Rozdział 7
Na umówioną godzinę spotkania, o dziwo, zdążyli wszyscy. Duży wpływ na to mógł mieć fakt, że Luffy przypadkiem trafił na wracające na statek Nami i Robin, a Zoro trzymał się Sary. Chyba pierwszy raz w historii załogi Słomianych, opuszczenie wyspy odbyło się planowo i bez żadnych niespodziewanych przygód.
- Możecie się zrelaksować. Na powierzchnię nie dotrzemy szybciej niż za trzy godziny. - poinformowała załogę Nami. Wszyscy przyjęli to z niejaką ulgą. W końcu odpoczynek na statku był dla piratów najlepszym rodzajem relaksu.
Sara zostawiła swoje rzeczy w damskiej sypialni i usiadła na pokładzie z naginatą w rękach. Przede wszystkim chciała się oswoić z ciężarem nowej broni. Wiedziała, że w koszu ważny jest czas spędzony z piłką. Nawet nie rzucanie nią czy kozłowanie, a samo trzymanie piłki potrafiło poprawić umiejętności zawodnika (chociaż trening wciąż był niezbędny). Nie miała pewności, czy do broni odnosi się ta sama zasada, ale pozwoliła sobie założyć, że tak. Poza tym, miała ochotę pobawić się tym trochę. Używając kilku źdźbeł zerwanych z trawnika na statku, sprawdziła, czy miała rację odnośnie ostrości naginaty. Zdecydowanie miała.
Zoro nie mógł powstrzymać się przed obserwowaniem jej. Wciąż nie do końca jej ufał, ale jednak w jakiś sposób intrygowała go. Zdecydowanie różniła się od większości osób, które spotykał do tej pory. Po chwili przypomniał sobie ich poprzednią rozmowę dotyczącą walki i zdecydował się wykorzystać okazję. Styl walki mógł powiedzieć o przeciwniku więcej, niż jego ogólne zachowanie...
- Mieliśmy sprawdzić twoją teorię. - przypomniał, podchodząc do dziewczyny i uśmiechając się złośliwie.
- Chyba, że się boisz...?
- Hmmm? - Sara podniosła wzrok i przez chwilę patrzyła na niego zdezorientowana. Dopiero po chwili zrozumiała, o co szermierz ją pyta.
- Ach, tak, rzeczywiście. Moja teoria... Możemy ją sprawdzić, jeżeli dasz chwilę. - wyszczerzyła się.
- Po co?
- No wiesz... Muszę się przygotować, żeby naprawdę mieć możliwość wykorzystania WSZYSTKICH atutów... - posłała mu wyzywający uśmiech i podniosła się. Skierowała swoje kroki do damskiej sypialni. - Poczekaj chwilę.
Zoro wzruszył ramionami i usiadł, czekając cierpliwie. Był ciekawy, co też dziewczyna znowu wymyśliła. To mogło być zabawne...
Sara w tym czasie wpadła do pokoju i błyskawicznie przejrzała swoje zakupy. Wciąż miała na sobie luźną koszulkę Zoro i spodnie Sanjiego, ale wiedziała, że to nie przejdzie. Chociaż jej plan był wręcz banalnie prosty. Miała walczyć z facetem. Bez różnicy na wymiar, w którym była, większość osobników płci męskiej reagowało na jeden... konkretny atut.
Brązowowłosa wybrała odpowiedni strój, zerknęła w lustro i wyszła na pokład. Miała na sobie czarną, obcisłą koszulkę z dekoltem. Jej klatka piersiowa rzucała się przez to w oczy. I to mocno. Miała do tego szorty do kolan, które nie krępowały jej ruchów. Po chwili zastanowienia dobrała do stroju trapery. Włosy związała w ciasny warkocz, żeby jej nie przeszkadzały.
- Ja gotowa. - poinformowała, biorąc naginatę do reki i stając przed zaskoczonym szermierzem.
