Rozdział 65

L.
Pogrążając się w luźnej rozmowie, szli ku Sunnym. Same przygotowania do wyprawy nie zajęły dużo czasu. Przebranie się, spakowanie potrzebnych rzeczy i prowiantu zajęło kilkanaście minut. Na początku udali się do lasu, u podnóża gór. Prócz rzeczki i pomniejszych jeziorek termalnych nic ciekawszego nie zastali, toteż postanowili wyruszyć w góry.

- To co teraz? - spytała Leo, stając na granicy przełęczy i opierając ręce na biodrach.

- Rozdzielmy się. - zaproponował Trafalgar.

S.
Rozejrzała się i wolno pokiwała głową. To nie był taki głupi pomysł… W miejscu, w którym stali, mieli dwie ścieżki do wyboru. Jedna prowadząca niemal prosto na północ, a druga na północny-wschód. Dookoła nich wznosiły się niemal pionowe skały.

- Ok. - Wzruszyła ramionami. - Kto idzie gdzie? - zapytała jeszcze, rozglądając się. Bezsensowne byłoby rozdzielanie się, gdyby wszyscy wybrali tą samą drogę…

L.
- Mi to obojętnie. - wzruszyła ramionami Leo. Na dnie przełęczy płynęła rzeka. Nawet z tej odległości wyglądała na szeroką.

- Północ. - oznajmił Trafalgar. Leo kiwnęła głową.

S.
Sara powoli pokiwała głową i wyszczerzyła się szeroko.

- Wolisz łatwiejszą trasę, czy trudniejszą? - zapytała niewinnym głosem, zerkając na Zoro.

Ten spojrzał na nią z lekkim zaskoczeniem, ale odpowiedział niemal natychmiast.

-Trudniejszą.

- W takim razie, widzimy się na górze~

Posłała pozostałej trójce szeroki uśmiech i zaczęła wspinać się na skałę po lewej, kompletnie ignorując ścieżkę… Skała nie wyglądała na taką trudną, trójka, miejscami czwórka…? Przynajmniej tak sobie strzelała, teoretycznie słyszała kiedyś o poziomach trudności na skałach, ale nigdy nie próbowała tego ocenić. Jednak ta, mimo że strasznie wysoka, wydawała się możliwa do przebycia.

Była już jakieś dwa metry nad ziemią, kiedy usłyszała rozbawione parsknięcie, kiedy szermierz zrozumiał w końcu, co ona miała na myśli.

- To ja też już pójdę – rzucił jeszcze i też zaczął się wspinać. Wydawało się to całkiem ciekawym ćwiczeniem.

L.
Ruszyli w dół po śliskim mchu, starając się utrzymywać równowagę.

- Czego dokładnie szukamy? - zapytał Trafalgar, przytrzymując się drzewa.

- Przejścia na drugą stronę. To oczywiste. - zauważyła.

- A dalej?

- Czegoś by zabić nudę. Jakąś jaskinię czy coś... - wzruszyła ramionami. - A czego oczekujesz? - dodała. Zastanowił się chwilę, po czym wzruszył ramionami.

S.
Dotarcie na szczyt skalistej ściany zajęło im koło godziny. W międzyczasie zrobili sobie dwie przerwy na szerszych półkach, żeby napić się wody i złapać oddech. Sara raczej nie należała do ludzi z lękiem wysokości, ale siedząc na samej górze i zerkając w dół zorientowała się, jak głupi to był pomysł. Gdyby się poślizgnęła i poleciała w dół, zostałaby z niej krwawa miazga…

Zerknęła lekko w bok, gdzie na skale siedział Zoro, popijając powoli wodę i również zerkając w dół. Nawet jemu wspinaczka dała się we znaki, bo wyglądał na nieźle zmęczonego. Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem. Jednak to nie był aż taki zły pomysł. Przynajmniej miała teraz bardzo ładne widoki… Na krajobraz pod spodem, rzecz jasna. Wcale nie chodziło o koszulkę szermierza, która, cała mokra od potu, lepiła się do jego ciała, podkreślając zarysy mięśni…

- Idziemy dalej? - zapytała, podnosząc się i chowając butelkę do plecaka.

