Rozdział 5
- I w ten sposób pojawiłaś się tutaj. - podsumowała Nami, przyglądając się Sarze uważnie. Dziewczyna pokiwała głową.
- Mniej więcej. - Przez ostatnie pół godziny opowiadała jak to wybrała się na wyprawę nurkową nad Bałtyk i skończyła na Grand Line... Tak to chyba nawet Zoro się jeszcze nie zgubił.
- W jaki sposób przeniosłaś się do nas? - zamyśliła się Robin.
- Sama chciałabym to wiedzieć. Nie obraźcie się, lubię was i tak dalej, ale chciałabym kiedyś wrócić... Wiecie, przywiązałam się do swojego życia... Może i nudne, ale jednak moje...
- Postaram się dowidzieć, jak to mogło się stać. - obiecała archeolog, a Sara uśmiechnęła się do niej z wdzięcznością.
- Dzięki, Robin. Jesteś wielka!
- Co chcesz robić teraz? Znalezienie powrotu może chwilę potrwać. - Nami zerknęła na młodszą dziewczynę.
- Uhm... Mogę zostać z wami?
Po tym pytaniu wzrok wszystkich skierował się na Luffiego. To w końcu on miał największe prawo głosu na tym statku.
- Jasne. - potwierdził krótko.
- Dzięki. - brązowowłosa wyszczerzyła się w uśmiechu. - A teraz wybaczcie, mam sprzęt do wyczyszczenia. - dodała, podnosząc się i kierując w stronę wyjścia.
- Hej, możemy iść z tobą? - zapytał niemal od razu Franky, wstając.
- Tak, chcę wiedzieć, jak to działa. - dołączył natychmiast Usopp.
- Nie ma sprawy. - wzruszyła ramionami, opuszczając kuchnię. Za sobą słyszała kroki więcej niż dwóch osób.
Skończyło się na tym, że przez kolejną godzinę tłumaczyła zasady działania poszczególnych urządzeń i ich funkcję. Z umyciem uporała się w jakieś pięć minut, więc nie martwiła się za bardzo o stan techniczny. Po dłuższym namyśle zgodziła się zostawić wszystko w warsztacie chłopaków, gdy otrzymała od nich obietnicę, że niczego nie zepsują. No, prawie wszystko. Swój nóż zostawiła przy sobie.
Sara zawsze uwielbiała ostre noże. Czy to w kuchni, czy przy okazji jakiś biwaków, jej noże zawsze należały do tych najostrzejszych. Nienawidziła, kiedy ktoś o nie nie dbał. Ten nurkowy był jej największym skarbem. Uchwyt wykonany ze specjalnej gumy sprawiał, że ręka się na nim nie ślizgała i chwyt był zawsze pewny. Ostrze długie na jakieś piętnaście centymetrów było bardzo dobrze wyważone i cholernie ostre. Tytanowe, przez co korozja nie zagrażała mu niemal wcale. Był przez to mniej odporny na ścieranie, ale to była w stanie to przeboleć. Zawsze miała w kieszeni kamizelki zapasowe osełki. Znajomi często z tego powodu żartowali sobie z niej, ale ona się tym nie przejmowała. Słusznie, jak widać. Całość była czarna i bardzo prosto wykonana, ale to sprawiało, że Sarze podobał się jeszcze bardziej. Surowe piękno było tym, co przemawiało do dziewczyny.
Teraz przymocowała sobie pokrowiec noża do pasa i wsadziła narzędzie do środka. Osełkę wpakowała do kieszeni spodni. Przygotowana w ten sposób, obserwowała dwóch mężczyzn, którzy zabierali jej sprzęt pod pokład. Westchnęła cicho i odwróciła się, żeby zerknąć na Nami.
- Gdzie teraz płyniemy? - zapytała z ciekawością.
- Pierwotnie mieliśmy zamiar wynurzyć się po drugiej stronie Red Line, ale żeby cię złapać musieliśmy nieco zboczyć z kursu. Więc teraz płyniemy ponownie na wyspę ryboludzi. Ale nie przejmuj się, szybko nadrobimy ten czas. - wytłumaczyła nawigatorka.
Sara pokiwała powoli głową. Miałaby się martwić? No pewnie... Ale chyba lepiej było nie informować innych o swoim braku współczucia...
