Rozdział 56

S.
Odsunęła się zadowolona, patrząc na, pełną już, butlę z tlenem. Sprężarka Frankiego naprawdę działała i nawet udało się podłączyć ją do butli tlenowej! Sara poczuła nieodpartą ochotę na wypróbowanie tego...

- Sprawdzę, czy nic nie ucieka – zaproponowała, już wciskając się w piankę.

- Jesteś pewna? Zaraz będzie obiad – przypomniał cyborg, chociaż sam również wydawał się być podekscytowany.

- Jasne. Z pełnym żołądkiem nie pływa się za przyjemnie. Jakby co, przekaż Sanjiemu, że przyjdę później – poprosiła.

- Nie ma sprawy! - zakrzyknął wesoło, pomagając jej ze złożeniem wszystkiego. Z pewną fascynacją patrzył, jak dziewczyna wprawnymi ruchami łączy wszystkie elementy, nawet za bardzo się nad tym nie zastanawiając.

- Gotowe. Proszę o pozwolenie na zanurzenie! - Zasalutowała, uśmiechając się wesoło, zza ustnika. Jeszcze nie korzystała z niego, ale trzymała blisko twarzy. Cała reszta była już na swoim miejscu.

- Udzielam pozwolenia! Oczekuję raportu z misji! - Franky dostosował się do jej stylu wypowiedzi, samemu ledwo powstrzymując śmiech.

- Tak jest, generale! - rzuciła jeszcze, po czym machnęła szybko płetwami i znalazła się kilka metrów pod statkiem.

Cyborg wcześniej otworzył śluzę w jednym z doków, dzięki czemu mogła swobodnie wypłynąć na otwarte wody. Musiała tylko upewniać się, że jest w bezpiecznej odległości tak, żeby w razie potrzeby szybko móc powrócić na okręt.

Przymknęła oczy z rozkoszy, kiedy poczuła, jak chłodna woda ją otacza, spowalnia wszystkie jej ruchy, wygłusza wszystkie dźwięki, zmniejsza poczucie, że jest przyciągana do ziemi... Jeżeli tak czują się astronauci, to ona była jak najbardziej za. Tutaj mogła pozwolić swoim myślą wędrować w dowolnym kierunku i nie przejmować się tym, że ktoś może ją obserwować...

Zoro obszedł większą część statku, jednak wciąż nie mógł znaleźć Sary. Przez chwilę rozważał zapytanie kogoś, czy ją widział, ale uznał, że to nie jest dobry pomysł. Wolałby uniknąć tłumaczenia komukolwiek, dlaczego jej szukał...

Gdy usłyszał, jak Brewka zwołuje wszystkich na posiłek, niemal natychmiast ruszył w stronę kuchni. Tam będzie mógł złapać dziewczynę i spróbować z nią pogadać...

L.
Usłyszała nawoływanie Sanjiego jeszcze zanim się zdrzemnęła. Przeciągnęła się i zaczęła schodzić na pokład. Na którym ktoś już na nią czekał. Ta czapka za bardzo rzucała się w oczy...

- Co tam robiłaś? - zapytał średnio przyjemnie Law. Dziewczyna przewróciła oczyma.

- Leżałam i opierdalałam się. A ty co takiego porabiałeś? - zapytała.

- Czytałem. - mruknął. Byli już w drodze do kuchni z której unosiły się bajeczne zapachy.

- Coś ciekawego? - dopytywała się nadal.

- Niespecjalnie. - stwierdził, gdy siadali do stołu.

S.
Zoro zajął swoje miejsce i rozglądał się niespokojnie. Sara jeszcze się nie pojawiła, ale pewnie przyjdzie później. Bo przecież nie wszyscy już przyszli. Wciąż nie widział nigdzie Frankiego ani Brooka. Prawdopodobnie zaraz przyjdzie...

Sam nie wiedział, dlaczego tak się przejmował. Przecież nie mogła nigdzie pójść, prawda? Byli na statku na środku oceanu.

Sara przepłynęła po raz kolejny tuż obok prawej burty Sunny, śledząc ławicę błękitnych rybek. Co ciekawe, stworzenia nie wydawały się wystraszone obecnością człowieka. Tutaj, pod wodą, wszystko wydawało się jakby innym światem. Zapragnęła zostać tu na zawsze, chociaż wiedziała, że jest to niemożliwe. Zwiększyła głębokość i przepłynęła pod dnem statku. Jej ręce niemal odruchowo powędrowały do przyrządów, sprawdzając głębokość i stan powietrza.

