Rozdział 71
L
Wyszła z kuchni, słysząc akurat słowa Sary. Uśmiechnęła się nieco smutno. Statek już stał w miejscu, stos ciasteczek czekoladowych stygł, a Trafalgar stale się zastanawiał jak powinien się teraz czuć.
- Pójdę się przejść po statku. - powiedziała do chirurga i ruszyła na obchód. Law oczywiście poszedł za nią.
S.
Po kolejnej batalii z rzucającymi się na nią i usiłującymi przewrócić ją, członkami załogi, w końcu wymknęła się i znalazła się w bocianim gnieździe. Odetchnęła z ulgą, opadając na kanapę.
- Bardziej wylewni to oni już nie mogli być? - rzuciła nawet nie oczekując odpowiedzi.
- Nie wyglądasz, jakby ci to przeszkadzało - zauważył Zoro, lokując się obok niej.
- Hmm... No cóż, całkiem miła odmiana... - mruknęła. - Zaczynam się bać, co się będzie działo, jak ta dziura się pojawi.
- Zostaniesz zmiażdżona? - zasugerował.
- Nie brzmi to tak źle. - Pokiwała głową.
- Zawsze marzyłam, żeby zostać naleśnikiem...
Widząc jego minę, zaśmiała się, po czym ułożyła się wygodniej na kanapie, kładąc głowę na jego kolanach.
- Jak wrócę, będę musiała zostawić tutaj swoją broń - zauważyła w pewnym momencie. - Zajmiesz się nią?
- Oczywiście - zapewnił.
- Dzięki - uśmiechnęła się słabo i przymknęła oczy, czując jak dłoń szermierza zanurza się w jej włosach.
Kolejne pół godziny spędzili w ten sposób, nie odzywając się, za to relaksując się w komfortowej ciszy, ciesząc się swoim towarzystwem. W końcu jednak Sara zerwała się z miejsca.
- Wiem! - wykrzyknęła uradowana i skierowała się ku wyjściu z siłowni.
- Co? - zapytał, uśmiechając się nieznacznie. Znał ją już na tyle, żeby wiedzieć, że zanosiło się na coś zabawnego.
- Dziewiątka, pamiętasz? - Mrugnęła do niego, po czym zsunęła się na pokład.
L.
Obejście ważnych dla niej miejsc zajęło nieco ponad pół godziny. Statek był piękny, jego pomieszczenia były niesamowicie zbudowane. Będzie bardzo za nim tęsknić.
Wyszli na pokład w momencie w którym Sara zbiegła z bocianiego gniazda.
- A ta co znowu wymyśliła? - warknął Law, obejmując Leo w talii, jakby tym próbując się uspokoić. Oparła głowę na jego klatce piersiowej.
- Spokojnie. Już niedługo nie będzie jej tutaj. - powiedziała, starając się zażartować.
- Ciebie też wtedy nie będzie. - powiedział smutno. Nie odpowiedziała, czekając na kolejny wykład Sary.
S.
Gdy już była na dole, rozejrzała się uważnie. Nie dostrzegła nikogo, kto chciałby ją zadusić, dlatego odetchnęła z ulgą. Zauważyła Leo i Lawa, którzy stali razem, zdecydowanie spoglądając w jej kierunku. Wyglądali jak typowa para, przed dłuższym rozstaniem...
„Romantyczne" pomyślała z rozbawieniem, po czym zastanowiła się, jak ona wygląda z Zoro... Pokręciła głową. Nie było to ważne. Liczyło się tylko to, że jej się to podobało, a co sobie mogła pomyśleć reszta, było daleko poza jej strefą zainteresowania.
Obróciła się na pięcie i podreptała w stronę kuchni, dokonując w myślach wszystkich, potrzebnych obliczeń. Jeżeli się nie pomyliła, mieli jeszcze jakąś godzinę, półtora. Oznaczało to, że spokojnie da radę wszystko przygotować, ustalić, przebrać się... Może zjeść obiad?
Z tego typu myślami, otworzyła drzwi do kuchni.
L.
- Chyba sobie odpuściła, gdy ciebie zobaczyła. - roześmiała się Leo. Rzeczywiście to tak wyglądało, gdyż ledwo zaszczyciła ich swoim wzrokiem i od razu ruszyła do mesy.