- Jasne... - mruknęła tylko. Ruda najwyraźniej wzięła to za rodzaj skrępowania, więc uśmiechnęła się szerzej do dziewczyny.
- Co ty na to, żebyśmy poszły na zakupy, jak już tam będziemy? Potrzebujesz jakieś ubrania.
- Uhm... nie mam pieniędzy. - Sara rzuciła pierwszą wymówkę, jaka przyszła jej do głowy. Nienawidziła zakupów!
- Nie przejmuj się tym. - Nami machnęła ręką, a Sara poczuła się jeszcze bardziej osaczona.
- Hmm... To może... - zaczęła, nie wiedząc, jak się wyłgać. Nagle ją olśniło. - Jestem za. Ale wiesz, wspólne zakupy nie są dobrym pomysłem. Przez to marnuje się dużo więcej czasu. Proponuję więc, żeby każda z nas poszła osobno! - powiedziała, z niepewnym uśmiechem na ustach.
- Dobry pomysł! W ten sposób każda z nas będzie mogła wejść do większej ilości sklepów! - oczy nawigatorki zaświeciły, a młodsza dziewczyna pokiwała głową.
- Tak... - mruknęła, zastanawiając się, co zrobi w czasie, kiedy wszystkie potrzebne rzeczy będzie już miała. Przyda jej się jakaś broń...
- Powinniśmy dotrzeć na wsypę za jakąś godzinę. Będziemy mogły spokojnie poświęcić jakieś pięć godzin na zakupy. - rozmarzyła się Nami.
- Pięć godzin? Jasne... To ja... zastanowię się, czego potrzebuję! - wykręciła się szybko i odeszła na bezpieczną odległość od rudowłosej.
Sara pokręciła głową, odtwarzając w głowie całą ich rozmowę. Pięć godzin na zakupy? Co ona miała zamiar kupić? Po chwili tylko wzruszyła ramionami. To i tak nie miało znaczenia...
Dziewczyna przeszła na główny pokład i znalazła tam huśtawkę. Usiadła na niej, naprawdę zaczynając robić w głowie listę potrzebnych rzeczy.
„Kilka koszulek... Kilka par spodni też się przyda. Jakaś bluza. Albo dwie. Może kurtka? Przeciwdeszczowa jedna i jedna zimowa... O i buty. Nie wiem, na jakie wyspy trafimy, więc mogą być jedne ciepłe, a drugie lżejsze... Może rękawiczki? No i jakaś bielizna...”
Rozważała przez chwilę, po czym pokiwała głową, zadowolona z wniosków, do których doszła. To powinno wystarczyć. „Zakładając, że mogę trochę szukać odpowiednich sklepów... Max godzina. Potem mogę pooglądać miasto. I znaleźć broń.” uznała. Dumna ze swoich planów podniosła się, żeby poszukać czegoś ciekawego do roboty. Miała w końcu godzinę...
Przy barierce, obok schodów, stał oparty Zoro. Przyglądał się uważnie dziewczynie, którą Luffy tak bezmyślnie zgodził się zaakceptować na statku. Szermierz zawsze był podejrzliwy, a ta osoba sprawiała, że czuł się dziwnie. Sam nie był pewny, dlaczego. Brązowowłosa nie wyglądała na groźną. Wnioskując po sposobie, w jaki mówiła zaraz po przebudzeniu, był gotów uznać, że zwariowała, ale po ich późniejszej rozmowie... Sam nie wiedział, co powinien o tym myśleć, ale uznał, że będzie miał na nią oko. Tak na wszelki wypadek.
- O czym tak myślisz, Panie Szermierzu? - cichy głos Robin wyrwał go z zamyślenia. Odwrócił się, żeby spojrzeć na archeolog.
- Mam dziwne odczucia w stosunku do niej. - powiedział, ponownie zaczepiając wzrok na dziewczynie, która obecnie zaczęła rozmawiać o czymś z Chopperem.
- Mówisz o Pani Nurek? - Kobieta nie porzuciła swojego zwyczaju, nadawania wszystkim dziwnych przydomków.
- Tak... Wierzysz w jej historię?
