Rozdział 63

L.
Ukrywając usta w wodzie płynęła wzdłuż basenu. Nie chciała tego przyznać, ale straciła ochotę na takie rzeczy. Gorąca woda odebrała jej rozum.
Słyszała jak Trafalgar powoli porusza się za nią. Nah, trochę głupio się zrobiło. Wpłynęła do basenu, przy którym był mały wodospad. Zignorowała go i popłynęła dalej. Wpłynęła do małej zatoczki. Sporo tu było całkiem dużych ozdobnych kamieni. I woda była chłodniejsza. Oparła się o jeden z głazów, przyjmując z wdzięcznością jego chłód. Odetchnęła głęboko.

- Tak się zastanawiam, czy na pewno wszystko w porządku? - odezwał się nagle Law. Spojrzała gwałtownie w jego stronę, bardziej wpływając pod wodę.

- Chyba nie bardzo. - mruknęła.

- Mogę coś dla ciebie zrobić? - spytał zatroskany.

- Przytulić mnie... - powiedziała cicho z zamiarem żartu. Ale on, nieudolnie bo to Law, objął ją delikatnie. Była na wysokości jego klatki piersiowej.

- Lepiej? - zapytał.

- Szybkiś... - mruknęła, wtulając się w niego.

- Czyli jeszcze nie? - zachichotał, opierając brodę na jej głowie. Objęła jego plecy z uśmiechem, przymykając oczy.

- Tylko uważaj gdzie kładziesz ręce. - ostrzegł.

- I vice versa. - warknęła.

S.
Uchyliła powiekę, wyczuwając jakiś ruch w pobliżu basenu, w którym była. Widziała, jak wzdłuż jednego z brzegów przepłynęła Leo, a zaraz za nią Law…

Westchnęła cicho, kręcąc głową. To wszystko zaczynało się robić tak bardzo powalone. I pomyśleć, że jeszcze nie tak dawno temu jej jedynym zmartwieniem była kwestia przetrwania wakacji bez denaturacji mózgu…

I niemal w tej samej chwili, jakby na zawołanie, powietrze przed nią zafalowało w znajomy sposób. W pierwszym odruchu rozejrzała się uważnie, ale nikogo w pobliżu nie było. Wiedziona ciekawością, podpłynęła do zjawiska.

Nie wiedziała w jaki sposób, ale… Wiedziała, gdzie to prowadzi. Wciąż było gorąco, ale niemal mogła poczuć mroźne, grudniowe powietrze, bijące od dziury. Zbliżyła się jeszcze bardziej, w ten sposób, że jej nos niemal dotykał chłodnej powierzchni. Bo, czego była pewna, tego dało się dotknąć.

Po drugiej stronie było jakieś miasteczko na Ziemi… Jeżeli mogła założyć, że na niej nie byli. Widziała, jak białe płatki śniegu swobodnie opadają, pokrywając grunt grubą, puchatą warstwą. Nie była w stanie niczego usłyszeć, ale potrafiła wyobrazić sobie wycie wiatru, przewalającego warstwy białego puchu…

Wyciągnęła rękę i dopiero, kiedy usłyszała plusk wody, zorientowała się, co robi. I jakie miałoby to konsekwencje. Odsunęła się do tyłu, biorąc kilka uspokajających oddechów. Zamrugała kilkukrotnie, a dziura zniknęła, jakby obrażona brakiem zainteresowania. No właśnie…

Uważnie przesunęła wzrokiem po basenie. Zauważyła, że Zoro ponownie płynął w jej stronę. Nie zwracając uwagi na całą resztę, złapała ręcznik i wyszła z basenu.

- Coś nie tak? - zapytał Zoro, podpływając i chwytając się krawędzi basenu.

- Wiem już, o co chodzi! - oznajmiła radośnie.

- Ale o co chodzi z czym? - zapytał, nie mając pojęcia, o co jej chodzi.

- Wiem, jak… No, nie wiem… Ale wiem! - zaplątała się i to bardzo, ale nie przejęła się tym za bardzo. Ważniejszy był fakt, że powoli w jej głowie kiełkowało coś, co na upartego można było nazwać planem.

Zoro podrapał się po karku, przyglądając się jej uważnie.

- Może faktycznie nieco za gorąco… - zaproponował, po czym sam wyszedł z basenu i położył jej rękę na czole, marszcząc brwi ze zmartwieniem.

