Rozdział 52

S.
Obudziła się wypoczęta, mimo że słońce wciąż się czaiło za horyzontem, odmawiając opuszczenia kryjówki.
Sara zamrugała kilka razy, zanim dotarło do niej, że obraz przed oczami jest jak najbardziej prawdziwy i przedstawia klatkę piersiową szermierza. Zabawne, kiedy wchodziła, nie zauważyła, jak Zoro był ubrany. Albo raczej, jak nie był... Bo poza uroczo zielonymi bokserkami, nie miał na sobie niczego.

Dziewczyna zaczęła rozważać, jak bardzo zażenowana powinna się czuć. W końcu wybrała 11 w skali od 1 do 10. Podniosła wzrok, żeby zerknąć na twarz chłopaka. Spał i nie wyglądał, jakby w najbliższym czasie miał zamiar się obudzić, ale jego ramiona dookoła jej ciała skutecznie uniemożliwiały jej ucieczkę... Peszek.
Nie chciała go budzić, a nie miała nic ciekawego do roboty, więc wyciągnęła dłoń przed siebie, delikatnie przesuwając palcami po bliźnie Roronoy. Była wypukła, a skóra na niej wydawała się delikatniejsza niż ta naokoło. Była też znacznie bladsza. Regularnie ułożone, prostopadłe do niej kreski, pokazywały gdzie rana była zszywana. Całkiem dobra robota lekarza.
Sara poczuła, że jednocześnie nienawidzi i uwielbia miecz, który wykonał cięcie. Nienawidziła, bo to przez tą ranę, życie szermierza było zagrożone. Uwielbiała, bo pamiątka po nim była piękna...

- Boisz się jej? - Usłyszała głos Zoro.

- Hm? - Nie zrozumiała pytania. Nie zabrała też ręki.

- Pytam, czy boisz się tej blizny. Czy chcesz, żeby zniknęła - sprecyzował. Głos miał spokojny, jednak przebijała się przez niego bolesna nutka.

- Nie - odpowiedziała. - Jest piękna - przyznała, opierając czoło o jego klatkę piersiową, żeby nie patrzeć mu w oczy.

- Naprawdę? - Zapytał z zaskoczeniem w głosie.

- Mhm... - Nieśmiało podniosła wzrok i sięgnęła dłonią do jego lewego oka. - Blizny nie są niczym złym. Stanowią dowód, że walczyłeś i wyszedłeś ze starcia zwycięsko.

- Nie zawsze zwycięsko. - Skrzywił się.

- Czasami sam fakt przeżycia możesz uznać za zwycięstwo - zauważyła filozoficznie.
Zoro chciał coś odpowiedzieć, ale coś, co zauważył kątem oka odwróciło jego uwagę. Złapał dziewczynę za rękę i obrócił delikatnie. Z uśmiechem przejechał kciukiem po niemal niewidocznej bliźnie na zagięciu nadgarstka.

- Bronisz blizn, bo sama je masz? - Zapytał rozbawiony.

- Miałabym obrażać samą siebie? - Odpowiedziała pytaniem.

- Co się stało? - Wskazał brodą na jej rękę.

- Pies mnie ugryzł. - Wzruszyła ramionami.

- Musieli zszywać.

- Bardzo bolało?

- Nie pamiętam. Miałam z sześć lat.

- A co z tym psem? - Zapytał, a w jego głosie pojawiła się groźba.

Sara zaśmiała się.

- Dawno nie żyje. Już wtedy miał swoje lata.

- To dobrze - mruknął.
- A teraz mi wybacz - zaczęła, wyplątując się z jego objęć. - Pęcherz wzywa - rzuciła jeszcze w ramach wyjaśnienia, widząc jego zawiedziony wzrok. - A ty się ubierz!

Opuściła pomieszczenie i skierowała się w stronę łazienki. Gdy się ogarnęła, wyszła na pokład znacznie lżejsza. Cicho weszła do kuchni, zaciągnięta tam przez strajkujący żołądek. Obraz który zastała sprawił, że uśmiechnęła się szeroko.
Na kanapie leżała Leo, śpiąc głęboko, a na podłodze tuż obok drzemał Law. Sara przez chwilę stała w drzwiach, po czym podeszła i kucnęła obok chirurga, dźgając go palcem w policzek. Gdy zobaczyła, jak ten otwiera powoli oczy, rzuciła, wciąż z uśmiechem na ustach:

- Nie śpij, bo ci dzieci zrobią.

Obserwowanie, jak jego głowa podrywa się gwałtownie, było całkiem zabawne…

- Czego chcesz? - Zapytał, zapewne chcąc brzmieć groźnie, ale na wpół śpiąca twarz zepsuła efekt.

- Dlaczego uważasz, że zaraz czegoś chce? - zrobiła urażoną minę, którą jednak szybko zastąpił szeroki uśmiech.

- Bo ty albo czegoś chcesz, albo próbujesz mnie drażnić.

- Ranisz - jęknęła teatralne.

- To czego chcesz? - Podjął niecierpliwie.

- Tylko zobaczyłam, w jaki sposób śpicie i uznałam, że chcielibyście wiedzieć, że jest rano. Jak ona będzie tak dłużej spała, to później nie będzie mogła obracać głową. - Wskazała na Leo, której głowa oparta była o oparcie kanapy pod niewygodnym kątem. - A ciebie zabije Sanji za... Bo ja wiem? Prześladowanie? Próbę gwałtu?
Widziała, jak mężczyzna podnosi się, usiłując ukryć delikatny rumieniec, który pojawił się na ostatnie słowa dziewczyny. Sama również się podniosła i leniwie podeszła do kuchni, zaczynając robić sobie herbatę.