- Jest w niej dużo sensu. - przyznała Robin. - Urządzenia, które miała ze sobą, zdecydowanie nie pochodzą stąd. Również jej opowiadania dotyczące jej świata wydają się całkiem logiczne i nie ma w nich luk, które wskazywałyby na słabo wymyśloną historię.
- Wciąż coś w niej mnie niepokoi. - mruknął nieprzekonany.
- Jesteś tak podejrzliwy w stosunku do każdego, Panie Szermierzu. - zauważyła archeolog.
- Może masz rację. - Roronoa odsunął się od barierki i zaczął iść w stronę bocianiego gniazda.
Słowa Robin go nie przekonały. To co czuł teraz nie było zwykłą podejrzliwością, tego był niemal pewny.
- Hej, Zoro! - usłyszał okrzyk Choppera i odwrócił się. Obok renifera stała Sara i uśmiechała się do niego lekko.
- Co jest? - zapytał.
- Możesz wziąć Sarę na bocianie gniazdo? - zapytał lekarz, a zielonowłosy popatrzył krzywo na obcą dziewczynę. W końcu niechętnie pokiwał głową.
- Tak. Chodź. - mruknął, podchodząc do drabinki.
- Dzięki! - ucieszyła się dziewczyna, podążając jego śladem.
Zoro chwycił się pierwszych szczebli i zaczął się sprawnie wspinać. Błyskawicznie znalazł się na szczycie i zerknął w dół. Sara była już w połowie wysokości, co go nieco zdziwiło. Większość osób, które wchodziło na statek pierwszy raz, miało problemy z wejściem na górę. Chwilę później, dziewczyna była niecałe pół metra od wejścia i wlepiała swoje brązowe oczy w twarz szermierza.
- Uhm... I co teraz? - zapytała niepewnie.
- Wchodź. - szermierz wzruszył ramionami.
- Masz na myśli... Mam puścić się tej cudownie bezpiecznej drabiny i przerzucić całe ciało przez tę półmetrową przepaść, kiedy od ziemi dzieli mnie jakieś dwanaście metrów? - zapytała, a nieco wystraszony uśmiech pojawił się na jej twarzy.
Sara nie miała lęku wysokości. Sam fakt stania sobie na tej wysokości nie robił na niej wrażenia. Miała jednak na tyle rozbudowany instynkt przetrwania, żeby teraz darł się w jej głowie „NIE RÓB TEGO! CHCESZ ŻYĆ!”
- Tak, właśnie to mam na myśli. - Zoro uśmiechnął się złośliwie, widząc niepokój na twarzy młodszej dziewczyny. - Chyba, że wolisz wrócić na dół...?
- Hmmm... Kusząca propozycja... - mruknęła, zerkając w dół.
- Dlaczego uważasz, że nie dasz rady, skoro już tutaj weszłaś? - zapytał, naprawdę ciekawy jej odpowiedzi.
- To nie tak. Wiem, że jeżeli spróbuję, to dam radę... - sapnęła cicho, ponownie lustrując pokład pod sobą. - Po prostu boję się tego zrobić.
- Skoro wiesz, że dasz radę, to czego się bać?
- Zapytaj o to mojej psychiki! - prychnęła zirytowana.
- To wchodzisz tutaj czy nie? - mimo swoich wcześniejszych obaw, teraz ledwo powstrzymywał się od śmiechu.
- Miło, że cię bawię... - wymamrotała, rzucając mu złowrogie spojrzenie. Ale tylko przez chwilę. Potem sama zaczęła się śmiać. - Wiesz, dobrze mi tutaj. Myślę, że jeszcze chwilę tak postoję. Masz ochotę dotrzymać mi towarzystwa?
- Wolałbym potrenować. - wskazał kciukiem gdzieś za siebie.
- Dobra, wchodzę. - Sara westchnęła głęboko i wlepiła spojrzenie w postać nad sobą. - W razie czego mnie łap.
- Dlaczego miałbym to robić?
- Bo inaczej wina spadnie na ciebie i to ty będziesz musiał sprzątać moje zakrwawione resztki z pokładu na dole. Uwierz mi, to nie będzie łatwe, ani przyjemne zadanie.
- Przekonałaś mnie.
Zoro wyciągnął rękę i złapał Sarę za przedramię. Dziewczyna wzięła jeszcze głęboki wdech i podciągnęła się, wdrapując do siłowni. Tam położyła się na podłodze i wyszczerzyła się do sufitu.
