Rozdział 64
L.
Wzięła szybki, chłodny prysznic, uczesała włosy i lekko je spięła. Wyszła z szatni, a przed drzwiami czekał na nią Trafalgar. Bez górnej części odzieży... Nie no napatrzyła się na niego na basenie, ale to już przesada.
-Ubierz się... - mruknęła tylko, przechodząc obok niego w stronę wyjścia.
- Ciepło jest. - stwierdził, nadal trzymając bluzkę w ręce.
- Aż dziwne, bo tobie zawsze zimno jest... To idziemy ich szukać? - zapytała.
- Jeśli tak bardzo chcesz. - wzruszył ramionami. Ruszyli uliczkami miasta, rozglądając się po sklepach.
- Jak myślisz, co się mogło stać Sarze? - zapytała Leo.
- Dlaczego od razu miało się coś stać? Przecież ona nie lubi gorąca. - przypomniał chirurg. Dziewczyna pokiwała głową. Przez jakiś szli w ciszy, szukając zagubionej dwójki.
- Leo... - zaczął nagle Law.
- Hm? - podjęła nie zdając sobie sprawy z tego, o czym chce porozmawiać mężczyzna.
- To co pokazałaś na basenie... - nie dała mu dokończyć. Jej ręka zakryła jego usta, a jej rozżarzone złością oczy spojrzały głęboko w czarne źrenice otoczone żółtymi tęczówkami.
- Nie. Teraz. - warknęła, rumieniąc się. Zachichotał.
- Niech będzie. - powiedział, gdy zabrała dłoń. Przeszli jeszcze kilka uliczek, gdy w jednej z kawiarenek ujrzeli Sarę i Zoro.
S.
- Co to tak właściwie jest? - Zoro przyglądał się podejrzliwie kolorowym kulkom w swojej miseczce, dźgając je łyżeczką, jakby zaraz miały się poderwać i go zaatakować…
- Ty to zamawiałeś – zauważyła Sara, pochłaniając swój deser.
- Tylko po to, żeby tamta kobieta się od nas odwaliła – wytłumaczył, wciąż mierząc morderczym wzrokiem potrawę.
Nie zauważył przez to niewielkiego uśmiechu, który niemal automatycznie pojawił się na ustach dziewczyny.
- Hmm… - mruknęła, przechylając się nad stolikiem i zerkając w obiekt, który wywoływał taki mord w ciemnych tęczówkach… - To mi wygląda jak sorbet – ogłosiła w końcu, wracając do ciasta.
- Sorbet? - zapytał, wciąż nie mając pojęcia, czy jest to zjadliwe.
- Tak, to taki… - przerwała na chwilę, zamyślając się głęboko. - Wiesz, tak właściwie, to może cię zaatakować. Lepiej oddaj w ręce eksperta w dziedzinie poskramiania sorbetów – oznajmiła posyłając mu swój najbardziej niewinny uśmiech.
Jak zawsze, nie dał się nabrać.
- Poradzę sobie – mruknął, nabierając kawałek na łyżeczkę.
Podniósł na wysokość oczu, oceniając uważnie, po czym wsadził sobie do ust. Przez chwilę jakby się zastanawiał, po czym wzruszył ramionami.
- Nie najgorsze – uznał.
- Naprawdę? - zapytała, zerkając niechętnie na swój, pusty już talerzyk. - Czekaj, ocenię – dodała i zanim chłopak zdążył zareagować, zwinęła mu trochę lodów. - Faktycznie, całkiem całkiem – wymruczała, mrugając do niego.
- Czemu…? - zaczął, ale najwyraźniej zmienił zdanie, bo tylko pokręcił z rezygnacją głową. - Rób, co chcesz.
- Dobra. - Wzruszyła ramionami, uśmiechając się szeroko i poczęstowała się jeszcze. Po czym zauważyła, jak do kawiarni wchodzą Law i Leo. - O, mamy towarzystwo – rzuciła.
Zoro pokiwał głową, nawet nie trudząc się, żeby spojrzeć za siebie. Przesunął się natomiast lekko, żeby zrobić miejsce wchodzącej dwójce.
L.
Od razu podeszli do stolika przy którym siedzieli Sara i Zoro.
- Co wy tu robicie? - zapytała Leo.
S.
- Siedzimy – rzuciła Sara.
Zoro wzruszył ramionami, nie wiedząc, co miałby odpowiedzieć. To było przecież widać? Zerknął na swój deser i zamarł z łyżeczką w ręku. Naczynie było puste…
- Hej! - Spojrzał krzywo na dziewczynę.
- Dobry wybór~ - odpowiedziała tamta, posyłając mu łobuzerski uśmiech.
L.