- Skoro tak twierdzisz... - mruknął, podświadomie opuszczając wzrok z twarzy przeciwnika. - Mam ci dać fory? - pytanie prawdopodobnie miało być obraźliwe, ale niekoniecznie wyszło, ponieważ Zoro był nieco... rozproszony.
- Poproszę. - zaśmiała się dziewczyna.
- Hmmm...
Przez chwilę stali naprzeciw siebie, mierząc się wzrokiem. Po chwili Sara nie wytrzymała.
- Ciekawe... - mruknęła z niewielkim uśmiechem na ustach.
- Co jest ciekawe? - zapytał zielonowłosy, zaintrygowany na tyle, żeby spojrzeć w oczy dziewczyny.
- Słyszałam o różnych stylach... Część osób poleca obserwowanie oczu przeciwnika, kiedy inny twierdzą, że znacznie pewniejsze jest obserwowanie całego ciała... Ten twój to jakiś sposób stąd, o którym nic nie wiem?
- Co masz na myśli?
- No wiesz... Obserwowanie klatki piersiowej przeciwnika... Jakieś specjalne mięśnie tam są, czy jak?
Szermierz poczuł, jak jego źrenice się rozszerzają ze zdziwienia. Czy on naprawdę aż tak się na nią gapił? I czy to było aż tak widoczne?
Mężczyzna spojrzał na dziewczynę. Na jej ustach wciąż utrzymywał się uśmiech, ale oczy... Oczy pozostawały skupione, skoncentrowane na zadaniu.
Miał wrażenie, że jest teraz skanowany, a wszystkie informacje o nim wyświetlają się gdzieś w jego pobliżu. Nigdy dotąd nie miał takiego odczucia. Nie podobało mu się to.
- Będę używać dwóch mieczy. - mruknął, udając, że nie słyszał pytania. Wyciągnął broń i szybko zaatakował.
Przez chwile obydwoje wymieniali tylko ciosy, nie naciskając za bardzo. To była tylko rozgrzewka, żeby przetestować siły przeciwnika. Zoro miał zdecydowaną przewagę, nie było tu żadnej wątpliwości. Tylko...
Wzrok szermierza co chwilę wędrował nie tam, gdzie powinien. Szczególnie, że przy każdym gwałtowniejszym ruchu przeciwnika, pewien punkt przyciągał jego spojrzenie zdecydowanie za mocno. Do tego śmiech dziewczyny, który zdawał się rozbrzmiewać co chwilę był co najmniej niepokojący. A na pewno sprawiał, że zielonowłosy wahał się przed każdym ruchem. Patrząc na triumfujący uśmiech na twarzy kobiety, miał wrażenie, że co chwila popełnia jakiś błąd...
Po kilku minutach odskoczyli od siebie, ponownie mierząc się wzrokiem. Zoro przeklął w myślach. Powinien już dawno ją pokonać, przecież był od niej silniejszy... Jednak z twarzy dziewczyny wciąż nie znikał wyraz zwycięstwa. Wyglądała, jakby już miała wygraną w kieszeni. „Co z nią jest nie tak?" pomyślał.
Z drugiej strony, w głowie Sary trwał totalny chaos. „Gość jest cholernie silny! Nie masz szans go pokonać!" jakiś głos darł się na nią, usiłując namówić ją do poddania się. Jednak z jej ust nie schodził triumfujący uśmiech. Wciąż obserwowała przeciwnika, starając się wyłapać jego jakiekolwiek słabe punkty. „On ich nie ma, poddaj się!" Niemal natychmiast uruchomił się w niej tryb „Polak", wyskakując z hasłem „a chcesz się założyć?" Dziewczyna pozwoliła sobie na cichy śmiech, chociaż tak naprawdę wcale jej do śmiechu nie było. Nie chodziło jednak o nią, tylko o element psychologiczny. Widziała siłę tego gościa, nie miała wątpliwości, że mógłby ją zmiażdżyć w sekundę... Jeżeli jednak udało jej się przekonać Zoro, że tak nie jest, wciąż miała szansę to wygrać. Tylko jak...
