Rozdział 73

S.
Podeszła spokojnie do pozostałych, odkładając chwilowo sprzęt gdzieś z boku. Raczej nie chciała, żeby jej przeszkadzał, a miała świadomość, że w razie potrzeby będzie w stanie założyć to w ciągu kilkunastu sekund. Chociaż wolałaby mieć na to więcej czasu...

Zaczęła żegnać się z wszystkimi po kolei. Jako pierwszy oczywiście dorwał ją Luffy. Potem po kolei podchodzili kolejni członkowie załogi. Najbardziej żal jej było Choppera. Mały renifer był po prostu za słodki, żeby tak po prostu go puścić, kiedy już złapała go w objęcia. Jednak przezwyciężyła ochotę, żeby zabrać go ze sobą i wypuściła go, zanim jej reakcja zaczęła wydawać się podejrzana. Nami też przytuliła ją mocno, na szczęście Robin ograniczyła się do szybkiego uściśnięcia dłoni i kilku miłych słów. Co prawda, nie obyło się bez czarnego humoru, ale Sara odpowiedziała jej tym samym, przez co obydwie zaśmiały się, powodując niepokój u słyszących tą wymianę zdań, osób. Brook po dżentelmeńsku ucałował ją w rękę, pytając przy okazji o pokazanie majtek. Dziewczyna zaśmiała się i wytłumaczyła krótko, że ma na sobie strój kąpielowy, na co muzyk pokiwał ze zrozumieniem głową. Zarówno Franky, jak i Usopp zamknęli ją w szybki, przyjacielskim uścisku. Gdy przyszła kolej Sanjiego, też go przytuliła, nie mogąc się powstrzymać. Krótka wymiana zdań spowodowała, że obydwoje się uśmiechnęli. Uznając, że Zoro może zostawić na koniec, a z Leo i tak będzie miała okazję pogadać, zanim przejdą na drugą stronę, podeszła do Lawa. Uśmiechnęła się szeroko i wyciągnęła w jego stronę dłoń, drugą chowając za plecami...

L.
Zamierzała pożegnać się z załogą tuż po Sarze. Ale odczekała chwilę, patrząc co takiego dziewczyna przygotowała na Trafalgara. Zmarszczyła brwi w zastanowieniu. To mogłoby być wszystko. Od pieczarki po dosłownie nic.

Chirurg spojrzał na Sarę podejrzliwie. Nigdy nie wiedział, czego się po niej spodziewać, w końcu jest to paskudny bachor z męczącym poczuciem humoru...

S.
Uniosła brwi, zauważając jego podejrzliwość. Przewróciła oczami.

- Och, daj spokój. Chyba nic ci się nie stanie, jeżeli chociaż raz zachowasz się jak dorosły i się ze mną kulturalnie pożegnasz? Wiem, że nie chcesz, żebym cię opuszczała i tak dalej, ale bez przesady...? - zapytała ironicznie, wciąż wyciągając w jego stronę jedną rękę.

L.
Starając się ignorować własną dumę, Trafalgar ominął wyciągniętą dłoń i objął Sarę ramionami. Na statku zapanowała cisza. Leo momentalnie wstrzymała oddech.

S.
Dooobra, tego się nie spodziewała. Zamrugała kilka razy zaskoczona, ale uśmiechnęła się i odwzajemniła gest, nawet nie rejestrując faktu, że właśnie zdradziła się z tym, że niczego w ukrytej za plecami dłoni nie miała. Tylko jedna rzecz jej w całej tej sytuacji nie pasowała...

- Zrobiłeś to specjalnie... - mruknęła cicho, uśmiechając się delikatnie. Musiała przyznać, że to było genialne posunięcie z jego strony, jeżeli zrobił to z tych powodów, o których ona myślała. No, chyba, że naprawdę chciał się tylko pożegnać. Chociaż to wydawało się mało prawdopodobne. - Teraz, nawet jeżeli miałabym coś zaplanowanego, głupio byłoby mi wprowadzić to w życie...

Trochę irytujący był fakt, że zadziwiająco często myśleli podobnie. Pewnie ona sama byłaby do czegoś takiego zdolna. Chociaż, gdyby była na jego miejscu... Jeszcze zależy, jak bardzo miałaby na uwadze własny wizerunek...

L.
Odsunął się od niej, nadal jednak trzymając ręce na jej ramionach. Wyszczerzył się złośliwie.

- Tak, to było specjalnie. - Leo i Zoro odetchnęli z ulgą. Dziewczyna cieszyła się, że chirurg jakoś wybrnął z niebezpiecznej sytuacji. Choć musiała przyznać, że to było niezłe posunięcie.

Leokadia szybko, ale czule pożegnała się z załogą. Kręgosłup mrowił ją coraz bardziej. Czy to ze stresu, czy z powodu bardzo bliskiego celu, tego już sama nie wiedziała.

S.
Podeszła do Zoro, który uśmiechnął się leniwie i przyciągnął ją do siebie.

- To co z tą dziewiątką? - zapytał złośliwie, widząc po jej minie, że właśnie biła się z własnymi myślami.