- Wiesz... - Law próbował coś powiedzieć, ale zdecydowanie miał jakieś opory. - Dzięki - wykrztusił w końcu.

- Mhm... - zamruczała i ponownie spojrzała na niego. - Nie wiem, co jest między wami i nie zamierzam dociekać. Jednak, chociaż może tego nie widać, uznaje Leo za... - zawahała się. To zdecydowanie za wcześnie na przyjaźń. - za dobrą koleżankę. Dlatego możesz być pewien, że w razie czego, nie zawaham się przed zamordowaniem cię. Z tego powodu, radzę przestać aż tak reagować na słowo "gwałt". To może zostać źle odebrane - poradziła, mrugając do niego wesoło. Jednak jej oczy wyraźnie mówiły, że nie żartuje.

Chirurg zdecydowanie to zrozumiał. Pokiwał głową i poniósł dziewczynę w celu przeniesienia jej gdzieś. W drzwiach wyminął się z Zoro, który na szczęście, zdążył się ubrać.

- Herbaty? - zapytała. Uznała, że nie ma sensu pytać o coś innego, bo chwilę później pojawił się Sanji, oferując śniadanie i przepraszając za późne przybycie. Słodziak~

L.
Poczuła jak ktoś ją unosi, a potem poczuła  ruch. Czuła się nieco jak dziecko.
Uchyliła powieki. Przed oczyma miała czarne szlaczki.

O. Tatuaże Trafalgara.

Zaczerwieniła się i próbowała to ukryć, chowając głowę.

Usłyszała otwierane drzwi i po chwili leżała na łóżku w kobiecej kajucie. Obok niej siedział Law. Czuła jego obecność, jego wzrok. Bała się poruszyć, oddychać nawet się obawiała.

Uniósł rękę i powoli zaczął przesuwać dłonią po jej włosach. Nie wiedział czemu to robił, ale spodobało mu się to. Zresztą, warto byłoby się nauczyć jakichś gestów świadczących o trosce a to przecież jeden z nich, prawda?

Była zdumiona, że pan "no-emołszyn" zdobył się na coś takiego. To tak bardzo nie w jego stylu. Ale nie mogła zaprzeczyć że to się jej podobało.

Na tyle bardzo, że po kilku sekundach znów usnęła.

S.
Siedziała przy stole, starając się zamaskować uśmiech, który wciąż usiłował wywalczyć sobie drogę na jej twarz. Chociaż może to złe określenie. Uśmiech już dawno tam był, teraz tylko zwalczała szerokiego banana.

Jadła przygotowane przez kucharza jedzenie i cieszyła się z towarzystwa osoby siedzącej tuż obok niej. Zoro raczej milczał, a ona starała się odpowiadać na zadawane jej co jakiś czas pytania. Już wkrótce w pomieszczeniu zaczęli pojawiać się inni członkowie załogi, dzięki czemu uwaga przestała skupiać się na niej. Co było jej jak najbardziej na rękę. Po skończonym śniadaniu, Sanji zaproponował im czekoladowe ciasteczka. Większość załogi zwinęła po kilka sztuk i czmychnęła z kuchni. Sara sięgnęła po jedno i wgryzła się w nie, przymykając z rozkoszy oczy, kiedy poczuła karmel, zalewający jej kubki smakowe...

- Smakuje ci, Sara-chan? - zapytał kucharz, zerkając na nią.

- Mhm... Są pyszne - zamruczała.
Usłyszała ciche prychnięcie, więc zerknęła na Zoro. Ten nie wyglądał, jakby miał zamiar chociaż spróbować.

- Hej, no weź chociaż jedno - zaproponowała z szerokim uśmiechem.

- Nie lubię słodkich rzeczy - rzucił niechętnie.

- W ogóle nie jadasz deserów?

- Czasami jadam... Ale czekolada jest za słodka.

Dziewczyna uśmiechnęła się i ponownie spojrzała na blondyna, który przysłuchiwał się ich rozmowie.

- Miałbyś coś przeciwko, gdybym upiekła ciasto? - zapytała wesoło.

- Oczywiście, że nie - odparł natychmiast, robiąc zdziwioną minę. - A dlaczego chcesz to zrobić, jeżeli mogę zapytać?

- Żeby zrobić czekoladowe ciasto, które będzie smakować temu idiocie - rzuciła, wskazując kciukiem na Zoro. Ten spojrzał na nią krzywo, słysząc, jak go nazwała, ale nie odzywał się. Naprawdę się zastanawiał, czy Sara jest w stanie upiec coś takiego, co mu przypasuje.

Sanji pokiwał głową.

- Chętnie ci pomogę. A ty nawet nie waż się nie docenić jej starań, durny glonie!
Dziewczyna przewróciła oczami. Na pewno jej pomoże, jeżeli zaczną się kłócić. Ignorując obydwu facetów, zaczęła szukać odpowiednich składników.

~~~~
Pyszny rozdzialik słodko wita :3
Co myślicie o tym rozdziale? Piszcie komenty i zostawiajcie gwiazdeńky :)
Miłego czegokolwiek tam macie ;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top