W końcu udało jej się wymyślić nieco szalony, ale zdecydowanie zabawny plan. Może nie zapewni jej zwycięstwa, ale mógł pozwolić jej na dobrą zabawę, chociaż przez chwilę. Wyszczerzyła się jeszcze szerzej, obniżając ostrze naginaty. Biegiem ruszyła w stronę przeciwnika.
Zoro poruszył się niespokojnie, gdy usłyszał cichy śmiech przeciwnika, a spiął się jeszcze bardziej, gdy zobaczył jej zadowolony uśmiech. „Co tym razem wymyśliła?" zapytał sam siebie, szykując się do odparcia ataku. Zdziwiła go pozycja dziewczyny. Teraz wyglądała, jakby wyprowadzała najzwyklejsze w świecie natarcie. Zmarszczył brwi, usiłując przejrzeć jej podstęp, ale nie było nic, co informowałoby go o jej intencjach. Broń ustawiona sztywno, ostrze skierowane w jego brzuch...
Uznał, że unik byłby w tej sytuacji najbardziej logiczny i to właśnie jego spodziewała się dziewczyna. Ustawił więc miecze przed sobą, by zablokować cios.
„Udało się!" ucieszyła się Sara, gdy zobaczyła, jak szermierz przygotowuje się do bloku. Przez chwilę obawiała się uniku, ale na szczęście był to zbyt oczywisty ruch, co zauważył również jej przeciwnik. Co prawda wciąż nie była pewna, czy jej się uda, ale była dobrej myśli.
W momencie, kiedy ostrze naginaty dotknęło katan, brązowowłosa odbiła się mocno od ziemi. Nie do przodu, czego spodziewał się Zoro, ale do góry. Wykorzystując swoją broń, jako swoistą tyczkę, Sara przeskoczyła nad szermierzem, wypuszczając broń z rąk. Zielonowłosy odruchowo zasłonił się, kiedy poczuł naginatę opadającą bezwładnie na jego głowę. Dzięki temu dziewczyna zdążyła wylądować, wyciągając zza pasa swój nóż. Szybko przyłożyła go do gardła przeciwnika, zanim ten zdążył się obrócić.
- Szach i... Mat. - mruknęła zadowolona, widząc zaskoczony wzrok Zoro. Wyszczerzyła się jeszcze, upewniając się, że jej zwycięstwo dotarło do przeciwnika i schowała swój nóż. Po czym opadła bezwiednie na pokład, sapiąc ciężko. Oddech szermierza był tylko trochę przyśpieszony, ale nie przejęła się tym.
- To było... niezłe. - sapnął, chowając swoją broń i przyglądając się leżącej. - Wszystko w porządku?
- Tak... Po prostu... Daj chwilę... Oddech... - wysapała. Potem wybuchnęła śmiechem.
- Z czego się śmiejesz? - burknął nieco obrażony.
- To było niesamowite! - zaśmiała się. - Podejrzewałam, że jesteś silny, ale żeby aż tak?! Naucz mnie walczyć. - poprosiła, unosząc wzrok na twarz szermierza.
- Przecież przed chwilą mnie pokonałaś. - zauważył.
- Co nie zmienia faktu, że jesteś ode mnie silniejszy... To było tylko trochę psychologii. - jęknęła, podnosząc się do siadu.
- Psychologii? - przekręcił głowę, zastanawiając się, co zaraz usłyszy. To jakaś sekretna technika...?
- Yup, psychologii. Zmusiłam cię, żebyś myślał, że wygrywam. Przekonałam cię, że jestem pewna wygranej. Dlatego ty podświadomie ograniczałeś się, oczekując, że zaraz naprawdę cię pokonam, mimo że mógłbyś wygrać tą walkę w ciągu kilku sekund.