- Em… Ja się czuję dobrze, ale mógłbyś… To znaczy… No… Ręcznik… - wymamrotała, kierując wzrok w przeciwną stronę. Nagle cała euforia ustąpiła miejscu zakłopotaniu…

- Co…? - Na początku nie zrozumiał. Po czym oprzytomniał i szybko zgarnął ręcznik, owijając się nim w pasie.

- Idę się przebrać – mruknęła dziewczyna, kierując się do szatni. - Muszę… Muszę pomyśleć.

- Wychodzisz już stąd? - domyślił się szermierz.

- Tak – potwierdziła.

Pokiwał głową.

- Powiem reszcie, że się zmywamy. Spotkamy się przed wejściem?

- Hmm? A, jasne. - Machnęła mu ręką i zawędrowała do szatni, kierując się najpierw pod prysznic.

Jej myśli krążyły od swoich przemyśleń, do zielonowłosego, który wybrał niewłaściwy moment na pokazywanie… siebie i teraz skutecznie ją rozpraszał.

Dlaczego mózg ludzki jest taki beznadziejny w tych sprawach…?

L.
Zanurzyła się w jego ramionach, nie przejmując się zbytnio tym, że obaj są nadzy. Ważne było, że Trafalgar, chirurg śmierci i największy gbur tego świata, ją przytula. Westchnęła głęboko, delikatnie przesuwając palcami po jego skórze na plecach. Wzdrygnął się lekko.

- Uważaj, bo stracę kontrolę nad sobą. - powiedział nagle.

- A musisz ją utrzymywać? - zdziwiła się. - Już? - ten tylko wzruszył ramionami, z lekkim uśmieszkiem.

- Niestety tak. W ten sposób działa mózg facetów. - stwierdził. Uniosła brew.

- Czyli każdy facet jest z natury zboczeńcem? - spytała.

- Widocznie tak. Czy to bardzo ci przeszkadza? - spytał, powoli przesuwając dłonią wzdłuż jej kręgosłupa.

- Dopóki nie będzie tego po tobie widać to spoko. - odpowiedziała. Kiwnął głową, poruszając dłonią podejrzanie blisko jej kości ogonowej. Za blisko.

- Trafalgar. - warknęła. Chirurg zachichotał, ale odsunął rękę. Przez jakiś czas trwała cisza, przerywana jedynie pluskiem cichym pluskiem wody, gdy Law zanurzał dłoń, by delikatnie przesuwać nią po plecach Leo.

- Sara wyszła z wody jakiś czas temu. - powiedział nagle chirurg.

- Serio? - zapytała, odwracając głowę. Rzeczywiście, basen był pusty. - Ile minęło czasu? - spytała.

- Jakieś dwie godziny. - stwierdził. - Wychodzimy?

- Yhym. - mruknęła, odsuwając się od niego powoli. Zapominając, że była nieco za bardzo wynurzona.

- Oi, Leo.. - mruknął tylko nieco ostrzegawczo, odwracając się i wycierając nos.

- Przepraszam! - pisnęła, zanurzając się i płynąc w stronę basenu przy którym zostawili ręczniki.

S.
Tym razem pod lodowatym strumieniem wody spędziła naprawdę niewiele czasu, chcąc jak najszybciej wyjść z łaźni. Szybko się przebrała i zgarnęła swoje rzeczy, wciąż wilgotnym włosom pozwalając swobodnie opadać jej na plecy, po czym skierowała się do wyjścia z obiektu. Już przed szatniami spotkała się z Zoro, więc razem ruszyli jedną z bocznych uliczek.

- Gdzie teraz chcesz iść? - zapytał w pewnym momencie, wyrywając ja z zamyślenia.

- Hmmm? - Spojrzała na niego półprzytomnie, po czym się rozejrzała. Widząc obiecujący szyld jakiejś kawiarni, wskazała na nią palcem. - Co powiesz o tym?

- Może być. - Szermierz wzruszył ramionami i obydwoje weszli do środka.

Zajęli stolik w kącie, obok okna i złożyli swoje zamówienia. Dziewczyna wzięła koktajl bananowy i ciasto czekoladowe, a Zoro zdecydował się na sake. Widząc krzywy wzrok kelnerki, wybrał pierwszą nazwę, która wpadła mu w oczy, ale niczego nie mówiła. Wolał, żeby nie gapiła się na nich przez cały czas…

- Dlaczego wcześniej na to nie wpadłam? - mruknęła dziewczyna, wyciągając z kieszeni długopis i przywłaszczając sobie jedną serwetkę, na której zaczęła coś bazgrać.

- Co takiego? - zapytał zielonowłosy, zerkając na nią z zainteresowaniem.