Potrząsnęła głową, ignorując ich wymianę zdań. Law zamówił kawę i usiadł. Leo zaś poprosiła o sok jagodowy i usadowiła się obok chirurga.
- Chodzi mi o to, czemu wyszliście tak nagle z basenu? - zapytała granatowooka.
S.
- Sara miała przebłysk geniuszu… - mruknął Zoro, ponownie skupiając się na swoim sake. To przynajmniej pozostało nietknięte.
Dziewczyna wzruszyła ramionami. Nie była pewna, czy chłopak powiedział to tylko po to, żeby ją zirytować, czy faktycznie był to jakiś pokrętny komplement… Dlatego, zamiast myśleć o tym, chwyciła za swój napój, wbijając wzrok w blat stołu. Koncepcja może wydawała jej się logiczna, ale nie wiedziała, co im to daje, ani czy miała ochotę już się tym dzielić. Wolałaby to najpierw porządnie przemyśleć.
L.
- Aha. - mruknęła Leo. - I co z tego wynikło? - dodała. Trafalgar poparł ją kiwnięciem głowy, pijąc podaną chwilę wcześniej kawę.
S.
- Coś o świetle i polu… - Zmarszczył brwi.
- Polu grawitacyjnym – westchnęła Sara. Chyba jednak nie obejdzie się bez tłumaczenia… - Pomyślałam, że te dziury w jakiś sposób mogą reagować na myśli ludzkie. Nie mówię zaraz, że da się je bez problemu kontrolować, ale można na nie w jakimś stopniu wpływać…
L.
Leo kiwnęła głową, pijąc powoli napój. Zmarszczyła nieco brwi.
- Chyba domyślam się o co ci chodzi. - powiedziała powoli. - Ale na pewno nie w tak naukowym sensie jak ty. - dodała. Czy rzeczywiście da się przenosić między wymiarami samą myślą?
S.
- To znaczy… - zawahała się. Mimo wszystko, wątpiła, żeby było to aż tak proste. - Podejrzewam, że to reaguje w jakiś sposób na wolę ludzką, ale nie do końca… Na przykład, gdybym teraz chciała się gdzieś przenieść, byłoby to raczej niemożliwe. Ale są miejsca, gdzie te dziury zdają się… czekać na dogodny moment, żeby się pojawić. I wtedy, zamiast na nie czekać, można w jakiś sposób… Przywołać je? - Podrapała się po głowie. - Jeżeli to ma jakiś sens – dokończyła.
Pomyśleć, że jeszcze nie tak dawno temu słysząc te rozmowę, uznałaby, że natknęła się na zagorzałych fanów sci-fi…
L.
- Rozumiem. - mruknęła, przelewając sok w szklance. - Tylko, skąd mamy wiedzieć gdzie takowe miejsca są? - zapytała.
- Jeśli je znajdziecie i będziecie chciały wrócić do siebie, to teoretycznie sprawa rozwiązana. - zauważył Trafalgar.
S.
- Nie wiem, czy to jest takie proste… - Zagapiła się w koktajl. - Możemy chcieć różnych rzeczy, ale jeżeli w danej chwili o nich nie myślimy, to raczej niczego nie da. Gdyby było to takie proste, to już kilka razy udałoby nam się wrócić – dodała.
Przecież już kilka razy widziały pojawiające się dziury. Gdyby te zjawisko było tak proste, już dawno dałyby radę wrócić… Przynajmniej w założeniu, że chciały wrócić…
Kątem oka zerknęła na Zoro.
Chciały wrócić… Prawda?
L.
Uderzała zębami o szklankę, zastanawiając sie nad słowami Sary. Miała rację. To było coś więcej niż skupienie się na jednej myśli.
- Skoro tak, to czym jeszcze to w takim razie może być? - zapytała.
S.
Wzruszyła ramionami. Skąd miałaby to wiedzieć? Póki co, wszystko, co mieli, było wyłącznie przypuszczeniami.
- Może musi zostać spełnionych kilka warunków? Albo… sama nie wiem… Jakaś synchronizacja? Zgodność fal mózgowych z częstotliwością… - przerwała na chwilę, po czym pokręciła gwałtownie głową. - Oby nie. W takim wypadku miałybyśmy spory problem. Może po prostu nie wystarczy podświadoma chęć czegoś, a należy naprawdę skupić się na danej myśli? Trochę tak, jak nastawianie budzika w głowie. Jeżeli myślisz o tym wystarczająco intensywnie przed snem, czyli o odpowiedniej porze, rano zadziała…
L.
- Możliwe... - Westchnęła Leo. - A z resztą, kto wie? Możliwe jest też że nigdy do tego nie dojdziemy. - dodała, po czym dopiła sok.