- To tyle?
- Oczekiwałeś czegoś więcej?
- Cóż... Tak.
- Psychologia to naprawdę zabawna sprawa... Jeżeli przekonasz kogoś do czegoś, masz już go w kieszeni.
- Co masz na myśli?
- Hmmm... - Sara zastanowiła się przez chwilę, starając jakoś wytłumaczyć swoje poglądy. - Co myślałeś, jak ze mną walczyłeś?
- O walce? - zaproponował.
- Tak, ale oprócz tego? Jak widziałeś mój wyraz twarzy.
- Że popełniłem jakiś poważny błąd... i że jesteś pewna wygranej.
- I uznałeś, że skoro ja jestem jej pewna, to muszę mieć do tego jakieś podstawy, prawda?
Zoro pokiwał głową, powoli zaczynając rozumieć jej punkt widzenia.
- Właśnie dlatego zacząłeś się ograniczać i pozwoliłeś mi wygrać.
- Nie podoba mi się to... - mruknął, zdając sobie sprawę, że to mogła być naprawdę poważna broń.
- Hej, to może być naprawdę zabawne! - zaśmiała się, wpadając na genialny pomysł. - Chcesz się przekonać?
- W jaki sposób?
Sara uśmiechnęła się złośliwie i podała chłopakowi rękę. Ten złapał ją odruchowo i pomógł jej się podnieść.
- Zobaczmy... - mruknęła, rozglądając się. - Widzisz tamten maszt? - zapytała, pokazując ręką coś nad nimi.
- Widzę.
- Zachowuj się tak, jakby był tam ogromny, brązowy wąż. - rozkazała.
- Dlaczego? - spojrzał na nią zdezorientowany.
- Ponieważ zaraz kogoś wkręcimy. - wyszczerzyła się, delikatnym kiwnięciem głowy pokazując Usoppa, który wynurzył się zza jakiś drzwi.
- Jak chcesz. - mruknął, wlepiając wzrok w odpowiedni punkt.
Dziewczyna upewniła się, że strzelec się na nich patrzy i wskazała na maszt, marszcząc brwi.
- Jestem niemal pewna, że już takiego gdzieś widziałam. - powiedziała na tyle głośno, żeby długonosy mógł ich usłyszeć.
- Gdzie? - zapytał Zoro, dość niepewnie przyłączając się do jej gry.
- Może w jakimś zoo? Tak, na pewno! Kojarzę ten charakterystyczny układ pasów.
- Na co patrzycie? - zapytał Usopp, podchodząc do nich. Sara posłała zielonowłosemu szybki uśmieszek i zerknęła na kłamcę.
- O, Usopp. Widzisz tamtego węża? Zastanawiamy się, skąd się tutaj znalazł. - wytłumaczyła z autentycznym zaskoczeniem w głosie.
- Jakiego węża? - oczy chłopaka zaczęły lustrować przestrzeń nad nimi.
- Na tamtym maszcie. Dobrze się maskuje, ale widać go, jak się przyjrzysz.
- Żartujesz, prawda? - zapytał po chwili przyglądania się.
- Oczywiście, że nie. - burknęła, obrażona. W tym momencie Zoro postanowił się przyłączyć.
- Możesz go nie widzieć, bo jest brązowy w ciemne paski. - zaproponował, uparcie wpatrując się w losowo wybrany punkt.
- Też miałam problem, żeby go na początku zauważyć. - dodała Sara. - Ale jestem niemal pewna, że go poznaje.
- Skoro tak mówicie... - mruknął Usopp, ponownie wpatrując się w maszt.
Pozostała dwójka zaczeła rozmawiać na temat gada, tak jakby go naprawdę widziała.
- Och, widzę go! Właśnie się poruszył! - wykrzyknął nagle Usopp.