- Tym razem chyba odpuszczę... - Westchnęła smutno. - Chociaż... - Ponownie zmarszczyła brwi. Po czym pokręciła głową. - Myślisz, że Luffy bardzo się obrazi, jak sobie ciebie pożyczę? - zapytała, wtulając twarz w jego klatkę piersiową i decydując się porzucić poprzedni temat.

Szermierz zaśmiał się cicho. Nie, żeby on sam o tym nie pomyślał, ale miał cel do spełnienia. Nie mógł stąd odejść. I tak, kapitan z całą pewnością nie byłby zadowolony z takiego biegu wydarzeń.

- Raczej tak. Tak samo, jak obrażę się ja, jeżeli długo nie będziesz wracać - ostrzegł, pochylając się nieco w taki sposób, że teraz mówił prosto do ucha Sary.

- W takim razie, wrócę jak najszybciej - obiecała, wykręcając się delikatnie, kiedy jego ciepły oddech owiał jej kark. Miała w tym miejscu łaskotki!

- Hmm? Już chcesz sobie iść? - zapytał, wzmacniając uchwyt.

- Nie, ale chyba muszę - odparła szczerze.

Zielonowłosy pokiwał głową ze zrozumieniem. Uścisnął ją jeszcze raz i puścił. Ta posłała mu słaby uśmiech i zaczęła zakładać na siebie cały sprzęt do nurkowania. Miała nadzieję, że nie pojawi się w jakimś miejscu bardzo oddalonym od brzegu, to mogłoby być bardzo nieprzyjemne...

L.
Podeszła niepewnie do Trafalgara. Nie wiedziała co powiedzieć, zrobić. W pewnym sensie pożegnanie mieli już za sobą... Chirurg jednak wyciągnął w jej stronę ręce. Z cichym pomrukiem wtuliła się, wdychając jego zapach. Schował twarz w jej włosach, nie myśląc o niczym innym.

- Masz jeszcze wrócić - powiedział w pewnym momencie, ściskając ją nieco mocniej.

- Wrócę. Obiecuję - odpowiedziała. Mimo swego przyrzeczenia, nie wiedziała ile w tym jest prawdy. Podróż w to miejsce mogła być pierwszą i ostatnią zarazem. Ale iskierka nadziei tliła się w niej cicho.

Law powoli przesuwał dłonią po plecach Leo, starając się dodać jej otuchy. Czuł, że była zestresowana i przestraszona, ale nic nie mógł dla niej zrobić. Nie zmusi jej przecież by tu została. To nie jej miejsce. Z drugiej strony, nie chciał jej puścić. Sam nie mógł pogodzić się z rozstaniem.

Miłość to iście wredna suka.

S.
Wyprostowała się, czując znajomy ciężar na plecach. Było to dziwnie kojące uczucie. Butla tlenowa ciągnęła do tyłu tak, jak zawsze, jakby nie przejmowała się wszystkimi wydarzeniami, które działy się, od kiedy ostatnio używana była w Bałtyku... Chociaż nie, była jedna różnica.

Sara zamrugała kilka razy, zaskoczona swoim odkryciem. Albo raczej faktem, że nie pomyślała o tym wcześniej. Poruszyła kilka razy ramionami, po czym podskoczyła w miejscu. Tak, zdecydowanie miała rację. Jej ciało, mimo tak krótkiego czasu spędzonego w tym świecie, zmieniło się. Teraz pianka leżała nieco inaczej, a obiekt na plecach nie ciążył aż tak bardzo. Właściwie, to było całkiem logiczne. Przecież dotychczas, mimo że nigdy nie była słaba, z całą pewnością nie była aż tak sprawna fizycznie. Nie na tyle, żeby dotrzymać kroku w walce tej załodze. Żeby poradzić sobie w walce z kilkunastoma przeciwnikami naraz.

Uśmiechnęła się pod nosem, chwytając płetwy w rękę i zakładając maskę na szyję. Przymocowała nóż u pasa i po raz tysięczny upewniła się, że wszystko jest prawidłowo zapięte. Pewnych nawyków nie można się było pozbyć. Chociaż kilka razy uratowały życie nie tylko jej, ale i kilku osobom...

- Gotowa? - zapytała, zerkając na Leo.

To już prawie był czas, czuła to. Minuta, może nie.

L.
Słysząc głos Sary ledwie powstrzymała się przed wybuchnięciem płaczem. Law ostatni raz przycisnął ją mocniej do siebie i ucałował lekko w głowę. Dopiero wtedy się od niego odsunęła. Spojrzała na Sarę, starając się wyglądać na w miarę pewną siebie. Kiwnęła głową.

S.
Przechyliła nieznacznie głowę. Mogła sobie być beznadziejna w kontaktach międzyludzkich, ale nie była ślepa. Przez chwilę zastanawiała się, czy powinna coś zrobić, ale ponownie: była w tym beznadziejna. Dlatego tylko uśmiechnęła się lekko.

- Podaj mi swój numer - poprosiła, skupiając się na przyszłości.