- Spoko, jeszcze kilka razy i może nawet będę tu sama wchodzić. - rzuciła z cichym śmiechem.
- A te kilka razy będę musiał ci pomagać? - domyślił się Zoro, podnosząc się i patrząc na dziewczynę krzywo.
- Oczywiście. Myślisz, że dlaczego chciałam wejść tutaj z tobą?
- A chciałaś tu wejść, bo...?
- Bo słyszałam, że macie tutaj teleskop. I siłownię.
- Masz zamiar ćwiczyć?
- Może... chciałam coś zrobić, żeby rozruszać nieco mięśnie. Po tej całej akcji z wpadaniem do was czuję się strasznie zesztywniała. - wyjaśniła, podnosząc się w końcu.
Mówiła prawdę. Wciąż czuła, że jej ciało nie do końca reaguje na wszystkie polecenia. A naprawdę nie lubiła tego uczucia. Ból mogła znieść, większość innych niedogodności też. Ale nienawidziła, kiedy jej ciało nie reagowało tak, jak powinno.
- Bierz, co chcesz. - Zoro wzruszył ramionami, pokazując jej cały sprzęt, który był tutaj zgromadzony.
Dziewczyna spojrzała na niego, zastanawiając się, jak dosłownie powinna zrozumieć „bierz co chcesz”... Zrezygnowała jednak, uznając, że póki co nie ma sensu przeginać. Powoli obeszła pomieszczenie, przyglądając się każdemu ciężarkowi po kolei. Po chwili zerknęła na szermierza z niedowierzaniem.
- Nie macie czegoś dla normalnych ludzi? Czy naprawdę najmniejsze, co macie to 30kg i to jeszcze na tych ciężarkach przeznaczonych na jedną rękę? - zapytała z niedowierzaniem w głosie.
- Za dużo? - zakpił Zoro.
- Zdecydowanie! - sapnęła, dziwiąc go nieco. Na pewno nie spodziewał się, że dziewczyna przyzna się, że dany ciężar jest dla niej za duży. Właściwie, nawet nie wiedział, skąd się wzięło to przypuszczenie.
- Mniejsze są w tamtej szafce. - pokazał na jeden z mebli, stojących pod ścianą.
Sara podeszła tam i zaczęła w niej grzebać. Po chwili z zadowoleniem wyciągnęła mały, w opinii szermierza, ciężarek.
- Idealny na lekki trening. - uznała, z satysfakcją pokazując go mężczyźnie. Ten odczytał z niego wartość. „6kg”.
- Skoro tak twierdzisz... - wzruszył ramionami, chwytając swoją sztangę i rozpoczynając własny trening.
Kątem oka wciąż obserwował brązowowłosą. Ta zajęła się własnym treningiem, nie robiąc przy okazji nic podejrzanego. No, może z wyjątkiem dziwnych ćwiczeń, których szermierz dotąd nie widział. Ale tak poza tym, zachowywała się niegroźnie.
Sara w tym czasie również obserwowała szermierza. Nie dlatego, że mu nie ufała, czy coś. Bardziej dlatego, że do ćwiczeń zdjął koszulkę i teraz wyglądał po prostu cudownie. Dziewczyna uznała, że nie warto się przemęczać, dlatego skupiła się na lekkich ćwiczeniach, głównie rozciągających. Miała przez to dużo czasu na podziwianie towarzysza.
Niecałe pół godziny później, obydwoje usłyszeli z dołu głos Nami. Krzyczała, że widać wyspę. Odłożyli swoje przyrządy i podeszli do wejścia.
- Dasz radę? - zapytał Zoro, unosząc ironicznie brew.
- Nie wiem. - przyznała, kucając przy włazie. Wysunęła jedną nogę i przez chwilę machała nią w powietrzu, szukając stabilnego podparcia. Posłała szermierzowi szybki uśmiech i zniknęła za krawędzią.
- Hej! - krzyknął, pochylając się gwałtownie, myśląc, że dziewczyna spadła. Z pewną ulgą zauważył ją jakieś pięć metrów niżej, gdzie sprawnie schodziła na dół.
- Co jest? - zapytała niewinnie, uśmiechając się do niego.