- No widzisz? - potaknęła Sara. Na szczęście strzelec był tak wpatrzony w wyimaginowanego węża, że nie zauważył spojrzenia pełnego niedowierzania, które posłał mu Zoro.
- Co to za gatunek? Chyba nigdy go nie widziałem. - kontynuował długonosy.
- To jest jakaś odmiana pytona. - mruknęła dziewczyna. - Ale ten jest niesamowicie duży. Jestem niemal pewna, że dałby radę pożreć człowieka...
- J... jesteś pewna? - Usopp zaczął się trząść.
- Prawdopodobnie... Hej, zawołaj Choppera, może on powie nam, co to za gatunek. - zaproponowała, a strzelec odbiegł natychmiast, aby wykonać polecenie.
- On naprawdę go widział? - Zoro spojrzał niedowierzająco na dziewczynę, a ta pokiwała głową, mocno rozbawiona.
- Oczywiście, że go nie widział, ale wmówił sobie, że go widział. Zaraz się przekonasz, że nie tylko on zauważy tego „węża".
Szermierz mruknął sceptycznie, ale nie skomentował tego w żadne sposób. Szczególnie, że niedługo sam się przekonał, że dziewczyna ma rację. Najpierw w „węża" uwierzył Chopper. Potem do grona „widzących" przyłączyli się Franky i Brook. Niedługo później Luffy i nawet Sanji byli pewni, że widzą gada.
Najzabawniejsze było to, że po pomocy w przekonaniu Choppera i Frankiego, Sara razem z Zoro odeszli na bok i tylko obserwowali. Nie mówili nic, a cała reszta coraz dokładniej węża opisywała. Niedługo okazało się, że gad ma około ośmiu metrów długości i bardzo charakterystyczną plamkę na czubku głowy. Każdy kto wierzył, że udało mu się zobaczyć zwierzę, gorączkowo przekonywał innych, że wąż naprawdę tam jest.
Niedługo później na pokładzie pojawiły się także Nami i Robin, zwabione hałasem robionym przez resztę towarzystwa. Nawigatorka również dość szybko uwierzyła w obecność gada i przestraszyła się nieco tego „ludożerczego gatunku", jak go określił Chopper. Nie wiadomo, co pomyślała Robin, ale tym się Sara nie przejmowała, tak długo, jak kobieta nie niszczyła ich dobrej zabawy.
A Sara i Zoro wciąż stali w pewnym oddaleniu od reszty towarzystwa i tylko ich umiejętność panowania nad sobą powstrzymywała ich przed wybuchnięciem śmiechem.
- Sanji-kun! Wejdź tam i złap tego gada! Nie wiadomo, kiedy postanowi kogoś zjeść! - rozkazała Nami, wskazując maszt. Kucharz pokiwał głową i szybko znalazł się na górze. Przez chwilę uważnie przyglądał się otoczeniu, ale po chwili zmarszczył brwi i zerknął na towarzyszy na dole.
- Gdzie on jest? - zapytał nieco zdziwiony.
- Obok ciebie! Nieco po prawej! - instruowali go pozostali, ale blondyn wciąż nie mógł odnaleźć gada. Dopiero w momencie, kiedy ktoś krzyknął:
- Uważaj! Stoisz na nim!
Członkowie załogi jeden po drugim zdawali sobie sprawę z tego, że żadnego węża nie ma.
- Ale to niemożliwe... Przecież go widziałem... - powtarzali przez chwilę, rzucając sobie nawzajem niedowierzające spojrzenia.
Pierwsza nie wytrzymała Sara. Zaczęła się śmiać gwałtownie, przewracając się na pokład. Szybko została obdarzona kilkoma zaskoczonymi spojrzeniami. Zoro nie wytrzymał krótko po niej, również zaczynając się śmiać.
- Z czego się tak śmiejecie?! - krzyknęła na nich Nami.
- Wybacz... Nami... - wydukała Sara, wciąż dręczona spazmami śmiechu. - Po prostu... wasze miny... Bezcenne!
