Rozdział 50
S.
Wspięła się na bocianie gniazdo i usiadła na kanapie. Chwilę później pojawił się tam również Zoro. Usadowił się obok niej, przyglądając się jej uważnie.
- Jesteś spięta - zauważył.
- Zmęczenie - odpowiedziała, przymykając oczy.
- Na pewno? - Zapytał podejrzliwie.
- Mhm... - wymruczała na potwierdzenie. Chociaż sama nie była pewna, czy tylko o to chodziło.
Szermierz przez chwilę milczał, po czym pokiwal głową.
- Odwróć się - rozkazał w końcu.
- Po co? - Zapytała podejrzliwie, ale spełniła prośbę.
Nie otrzymała odpowiedzi, a zamiast tego poczuła na ramionach dłonie chłopaka, które powoli zaczęły rozmasowywać spięte mięśnie. Uśmiechnęła się delikatnie.
- Dobry w tym jesteś - zauważyła leniwie. Po chwili dodała: - Chyba, bo nie mam porównania
- W dojo, po treningach często się nawzajem masowaliśmy - rzucił w ramach wyjaśnienia. - Pomagało zapobiegać zakwasom.
- Brzmi logicznie. - Pokiwała głową, czując jak się rozluźnia. Westchnęła z zadowoleniem.
- Cieszę się, że nic ci się nie stało - odezwał się po dłuższej chwili.
- Bałeś się o mnie? - Zapytała. Teraz nie brzmiało to jak złośliwość, a zwykła ciekawość. Pewnie dlatego Zoro zdecydował się odpowiedzieć.
- Tak - przyznał cicho.
- Ja się nie bałam - rzuciła lekko. - Byłam przerażona - uzupełniła z uśmiechem.
- Nie było tego po tobie widać.
- Po mnie wielu rzeczy nie widać.
- W takim razie mi to powiedz: co teraz czujesz?
Przez chwilę panowała cisza. Sara zastanawiała się, co powinna powiedzieć. Mogła jak zwykle kłamać. Było to o tyle łatwe, że siedziała odwrócona do niego plecami. Jednak nie mogła się na to zdobyć.
- Dalej się boję.
- Czego?
- Chyba tego, że zaraz się obudzę. Albo, że uznasz, że masz mnie dość i znikniesz - przyznała nieśmiało.
- Dlaczego miałbym mieć cię dość?
- Bo jesteś człowiekiem. Ludzie mają to do siebie, że zmieniają zdanie, zapominają, oszukują... - Przerwała na chwilę, zamyślając się głęboko. - Wiesz, dlaczego nazywam cię szczeniaczkiem? - zapytała nagle.
- Nie...
- Bo przypominasz mi mojego psa.
Zoro przez chwilę milczał, wpatrując się w tył głowy dziewczyny. Czy ona właśnie próbowała go obrazić? Jeśli tak, to jaki miała w tym cel? Sara, jakby czytając w jego myślach, zaczęła wyjaśniać.
- Nie mam nic złego na myśli. Chociaż nie ukrywam, że lubię cię tym wkurzać. Po prostu... psy, w przeciwieństwie do człowieka, nie potrafią kłamać, ani zdradzić. Mają te oczy, że jak w nie spojrzysz, to wiesz, że możesz im zaufać... Ty masz takie samo spojrzenie. Ale i tak... boję się, że się pomyliłam. A ty znikniesz.
Zoro przerwał masaż i przyciągnął ją do siebie, odwracając w swoją stronę. Sara zanurzyła twarz w zagłębieniu na jego ramieniu. Czuła, jak przyjemne ciepło otacza ją, zapewniając poczucie bezpieczeństwa.
- Nie zniknę - zapewnił szeptem, prosto w jej ucho.
Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie. Pomyślała, że tym razem... Może warto zaryzykować?
L.
Po drugim zaskakującym wypadku, Leo stwierdziła, że nie wytrzyma dłużej bez świeżego powietrza. A Law nadal nie chciał jej puścić. Po prostu patrzył jej w oczy.
- Czy mógłbyś...? - nie dokończyła, pokazują jego dłoń, otulającą jej szyję. Przez chwilę zdawało się, że nie wie o czym Leo mówi, jednak po paru sekundach zrozumiał i puścił.
- Dziękuję. - uśmiechnęła się i prześlizgnęła się obok niego, przebiegła przez gabinet i wypadła za drzwi, natychmiast je za sobą zatrzaskując. Dyszała ciężko, mimo to pobiegła do damskiej sypialni. Tam dopiero oparła się plecami o ścianę i schowała twarz w dłoniach.
Cholera...
Leo nie może pozwolić na coś takiego! Była przecież z innego Wymiaru, co oznacza, że za jakiś czas opuści ten świat. A wtedy znów wpadnie w depresję bo będzie miała wyrzuty sumienia i na deser smutek z powodu rozstania. Cholera...