- Chcieliśmy próbować badać to zjawisko, ale to wcale nie musi w ten sposób działać. Co, jeżeli z tymi dziurami jest tak, jak ze światłem? - zapytała, dzięki czemu Zoro domyślił się, że mówi o dziurach czasoprzestrzennych. Ale co światło miało do rzeczy…?

- Światło? - zapytał.

- Jak by nie patrzeć, jest w tym jakiś efekt optyczny. Może załamanie światła to tylko efekt uboczny, nie wiem, ale może mieć takie samo podłoże, jak światło…

- Ale… O co ci chodzi? - Roronoa rzucił Sarze zirytowane spojrzenie, na które ta nie zwróciła uwagi, za bardzo pogrążona we własnych myślach.

- Światło ma naturę korpuskularno-falową. Oznacza to, że jest jednocześnie falą i zbiorem cząstek.

- Jest czym? - zamrugał bez najmniejszego zrozumienia, ale dziewczyna już przeskoczyła myślami gdzie indziej.

- To jest trochę jak z tym doświadczeniem. Chcieli zmierzyć, ile elektronów przelatuje przez szczelinę, nie pamiętam nawet po co. Ale ustawili odpowiedni przyrząd, który miał je zliczać i wszystko uruchomili. Po czym zamiast bombardowania cząsteczkami, odkryli, że te zaczęły się zachowywać jak fale… Obserwacja zmienia wyniki doświadczenia. To może być klucz… Jeżeli założymy, że…

Zoro odetchnął głęboko i rozłożył się na oparciu krzesła. Widział, że dziewczyna ma jakiś pomysł i najwidoczniej sam fakt, że mówi, w jakiś sposób pomagał jej zebrać myśli. Dlatego nie zamierzał jej przeszkadzać, chociaż sam nie rozumiał z tego wywodu ani słowa.

Poczuł się lepiej, gdy Sara w końcu przeniosła na niego spojrzenie, teraz całkiem przytomne i zadowolone z siebie. Chyba wszystko już miała ułożone…

- Wytłumaczysz to teraz tak, żebym zrozumiał? - zapytał, krzyżując ręce na piersi.

Przytaknęła. Poczekała tylko, aż kelnerka postawi przed nimi zamówione wcześniej jedzenie i zaczęła powoli:

- Wygląda to mniej więcej tak: istnieją przypuszczenia, że myśl ludzka może posiadać masę. Bardzo małą, wręcz niemożliwą do zmierzenia, ale ją ma.

Zoro pokiwał głową. Póki co, wszystko było jasne. Wciąż nie wiedział, co to ma wspólnego z całą resztą, ale było zrozumiałe.

- Na tym założeniu, można oprzeć całą resztę. Każde ciało, posiadające masę, wytwarza też pole grawitacyjne…

- Pole…

- Grawitacyjne. - Sara przewróciła oczami - To znaczy, że może przyciągać do siebie inne obiekty. Co prawda większość obiektów, które widujesz na co dzień, mają tak małą grawitację, że wręcz jej nie odczuwasz, ale na przykład tylko dzięki polu grawitacyjnemu ziemi, jeszcze stąd nie odleciałeś.

- Rozumiem. - I chyba naprawdę tak było.

- To w takim razie, skoro myśl miałaby pole grawitacyjne, wciąż niezmiernie małe, ale jednak by je miała, oznaczałoby to, że odpowiednio skupione myśli, mogłyby oddziaływać na otoczenie.

- Na te dziury też? - zapytał sceptycznie.

- Być może. - Wzruszyła ramionami. - Wcześniej, kiedy myślałam o uspokojeniu się, pojawiła się przede mną jedna, pokazująca bardzo relaksującą, według mnie, scenerię.

Na te słowa Zoro spojrzał na nią z niedowierzaniem.

- Pojawiła się? A ty mi nic nie powiedziałaś?

- Myślami trochę odpłynęłam – wytłumaczyła się, uśmiechając się przepraszająco.

Szermierz pokiwał głową. Po czym pomyślał o czymś innym…

- Dlaczego chciałaś się uspokoić?

- Bo… - Odwróciła wzrok. - Tak, bez powodu… - wymamrotała, zajmując się swoim ciastem czekoladowym.

Chłopak uśmiechnął się szeroko, sięgając po sake. Może wcześniejsze wyjście nie było takim złym pomysłem…?

~~~~
Tururu~ akcja biegnie do przodu.
Co myślicie o tym rozdziale? Piszcie komenty i zostawiajcie gwiazdeńky~

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top