- O co wam chodzi? - zdenerwowała się nawigatorka.
- Oni... naprawdę... - Zoro pokręcił głową, ledwo wierząc w tą całą akcję. Całą załoga naprawdę uwierzyła w gada.
- Zamknij się, Marimo! Przecież ty też to widziałeś! - zdenerwował sie Sanji, zeskakując na dół.
- Hej, czy to nie wy pierwsi zauważyliście węża? - zorientował się w końcu Usopp.
- Nie. - parsknęła Sara, której udało się w końcu stanąć na nogi. - To ty byłeś pierwszym, który „węża" widział. Żadne z nas ani przez chwilę go nie widziało. - przyznała, uśmiechając się szeroko.
- Czyli... Wy nic nie widzieliście? - zapytał strzelec.
- Jak mogliśmy widzieć coś, co nie istnieje? - Sara wzruszyła ramionami, po czym spojrzała na zielonowłosego. - Miałeś rację, że powinniśmy to sprawdzić. - dodała, podnosząc naginatę i ruszając do damskiej sypialni.
- Co...? - usłyszała jeszcze zdziwionego Zoro, zanim pozostała część załogi naskoczyła na niego, wściekając się za „jego" głupi pomysł.
Dziewczyna zniknęła za drzwiami niedręczona przez nikogo i dopiero wtedy pozwoliła sobie na sadystyczny uśmiech. Och, będzie miała mnóstwo zabawy...
Nie nacieszyła się samotnością za długo, gdyż jakieś pół godziny później usłyszała pierwsze krzyki zwiastujące zauważenie powierzchni. Udało jej się przymocować naginatę za plecami tak, żeby mieć do niej łatwy dostęp, więc bez zastanowienie wyskoczyła na pokład. Kątem oka zauważyła Zoro drzemiącego pod masztem, ale chwilowo uznała, że bezpieczniej będzie się do niego nie zbliżać. Nie po tym, jak całą złość załogi skierowała na niego...
- Nieco na prawo! - krzyczała Nami, wydając rozkazy. Łatwo dało się zauważyć, że ponad nimi szalał sztorm.
- Mogę jakoś pomóc? - zapytała dziewczyna, zerkając na przebiegającego obok Frankiego.
- Ou, obserwuj, czy nic nad nami nie ma! - krzyknął cyborg, rzucając jej przelotne spojrzenie.
- Jasne. - potwierdziła, stając w pobliżu burty, żeby nikomu nie przeszkadzać. Wbiła wzrok w wodę nad nimi, starając się nie okazać znudzenia. Miała nadzieję, na bardziej fascynujące zadanie...
Przez chwilę wlepiała spojrzenie w jakąś ciemną plamę nad nimi. Jej umysł oczywiście dopasował kształt tego czegoś do kształtu człowieka. Przez chwilę zastanawiała się, ile czasu takie zwłoki mogły już leżeć w wodzie. O ile dobrze kojarzyła, po tygodniu albo po dwóch, skóra z takiego truchła schodziłaby niemal sama. Takiego delikwenta można byłoby oskórować z taką samą łatwością, z jaką obiera się banana...
Jej cudowne myśli zostały przerwane dopiero w chwili, w której zdała sobie sprawę z tego, że kształt nad nimi nie tylko przypominał człowieka, ale... Był człowiekiem. Przez chwilę rozważała zignorowanie tego faktu. Jeżeli otaczająca ich powłoka pękłaby z momentem osiągnięcia powietrza, mogłaby zobaczyć, co stanie się ze zwłokami zrzuconymi z wysokości ponad piętnastu metrów... To była naprawdę kusząca myśl...
„Miałam obserwować powierzchnię... Jeżeli zignoruję tamte zwłoki, to prawdopodobnie mogę się pożegnać z ciekawszym zadaniem... I jeżeli jakimś cudem tamten osobnik jeszcze żyje, to Chopper mi nie wybaczy..." pomyślała, z westchnieniem odpychając się od barierki. Powoli podeszła do Nami, która stałą w pobliżu steru.