Usiadła na podłodze, odgarniając włosy. Czy Trafalgar też o tym myślał? Wie, że to nie ma szczęśliwej przyszłości?
Jeśli nie wie – to jest kretynem. Jeśli wie – to też jest kretynem.
Teraz Leokadia musi wymyślić jak mu to wytłumaczyć. Nagle uderzyła ją myśl, że może nie tylko ona będzie miała z tym problemy. Sara i Zoro wyglądali razem tak dobrze, jakby już byli małżeństwem...
S.
Minęła dłuższą chwila, a Sara czuła, że większość negatywnych emocji zniknęło. Chociaż w dalszym ciągu miała ochotę kogoś zamordować.
Odsunęła się od Zoro i posłała mu słaby uśmiech. Naprawdę była wykończona całym dniem i marzyła jedynie o ciepłym łóżku... Ewentualnie o zielonej poduszce.
- Idę spać - ziewnęła szeroko, chociaż nie chciało jej się podnosić...
- O, właśnie! - przypomniał sobie o czymś i przeszedł na drugi koniec pomieszczenia. - Mam twoją broń - oznajmił, podając jej wspomniane przedmioty.
- Dzięki. - Uśmiechnęła się, decydując w końcu na podniesienie się. - Idę do łazienki... Mogę tu spać, nie?
- Jasne. - zadeklarował niemal od razu.
Dziewczyna zeszła na pokład i skierowała się do damskiej sypialni z zamiarem wzięcia ubrań na zmianę.
L.
Po kilku minutach podniosła się i przeciągnęła. No cóż.. Jakoś to będzie. Zamarzyła sobie długą, gorącą kąpiel. Odpięła z saszetkę i już miała sięgnąć do pasa od katan, kiedy uświadomiła sobie, że ich nie ma. Przestraszyła się. Gdzie mogła zostawić broń? Może marynarze ją zabrali? Cholera, jeśli tak jest to Leo jest udupiona. Do sypialni wówczas weszła Sara.
- Widziałaś gdzieś może moje katany? - zapytała. W sumie z jakiego powodu naszła ją myśl, że dziewczyna może wiedzieć?
S.
- Nie - odpowiedziała, grzebiąc w swoich rzeczach. - Ale zapytaj kogoś innego, na pewno są na statku - dodała, domyślając się, czego druga dziewczyna się obawia.
Po chwili miała wszystko, czego potrzebowała i skierowała się ponownie do drzwi.
L.
Ulżyło jej. Jeśli spotka jeszcze kogoś po kąpieli to zapyta.
- Dzięki. - odparła. Sara wyszła, a Leo przygotowała sobie ubrania i usiadła na łóżku, słuchając muzyki.
S.
Weszła do łazienki i stanęła pod prysznicem. Strumień wody przyjemnie otulił jej ciało. Temperatura, którą większość ludzi zapewne uznałoby za lodowatą, pozwoliła jej na zrelaksowanie się.
Nie spieszyła się, uznając, że ma innych gdzieś. Niech czekają. Gdy uznała, że wystarczy, ubrała się i zaczęła doprowadzać do porządku włosy.
Zdecydowanie za szybko stwierdziła, że zrobiła wszystko, co mogła w łazience zrobić i powinna wyjść. Szkoda, lubiła przebywać w tym pomieszczeniu.
Jednak w końcu przemogła się i wyszła na pokład, kierując się ku siłowni.
L.
Po godzinie słuchania muzyki, postanowiła sprawdzić, czy łazienka jest wolna. Na jej szczęście była. Zgarnęła potrzebne jej rzeczy i po kilku minutach moczyła się w ciepłej wodzie. Przymknęła oczy, pozwalając swojemu mózgowi odpłynąć. Teraz, gdy była nieco trzeźwiejsza, mogła szczerze się przyznać, że podobało jej się to, co zrobił Trafalgar. Może i było to nieco zbyt gwałtowne posunięcie, ale nie miała czego żałować... ciekawe gdzie ten pierdzielnięty chirurg nauczył się całować...
Zanurzyła głowę w wodzie, żeby jej napalony umysł ostygł. Po prostu będzie musiała z nim porozmawiać. A pewnym jest, że Law o tej porze jeszcze nie będzie spał.
Z tą myślą umyła się szybko, uczesała mokre włosy i wyszła. Na horyzoncie ni widu ni słuchu upierdliwej pieczarki, toteż zaczęła łazić po statku z zamiarem grzybobrania.
~~~~
Witam~
Hm... Cóż by tu rzec...
Nie mogę się doczekać jutra :3 urodziny Zoro i specjalny One Shot~ :3
Co myslicie o tym rozdziale? Piszcie komenty i zostawiajcie gwiazdeńky~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top