- Widziałaś jej wzrok? - powiedział nagle Law. Zmarszczyła brwi.
- Jesteś przewrażliwiony. - odparła.
- Niby dlaczego? - zaczął niespokojnie masować ją po biodrze.
- Traktujesz Sarę jak naturalnego wroga. - odpowiedziała.
- Bo nim jest. - warknął.
- No już, spokojnie, biedna pieczarka. Stracisz smak jak będziesz się tak złościł. - powiedziała milutkim głosem. Trafalgar szybko ją pocałował.
- Myślisz, że się zmienił? - zapytał z diabelskim uśmieszkiem. Dziewczyna zamrugała kilka razy, próbując wrócić do świata żywych.
- Najwyżej na lepszy. - odparła cicho.
- Skoro tak, to chodźmy sprawdzić, czy na pewno. - stwierdził i poszedł w stronę jadalni, biorąc Leokadię na ramiona.
- Hej! - krzyknęła tylko, ale w końcu położyła głowę na jego ramieniu, korzystając z ostatnich chwil razem.
S.
Gdy tylko weszła do pomieszczenia, w oczy rzucił jej się jeden szczegół...
Z uśmiechem na ustach podeszła do talerza, pełnego ciasteczek i zwinęła kilka, jedno z nich od razu wsadzając sobie do ust. Z pomrukiem zadowolenia rozejrzała się uważnie i zauważyła, że Sanji jest zajęty przygotowywaniem obiadu.
- Hej, Sanji~ Myślisz, że mógłbyś coś dla mnie zrobić? - zapytała, podchodząc do niego.
Spojrzał na nią zaskoczony, ale pokiwał energicznie głową.
- Oczywiście, Sara-chan! Co takiego byś sobie życzyła?
- Och, drobna pomoc... - wymruczała i pokrótce przedstawiła mu swój pomysł.
Kucharz pokiwał głową.
- Dla ciebie to żaden problem! - zadeklarował. Po czym ruchem dłoni wskazał na garnki stojące przed sobą. - Zaraz będzie obiad.
Dziewczyna uśmiechnęła się wesoło.
- Pomogę ci - ogłosiła i zaczęła wyciągać talerze i rozstawiać je na stole.
L.
Trafalgar wszedł do kuchni, zastając tam Sarę i Sanjiego. Dziewczyna rozkładała talerze na stole zaś kucharz stał przy blacie.
- Będzie obiad. - stwierdziła Leo i wyślizgnęła się z jego objęć.
- Leo-swan~ - blondyn oczywiście pofalował chwilę.
- Pomóc? - zapytała tylko i bez słowa zajęła się pilnowaniem zawartości garnków. Ale Trafalgarowi coś nie pasowało. Coś definitywnie wisiało w powietrzu. Zmarszczył brwi, przyglądając się Sarze.
S.
Uwinęła się z tym dość szybko, chociaż wzrok wwiercający się w jej plecy nie pomagał w skupieniu się. W końcu odetchnęła cicho.
- Aż tak bardzo ci się podobam? - zapytała słodko, odwracając się w jego stronę i opierając się biodrem o kant stołu.
Nie mogła się powstrzymać. Gość wyglądał, jakby już ją przejrzał, dlatego tym bardziej musiała zrobić wszystko, żeby go wkurzyć. Im bardziej zirytuje go teraz, tym mniej podejrzana będzie się wydawała w przyszłości. Chociaż, z drugiej strony... Znając chirurga, dziewczyna i tak będzie w kręgu podejrzanych. Nawet, jeżeli to ona będzie tą najmniej winną.
L.
- Właśnie się zastanawiam jakim cudem jestem w stanie tak na ciebie patrzeć. - odparł.
S.
- Tak? - Uniosła brwi, zaznaczając to jedno słowo. - Sprecyzujesz? - poprosiła.
L.
- Podejrzliwość aż z ciebie wypływa. - odparł.
- Jak z ciebie jad. - warknęła Leo, stając obok niego. - Odpuść już sobie. - dodała, ściągając mu czapkę i zakładając sobie. Mrugnął dwa razy, ale zaprzestał dalszej dyskusji z Sarą na rzecz odzyskania ukochanego przedmiotu.