- Nie wiem, czy cię to interesuje, ale tam pływają jakieś zwłoki. - poinformowała znudzonym tonem, wskazując na odpowiedni punkt nad nimi.
- Co...? - nawigatorka zerknęła na nią, po czym powędrowała wzrokiem za palcem młodszej dziewczyny. - Tam ktoś jest! - zdała sobie sprawę.
- Yup. - potwierdziła spokojnie Sara, wzruszając ramionami.
- Bardziej na prawo! Spróbujemy złapać go na pokład! - rozkazała Frankiemu, który aktualnie trzymał ster.
- Nie, żeby mi to przeszkadzało, ale czy uważasz, że to dobry pomysł? - brązowowłosa przekrzywiła głowę.
- Dlaczego?
- Jeżeli tamten osobnik wciąż żyje, to prawdopodobnie zmieni się to w momencie, w którym spadnie z wysokości... piętnastu metrów?
- Dwudziestu. - poprawił automatycznie Franky.
- Przepraszam, z dwudziestu.
- To co według ciebie mamy zrobić? - rudowłosa zerknęła na dziewczynę.
- Hmmm... Może wyceluj statkiem tak, żeby wylądował na maszcie? - zaproponowała ze złośliwym uśmiechem na twarzy. Nami zdawała się nie dostrzegać tego grymasu.
- Tak, świetny pomysł! Franky, zrób to! - rozkazała cyborgowi.
- Suuper się wszystkim zajmę! - krzyknął mężczyzna.
- To mogę sobie iść? - zapytała Sara.
- Mogłabyś wejść na maszt i zobaczyć, kogo złapaliśmy? Jeżeli będzie taka potrzeba, wezwij Choppera.
- Jasne... - westchnęła dziewczyna, odchodząc w kierunku masztu.
Już miała nadzieję na coś ciekawego do roboty, a ma się zajmować rozbitkiem... Pozostawało jej mieć nadzieję, że będzie martwy i przynajmniej nie będzie musiała nic robić. Albo, że będzie na tyle przystojny, że nie pożałuje próby resuscytacji... Może Law...
Przystanęła na chwilę, żeby z rozbawieniem obserwować, jak pęcherz powietrza pęka, a ciało bezwładnie opada na maszt i tam zawisa. Pokręciła głową, zwalczając chęć do wybuchnięcia śmiechem i złapała się drabinki. Sprawnie zaczęła się wspinać, ignorując wiatr, który zaczął w nią uderzać w momencie, w którym opuścili wodę. Dość szybko dostała się na wybraną wysokość i przez chwilę wahała się, widząc odległość, jaka dzieliła ją od ziemi. Wzięła głęboki oddech i zaczęła się zbliżać do swojego celu, usiłując zachować równowagę na niezbyt szerokim podłożu. Na szczęście nigdy nie miała z tym większych problemów.
Pierwszym co zauważyła, był fakt, że zwłoki mają płeć żeńską. Skrzywiła się nieco zawiedziona, ale wzruszyła ramionami i podeszła bliżej. Nachyliła się, sprawdzając oddech. Kolejne rozczarowanie: dziewczyna żyła i chwilowo raczej nie miała zamiaru przestać tego robić. Mimochodem zwróciła uwagę na wygląd nieznajomej.
Długie, blond włosy w tej chwili były jedną wielką, splątaną i mokrą masę. Sara już widziała moment, w której ta będzie próbowała je rozczesać. Ciemno-bordowe plamy na niektórych kosmykach podejrzanie przypominały krew... Ubrana była w ciemną bluzę i równie ciemne spodnie. Przynajmniej tak wyglądały, ponieważ w tej chwili były całe mokre i we krwi, a ciemne chmury niemal całkowicie odcinały promienie słoneczne. Przy pasie miała jakiś bagaż w moro... Mała torba? Sara nie miała pojęcia, jak powinna to nazwać. Do pleców nieznajoma miała przymocowane dwie długie katany, co najbardziej przykuło uwagę brązowowłosej.