L.
Po skończonym obiedzie, załoga, za prośbą Nami została jeszcze w jadalni. Leo powoli sączyła herbatę, będąc ciekawą, co nawigatorka ma do przekazania.

- Zbliżamy się do wyspy, która jest bogata w gorące źródła i nie brak tam różnych zabaw i imprez. Co powiecie na mały odpoczynek? - zapytała rudowłosa. Wszyscy byli usatysfakcjonowani takim obrotem wydarzeń. To było miejsce, w którym nawet Nami chętnie wyda nieco więcej pieniędzy.

- Jak dla mnie super. - wzruszyła ramionami Leo. - Kiedy tam dopłyniemy?

- Wiatr nam sprzyja i utrzyma się tak przez jeszcze jakiś czas, więc dziś wieczorem. - uśmiechnęła się nawigatorka.

- Już dziś? - upewnił się Law, a rudowłosa kiwnęła głową.

- Mięskoooo... - Luffy już rozmarzył się, śliniąc przy tym stół. Za co oberwał od Sanjiego. Któremu z nosa ciekła krew. Z wiadomych powodów.

Ta informacja bardzo zadowoliła załogę. W końcu niecodziennie można trafić na gorące źródła.

S.
Zoro siedział na swoim krześle, wciąż wpatrując się w drzwi, mając nadzieję, że te się w końcu otworzą. Ale do tej pory, jedynie kilka osób opuściło kuchnię. Przejechał wzrokiem po pomieszczeniu. Zauważył, że Franky tłumaczy coś Sanjiemu, a ten kiwa powoli głową, najwyraźniej średnio z tego zadowolony, ale nie kłócił się, co wzbudziło w szermierzu pewne podejrzenia. Bo skoro kucharz się nie kłócił, oznaczać to mogło tylko tyle, że chodziło o jakąś kobietę... A tylko jednej tutaj brakowało.

Próbował podsłuchać o czym mówią. Średnio mu to wszyło, ale zrozumiał tyle, że Sara z jakiś powodów nie mogła przyjść na obiad i zje później. Zmarszczył brwi. Dlaczego nie mogła przyjść? Coś się stało? A może to dlatego wtedy tak szybko opuściła pomieszczenie...?

Podniósł się i skierował do wyjścia. Może nic takiego się nie stało, a on to źle zinterpretował?

Sara westchnęła ciężko, kiedy zobaczyła, jak licznik powietrza zbliża się do pięćdziesięciu. Nigdy nie lubiła przebywać pod wodą dłużej, niż do tej magicznej liczby, dlatego teraz również po raz ostatni obrzuciła wzrokiem dno morskie, chcąc wynurzyć się.

Jej spojrzenie przyciągnął delikatny błysk, który pojawił się kilka metrów pod nią. Szybko podniosła głowę, ale uznała, że nie jest jeszcze aż tak głęboko i w razie czego, spokojnie będzie mogła się wynurzyć. Zanurkowała głębiej, wyciągając rękę i chwyciła interesujący ją obiekt. Po dłuższej chwili rozpoznała, że była to perła. Ale nie taka zwyczajna, a perła wielkości połowy jej pięści. Z uśmiechem triumfu na twarzy, schowała znalezisko do jednej z kieszonek. Uznała, że takie coś musiało być wartę fortunę.

Z tą myślą, skierowała się do doków Sunny. Lecz, kiedy spojrzała na statek, przypomniała sobie, dlaczego tak naprawdę zeszła pod wodę.

„Będę musiała podjąć jakąś decyzję i rozwiązać tą sprawę z Zoro...” pomyślała niechętnie, kiedy prawie już wydostała się na powierzchnię. Uznała jednak, że to może poczekać, a sama po prostu uda się na obiad.

L.
Trafalgar wyszedł z kuchni, twierdząc, że ma jeszcze książkę do przeczytania.

- Zoro, mógłbyś użyczyć mi swój zestaw do czyszczenia katan? - zapytała Leo. Zielonowłosy wydawał się czymś zamyślony. Dziewczyna strzeliła mu palcami przed twarzą.

- Czego? - warknął, łapiąc ją za nadgarstek. Wyszarpnęła się i powtórzyła pytanie. Co temu glonowi dzisiaj jest?

- Znajdziesz go na siłowni w szafie. - odpowiedział Roronoa.