- Nie, nic... - mruknął, sam rozpoczynając schodzenie. Wrzasnął na siebie w myślach. Obiecał sobie, że będzie ją miał na oku, a tymczasem zaczął się o nią martwić...
- Już prawie jesteśmy. - poinformowała Nami, gdy zobaczyła, jak Sara do niej podchodzi.
- Ok. Jest coś, co powinnam wiedzieć? - zapytała dziewczyna, przyglądając się gromadzącej się wkoło załodze.
- Hmmm... Zbiórka za pięć godzin, przy statku. Powinnaś w tym czasie zaopatrzyć się w jakieś ubrania. O inne zapasy się nie martw. Uważaj na marynarkę, chociaż oni nie znają twojej twarzy, więc nie powinnaś mieć problemu. Ale możesz trafić na innych piratów, od nich lepiej trzymaj się z daleka.
- Zrozumiałam. - potwierdziła, przyglądając się wyspie pod nimi. Kojarzyło jej się to z wielkim akwarium. Przez chwilę zastanawiała się, czy tak widzą świat ryby w oceanarium...
- Ostatnia kwestia... - kontynuowała Nami, a Sara zdała sobie sprawę, że ominęła ją jakaś część. Wzruszyła ramionami. Chyba nic ważnego, bo nikt na nią nie patrzył. - Ktoś musi pójść z Zoro, żeby się nie zgubił.
- Hej, dam sobie radę! - zdenerwował się szermierz, ale pozostałą część załogi nie wyglądała na przekonaną. Każdy zaraz zaczął wymyślać sobie jakieś wymówki.
- Mam dużo zakupów do zrobienia.
- Ja ostatnio go pilnowałem!
- …
Każdy szybko wymigał się od tego obowiązku i teraz stali, rzucając sobie nawzajem wyczekujące spojrzenia. Sara wzruszyła ramionami.
- Mogę z tobą pójść. - zwróciła się do szermierza.
- Jesteś pewna, że tego chcesz, Sara-chan? - zapytał zmartwiony Sanji. - Ten glon jest kompletnie beznadziejny. Cały czas się gubi. - wyjaśnił.
- I tak chciałam iść z kimś. Przynajmniej nie będę musiała się obawiać ataków na mnie. - wytłumaczyła spokojnie. - Poza tym, lubię się gubić... Chociaż najczęściej mi to nie wychodzi, bo mam na to za dobre poczucie kierunku. - dodała z uśmiechem.
- Dobra, to postanowione! - ucieszyła się większość załogi. Tylko jeden szermierz nie wydawał się być zadowolony z takiego obrotu spraw.
- Potrafię sam o siebie zadbać. - burknął.
- Tak, ale nie będziemy marnować czasu na szukanie cię. - wyjaśniła Nami.
Zoro wyglądał, jakby dalej chciał się kłócić, ale byli już blisko wejścia na wyspę i wszyscy musieli zająć się przygotowaniem statku. Już chwilę później stali w porcie, a Nami dawała ostatnie instrukcje. Luffy oczywiście zniknął już dawno, większość innych też powoli się rozchodziła. Sara otrzymała od nawigatorki trochę berri i proste wskazówki dotyczące tej wyspy. Pokiwała głową i obie dziewczyny rozdzieliły się.
- Możemy iść? - Sara spojrzała na Zoro, który stał kawałek od niej ze zirytowanym wyrazem twarzy.
- Dlaczego muszę iść z tobą? - wymamrotał zdenerwowany. - Przecież ty idziesz na zakupy.
- Daj spokój, nie będzie tak źle. - zaczęła iść w losowo wybraną stronę, upewniając się, że zielonowłosy idzie za nią.
- Nie będzie źle? Kto tu ma zamiar łazić przez pięć godzin po sklepach? - zapytał ironicznie.
- Nie wiem. Masz taki zamiar?
- Nie... - zerknął na nią zaskoczony.
- No to chyba nikt tutaj. - wzruszyła ramionami.
- Nie miałaś iść na zakupy...?
- Miałam kupić sobie jakieś ubrania. Tak. Ale nie mam najmniejszego zamiaru spędzić tam więcej czasu niż jest to absolutnie konieczne.
- To dlaczego rozmawiałaś z tą wiedźmą tak, jakbyś miała taki zamiar?
