką o szukaniu toalety?! Mogłaś się bardziej postarać – Natasha od dwunastu minut dobitnie dopowiadała, jaka to nasza czwórka jest nieodpowiedzialna, dziecinna, i że w ogóle nie powinniśmy dostać tych "mocy". No, ale z przeznaczeniem nie ma gadania, więc może się już zamknąć. – Macie szczęście, że Starka nie ma aktualnie w Wieży, bo nie jestem pewna, czy by was czasami z niej nie wyrzucił. Ale nie martwcie się, na pewno dowie się o tym co zrobiłyście.

– W porządku, jeżeli nas wyrzucicie zanim do końca opanujemy swoje moce, prawdopodobnie wywołamy szkody, a z tego co wiem tej energii nie powstrzymuje żaden czynnik. Mam na myśli, nie istnieje nic, co by mogło ją przytłumić, więc teoretycznie moglibyśmy wywołać te szkody, a gdybyśmy w dodatku zostały... – zaczęłam się produkować, ale w połowie Korna trzepnęła mnie w ramię, abym zamknęła jadaczkę. – No co? Przytaczam najbardziej prawdopodobną wersję dalszych wydarzeń, zakładając przy tym, że... Ała! – znowu mnie trzepnęła, tym razem ochlapując mnie wodą w twarz. Brr... nienawidzę wody. – No wiesz ty co?! Swoją psiapsi atakować?! – zażartowałam, a ona parsknęła, kręcąc głową.

– Chciałyśmy powiedzieć: "przepraszamy", zanim Dominika zaczęła wszystko plątać – wtrąciła nieśmiało Ania, a Agata pokiwała sztywno głową. Widać, że się stresowała, ponieważ zaciskała dłonie w pięści. Korna za to uśmiechnęła się triumfalnie z mojej męczeńskiej miny. A niech się cieszy. Najwyżej podpalę jej włosy... – Obiecujemy, że to się już więcej nie powtórzy. Po prostu zjadła nas ciekawość i chęć pomocy innym ludziom – Oo, Ania, dobry chwyt. Teraz pomyślą, że jesteśmy takie super bohaterki, ludziom chcemy pomagać. Jedyna inteligentna! – Postaramy się dorosnąć do tego, aby móc wykonywać jakiekolwiek misje – zakończyła z niewinnym uśmiechem. Zastanawiam się, czy ona taka słodzinka, czy może w duchu diabła trzyma...

– Wszyscy mówią takim trudnym językiem... – wymruczała blondynka, na co parsknęłam krótkim śmiechem.

– Wiesz, takie dyplomatyczne gadanie robi dobre wrażenie o rozmówcy, nie sądzisz? – rzuciłam do błękitnookiej Żanety.

– Stark i tak się o tym dowie, ale w każdym razie... – dobrze, że nie "w każdym bądź razie", bo bym chyba zamordowała... – ...jesteście zawieszone na pewien czas, ale jeszcze porozmawiamy o tym z innymi. Możecie uwierzyć, że teraz czeka was ostry trening umiejętności oraz test sprawnościowy. Przy okazji... Z racji tego, że... Loki miał już styczność z magią, spróbuje on was nauczyć pełnej kontroli w ramach jego odkupienia win. Zapewne wiecie, że nie będzie chętny do pomocy, dlatego radzę wam z nim współpracować.

Chętny czy nie, to LOKI!

W duchu zaczęłam skakać. Czy to co się dzieje jest realne?! Omg, omg, omg...!

Korna zachichotała na moją reakcję.

Mam wrażenie, że to będzie świetny czas, zwłaszcza, iż nie miałam jeszcze okazji napotkać ponownie na swojej drodze boga kłamstw... Widocznie unikał ludzi, ale w sumie co się dziwić, jesteśmy tu zaledwie parę dni i zdążyłam porozmawiać jedynie ze Stevem i Clintem o jakichś kompletnych pierdołach!

No nic, trzeba się przygotować!

– Zaczynacie od jutra rana, a mając na myśli "rano", chodzi mi o konkretną siódmą w sali treningowej – wszystkie jęknęłyśmy w niezgodzie. Co, jak co, ale ja jestem nocnym markiem, co z kolei sprowadza się do pobudek, najwcześniej o trzynastej! Nie wiem, jak z resztą, ale wstawanie o szóstej dla nich również musi być beznadziejne. – Zaprowadzę was do niej, żebyście się nie zgubiły, i aby wymówki typu: "zgubiłyśmy się", nie zadziałały. Wszystko jasne?

– Nie.

– To świetnie – zignorowała moją wypowiedź, idąc w stronę windy.

Chcąc nie chcąc, podążyliśmy za nią.

To będzie długi weekend...

– A, właśnie – wtrąciła Romanoff, zanim weszłyśmy wszystkie do tego magicznego pudełka, które może nas zanieść na odpowiednie piętro. Nie oceniajcie mnie, nie miałam synonimu, ok? – Kornelio, będziemy musiały porozmawiać, ale to po obiedzie. Liczę, że obejdzie się bez rzucania stołami.

Brunetka niepewnie przytaknęła, przełykając ślinę.

Zawiało grozą...

Spojrzałyśmy wszystkie na niebieskooką, ale ta wzruszyła ramionami, pokazując, iż za bardzo też nie wie co takiego zmalowała...

Sekundę potem weszłyśmy do windy.

○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●

ZGADNIJCIE KTO WRÓCIŁ!!>!!?!!!?!!

Ekhem, żartuję.

Z racji, iż mam ferie, rozdzialik pojawił się dzisiaj.

I nawet jest trochę dłuższy! 1183 słowa, to wciąż mało, jak na mnie, ale pomysłów mi na razie brak! Tyle wątków pootwierałam, że ja pierniczek.

A, I TAK, pamiętam, że mówiłam, że będą SKOKI narracji, ALE jeszcze nie teraz <3

Uczę was moi drodzy cierpliwości <3

Przez całą książkę xD

Następny rozdział – wtedy, gdy go napiszę, see ya guys!

Weźcie coś komentujcie czasem, bo to ciekawe jest XDDD

Możecie mi coś proponować, tylko nie bieg historii <3

Jakieś style czy coś.

JESTEM OTWARTA NA WSZELKIE PROPOZYCJE. NIE BAĆ SIĘ MNIE, JEŚLI KTOŚ TO CZYTA XD


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top