Rozejrzała się. Okolica była względnie płaska, ale kawałek dalej widziała, jak teren ponownie wznosi się w górę, prowadząc na najwyższy szczyt w okolicy. Tamta droga nie była aż tak pionowa jak ta, którą właśnie pokonali, ale również nie wydawała się zbyt łatwa. Przejście raczej dla kozy, albo dla powalonych ludzi z chorymi ambicjami i skłonnościami masochistycznymi…

- Jasne! - Zielonowłosy również podniósł się i z lekkim uśmiechem spojrzał na czekające ich przeszkody.

Góra, czy nie, dla niego był to tylko kolejny przeciwnik, który czeka na pokonanie. A wysiłek fizyczny był jedynie starym przyjacielem.

- To idziemy – zarządziła Sara, ruszając do przodu.

Trudna trasa, czy nie, szczyt był od tego, żeby go zdobyć!

L.
Zatrzymali się raz w ciągu godziny. Nieco trudno było znaleźć dobre miejsce na odpoczynek na takiej powierzchni. W końcu skończyło się na tym, że usiedli pod drzewem, głębiej w lesie.

- Zeszliśmy już całkiem nisko. - zauważyła Leo, przyglądając się klifowi, popijając wodę.

- Może znajdźmy jakieś zejście na dół? - zaproponował Law. Dziewczyna spojrzała na niego niepewnie.

- Po tej ścianie? - zapytała, wskazując na krawędź. Chirurg kiwnął głową. - Głupi, ale ciekawy pomysł. - wzruszyła ramionami.

- Idziemy? - zapytał, chowając wodę.

- Yup. - przytaknęła i się podniosła. Ruszyli w stronę ściany, tym razem szukając drogi na sam dół.

S.
Udało im się pokonać niemalże połowę trasy, kiedy natrafili na pierwszą, poważniejszą przeszkodą: szeroki i cholernie głęboki kanion. Podeszli do krawędzi, przyglądając się z pewną niepewnością jego wnętrzu.

- Nie przeskoczymy – zauważyła Sara. Po czym dodała: - A przynajmniej ja nie przeskoczę.

- Ja też mogę mieć z tym problem – przyznał niechętnie szermierz.

- To co robimy? - zapytała. - Bo chyba nie odpuszczamy?

- Oczywiście, że nie!

Rozejrzeli się po okolicy, szukając czegoś, co pozwoliłoby im pokonać kanion. Schodzenie na dół wydawało się zbyt czasochłonnym wyjściem. W końcu jednak dostrzegli drzewo przewalone nad przepaścią. Podeszli do niego, sprawdzając, w jakim stanie się znajduje. Wydawało się względnie stabilne, więc zdecydowali się z niego skorzystać.

- Panie przodem – rzucił Zoro ironicznie.

- Dziękuję za twoją uprzejmość. - Przewróciła oczami, ale wskoczyła na pień. Który nagle okazał się znacznie węższy i bardziej śliski niż wyglądał na początku.

Zawahała się.

- Boisz się? - Szermierz posłał jej krzywy uśmiech.

- Nie. Ja tylko podziwiam krajobraz – mruknęła, robiąc krok do przodu. Drzewo zachwiało się niebezpiecznie.

Jeszcze raz spojrzała krzywo na pień, ale musiała przyznać się do porażki. Usiadła okrakiem na prowizorycznym moście i w ten sposób zaczęła się przemieszczać.

- Tylko coś powiedz – warknęła głucho, słysząc cichy chichot.

Najważniejsze było, że jej się udało. A teraz mogła pozwolić sobie na oglądanie przedstawienia ze strony szermierza…

~~~~
Wycieczka krajoznawcza po wyspie. Nah, czemu nie?
Komentujcie i gwiazdkujcie~ 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top