- Dzięki. - odparła Leo i udała się w stronę masztu. Jej biedne miecze potrzebowały solidnej opieki. Przy okazji będzie wypatrywać wyspę, o której mówiła Nami.
I wymyśli sposób jak zaciągnąć Lawa do gorących źródeł...

S.
Wynurzyła się na powierzchnię, rozglądając się dookoła. Nie zauważyła Frankiego, więc podpłynęła do drabinki i wspięła się do doku. Szybko rozebrała się i rozpoczęła rozkładanie i czyszczenie sprzętu, kiedy usłyszała, jak ktoś wchodzi.

- Ou, skończyłaś? - zapytał cyborg, z zaciekawieniem obserwując ruchy dziewczyny.

- Tak. Wszystko działa świetnie. Dzięki, Franky – odpowiedziała, posyłając mężczyźnie szeroki uśmiech.

- Nie ma sprawy! Wszystko, dla siostrzyczki! - zadeklarował wesoło.
Sara przewróciła oczami, wieszając przepłukaną piankę na haczyku. Jednak wciąż szczerzyła się wesoło. Naprawdę, to było urocze z jego strony. Nawet, jeżeli był od niej starszy o... Dużo.

- Sanji bardzo się wkurzył, jak mnie nie było na obiedzie? - zapytała, obracając się w jego stronę. Narzuciła już koszulkę na strój kąpielowy, a teraz mocowała się ze spodniami.

- Nie, nawet nikogo nie kopnął – poinformował, wzruszając rękoma. - O, wieczorem dopłyniemy do wyspy – dodał.

- Dzisiaj? Nie mieliśmy tam dopłynąć później? - zapytała nieco zdziwiona.

- Mamy dobre wiatry. Tak powiedziała Nami.

- Co to za wyspa? - Zamyśliła się. Chciała się jakoś przygotować.

- Jest tam dużo gorących źródeł, imprezy i świetna zabawa! - wykrzyczał radośnie.

- Gorące źródła, imprezy... I pewnie dużo ludzi? - upewniła się.

- Suuper dużo ludzi – zgodził się mechanik.

- Och, no tak... - wymamrotała. - Pójdę do kuchni – dorzuciła znacznie głośniej, podchodząc do drzwi.

- Dobra!

Dość szybko przemknęła do wspomnianego pomieszczenia. Uśmiechnęła się, kiedy weszła do środka, a w jej nozdrza uderzyła woń wspaniałego posiłku. Po nurkowaniu zawsze robiła się głodna.

L.
Już po pół godzinie czyszczenia katan, zobaczyła na horyzoncie cienką linię brzegową. Nieźle.

A Leo jeszcze nie wymyśliła jak zgarnąć Lawa do kąpieli...
Nah...

W sumie chciała jeszcze pozwiedzać wyspę, więc Trafalgarem może zająć się później. Przecież to jest Shinsekai. Jest tu dużo ciekawszych rzeczy od grzybów z tendencją do sadyzmu.

Od kiedy ona myśli o takich rzeczach? Dawniej zastanawiałaby się jak wygląda las, albo w spokoju odpoczywałaby w gorących źródłach.
No nic, ludzie się zmieniają.

S.
Zjadła dość szybko, a przy posiłku prowadziła luźną rozmowę z Sanjim. Przez ten czas bardziej zastanawiała się nad kolejną wyspą... Albo raczej: jak na nią nie iść.

Właściwie, mogła udawać jakąś kontuzję. Albo po prostu zgłosić się do pilnowania statku. Tak, to nie brzmiało źle. Tylko nie wiadomo, czy przejdzie. Nami potrafiła być naprawdę irytująca, jak się na coś uprze...

Z braku ciekawszych zajęć, zaczęła wspinać się na bocianie gniazdo. Może, jeżeli „przypadkiem” uderzyłaby się jakimś ciężarkiem, odpuszczono by jej zejście na wyspę?

L.
Zastanawiając się nad tym i owym, nie usłyszała jak do pomieszczenia wchodzi Sara. Zobaczyła ją dopiero, gdy ta weszła.

- O, hej Sara. - przywitała się Leo.

S.
- Hej, hej. - Machnęła ręką na przywitanie.

L.
- Co tam? - zapytała, chowając sprzęt. Jej katany są już lśniące i ostre jak dawniej.

S.
- Chyba to samo, co wcześniej- odparła, wzruszając ramionami. - Wiesz może, kto bierze wartę na statku, jak już będziemy na wyspie? - zapytała spokojnym głosem. Co jak co, ale emocje umiała ukryć.