- Wówczas zostaniecie tu na zawsze. - zauważył Trafalgar. W jego głosie pobrzmiewała... Nadzieja?
S.
- Yey, zawsze marzyłam o tym żeby utknąć w innym wymiarze… - mruknęła ironicznie, przewracając oczami.
- Źle ci tu? - zapytał Zoro, zerkając na nią.
- Nie… - Oparła czoło o blat stołu. - Ale naprawdę lubię swoje zwyczajne życie. Jest… Nawet nie wiem, jak to określić. Jest po prostu moje. Poza tym… Tęsknie za moim psiakiem~ - dodała, uśmiechając się pod nosem.
Ale naprawdę tak było. Naprawdę chciała przytulić swojego psa. I kota… Ok, rodzinę też dobrze byłoby jednak spotkać… Od czasu do czasu.
L.
Podsumując swoje życie stwierdziła, że chyba wolałaby tu zostać. Odwiedziłaby mamę, ale trudno stwierdzić czy ma ku temu okazję.
- Więc co zamierzacie zrobić? - zapytał Trafalgar. - Widać, że chcecie tu zostać. Ale w pewnym sensie nie możecie. - dodał.
S.
Spojrzała na niego, nie bardzo rozumiejąc jego tok rozumowania. Bo przecież to było kompletnie odwrotnie. Chciała wrócić. I wciąż nie miała pojęcia, czy jest to możliwe. Chociaż musiała przyznać, że wizja zostania tutaj miała swoje plusy… Dużo plusów.
Nie odezwała się jednak. Nie widziała takiej potrzeby. Nie było to ważne, liczył się tylko fakt, że wciąż pozostawali w punkcie wyjścia. A te wszystkie niemalże filozoficzne rozważania zaczynały się robić nudne.
Wyciągnęła serwetkę, z kieszeni dobyła długopis i zaczęła kreślić bezmyślnie, zastanawiając się nad tym wszystkim jeszcze raz.
L.
- Na razie to zostawmy. - powiedziała Leo, widząc, że temat na razie został wykończony. - Co teraz porobimy? - zapytała. Mieli dla siebie jeszcze całe popołudnie i wiele możliwości do kreatywnego spędzenia czasu. Przesiedzenie go w barze będzie raczej słabym pomysłem.
S.
Sara jedynie wzruszyła ramionami, wciąż bazgrząc coś w głębokim zamyśleniu. Miała wrażenie, że coś im umknęło, jakiś ważny szczegół…
Zoro spojrzał na nią uważnie. Po chwili również dał wyraźnie do zrozumienia, że nie za bardzo ma jakiś pomysł.
- Jakieś propozycje? - zapytał.
L.
Leo westchnęła, Trafalgar wzruszył ramionami.
- Spacer po lesie? - zapytała nieśmiało dziewczyna. Wokół miasta rzeczywiście był spory, gęsty las, więc czemu nie?
S.
- Czemu nie? - zgodził się Zoro.
- Drzwi! - rzuciła z zadowoleniem Sara, przyglądając się serwetce. Po czym pokiwała głową. - Tak, las brzmi dobrze. Widziałam też góry~
L.
Zignorowała nagły okrzyk Sary i wstała. Zapłacili rachunek i wyszli.
- Skoczymy wpierw na statek, żeby się przygotować na tą wyprawę, ok? - zapytała Leo.
S.
Zanim wyszła, wcisnęła zarysowaną serwetkę do kieszeni. Mimo wszystko, miała wrażenie, że powrót może okazać się znacznie prostszy, niż początkowo zakładali. Wymagało to tylko jeszcze trochę czasu.
Opuściła lokal, podążając za resztą. Czuła na sobie wzrok szermierza, który najwyraźniej domyślił się, że ta coś znowu wymyśliła. Jednak nie zwróciła na niego większej uwagi i przeciągnęła się tylko.
- Możemy wrócić. - Wzruszyła ramionami.
Nie za bardzo wiedziała, co to za wyprawa, na którą trzeba by się przygotować, ale nie zamierzała dociekać. Faktycznie, wolała zmienić buty na bardziej nadające się do terenu niż sandały, które obecnie spoczywały na jej nogach.
Ruszyli w stronę portu, a Sara zauważyła, że na ulice powoli wylegali ludzie. Skrzywiła się nieznacznie. Zapewne w ciągu godziny znowu będą tutaj tłumy. Właśnie dlatego należało jak najszybciej się stamtąd ewakuować.
~~~~
Nieco naukowo wyszedł ten rozdział. Powoli zgłębiamy tajemnice~
Co myślicie o tym rozdziale? Piszcie komenty, zostawcie gwiazdeńky :3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top