- Bo inaczej nie dałaby mi spokoju. I pewnie chciałaby zaciągnąć mnie do kilku sklepów, których nigdy nie odwiedziłabym własnowolnie. Dlatego wzięłam ciebie.
- Hmm...
Już bez większych kłopotów przeszli do właściwego miasta. Gdy szermierz zobaczył, w jaki sposób Sara robi swoje zakupy, nie narzekał już więcej. Co prawda, dziewczyna potrzebowała nieco więcej czasu niż zakładała, bo najpierw musiała zorientować się w nowych, dziwnych rozmiarach, ale niecałą godzinę później obydwoje opuszczali dzielnicę odzieżową. Zoro zgodził się nieść część toreb. W milczeniu minęli kilka alejek.
- To... Co teraz? - zapytała w pewnym momencie Sara.
- Co masz na myśli? - zainteresował się szermierz.
- No wiesz... Mam jakieś ubrania i wciąż musimy jakoś spędzić pozostałe cztery godziny. Coś musimy robić.
- A na co masz ochotę? - zielonowłosy zerknął na nią, nieco ciekawy tego, co teraz wymyśli.
- Chcę jakąś broń.
- Broń?
- No wiesz... Jestem na Grand Line. Wolałabym mieć coś, poza moim małym nożykiem... - tu wskazała palcem na jej nóż, wciąż tkwiący przy pasie. - i urokiem osobistym.
- Urok osobisty uważasz za broń? - Zoro wydawał się być rozbawiony.
- Oczywiście. Najważniejsze podczas walki to umieć wykorzystać wszystkie swoje atuty.
- Jesteś pewna?
- Jak najbardziej.
- Możemy sprawdzić twoją teorię. - zaproponował. Nie był pewien, skąd wziął się ten pomysł, ale był do niego jak najbardziej pozytywnie nastawiony.
- Ok. Teraz broń.
- Znajdźmy odpowiedni sklep. Pomogę ci coś wybrać. - zaproponował.
Sara pokiwała głową z uśmiechem. Kilka minut później stali już przed odpowiednim budynkiem. Dziewczyna przez chwilę wahała się przed wejściem, ale mężczyzna otworzył drzwi i gestem pokazał jej, żeby weszła.
- Czego mamy szukać? - zapytał, gdy oboje zaczęli rozglądać się po wnętrzu.
- Hmmm... Czegoś dla mnie? - zaproponowała.
- Dokładniej? - szermierz przewrócił oczyma.
- Domyślam się, że kałacha tu nie mają? - mruknęła nieco smutnym tonem, wciąż nie odrywając wzroku od kolekcji broni zgromadzonej na półkach. Powoli zaczęła się przesuwać wzdłuż nich.
- Czego? - Zoro zmarszczył brwi.
- Kałach. AK-47. Kałasznikow. Jak kto woli. Broń palna. Karabinek automatyczny. - wytłumaczyła, nie skupiając się za bardzo na wypowiadanych słowach. - W naszym świecie całkiem znany.
- Prawdopodobnie tego nie mają. Inne pomysły?
- To!
Mężczyzna spojrzał na przedmiot, który wskazywała dziewczyna. Na jednej z półek znajdowała się naginata. Była bardzo prosta. Długi drzewiec pokryty był czarną skórą w czerwone romby. Ostrze było delikatnie wygięte, bez żadnych zbędnych ozdobników. Jedynie na końcu uchwytu kołysał się leniwie czerwony rzemyk z ozdobnym frędzlem w tym samym kolorze.
- To? - Zoro wydawał się być zaskoczony jej wyborem. Chociaż z drugiej strony, ta dziewczyna zaskakiwała go cały czas.
- Tak. Podoba mi się.
- Używałaś kiedyś naginaty?
- Hm... kilka razy? Zdarzyło mi się trafić na warsztaty walki, naginata też tam była... Poza tym, będę miała mniejsze szanse na śmierć, jak zachowam odpowiednią odległość.
- Może masz rację. Bierzesz, czy chcesz się jeszcze rozejrzeć?
- Biorę.
- Na pewno tą? Tamte są ładniejsze... - zauważył, pokazując ręką na zbiór ozdobnie wykonanych broni na sąsiedniej półce. Dziewczyna ledwo tam zerknęła.