L.
- Nie mam pojęcia. Ale nie zdziwię się jeśli będzie to Zoro albo Franky. - odparła. Czyżby i Sara chciała zostać? - Musiałabyś spytać się Nami. - dodała.

S.
Pokiwała głową. To w zasadzie nie był głupi pomysł... Spojrzała w dół i uznała, że jednak nie chce jej się ponownie schodzić na dół. Dlatego ponownie przeniosła wzrok na Leo.

- Nie masz nic przeciwko, żebym się dosiadła? - zapytała, podchodząc leniwie do kanapy i rzucając się na nią. Miała ochotę na drzemkę...

L.
Zrobiła miejsce dziewczynie, odkładając katany na bok.
- Co porabiałaś? - zapytała, by nie siedzieć w ciszy.

S.
- Nurkowałam. Franky zrobił urządzenie, dzięki któremu możemy wpompowywać powietrze do butli. Działa bez żadnych problemów – odpowiedziała, uśmiechając się szeroko przy okazji. Akurat z tego powodu była bardzo zadowolona. - On jest naprawdę genialny, jeżeli chodzi o dziwne urządzenia. Nigdy się nie bawiłam w silniki i inne takie duperele, ale z nim to jest naprawdę zabawne – dodała, przypominając sobie, jak cyborg cieszył się niczym dziecko, kiedy opowiadał jej o swoich skomplikowanych projektach.

L.
- Rozumiem. - kiwnęła głową Leo. Spojrzała za okno. Niebo przybrało barwę pomarańczy a ląd był już całkiem blisko.

- Radziłabym zejść na pokład. Nami pewnie za chwilę będzie przydzielała obowiązki. - stwierdziła, zakładając saya na plecy i podchodząc do wyjścia.

S.
- Dopływamy? - zapytała, leniwie unosząc głowę i zerkając za okno. Zobaczyła zarys wyspy i wtedy wpadła na całkiem dobry pomysł. - Tak, chyba zejście na dół jest dobrym pomysłem – zgodziła się, wstając z kanapy.

L.
- Aha - mruknęła i zaczęła schodzić na pokład, po czym od razu ruszyła do jadalni - miejsca narad całej załogi.

S.
Z braku lepszych pomysłów poszła za nią. Zdążyła jeszcze raz zerknąć na wyspę, do której teraz płynęli. Nawet z tej odległości można było zobaczyć odległe światełka. Po wodzie niosły się odległe dźwięki strasznie głośnej imprezy. Wciąż nie dało się rozpoznać pojedynczych odgłosów, ale Sara już wiedziała, że to nie będzie przyjemne uczucie...

L.
Weszła do kuchni, akurat wtedy, gdy Nami rozdzielała obowiązki. Tak jak myślała: Zoro miał zostać na statku, a reszta może iść na miasto. Law nie wyglądał na zadowolonego... Pewnie i on nie lubił tłumów.

S.
Też to usłyszała. Zoro zostaje... No trudno. Wolała zostać z nim i próbować jakoś to przekombinować niż iść gdziekolwiek...

- Też zostanę – powiedziała, ziewając szeroko. - Zawsze jestem senna po nurkowaniu – dodała w ramach wyjaśnienia. I mówiła prawdę. Miała ogromną ochotę położyć się i po prostu zasnąć. A, że dodatkowo mogła odpuścić sobie wyprawę na miasto, było tylko skutkiem ubocznym. Pozytywnym, ale zawsze ubocznym.

L.
- Więc ustalone: Zoro i Sara zostają. Reszta może wyjść na miasto. Jutro wartę weźmie ktoś inny. Zrozumiano? - podsumowała Nami. W odpowiedzi otrzymała radosne okrzyki załogi.

- Co powiesz na wieczorną kąpiel w gorących źródłach? - zapytała Leo Trafalgara.

- Niech będzie. - wzruszył ramionami. Zajebiście! Krzyknęła w duchu.

S.
Pokiwała głową. Czyli jutro też będą próbować ją wyciągnąć? Nie dobrze...

Wycofała się z kuchni i skierowała swoje kroki do łazienki. Musiała się pozbyć soli z włosów, to był jej priorytet na chwilę obecną.

~~~~~~
Witam po Świętach. Wszystkiego naj w nowym roku itd :)

Nie mam pojęcia co mogę dodać od siebie xd  po prostu, piszcie co myślicie o rozdziele i zostawiajcie gwiazdeńky :3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top