„Co powinnam teraz zrobić?" zastanowiła się, przyglądając się rozbitkowi. „Powinnam ją znieść na dół?" spojrzenie Sary niemal automatycznie powędrowało te kilkanaście metrów w dół. „Dziękuję, odruchów samobójczych jeszcze nie mam" parsknęła na samą myśl próby podniesienia nieznajomej w tym miejscu.
Po chwili zastanowienia, odczepiła broń nieznajomej i zrzuciła ją na dół. Nie będzie przecież targała dodatkowego ciężaru. Przez chwilę zastanawiała się, czy by nie zrobić tego samego ze swoją naginatą, ale pokręciła głową. Jeszcze by się zepsuła...
Sara zastosowała chwyt ratowniczy, jakiego uczyli się na kursie pierwszej pomocy i całkiem sprawnie przeciągnęła nieprzytomną do drabinki. „Teraz się zrobi ciekawie" pomyślała ironicznie, stawiając stopy na chybotliwych linach. Udało jej się zarzucić sobie dziewczynę na ramię i nie spaść przy okazji. Ucieszyła się, że w dzieciństwie uwielbiała pomagać dziadkowi, który miał gospodarstwo rolne. Było to bardzo podobne do znoszenia ciężkich worków ze zbożem po drabinie... Tyle tylko, że wtedy nie dostawała więcej niż dziesięć, dwadzieścia kilo... I wtedy nie musiała obawiać się latającej na wszystkie strony drabinki i wiatru, który co chwila usiłował ją zwalić na pokład.
W końcu udało jej się dotrzeć na dół i ułożyć wciąż nieprzytomną nieznajomą na pokładzie. Zanotowała sobie w myślach, że po powrocie do domu ma się domagać dodatkowej szóstki na wuefie... Zasłużyła!
- Chopper! - krzyknęła, widząc renifera w pobliżu.
Lekarz podbiegł do niej i w swoim zwyczaju zaczął panikować, gdy tylko zobaczył rozbitka.
- Co jej się stało?! Lekarza!
- Spokojnie, żyje... Jeszcze. - sapnęła Sara.
Dopiero teraz poczuła, że się zmęczyła. Przeszło jej przez myśl, że chyba powinna wrócić do pokoju i ubrać jakąś kurtkę. W końcu panował sztorm. Nawet, jeżeli było jej względnie ciepło, nie powinna chodzić w krótkim rękawku, gdy z nieba leciał mocny strumień wody, a przenikliwy wiatr wkradał się pod jej cienką koszulkę... Szczególnie, że w pobliżu zaczęło się zbierać niepokojąco dużo facetów, a w tym momencie ta koszulka nieco przesadnie podkreślała jej kształty...
- Zajmę się nią. Ty się lepiej przebierz, bo się przeziębisz. - Chopper najwyraźniej zauważył to samo, co dziewczyna.
- Jasne, dzięki. Jesteś świetnym lekarzem, wiesz? - zapytała, posyłając zwierzątku uśmiech i gładząc jego futerko. Było takie mięciutkie...
Zignorowała jego taniec radości i podniosła się powoli.
- Tam leżą jej miecze. - dodała, wskazując palcem na odpowiednie przedmioty. - Jakbyś potrzebował pomocy, to możesz wołać. - rzuciła jeszcze i skierowała się do pokoju, aby się przebrać w coś suchego...
Uniosła twarz i pozwoliła, by leniwy uśmiech rozlał jej się na ustach. Uwielbiała deszcz...
~~
Mam nieco zły dzień, więc wiele nie powiem. Tylko: co myślicie? Konentujcie i zostawiajcie gwiazdki
:3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top