S.
Przewróciła oczami i podeszła do drzwi. Uznała, że jej mały sekret jest chwilowo bezpieczny.
- Zawołam resztę - ogłosiła i tak zrobiła.
Już niedługo później wszyscy siedzieli wspólnie przy stole, racząc się pysznym posiłkiem. Sara nie mogła powstrzymać się przed szerokim wyszczerzem, gdy obserwowała otoczenie. No cóż...
L.
Obiad był pyszny, jak zwykle w wykonaniu Sanjiego. Szkoda tylko, że cały ten smak psuł dziwny grymas Sary. Znowu coś jej chodziło po głowie, oby to nie było nic złego... A nie, to jest Sara. To może być tylko złe...
S.
Po zjedzeniu, rozsiadła się wygodniej na krześle, usiłując wymyślić, co powinna zrobić dalej. Wciąż mieli nieco czasu, więc na przebieranie się było za wcześnie... Chyba.
Odetchnęła cicho i raz jeszcze rozejrzała się po pomieszczeniu. Coś ciekawego do roboty...
L.
Pomogła Sanjiemu znieść naczynia i zaczęła je zmywać, gdy kucharz przygotowywał deser. Coś z truskawek i czekolady~
- Leo-swan, dla ciebie - powiedział Sanji, stawiając niedaleko niej pucharek z przepięknie przyozdobionym deserem.
Podziękowała zaś kucharz zaczął rozdawać deser reszcie załogi. Szybko uporała się z naczyniami, wzięła deser i usiadła na kolanach Trafalgara.
- Nie chcesz? - spytała, wskazując na jego pucharek, który był ignorowany przez swego odbiorcę.
- Czekałem na ciebie. - stwierdził i z uśmiechem zaczął jeść. Dziewczyna wzruszyła ramionami i również zaczęła delektować się truskawkami z czekoladą.
S.
Z przyjemnością uporała się ze swoim deserem i zauważyła, że Zoro wciąż ma niemal cały pucharek. Nie zdziwiło jej to zbytnio, pamiętała, że ten nie przepadał za słodkimi rzeczami, jednak nie mógł jej umknąć fakt, że szermierz był atakowany błagającymi spojrzeniami ze strony Luffiego i Choppera.
Zmarszczyła nieznacznie brwi. Podczas obiadu jeszcze była w stanie to zrozumieć, sama przymknęła oko na gumowe ręce, podbierające jej kilka razy coś z talerza. Mimo wszystko, brała pod uwagę, że pływanie z pełnym brzuchem nie było najlepszym pomysłem. Ale teraz chodziło o czekoladę. Czekoladę!
Zamrugała kilka razy, dołączając do zawodów i posyłając Zoro błagalne spojrzenie, co chwila przenosząc wzrok w bardzo jednoznaczny sposób na jego deser. Ten najwyraźniej zrozumiał aluzję, bo rozejrzał się po pozostałych i wydał z siebie ciche westchnienie. W końcu jednak podsunął pucharek dziewczynie. Ta nagrodziła go szybkim cmoknięciem w policzek i pokazała język pozostałej dwójce konkurentów, którzy wydali z siebie zgodne jęknięcie.
Zanim jednak w pełni skupiła się na nowo zdobytym jedzeniu, zauważyła, jak szermierz spogląda na nią z zaskoczeniem, po czym poprawił się na siedzeniu z nieco zakłopotaną miną.
Wgryzła się w pierwszą truskawkę, usiłując domyślić się, o co chodzi. Udało się dopiero przy przełykaniu. Czyżby ktoś tu miał coś przeciwko faktowi, że reszta mogła to zobaczyć?
Uśmiechnęła się pod nosem. Nigdy nie należała do ludzi, którzy kryliby się z jakimikolwiek relacjami. Nie widziała w tym najmniejszego powodu, nie obchodziło ją zdanie innych. Jednak zielonowłosy chyba się tego nie spodziewał.
Urocze~
~~~~
Glony sie zawstydzają a damy zajadają truskawki xDD
Co myślicie o rozdziale? Piszcie komenty, rzucajcie gwiazdeńkami z nieba :3
Miłego~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top