L.
Zamrugała zaskoczona, ale szybko zrozumiała o co chodzi. Ledwo przypomniała sobie te dziewięć cyfr i wyrecytowała je Sarze. To ją nieco podniosło na duchu. Utrzymanie kontaktu chociaż z nią dawało ulgę. W końcu poznały się tutaj, a nie u siebie.

S.
Pokiwała głową, zapisując sobie w pamięci ciąg cyfr. Coś takiego nigdy nie stanowiło dla niej większego wyzwania. Przypomniała sobie, że druga dziewczyna miała w swoim dobytku jakiś notes (w końcu grzebała w jej rzeczach pierwszego dnia), dlatego w zamian podała jej swój.

Przegrzebała pamięć, zastanawiając się, co jeszcze powinna powiedzieć.

- Jak już się pojawimy z powrotem, pewnie będą nas o wszystko wypytywać. W razie czego, po prostu mów, że niczego nie pamiętasz. Zachowuj się, jakbyś nie miała świadomości tego, że minęło tyle czasu. Nieważne, co sobie pomyślą, to będzie znacznie lepsze niż wymyślanie bajeczki o porwaniu czy czymkolwiek innym - powiedziała. Myślała już o tym wcześniej i ten scenariusz wydawał jej się najlepszy. Nie miała pomysłu, jak inaczej miałyby się wytłumaczyć tak, żeby nie mieć zbyt dużej ilości kłopotów. - Nawet, jeżeli zrobią badania lekarskie, niczego nie wykryją. Chopper badał moją krew przed upływem godziny od mojego przeniesienia się do tego świata i niczego nie wykrył, w związku z czym im to nie grozi. W mniej niż godzinę na pewno się nie wyrobią - dodała, przypominając sobie, że wspominała reniferowi o możliwej obecności pęcherzyków azotu w swojej krwi. - I pamiętaj, żeby przez najbliższy czas nie zdradzać się ze swoimi możliwościami fizycznymi. Zapewne są znacznie lepsze niż te, do których się przyzwyczaiłaś w realnym świecie. Chociaż nie wiem, czy ten stan się utrzyma...

Zamilkła. Chyba było to wszystko i zwyczajnie nie wiedziała, co jeszcze mogłaby powiedzieć...

L.
Szybko dobyła notatnik i zapisała numer. Ona nie miała pamięci do niczego co było związane z matematyką. Dlatego cieszyła się, że łazi wszędzie z tym zeszycikiem.

Wcześniej też się zastanawiała nad sytuacją po powrocie i ten pomysł również wliczała. Był najlepszy i w miarę bezpieczny.

- Zdolności fizyczne... - zaśmiała się cicho wspominając ich wszystkie wspólne walki. Żal ścisnął jej serce. Nie dość, że zostawia tu miecze to jeszcze nie będzie mogła pewnie opuszczać domu przez kilka miesięcy...

- To co? Skaczemy? - zapytała niepewnie. Jeszcze ostatni raz spojrzała w stronę załogi, starając się wyglądać pewnie.

S.
- Jasne. - Wzruszyła ramionami. Po czym nagle zmieniła zdanie. Okręciła się na pięcie i podeszła do Sanjiego. - Przepraszam, zmiana planów... Ale możesz mi to dać? - zapytała, uśmiechając się do niego.

Kucharz przytaknął ochoczo i podał jej niewielką paczkę, którą do tej pory trzymał w rękach. Dziewczyna podziękowała mu skinieniem głowy i podeszłą do Lawa.

- Masz szczęście... - powiedziała, po czym rzuciła mu trzymany w rękach przedmiot. - Prezent. Możesz to potraktować jako puzzle~

Obróciła się tyłem do niego i po prostu ruszyła przed siebie. Nie czekała na jego reakcję, kiedy przeczyta na etykiecie „bułka tarta". Nie zwolniła ani na moment, ani też nie spojrzała za siebie. Nie lubiła niepotrzebnie przedłużać tego typu momentów. Uniosła tylko dłoń w geście pożegnania.

- Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy tu wchodzicie... - zacytowała jeszcze jeden z bardziej pasujących do sytuacji tekstów, po czym skupiła się na powrocie. Pomyślała o łódce, na której byli, na Bałtyku, cholernym upale, przyjemnie chłodnej wodzie...

Chwilę później czuła dziwne wrażenie, jakby nagle znalazła się w chłodnej saunie. Wszystko było wilgotne, ale nie gorące. Zanim całkowicie została wciągnięta przez dziurę, zdała sobie sprawę z tego, że myśląc o powrocie, ani razu nie wypowiedziała w myślach słowa „dom"...

„Idiotyzm" pomyślała, uśmiechając się pod nosem.

L.
Uśmiechnęła się widząc, że Sara mimo powagi sytuacji nadal stroi sobie żarty. Była niczym Luffy. Wesoła, zabawna, wkurwiająca innych, a kiedy trzeba to śmiertelnie poważna.

Zamknęła oczy i pomyślała o lesie za domem. Jego zapach, dźwięki. Poczuła jakby się unosiła, by po chwili odpaść miękko przy drzewie.

~~~~
No i opuściliśmy bezpieczną przystań. Jak wam się podobał rozdział? Piszcie komenty, rzucajcie gwiazdeńky :3 miłego dnia/nocy :*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top