- Mają za dużo ozdób. Będą przeszkadzać w walce i dodadzą niepotrzebnego ciężaru. Poza tym, za bardzo rzucają się w oczy. Ta wygląda na solidną i jest bardzo ładna.
- Ma pani świetne oko. - rozległ się głos gdzieś zza jednej z półek.
Obydwoje odwrócili się, żeby zobaczyć starszego ryboluda, który z uśmiechem wskazywał na broń. Zapewne był to właściciel tego przybytku.
- Naprawdę? - Sara przekrzywiła głowę.
- Oczywiście. Jest to broń wykonana przez jednego z najlepszych ryboludzkich rzemieślników. Przy tworzeniu tej, całkowicie skupił się na funkcjonalności, przez co porzucił typowy dla niego, ozdobny styl. Z tego powodu, większość klientów nawet nie zwraca na broń uwagi. A szkoda, bo jest naprawdę warta uwagi.
- Mogę ją obejrzeć? - zapytała, przechylając głowę.
- Oczywiście. - sprzedawca ściągnął broń z półki i podał ją dziewczynie. Ta uważnie przyjrzała się ostrzu, ustawiając je pod światło.
- Hmm... Ostre. Dobrze wyprofilowana... - zamruczała, obracając ją. - Nie potrafię rozpoznać materiału. To jakaś stal?
- Naturalnie. - nieznajomy pokiwał głową, najwyraźniej będąc pozytywnie zaskoczony zachowaniem dziewczyny.
- Najwyższej jakości. Oprócz żelaza, zawiera węgiel drzewny, wanad, chrom, molibden i niewielką domieszkę kairoseki, co nadaje ostrzu jego specyficznych właściwości. Jest dużo bardziej odporny na korozję od zwykłych stali, posiada wysoka elastyczność i wytrzymałość.
- Kairoseki? - Sara uniosła głowę.- Nigdy nie spotkałam się ze stalą, która zawiera to w sobie. Jak dużo tego jest?
- 12,7 % - sprzedawca wydawał się być z tego dumny.
- Hmm... Całkiem sporo, jak na materiał domieszkowy. Czy taka ilość starczy, żeby zaatakować użytkownika Logii?
- Naturalnie. Nie odbierze to im wszystkich sił, jak w przypadku czystego minerału, ale potrafi ich zranić, tak jak każdego innego człowieka.
- Nieźle. - pokiwała głową. Przez chwilę oceniała jeszcze sam drzewiec, ale szybko się poddała. Szczególnie, gdy poczuła, jak broń niemal mruczy pod dotykiem jej dłoni. - Chcę to. - poinformowała, podając obiekt sprzedawcy.
Już niedługo później ponownie szli przez miasto, oprócz kilku toreb z ciuchami, w ręce Sary spoczywała jej nowa broń.
- O co chodziło z twoim pytaniem o stal? - zapytał w pewnym momencie Zoro.
- Och. Zwyczajnie nie byłam tego pewna. Materiał wydawał mi się dziwny.
- Czy na broni może być coś innego niż stal?
- Oczywiście, chociaż nie jest to popularne. Mój nóż na przykład jest tytanowy. Nie jest przez to najlepszej jakości, jeżeli chodzi o posługiwanie się nim na powierzchni, ale jest odporny na korozję. Z tego względu jest świetny, jeżeli chodzi o nurkowanie.
- Skąd to wiesz?
- Szukałam informacji, gdy wybierałam sobie nóż. Wolałam nie mieć potrzeby zmiany go co roku ze względu na to, że był zły. Poza tym, myślałam, że będziesz wiedział takie coś. Przecież masz katany. - pokazała na broń przy pasie szermierza.
- Potrafię zachować to w dobrym stanie. Nie muszę wiedzieć, co jest w środku. - mruknął.
- Może masz rację. - dziewczyna wzruszyła ramionami. - Hej, skoro wciąż mamy ponad dwie godziny, może pójdziemy coś zjeść?
- Jasne.
~~
Więc tak... Rozdział nieco długi, ale osobiście uważam, że ciekawy ;)
No i teraz i Leo i Sara mają broń!
Co myślicie o tym rozdziale? Konentujcie i zostawiajcie gwiazdki!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top